Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Lato 2022 dla kibiców lekkiej atletyki będzie okazją do oglądania dwóch ważnych imprez. Najpierw najlepsze lekkoatletki i najlepsi lekkoatleci rywalizować będą podczas Mistrzostw Świata w Oregonie. Niedługo później do Monachium zjedzie się europejska elita na mistrzostwa Starego Kontynentu. W obu przypadkach najważniejszy będzie wynik sportowy. Bieganie jednak niejedną ma twarz. Dla wielu osób to poczucie przynależności do grupy i frajda jaką daje bieganie przyciąga ich do tego sportu. O tym jak czerpać radość z biegania bez presji na wynik porozmawiałem z Karolem Chmielewskim ze Swords Athletics.
Bartłomiej Falkowski: Czym jest Swords Athletics? ZiP Skład nawijał, że nie są zespołem tylko grupą przyjaciół. Wy chyba też nie jesteście zwykłym klubem biegowym?
Karol Chmielewski Swords Atletics: Fajne porównanie. Na pewno nie jesteśmy tylko klubem biegowym. Jesteśmy grupą ludzi, grupą przyjaciół, która skupia się wokół biegania i to też przenosi się na inne sfery życia. Zaczęło się od kilku gości, którzy zaczęli biegać. Na świecie coraz popularniejsze jest bieganie miejskie, które nie jest ukierunkowane na wynik tylko raczej spotykanie się razem. I chodzi o to by takie grupy scalały ludzi. Tak powstało Swords Athletics. Kiedyś było też Swords Warsaw, ale nie chcąc działać tylko w Warszawie zmieniliśmy nazwę na Swords Athletics. No i zaczęliśmy biegać. Powoli zrobił się jakiś pierwszy skład i tak biegamy już pięć lat. Były lepsze i gorsze momenty. Wiadomo, że zimą biega się gorzej (śmiech), ale jakoś to przeżyliśmy. Konsekwentnie z Karolem i Patrykiem spotykaliśmy się co środę i co niedzielę na bieganie, wrzucaliśmy zaproszenie na nasze kanały social media. Wciągaliśmy w to znajomych, publikowaliśmy relacje na Instagramie. Odzywali się do nas nowi ludzie dla których byliśmy motywacją by się ruszyć. Takie bieganie jest na tyle fajnym sportem, że można porozmawiać. A po biegu zawsze dążyliśmy do tego by każdy trening kończyć kawą lub piwem by jeszcze porozmawiać. Dodatkowo uważaliśmy, że nasze bieganie musi mieć jakaś barwę, logo, więc robiliśmy ubrania, żeby ludzie identyfikowali się z naszą grupą. Zawsze robimy też merch dla ludzi, którzy poza tym że chcą pobiegać to też fajnie chcą się ubrać. Niektórzy zaczynają od tego, że kupują sobie koszulkę i trochę boją się biegać, a potem przekonują się i zaczynają biegać od zera, a po roku startują z nami w zawodach.
Widzę, że duży nacisk kładziecie na socjalny aspekt biegania. A czy jest też strona czysto sportowa? Czy to schodzi nawet nie na drugi, a trzeci czy dalszy plan?
Jest sportowo bo wychodzimy biegać i ustalamy sobie jakieś cele. Ale ten cel każdy ustala sobie indywidualnie i wyznacza swoją poprzeczkę. Na treningach robimy różne grupy jeśli chodzi o tempo biegu by ludzie czuli się dobrze i nie myśleli, że trzeba u nas szybko biegać. Zawsze jak jedziemy na jakiś maraton do Paryża czy Berlina, lub nawet lokalnie w Warszawie to też jest grupa towarzysząca, która kibicuje. Robi się wtedy taki wyjazd towarzysko-sportowy. Poza bieganiem jest też czas żeby wyjść coś zjeść, wypić piwko, miło spędzić razem czas.
Mówiłeś, że zaczęło się od warszawskiej grupy, ale teraz biegacie nie tylko w stolicy. W jakich miastach można was spotkać i jak to się rozwinęło? Czy to celowe działanie by się rozrastać, czy wyszło to naturalnie?
Na razie jest ekipa trójmiejska oraz krakowska i powoli zaczyna działać też Wrocław. To wyszło zupełnie naturalnie. Grupa trójmiejska powstała tak, że Adam, który z nami biegał, wyprowadził się tam i biegał tworząc tam grupę. Z Krakowem jest inna historia, ale też zupełnie naturalna. Podczas naszego biegu Border to Hel dołączyła grupa, która pochodziła m.in. z tego miasta. Tutaj było fajne flow i Maciek, który mieszka w Krakowie razem z ziomkami zaczął o tym rozmawiać. My rzuciliśmy pomysł by zrobić Swords Kraków i wyszło to naturalnie. Co niedziele biegają, to jest taka towarzyska, oddolna inicjatywa.
Przejdźmy do waszego projektu Border to Hel. Opowiedz jak powstał ten bieg, jak się rozwinął, skąd ten pomysł.
Gdy powstało Swords to w Stanach w tamtym momencie pojawiła się taka impreza biegowa, The Speed Project. To jest wyścig sztafet z Los Angeles do Las Vegas. Bardzo chcieliśmy wziąć w tym udział. Pomyśleliśmy, ze zanim się na to zapiszemy to musimy pobiec coś takiego w Polsce by mieć pogląd jak to się robi. Zaczęliśmy myśleć co zrobić w Polsce. Był pomysł by biec z gór do Warszawy, z Warszawy do Gdańska i wreszcie padł pomysł by zrobić długi bieg całym wybrzeżem od Świnoujścia na Hel. Nazwaliśmy go od granicy na Hel, czyli właśnie Border to Hel – spod przeprawy na Karsiborze w Świnoujściu do mety na Helu.
Pierwszy raz pojechaliśmy tam w siedem osób, z czego dwie dołączyły w Kołobrzegu. Pierwszy bieg to była szalona przygoda, jedna wielka improwizacja. Kamperem z Warszawy do Świnoujścia jechaliśmy bardzo długo. Dojechaliśmy w środku nocy, zatrzymaliśmy się na tej przeprawie, która automatycznie stała się miejscem startu w kolejnych latach. Mieliśmy wystartować o szóstej rano, ale zaspaliśmy, więc wystartowaliśmy o 6:27 i tak też startujemy w kolejnych edycjach. Początkowo chcieliśmy pobiec trochę „zakolami” około 400 kilometrów, ale ostatecznie wyszło 380 kilometrów. Częściowo w trakcie wytaczaliśmy trasę. Od dwóch lat mamy sztywno wyznaczoną trasę tak by była najfajniejsza i najbezpieczniejsza. Po tym pierwszym biegu zrobiliśmy wideo i ludzie zaczęli pisać, że też chcieliby wziąć udział i tak powstała kolejna edycja i trzecia i czwarta i w tym roku w piątej edycji wystartowało już dwanaście drużyn.
Czy jest to elitarne wydarzenie? To wy zapraszacie ludzi, czy można zapisać się jak na zwykłe zawody?
Można się zapisać, nie ma żadnej selekcji. Preferujemy ekipy niż pojedynczych ludzi. W tym roku my wystawiliśmy siedem naszych drużyn plus pięć drużyn zewnętrznych w tym 4 drużyny z Londynu.
A jak wygląda techniczny aspekt biegu? Czy zmiany są z góry ustalone, czy jest jakiś regulamin?
Preferowane składy to czterech mężczyzn plus dwie kobiety. Taki minimum to dwie kobiety tak żeby nie było składu tylko męskiego. Był w tym roku skład gdzie było dwóch mężczyzn i cztery kobiety. Wszyscy poruszają się camperem, w każdym momencie osoba biegnącą ma wsparcie osoby na rowerze. Zmiany są dowolne. Każda drużyna ustala swoją taktykę. My polecamy biec po pięć – dziesięć kilometrów, albo w jeszcze krótszych interwałach.
Właśnie, czy po pięciu edycjach masz już jakieś przemyślenia jak podchodzić do takiego wysiłku? Jak trenować, co z kwestią regeneracji i sprzętu?
Jako jedyni z Karolem braliśmy czynny udział w każdej edycji i mamy różne wspomnienia i doświadczenia. Za pierwszym razem podeszliśmy do tego ad hoc. Kupiliśmy dużo odżywek, bananów i masła orzechowego i to już wiem, że jedzenie samych słodkich rzeczy nie jest fajne. Odżywianie i regeneracja są kluczowe. Warto mieć jakiś makaron z sosem pomidorowym, coś co zmieni smak. Na pewno dobrze jest potrenować tak, by jednego dnia wyjść na trening kilka razy. Żeby zobaczyć jak zachowa się organizm gdy jednego dnia pobiegasz trzy razy. Nawet jeśli to będzie tylko 5-7 kilometrów. Dobrze też jest w trakcie wypić ciepłą kawę, która powoduje, że czujesz spokój i jest to element domowości w camperze. Ta kawa daje chwilę odpoczynku.
Na Instagramie widziałem śmieszny film, że ta impreza to będzie crash test nowych NB 1080v12. Ile dałbyś gwiazdek w teście NCAP?
Powiem ci, że dużo. Terminy nas goniły. Dostaliśmy buty późno, niektórzy dostali je dopiero na starcie. Buty nie były wybiegane, a skończyło się bez żadnych obtarć z dobrymi wynikami. Co ciekawe w naszym biegu jest i asfalt, piach i szutry i but sprawdzał się na każdym podłożu. To co jest fajne to względem poprzedniego modelu został wzmocniony zapiętek, który lepiej trzyma. Sprawdziliśmy je także podczas burzy jak i w pełnym słońcu. Nikt nie narzekał, nikt nie mówił, że nie można w nich przyspieszyć. Jest to uniwersalny, solidny but, który dopasuje się do nogi.
Polskie morze = piwko? Czy na zamianach wpadał jakiś browarek czy dopiero na mecie? I tak bardziej na poważnie ile czasu biegała pierwsza drużyna, a ile ta, która biegała najdokładniej?
Pierwsza drużyna przebiegła w trzydzieści godzin z drobnym haczykiem. Była to brytyjska drużyna. Raczej piwka w trakcie nie polecamy chyba, że piwko 0% jako izotonik. I niektóre drużyny w ten sposób się suplementowały w trakcie, ja akurat tego nie robiłem. Ale na Helu już czekało na nas zimne piwko. Na mecie, kiedy dobiegliśmy na plaże od razu weszliśmy do wody, to dobrze zrobiło i na ciało i na głowę. Najwolniejsza drużyna dobiegła w około 38 godzin. Ale tam było zamieszanie ze składem, jedna z osób wskoczyła w ostatniej chwili. Mieli psa na pokładzie, którego ugryzła pszczoła, zgubili trasę.Co roku są jakieś przygody, zmęczenie temu sprzyja. To co najważniejsze to na Helu było siedemdziesiąt mega zadowolonych i szczęśliwych osób. Widać efekt, że mimo zmęczenia zrobiło się coś fajnego, wyszło się ze strefy komfortu i przeżyło przygodę. Nawet udało się tego wieczora wyjść razem na Helu na piwko, potańczyć. Nie była to długa impreza, ale każdy wykrzesał jeszcze trochę energii. Powoli planujemy kolejną edycję, ale teraz jeszcze czas na podsumowanie piątej edycji i film, który pokazuje obrazki z polskiego morza. Bo to co jest fajne to to, że podczas Border to Hel zwiedzamy. Widzimy różne obrazki. Od takich turystycznych jak Mielno, czy Hel po takie gdzie biegniesz pięć, dziesięć kilometrów i nie widzisz żadnego człowieka. Bociany w polu, bieg po mierzei między jeziorem a morzem. Border to Hel pokazuje miejsca, które są nieznane dla kogoś kto jedzie tylko w jedno, konkretne miejsce i to jest piękne.
Następne Border to Hel za rok, ale po takim przedstawieniu może się okazać, że aby wystartować będzie trzeba rozlosować wolne miejsca. A czy poza BTH robicie też jakieś inne projekty?
Zapraszamy w środy i niedziele na treningi. Wrzucamy wszystko na Instagrama. Treningi są otwarte i bezpłatne, zapraszamy wszystkie chętne osoby. Organizujemy też wyjazdy na biegi w Polsce i Europie. W tym momencie mamy zaplanowane wyjazdy do Berlina, Warszawy, Amsterdamu. A koniec roku spędzimy na maratonie w Walencji. Zapraszamy wszystkich, bo to są niezapomniane wrażenia. W zeszłym roku w Walencji było ponad dwadzieścia osób z czego tylko połowa biegła, a reszta kibicowała. W tym roku większość tych kibiców sama chce pobiec, bo tak im się podobało. Zapraszamy na nasze spotkania wszystkich, każdy kiedyś był nowy i na pewno każdy odnajdzie się w naszej grupie.
Swords Athletics możecie śledzić na Instagramie. To tam znajdziecie informacje o treningach, sporo motywacji, ale także modowych inspiracji. Dołączenie, nawet okazjonalne, do biegowego crew jakim jest Swords Athletics na pewno pozwala poczuć luz i dobrze się pobawić co kompletnie nie stoi w kontrze do żadnych innych biegowych celów.
Zdjęcia: Katarzyna Milewska.