Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
W niedzielę 6 grudnia w Oleśnie wyłoniono najlepszych maratończyków w kraju. Tytuły mistrzów Polski trafiły do Aleksandry Lisowskiej i Kamila Jastrzębskiego. Zwycięzcy nie uzyskali minimów olimpijskich, ale za to wrócą z Opolszczyzny z nowymi życiówkami. O uzyskanie wskaźników 2:11:30 dla mężczyzn i 2:29:30 dla kobiet, było niezwykle trudno, gdyż bieg rozegrano na pofałdowanej trasie przy uciążliwym wietrze. Zawodów nie ukończyli jedni z największych faworytów: Szymon Kulka i Błażej Brzeziński.
Jastrzębski wynikiem 2:12:58 poprawił rekord życiowy o niespełna trzy i pół minuty. Na drugim miejscu finiszował Adam Nowicki (2:13:45), a podium uzupełnił Kamil Karbowiak (PB 2:15:06). Lisowska zdjęła z poprzedniej życiówki 53 sekundy, zatrzymując zegar na 2:30:47. Na drugim miejscu finiszowała Aleksandra Brzezińska (2:35:20), brąz trafił natomiast do Anny Bańkowskiej (2:37:56).
Bieg mężczyzn odbył się bez zawodników zagranicznych, a o dyktowanie tempa w początkowej fazie biegu poproszeni zostali rodzimi pacemakerzy – Damian Kabat i Przemysław Dąbrowski. Najdłużej obsługę zająca zapewnił prowadzącej grupie Dąbrowski, schodząc w okolicach 12 kilometra. Potem czołówkę stanowili już tylko: Jastrzębski, Kulka, Brzeziński, Karbowiak, Nowicki i Grycko.
Dość niespodziewanie kilka kilometrów później za nogę złapał się Kulka i zszedł z trasy. Moc zaczął tracić też Brzeziński. Wszystko to sprawiło, że czołowa grupa jeszcze przed 20 kilometrem stopniała do czterech nazwisk. Półmetek: Karbowiak, Nowicki, Jastrzębski i Grycko, minęli w 1:06:18. Teoretycznie szanse na minimum nadal były. Sprawę komplikowały jednak ciężkie warunki, w których biegacze regularnie przyjmowali ciosy od wiatru. „Wichura straszna” – powiedział nam Emil Dobrowolski chwilę po opuszczeniu trasy w okolicach 20 kilometra. Przed trzydziestką pas powiedział natomiast Błażej Brzeziński.
Niedługo przed 30. kilometrem na wyraźne prowadzenie wyszedł Kamil Jastrzębski. Kroku próbował dotrzymać mu mistrz Polski na 10 km Kamil Karbowiak, jednak na 34. kilometrze przewaga Jastrzębskiego nad drugim zawodnikiem wynosiła już dobre pół minuty. Podopieczny Huberta Duklanowskiego biegł energicznie i wyglądał zaskakująco świeżo, podczas gdy na twarzy innych biegaczy malowało się cierpienie.
Zwycięzca nie był ani przez chwilę zagrożony. Zawodnik pochodzący z Kraśnika, dobiegł do mety z przewagą 47 sekund nad drugim Nowickim, który ostatecznie przełamał Karbowiaka. Czwartym miejscem musiał zadowolić się najlepszy przełajowiec w kraju – Tomasz Grycko (2:16:06). Zarówno Karbowiak jak i Grycko poprawili swoje rekordy życiowe.
Kamil Jastrzębski nie krył na mecie radości. Po trzech srebrnych medalach MP w tym sezonie, sięgnął po upragnione złoto:
– Trasa bardzo selektywna, podbiegi łagodne, ale długie. Niemniej udało się dziś wykręcić bardzo dobry wynik. Zaatakowałem na 25 kilometrze i potem do końca biegłem już swoje. Trochę sponiewierał mnie ostatni podbieg, nie mogłem przyśpieszyć na końcówce tak jak bym chciał, ale i tak jestem mega zadowolony – komentował na gorąco Jastrzębski.
90 MP PZLA MĘŻCZYZN W MARATONIE – medaliści
1. | JASTRZĘBSKI Kamil | (SKB Kraśnik) | 2:12:58 PB |
2. | NOWICKI Adam | (MKL Szczecin) | 2:13:45 |
3. | KARBOWIAK Kamil | (LZS KL Kotwica Brzeg) | 2:15:06 PB |
Najlepsze panie przez długi czas biegły w dość cieplarnianych warunkach, otoczone przez męską obstawę. W licznej grupie znalazły się największe faworytki do zwycięstwa – Aleksandra Lisowska, Aleksandra Brzezińska i Anna Bańkowska. Poza biegaczami amatorami, zainteresowanymi tempem na sub 2:30, w czołówce kobiet biegło dwóch pacemakerów – Wojciech Kopeć i Jacek Wichowski.
Panowie zarządzali tempem doskonale, meldując się na kolejnych piątkach w zakładanym czasie. Dychę odhaczono w 35:15, piętnastkę w 52:48. Później z początku pokaźna grupa zaczęła się rozrywać. Było w tym trochę zasługi Anny Bańkowskiej, która w okolicach 20. kilometra postanowiła oderwać się od koleżanek. W ślad za zawodniczką Podlasia Białystok ruszył pacemaker Wichowski. Z kolei Wojciech Kopeć został z klubową koleżanką Aleksandrą Lisowską (oboje reprezentują KS AZS UWM Olsztyn). Warmiński pociąg tracił do liderki 7 sekund. Kilkanaście metrów dalej biegła natomiast obrończyni tytułu Aleksandra Brzezińska.
Półmaraton Bańkowska minęła w świetne 1:14:25 ale niestety niedługo później zaczęły się jej problemy z kolką. Swoje biegła natomiast Lisowska w asyście Kopcia, na 25 kilometrze przeganiając koleżankę z wojska. Olsztyński duet był na dobrej drodze, żeby dotrzeć na metę zanim zegar wskaże 2:29:30. Kryzys Bańkowskiej wykorzystała Brzezińska wychodząc na drugą pozycję niedługo za 30 kilometrem (choć, jak przyznała nam na mecie Ola, również i jej doskwierały podczas biegu problemy z ostrą kolką).
Jeszcze na 30. kilometrze (pokonanym 1:46:10) Lisowska biegła w tempie na minimum olimpijskie. Wojciech Kopeć odprowadził koleżankę aż do 35 kilometra. Później liderka musiała już sobie radzić sama (EDIT: spontanicznym pacemakerem na końcówce został Bartłomiej Stajniak z Politechniki Opolskiej). Ostatecznie przecięła metę z najmniejszą w stawce stratą do olimpijskiego wskaźnika. Zabrakło dokładnie 1:17. Srebrny medal z czasem 2:35:20 wywalczyła Brzezińska, natomiast brąz trafił do Bańkowskiej (2:37:56).
Zapytaliśmy Aleksandrę Lisowską o to czy bardziej cieszy się ze złota, czy jednak ubolewa, że nie udało się uzyskać minimum do Tokio.
– Myślałam, że trasa będzie troszeczkę lżejsza. Ale jak wbiegliśmy na tę dłuższą pętlę, to już widziałam, że ciężko będzie uzyskać dziś minimum. Mimo wszystko do 35 kilometra wciąż wierzyłam, że jestem w stanie walczyć o igrzyska. Wojtek Kopeć odpadł na ostatniej pętli, przez większą część dystansu biegł ze mną. Bardzo dużo mi pomógł, super poprowadził, dlatego też jemu zawdzięczam dzisiejszą życiówkę. Niestety do minimum zabrakło trochę pary w nogach. Mogę mieć pretensje jedynie do siebie, że trochę siłowo dzisiaj brakowało. Nie będę ukrywać, że ja przyjechałam tutaj walczyć o minimum olimpijskie. Mogłam być druga, trzecia czy nawet poza podium, bo najważniejszy był dla mnie czas. Niestety tym razem się nie udało. Mam nadzieję, że na wiosnę wszystko pójdzie zgodnie z planem – powiedziała nam mistrzyni Polski, która z Olesna wyjedzie co prawda bez minimum, ale za wynik najbliższy olimpijskiemu wskaźnikowi, wywiezie z Opolszczyzny zestaw wypoczynkowy, nagrodę specjalną ufundowaną przez sponsora.
40 PZLA MP KOBIET W MARATONIE – medalistki
1. | LISOWSKA Aleksandra | (KS AZS UWM Olsztyn) | 2:30:47 |
2. | BRZEZIŃSKA Aleksandra | (MKL Toruń) | 2:35:20 |
3. | BAŃKOWSKA Anna | (KS Podlasie Białystok | 2:37:56 |
O wrażenia po zawodach zapytaliśmy Mariusza Giżyńskiego, jednego z głównych sprawców zamieszania, który miał duży wkład w ostateczny kształt trasy maratońskich mistrzostw Polski.
– Fajnie to wyszło, dobrze to wyszło – zaczął popularny Giża. – Cztery tygodnie temu mieliśmy sytuację, że maratonu nie było. Wszystko załatwialiśmy na ostatnią chwilę: współpracowników, sponsorów. Generalnie opinie wśród biegaczy są raczej pozytywne, słyszę, że wszystko zostało fajnie przeprowadzone. Nikomu niczego nie brakowało na trasie. Dzisiaj problemem był wiatr. Jak jest duża grupa to wiatr, aż tak nie utrudnia i z pewnością, gdyby byli pacemakerzy z zagranicy, byłaby to pomoc. Ale i tak trzeba powiedzieć, że wyniki zwycięzcy i zwyciężczyni są bardzo dobre. W warunkach optymalnych mieliby duże szanse na minima. Trasa była mocno pagórkowata, a jeszcze biegacze nie mieli dzisiaj szczęścia, bo wiatr uderzał w twarz na podbiegach – zakończył Giżyński.
Chociaż długo wyczekiwane mistrzostwa Polski w maratonie zakończyły się bez upragnionych wskaźników na IO w Tokio, nie rozczarowały. Organizatorzy pomimo krótkiego czasu, stanęli na wysokości zadania i świetnie zastąpili w roli gospodarza Dębno. Natomiast zawodnicy i zawodniczki w wyjątkowo selektywnych warunkach dali z siebie maksa. Liczne rekordy życiowe udowadniają, że jak jest forma, to można biegać nawet po górkach przy wietrze w twarz. Pozostaje trzymać kciuki, aby wiosną naszym najlepszym długodystansowcom udało się pobiec w dobrze obsadzonym maratonie w jednym z dużych miast. Maraton w Oleśnie miał swój klimat, ale chyba wszyscy z utęsknieniem czekamy na powrót majorsów.