Karolina Obstój
Z wykształcenia prawniczka, a z zamiłowania ambitna biegaczka amatorka, spełniająca się w biegach górskich, choć od asfaltu nie stroni. Trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych. Więcej o mnie znajdziesz na Instagramie.
Paulina Tracz to czołowa polska biegaczka górska teamu The North Face, medalistka Mistrzostw Polski w biegach ultra i na długim dystansie. Aktualnie jest mamą siedmiomiesięcznej Poli i wraca do mocnego ścigania. Porozmawialiśmy o tym, czy łatwiej było biegać w ciąży, czy po porodzie, aktualnej formie oraz planach startowych na ten rok.
W tym roku wracasz do ścigania po przerwie macierzyńskiej. To bardzo indywidualna kwestia, ale jak wyglądał u Ciebie okres ciąży pod kątem aktywności fizycznej? Biegałaś?
Faktycznie jest to bardzo indywidualna kwestia. Nie trafiłam niestety na ginekologa, który wcześniej miał do czynienia z prowadzeniem ciąży kobiet, które uprawiają sport. Konsultowałam się z trzema lekarzami i każdy mówił mi zupełnie coś innego. Dlatego postanowiłam sama wziąć za to odpowiedzialność.
Biegałam na samopoczucie. Miałam rozpisany plan i do czwartego miesiąca ciąży praktycznie wykonywałam wszystkie zaplanowane jednostki biegowe. Były to raczej spokojne treningi, gdyż miały za zadanie podtrzymać mnie w byciu aktywną i zdrową. Głównie tlenowe jednostki, czasami krótkie fartleki, jednak było to zależne od samopoczucia. Czasami orbitrek, rower. Nawet w czwartym miesiącu przebiegłam zawody. To był dystans 13,5 km podczas XRun – Tajemnicze Kopce. Jednak zdarzały się wyjątki, gdy przez cały dzień nie miałam na nic ochoty i tylko spałam.
Biegałam do siódmego miesiąca, ale wtedy już bardzo mało. W 8 i 9 miesiącu, podczas spacerów w górach, próbowałam czasem trochę potruchtać, ale to było niekomfortowe, bolało mnie podbrzusze. Wtedy ratował mnie orbitrek, fajnie było się spocić chociaż na nim.
A po jakim czasie od porodu wróciłaś do biegania?
Po porodzie nie było tak kolorowo, ponieważ niestety nie rodziłam naturalnie. Na początku byłyśmy z Polcią tydzień w szpitalu, z uwagi na moje wysokie ciśnienie. Było to czymś nowym dla lekarzy. Nawet kazali mi brać tabletki na zbicie ciśnienia. Jednak zaczęłam trochę ćwiczyć duże grupy mięśniowe, wedle podpowiedzi męża i trochę się obniżyło. Co ciekawe wróciłam do domu i już po jednej nocy ciśnienie było w normie.
Pierwszy raz poszłam potruchtać do lasu, ponad miesiąc po porodzie, ale to było totalne człapanie – 20-30min po 6:00/km. Pierwsze trzy miesiące ogólnie były ciężkie, bo byłam cały czas niewyspana. Karmiłam piersią, więc budziłam się po kilka razy w nocy. Mieliśmy dwie wizyty w szpitalu na izbach przyjęć. Tam niestety nie ma jak się ruszać, więc jak coś zaczęłam biegać, to znowu pojawiała się przerwa. Biegać zaczęłam de facto trzy miesiące po porodzie, aczkolwiek mój trener-mąż twierdzi, że trenować zaczęłam dopiero miesiąc temu, czyli 7 miesięcy po porodzie. Dopiero przez ostatni miesiąc udało mi się pokonywać ok 90 km tygodniowo, a on to uznaje za granicę, kiedy ja zaczynam trenować, a nie tylko biegać. Normalnie w optymalnej formie biegałam 90-110 km, czasem 120 km, ale to były wyjątkowe tygodnie, najczęściej same zawody robiły taki kilometraż.
Ale startować w zawodach już zaczęłaś – zaliczyłaś starty górskie i asfaltowy półmaraton.
Tak, ale ten półmaraton uliczny miał być środkiem treningowym i dać nam informację, na jakim etapie jestem. Łatwiej mi biec 60-90 minut drugiego zakresu z szybszą końcówką na zawodach niż na treningu. Był to bieg wedle założeń treningowych, wynik tu nie był najważniejszy. Choć to denerwujące, to jednak się tak da i uczy to pokory. Pierwsze starty w górach były dla mnie łatwiejsze niż asfaltowy półmaraton. Średnie tempo z tej połówki wyszło 4:04, podczas gdy tempo sprzed trzech lat, gdy nabiegałam życiówkę to 3:50. Jednak wszystko idzie w dobrym kierunku, bo od czasu porodu odnotowuję ciągły progres. Wedle mojego Garmina, po porodzie zaczynałam biegać z Vo2 53, a już mam 65, więc nie jest źle 😉 Myślę też że w maju zrobimy badania wydolnościowe i będę wiedziała, jak wygląda moja progresja od początku grudnia do maja.
Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas pierwszych startów po porodzie? Duży stres, czy raczej ekscytacja i radość, że znowu możesz stanąć na linii startu?
Cieszyłam się na te biegi górskie. Nie obawiałam się, bo wiedziałam, że to nie są jakieś ważne, docelowe zawody. Ekscytowałam się tym, że zażyję trochę normalności, wyrwę się z domu, spotkam z innymi biegaczami, aczkolwiek mały stresik miałam. Mimo że zaliczyłam już bardzo dużo zawodów, to przed każdym trochę się stresuję, ale to jest potrzebne. Większy stres miałam przed tą asfaltową połówką, bo już dawno nie startowałam na ulicy. Wiedziałam, że będę cierpiała, a podczas biegu uświadomiłam to sobie dosadnie (śmiech).
Za dwa tygodnie odbędą się w Szczawnicy Mistrzostwa Polski w biegach górskich na długim dystansie. Jak się czujesz przed tym startem?
Jak sobie o nim pomyślę, to już się stresuję (śmiech) i cieszę. To już będzie poważny start. Dam z siebie tyle, ile na ten moment mnie stać i będę walczyć o jak najlepszy wynik.Nie jadę tam, żeby to przebiec. Formę na tym etapie mam jaką mam. Wiem, że nie jest to aż tak wysoka forma, jaką na takie zawody chciałabym mieć, jednak to Mistrzostwa Polski i mam do tego szacunek. Sama jestem ciekawa, jak mój organizm zareaguje na taki długi bieg. Zobaczymy. Cieszę się, że w końcu jadę się pościgać.
Jakie masz plany na ten sezon? Gdzie wystartujesz?
Jednym z głównych planów – z którego bardzo się cieszę – jest Zegama. Już od kilku lat było to moim biegowym marzeniem. Na Zegamę będę na pewno bardziej przygotowana niż na Szczawnicę. Trener prognozuje pierwszy szczyt na czerwiec/lipiec, ale na Zagamie (29 maja – przyp. red) też już powinno być dobrze. W sumie oba biegi mają podobny profil, podobną długość. Plusem Zegamy jest to, że nie jest rozgrywana w bardzo wysokich górach, więc odpada ryzyko tego, że na dużej wysokości ciężko mi będzie oddychać. Bardzo się cieszę, że tam wystartuję, będzie to dla mnie ogromne wydarzenie.
Pojawię się też na Chudym Wawrzyńcu, gdzie odbędą się MP w biegu ultra. Planuję też pobiec Tatra Sky Marathon. Jednak ostateczną decyzję podejmę w trakcie sezonu. Zobaczę, jak po tej przerwie spowodowanej ciążą będę radziła sobie na zawodach i czy uda się to wpleść w cykl. Na podstawie mojej formy będziemy dalej planować starty i treningi.
Co uważasz za swoją najmocniejszą stronę, jako biegaczki górskiej?
Myślę, że mam dość mocną psychikę. Jeszcze z żadnego biegu nie zeszłam. Potrafiłam walczyć np. na biegu na 100km w Krynicy z najlepszymi biegaczkami w Polsce i w zasadzie również z biegaczami 😉 Do 50 km była otwarta walka, a trwało to około 5-6h, więc żeby to wytrzymać wymagało to mocnej głowy. No i jeszcze trzeba było dolecieć do końca walcząc ze sobą. Choć już kilka trudnych sytuacji miałam, a podczas jednego biegu w sumie powinnam zejść, byłoby to racjonalne, ale ja nie schodzę! Biegnę do końca. Przynajmniej do tej pory tak było.
Nawet, jak mam trudne momenty, jak przychodzi „ściana”, to jakoś sobie z tym radzę. Wizualizuję metę. Zawsze moją mocną stroną były też zbiegi. Żartowałam, że zbieganie jest dla mnie, jak taniec z kamieniami. Uwielbiałam zbiegać. Teraz też lubię, ale chyba im człowiek starszy, tym bardziej ostrożny. Kilka razy skręciłam kostkę i po tych skręceniach trochę bardziej uważam. Wydaje mi się, że obecnie nie zbiegam tak, jak na początku.
A najsłabsza strona?
Podbiegi. Ciągle pracuję nad siłą biegową. Ogólnie nie lubię biegów, na których jest dużo przewyższeń. Wolę bardziej biegowe trasy. Nie lubię siłowych. Boję się też mocniejszych ekspozycji, które pojawiają się głównie na biegach skyrunningowych. Po biegu w Szkocji – Ring of Steal, powiedziałam sobie, że już nigdy w życiu w takim biegu nie wystartuję! Ja się tam modliłam, żeby dobiec do mety! Nigdy w życiu bym się już na ten bieg nie zdecydowała.
Zatem trasa w Szczawnicy będzie pod Ciebie.
Tak, ona jest dosyć biegowa. Są elementy trudniejsze, jak w każdym biegu, ale generalnie, to raczej szybka i na pewno ładna trasa.
To będzie pewnie trudny temat dla młodej mamy – jak dbasz o regenerację? Na co zwracasz szczególną uwagę?
Na sen! (śmiech) Jeśli musisz wstać 3-4 razy w nocy na karmienie, które trwa około 40, a nawet 60 min, to jest ciężko i wtedy każda minuta snu staje się cenna. Teraz już jest dobrze, bo Pola przesypia praktycznie całą noc. Choć czasami obudzi się o czwartej. Wykorzystuję czas maksymalnie na mobilizację, rozciąganie, rolowanie, czy też samo leżenie, gdy Pola się bawi. Odpowiednie jedzenie bo to mój konik, dodatkowo suplementacja. Terapia powięziowa, masaż, drenaż limfatyczny, kąpiel w soli Salco. Dbam o regenerację. Trener zrobił mi też analizę moich słabych punktów. Mam listę ćwiczeń, które regularnie wykonuję.
Twój mąż jest Twoim trenerem. Nie kłócicie się czasami o trening?
Niestety czasem się kłócimy (śmiech). Jednak mam wrażenie, że Łukasz zna moje ciało lepiej niż ja sama. Uważam, że dzięki niemu tak się rozwijam. On mnie obserwuje, ma mnie na oku niemal 24 godziny na dobę, więc to jest bardzo duży plus tego rozwiązania. Minusem jest to, że czasem się kłócimy. Niestety z osobą obcą inaczej się komunikujemy, delikatniej niż z osobą, która jest dla nas najbliższa. Wkurzasz się na nią, inaczej się odzywasz, co stanowi czasem problem. Jednak, jeśli chodzi o podejście trenerskie, to uważam, że Łukasz jest najlepszą osobą do trenowania mnie. Łukasz cały czas coś czyta i też wysyła mi, żebym się dokształcała. Ogromną zaletą jest też to, że jest fizjoterapeutą, więc w każdej chwili może mi pomóc. Choć na szczęście nigdy nie miałam kontuzji, która spowodowałaby przerwę w bieganiu.
Mocny materiał. Nie wiem skąd pochodzisz i czy się ze mną zgodzisz, ale ja mam swoją teorię, że sportowcy pochodzący ze wsi są najtwardsi.
Tak! Tak! (śmiech) Pochodzę ze wsi Wierzbna pod Jarosławiem. Teraz mieszkamy w Rzeszowie, lecz pracowałam od dziecka. Wyrywałam wiechy z kukurydzy, siekałam buraki, zbierałam truskawki. Chyba faktycznie coś w tej teorii jest, że osoby ze wsi są zahartowane i nauczone pracy od dziecka. To uczy życia i pozwala się cieszyć z małych rzeczy. Łukasz mówi że każdy, kto się nie chce uczyć powinien na miesiąc wyjechać do takiej pracy i od razu znajdzie motywację do nauki.
Zdjęcie tytułowe: Bartosz Konopka