Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Ruszyłem z przygotowaniami do maratonu. Będą one dla mnie o tyle inne, że po raz pierwszy postanowiłem sprawdzić, jak zadziała na mnie hipoksja. Pierwszy raz wybrałem się na obóz wysokościowy. Padło na marokańskie Ifran. Zanim wyruszyłem na czterotygodniowy obóz, przeprowadziłem pierwszą adaptację do wysokości jeszcze w Polsce. Cztery noce spędziłem w AirZone Zamienie, centrum wysokościowym, gdzie spałem w warunkach sztucznej hipoksji imitującej wysokość między 2000, a 2500 metrów nad poziomem morza. Zapraszam was do tygodniowego podsumowania moich treningów, spostrzeżeń związanych z pobytem w sztucznej hipoksji i podróży do Maroka.
Odpowiedź na pytanie dlaczego postanowiłem wyjechać na obóz w góry, nie będąc jednocześnie profesjonalnym biegaczem mogącym walczyć o najwyższe laury, jest prosta. Bo mogłem. Lubię poprawiać swoje wyniki. O hipoksji mówi się wszędzie, że to czynnik potrafiący odmienić bieganie. Dodatkowo przy okazji takiego wyjazdu mogę zobaczyć trochę innego świata niż znajome, przemierzone tysiące razy, ścieżki w pobliżu domu. Taki obóz pozwala lepiej skupić się na treningu, niż spędzając czas w domu, gdzie jest więcej rozpraszaczy. Życie obozowe płynie zupełnie inaczej niż we własnym domu.
Pierwsze skojarzenie z Ifran mam sprzed kilku lat, gdy byłem w starej siedzibie AirZone, gdzie pokoje były nazwane miejscowościami, w których trenują najlepsi sportowcy na świecie. Później podglądając zagranicznych zawodników, widziałem, że trenują tu mistrzowie świata i olimpijscy jak El Bakkali, a także przyjeżdżający Europejczycy. Podróż do Ifran jest stosunkowo prosta i tania. Czterotygodniowy pobyt również jest zdecydowanie tańszy niż np. w słynnym Sankt Moritz. Za loty dla dwóch osób i dwuosobowe mieszkanie na 27 dni wyszło niecałe 11 tysięcy złotych co w porównaniu z kosztami obozu w Szwajcarii, czy Hiszpanii jest zdecydowanie tańsze. Do tego dochodzi transfer z lotniska w Fezie za około 180 zł w jedną stronę. Ceny żywności są niższe niż w Polsce, szczególnie gdy uwzględnimy moją wegetariańską dietę.
W Ifran mam bardzo bezpieczną wysokość, czyli około 1650 – 1750 metrów nad poziomem morza, co w przypadku pierwszego takiego wyjazdu jest opcją, która nie jest szokiem dla organizmu. Dostępny jest stadion, kilometry szutrowych ścieżek, po których biegał Hicham El Guerrouj, mało uczęszczane asfaltowe drogi pośród lasów. Dodatkowo miasto jest niewielkie, co zapewnia spokój i wyciszenie, ale jednocześnie jest bardzo „europejskim” miastem, gdzie bez problemu zrobię zakupy, znajdę w razie potrzeby aptekę, a po południu mogę odprężyć się w kawiarni przy dobrej kawie.
W sztucznej hipoksji w podwarszawskim Zamieniu spędziłem w sumie cztery noce, gdzie każdego dnia przebywałem 12 godzin w warunkach symulujących wysokość między 2000, a 2500 metrów nad poziomem morza. Nie jest to wystarczający czas na „zbudowanie” odpowiedniej krwi, jednak pozwala uruchomić organizm do rozpoczęcia adaptacji. Dzięki temu podczas obozu w górach można szybciej zacząć mocniejszy trening.
Pobyt w centrum hipoksyjnym jest bardzo komfortowy. Do dyspozycji są klimatyzowane pokoje, które są wygodniejszą opcją niż spanie w namiocie. Dostępna jest też mała kuchnia, oczywiście też zaplecze sportowe z salami do ćwiczeń wyposażonymi w niezbędny sprzęt. Cały system wytwarzania sztucznej hipoksji jest cichy, a na ekranie telewizora możemy dokładnie śledzić na jakiej „wysokości” się znajdujemy. Wokół AirZone Zamienie jest sporo tras do biegania. Można wybrać płaski i równy asfalt na drodze technicznej przy trasie szybkiego ruchu. Niedaleko znajduje się tez las kabacki. Kilka kilometrów dalej także bieżnia stadionu lekkoatletycznego w Piasecznie.
Przy zameldowaniu otrzymujemy pulsoksymetr, którym po każdej nocy warto sprawdzić wysycenie krwi tlenem. Dzięki temu wiemy, jak reaguje nasz organizm na pobyt na wysokości. Protokół „sleep high, train low”, który stosowałem w trakcie pobytu w AirZone jest stosunkowo bezpiecznym sposobem na przyzwyczajenie się do hipoksji i rozpoczęcia procesu poprawy parametrów krwi. Wszystkie treningi wykonywałem w tym czasie na zewnątrz, czując się naprawdę dobrze i bez jakiegokolwiek zmęczenia pobytem w środowisku ubogim w tlen.
rano | po południu | uwagi | |
---|---|---|---|
poniedziałek | 18,7 km 4’35” | 10,2 km 4’39” | Rano badania krwi, wieczorem pierwsza noc w AirZone (2000 mnpm) |
wtorek | 3 km 4’42” + 12 km strady w krosie średnio po 3’32” + rytm 5 x 30”/60” + 4 km 4’41” | 11,7 km 4’28” | Druga noc w AirZone (2200 mnpm) |
środa | 23 km 4’30” | 8,1 km 5’04” | Trzecia noc w AirZone (2500 mnpm) |
czwartek | 15 km 4’22” | 11,1 km 4’33” | Czwarta noc w AirZone (2500 mnpm) |
piątek | 3 km 4’22” + 12 x 1000 p.200 3’13”3 – 3’08” / przerwy w większości około minuty, po szóstym powtórzeniu 2:15 + 2,2 km 4’44” | Wolne | Film z treningu znajduje się na YouTube |
sobota | podróż | 9,9 km 4’12” | Wylot z Polski o 9:50, przesiadka i trening w Alicante, w Ifrane o 22:30 lokalnego czasu (23:30 w Polsce) |
niedziela | 30 km 3’57” | Wolne |
Łącznie 179 kilometrów
Po pierwszych kilkudziesięciu godzinach w Ifrane wydaje się to być bardzo dobre miejsce na trening. Mam już za sobą pierwsze bieganie z lokalnym zawodnikiem. O tym w kolejnych raportach z obozu.