Bartłomiej Falkowski
Biegacz o wyczynowych aspiracjach, nauczyciel wychowania fizycznego i wielbiciel ciastek. Lubi podglądać zagranicznych biegaczy i wplatać ich metody treningowe do własnego biegania.
Lubi wypić bezalkoholowe piwo dużo bezalkoholowego piwa, biega w stroju indyka, lubi słodycze i wygłupia się na Instagramie. Taki opis pasuje do wielu młodych kobiet (może poza bieganiem jako indyk), ale raczej niewiele z nich może pochwalić się medalem olimpijskim. Z drugiej strony, mimo że uwielbia popijać piwem pączki, cały czas zmaga się z zaburzeniami odżywiania. Zobaczcie kim jest Molly Seidel, brązowa medalistka w maratonie z Sapporo.
Seidel dorastała na przedmieściach Milwaukee, największego miasta stanu Wisconsin. Już od najmłodszych lat pokazywała, że ma duże umiejętności związane z bieganiem. Jako uczennica University Lake School wygrała krajowe mistrzostwa w przełajach. W 2012 roku została wytypowana do juniorskiej kadry narodowej na imprezę Bupa Great Edinburgh International Challenge w Szkocji, gdzie w przeszłości, w biegu seniorskim, wygrywali m.in. Bekele, Farach, Kipchoge czy Tirunesh Dibaba. Seidel w swojej debiutanckiej imprezie międzynarodowej zajęła trzecie miejsce co pozwoliło ekipie USA zająć najwyższy stopień podium w klasyfikacji drużynowej. W kolejnych latach jako zawodniczka uniwersytetu Notre Dame wygrała krajowe mistrzostwa w przełajach, 3000 i 5000 metrów w hali i 10000 metrów na otwartym stadionie. W latach 2015-2016 była najlepszą biegaczką uniwersytecką w Stanach Zjednoczonych, które słyną z niebotycznego poziomu sportu akademickiego.
Jednak życie Seidel w murach uczelni Notre Dame nie miało jedynie pozytywnych odcieni. Molly zmagała się z zaburzeniami odżywiania, które są bardzo często spotykane wśród sportowców wytrzymałościowych. Zbyt duża chęć ”obcinania” kalorii czy wręcz chorobliwe unikanie wszystkiego co uznała za niezdrowe spowodowało, że wspaniałe występy przeplatała gorszymi okresami. Już w 2016 roku Seidel miała okazję walki o Igrzyska Olimpijskie w Rio oraz do podpisania swojego pierwszego profesjonalnego kontraktu. Zamiast tego ponownie wpadła w problemy z odżywianiem, depresję i kontuzję, która była wynikiem zbyt niskiej podaży energii.
Dwa miesiące przed amerykańskimi kwalifikacjami do maratonu olimpijskiego Seidel udzieliła wywiadu, w którym wyjawiła swoje problemy związane z odżywianiem oraz problemy z samoakceptacją. Stwierdziła, że chciała wreszcie pokazać jaka jest „prawdziwa Molly”. Mimo że mówienie o zaburzeniach odżywiania jest bardzo ważne w kontekście sportowców, którzy często zmagają się z tym problemem, to po wywiadzie bardzo wiele mediów oraz osób prywatnych zaczęło mówić o Seidel wyłącznie jako o biegaczce z tym problemem kompletnie zapominając o tym, że to przede wszystkim biegaczka z bardzo dużym potencjałem. Do jej maratońskiego debiutu na trialsach zostało kilka tygodni, a rozgłos zdobyty w mediach niezwiązanych ze sportem wcale nie pomagał w przygotowaniach.
Ostatniego dnia lutego 2020 roku w Atlancie miały zostać wyłonione trójki kobiet i mężczyzn, którzy będą reprezentować USA podczas Igrzysk w Tokio. Mimo dużych osiągnięć na krótszych dystansach podczas kariery akademickiej zawodniczka z Wisconsin wcale nie była stawiana w gronie biegaczek wymienianych jako pretendentki do reprezentacji kraju. Jak na debiutantkę przystało Seidel miała bardzo dużo pokory do dystansu maratońskiego. Sama przyznała, że skupiła się tylko na tym, żeby dobiec do 25 kilometra w czołowej grupie. Mijając 25-26 kilometr podobno rozejrzała się i dalej biegła w czołówce, a w myślach stwierdziła, że czuje się całkiem dobrze. Gdy po trzydziestym kilometrze zaatakowała Aliphine Tuliamuk, Seidel ruszyła za nią. Jak wspomina nie było to łatwe dziesięć kilometrów, bardzo mocno odczuwała już trudy biegu, ale powtarzała sobie cały czas, że musi iść mocniej niż kiedykolwiek, a jak to zrobi będzie w reprezentacji. Linię mety na trudnej trasie w Atlancie minęła jako druga, stając się rewelacją biegu, debiutując z czasem 2:27:31.
Niedługo potem, w marcu 2020 roku, świat obiegła informacja, że Igrzyska Tokio 2020 zostają przeniesione o rok. Dla osoby po przejściach z depresją i zaburzeniami odżywiania był to bardzo zły moment. Seidel przyznaje, że znowu zaczęła „spadać lotem pikującym”, jednak w porównaniu do czasów Notre Dame teraz już wiedziała jak przeciwstawić się czarnym myślom w swojej głowie. Wyjechała do domu rodzinnego i zajęła się spokojnym planowaniem i realizacją treningu do maratonu olimpijskiego w sierpniu 2021. Stwierdziła, że dodatkowy rok pozwoli jej na zebranie maratońskiego doświadczenia niezbędnego do walki w japońskich igrzyskach. Okazja do nabycia doświadczenia nadarzyła się w październiku 2020 roku podczas Virgin Money London Marathon. Deszczowa i wietrzna londyńska pogoda zapowiadała, że drugi maraton w karierze młodej zawodniczki ze Stanów Zjednoczonych będzie również w trudnych warunkach jednak odmiennych od tych z debiutu i tych przewidywanych podczas maratonu olimpijskiego. Deszcz i zimno nie powtrzymały jednak Seidel w poprawie wyniku z Atlanty. Szóste miejsce i znakomite 2:25:13 potwierdzało, że awans na Igrzyska nie był przypadkowy. Na Instagramie po biegu napisała, że… bieg był szaleństwem, potrzebuje teraz suchych ubrań i idzie szukać miejsca z piwem.
2021 rok biegaczka zaczęła od zmiany sponsora. Jej pierwszy kontrakt zawodowy z Saucony dobiegł końca, a ona związała się z Pumą, która bardzo mocno weszła na rynek lekkoatletyczny zgarniając wiele gwiazd światowego formatu. W pierwszych startach, na kilka miesięcy do Sapporo, postawiła na półmaraton. W styczniu w Las Vegas pobiegła jeszcze 69:20, ale już miesiąc później mocno poprawiła życiówkę w Atlancie na 68:29.
Nadszedł sierpień 2021. Upał i duchota w Sapporo. Trzeci maraton w karierze Seidel i trzeci w ciężkich warunkach. W Atlancie górki (sporo górek), w Londynie deszcz i zimno, w Sapporo warunki jak w saunie. Dwa pierwsze maratony dodały zawodniczce z USA pewności siebie. Bieganie maratonu na trudnej trasie czy w ciężkich warunkach pogodowej to inna dyscyplina sportu niż bieg za pacemakerem po lotnisku, w dobrej pogodzie czy na idealnie płaskiej trasie. Seidel od początku była w grupie prowadzącej bieg. To jak wyglądała jej taktyka bardzo dobrze obrazuje jej wpis w mediach społecznościowych opatrzony zdjęciem z decydujących ostatnich kilometrów maratonu. Zawodniczka USA otoczona czterema biegaczkami z Afryki. Wokół niej Jepchirchir, Kosgei, Salpeter i Chumba, każda z nich powinna odjechać Seidel z łatwością. Biegaczka podpisała zdjęcie „Udawaj, dopóki ci się nie uda. Nie ma nic tak ekscytującego (czyt. przerażającego) jak bieganie w grupie cholernych legend, które mają rekordy życiowe lepsze przynajmniej o siedem minut niż twój”. To idealnie pokazuje nastawienie zawodniczki. Oglądając maraton olimpijski kobiet i patrząc na ostatnie kilometry Seidel zastanawiałem się kiedy odpadnie, przewróci się czy ugną się pod nią nogi. Wyglądała fatalnie, najgorzej z prowadzących zawodniczek. Czasami słaniała się po całej szerokości trasy, ale zrobiła to. Salpeter odpadła, Chumba odpadła, Jepchirchir i Kosgei pobiegły swoje, ale Molly trzymała ile mogła. Wbiegła na trzecim miejscu, zdobywając brąz.
Wyjazd do Sapporo skwitowała, że mimo iż maraton to sport indywidualny to cała drużyna USA była ważna i spisała się na medal. Na koniec dodała, że każdy kto twierdzi, że trzeba poświęcać dobrą zabawę, żeby dobrze wystąpić na maratonie, jest kłamcą.
Kilka dni temu Molly Seidel ogłosiła, że na początku listopada pobiegnie maraton w Nowym Jorku. Tamtejsza trasa nie należy do najłatwiejszych, lista startowa jest bogata w zawodniczki na papierze mocniejsze od naszej bohaterki. Coś nam to przypomina. Molly chyba znowu będzie udawać w przerażającym biegu. Warto za nieco ponad dwa miesiące przyjrzeć się jak walczy zwykła dziewczyna z Wisconsin.