Redakcja Bieganie.pl
Czego oni ode mnie chcą? Człowiek chce dobrze, a ciągle jakieś żale i pretensje na głowę. Nawet dziś jechałem do związku pędem, bo z Europy, z centrali miał być telefon i zaparkowałem trochę krzywo na chodniku. Od razu jakaś zawistna baba środkiem idzie i się wykrzywia, żebym samochód przestawił.
Stoję przed oknem z herbatą, sypanka, w granulkach, jak lubię, patrzę, a tam jesień albo zima. Plac pod budowę większej siedziby, cały w błocie i koleinach. Który to już rok, która właściwie kadencja? Tamta się chyba liczy, gdy właściwie już Łuczywo nie decydował. Tylko my – młodzi gniewni. He, he, młodzi gniewni byliśmy, buntownicy, „Chłopcy WY-WRO-TO-FCY”, jak z tą łychą w ręku śpiewaliśmy wtedy w Turcji do rana. Ale było następnego dnia sprzątanie całego hotelu. Jakieś rachunki szły za zniszczenia nawet do kraju.
Wrzątek parzy w język, ale herbata dobra, mocna. W radiu cicho, cichutko gra Alicja Majewska. Nie wiem, czy coś odkryjemy, czy jakieś nieznane jeszcze czeka, ale ten wyjazd do Chin to będzie jakaś operacja ponad chyba moje siły. Może bardziej Jadzię w to wpasować, ona po angielsku bardziej i tych skośnych zrozumie, tych słów, którymi mówią tubylcy, szabadabada, szabadabada. Z drugiej strony ona nie jest ze Śląska, zaraz telefon będzie, że były inne ustalenia przy wyborach i miałem zawsze o nich pamiętać.
Czasem to te wszystkie nerwy mi się w nocy włączają, się ma wszystkiego dość. Przecież to dla dobra wszystkich. Wypruwa człowiek flaki, co to za pensja, nawet z tym dodatkiem tam. Wszyscy myślą, że ja mercedesem własnym jeżdżę, a to lizingowane przecież.
I czy ja muszę o wszystkim pamiętać? Właśnie, gdzie jest Witek? Wnerwił mnie, że przed szereg się wychylił, mógł sobie odpuścić te podchody pod zawodników. Mówił, że to załatwi, by Janik do niego przeszła, że to załatwione, cholera, że się ten jej trener, jak on się tam nazywa, Skrzydelski, Skrzydłowski, Skrzydlak, że on się właściwie zgodził, ale za to się zgodził, że na mecz powołamy tego jego skoczka. Wnerwił mnie tym, gdyby tak każdy chciał, to byłby bajzel, burdel na kółkach, ja decyduję, wieśniak jeden.
Ta jego Janik też nam jest potrzebna jak psu na budę… ale wyjścia nie ma. Witek mi ostatnio tłumaczył, że nikogo teraz z młodych nie ma. Nikogo? – się pytam. On mówi, nikogo. To jest dramat. Co oni w szkołach teraz robią, jakoś to się zawsze toczyło, zawsze ktoś tam się pokazał. Chciało się też młodym starać, a teraz muchy w nosie, jak u Janik, że związek jej coś każe, że poszkodowana wielce. A jak wtedy jej operację w Szwecji załatwiliśmy to wielkie oczy i podziękowanie.
Te podziękowania. Właśnie podziękowania ostatnio pamiętam, a no tak, gala niezła była, niezła się udała. Kwiaty i podziękowania, piękna uroczystość, ale by Ilonka była dumna z nas wszystkich. Serce rośnie, chciało się od razu jakoś tak na tej sali bardziej. Tylko mi humor popsuł ten wiecznie poszkodowany Malinowski. Wielkie mi co, powód do fochów. Daliśmy nagrodę za trenerkę komu innemu, bo miało tak być i już, w Europie mówili, że ma być więcej technicznych u nas nagrodzonych, a i sponsor przecież będzie bardziej na rzuty, niż na bieganie stawiał od przyszłego roku. Jak to było? Płacimy za medale, nie dajemy jałmużny. I że to się inaczej, przez fundację rozliczy. Wszystko na mojej głowie, łatwo tak się domagać i krytykować, jak się nie zna tego wszystkiego, co jest za drzwiami i z czym trzeba codziennie się siłować. Najłatwiej tak gównem rzucać w wentylator.
Dobra, spokojnie, bo to kłucie w klatce się nawróci. Byle ten dzień przetrwać. Nie rozmieszałem, na końcu szklanki słodka i już ciepła tylko, nie gorąca. Jakoś to będzie przecież, zawsze jakoś było.
Na szczęśliwy ląd zaniosą mnie pewnego dnia. Cholera telefon. Co cholera znowu? Czy ja zawsze takimi pierdołami mam się zajmować? Tak, oddzwonię, zebranie jest, tak, może do końca tygodnia, miesiąca, roku to ustalimy.
____________________