Redakcja Bieganie.pl
Patrycja Bereznowska (AZS –AWF Katowice):
Plan zakładał, że będę biegła równo i spokojnie od początku do końca. Biegów 24-godzinnych nie da się biec negative split, pozostałe tak biegam, ale tutaj trzeba mieć minimalną rezerwę po 12 godzinach biegu. Nigdy nie wiem, czy uda się ten założony plan zrealizować, ale tu zagrało wszystko. Żałuję, że nie było takiej rywalizacji jak na MŚ, gdzie miałam kogo gonić do samego końca, wówczas bariera 240 km zostałaby przekroczona.
Czy były momenty kryzysowe? Nie przebierałaś się, biegłaś ciągle takim samym rytmem, niczym maszyna. Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?
Faktycznie tak było. Biegłam w tym samym, poza kurtką, którą po rozgrzaniu się na pierwszych pętlach zrzuciłam. Nic mnie nie uwierało, nie było mi zimno, ani gorąco, nie odczuwałam dyskomfortu. Straciłam troszkę czasu na zmianę butów, ale uwierał mnie język i musiałam zmienić je drugi raz. Poza tym nie miałam żadnych przerw, niesamowite było to, że mimo bólu, które gdzieś tam się pojawiał, ciągle miałam przypływ energii. Nawet jak bolało, to miałam wrażenie, że mnie roznosi i mam ochotę cały czas biec. Bardzo miłe uczucie, szczególnie w nocy.
Noc to Twój atut, innym chce się spać, a Ty uwielbiasz wtedy biegać. To można sobie jeszcze jakoś wyobrazić. Ale jak wytłumaczysz fakt, że się nie przebierałaś? W przypadku Pawła Szynala przebieraliśmy mokre rzeczy kilka razy.
Rzeczywiście nie pocę się dużo, trochę oczywiście, jednak w porównaniu z innymi biegającymi osobami – znacznie mniej. Praktycznie nie miałam takiego momentu, żebym miała mokrą koszulkę poza pierwszymi minutami, które były deszczowe (śmiech). Przez cały bieg czułam komfort termiczny, nie było nawet takiej sytuacji, abym ocierała pot z czoła.
Biologiczne predyspozycje?
Podejrzewam, że to moja praca. Praktycznie od dziecka całe dnie spędzam na dworze, pracuję z końmi. Jestem dosyć uodporniona na zmiany temperatury, cały rok muszę się z tym zmagać i być może to daje mi tę przewagę.
Jak się odżywiałaś? Podobnie jak w na MŚ i ME w Turynie?
Było trochę zmian. Po każdym tak długim wysiłku zapisuję sobie, co mi smakowało, na co miałam ochotę, co się sprawdziło, a co nie. Zatem były przygotowane różne warianty żywieniowe. Z niestandardowych rzeczy jadłam ruskie pierogi, pierogi z fetą, tortellini z pesto. Bywają takie momenty, że mam ochotę na słodkie, a czasem kompletnie mi to nie wchodzi. Był także banan z kaszką, kawałek, chałwy, batony energetyczne, żółty ser, salami, wafle ryżowe, kanapki z dżemem, rosół z makaronem piłam nutridrinki, w nocy także rumianek. Wszystko w bardzo małych porcjach, jem i piję praktycznie, co pętlę, aby ciągle coś dostarczać i żeby żołądek wciąż pracował, a pracował rewelacyjnie przez cały bieg. Nie miałam najmniejszych problemów. Był tylko jeden taki moment, że przez kilka pętli nie jadłam nic, ale czułam się po prostu najedzona.
Do tych zawodów byłaś przygotowana… szybkościowo. Nowy rekord w maratonie 3:06, sporo biegów krótszych latem, czy uważasz, że to właśnie dzięki poprawie szybkości tak znacznie poprawiłaś rekord Polski?
Jeżeli chce się walczyć o bardzo dobry wynik, to nabijanie kilometrów nie wystarczy. Bardzo ważnym elementem mojego treningu są WB2 i WB3 oraz crossy, którymi poprawiam siłę biegową. Nie zapominam także o treningu uzupełniającym, dzięki temu mięśnie są lepiej przygotowane, człowiek znacznie szybciej dochodzi do siebie po długich biegach. Wybiegania są ważne, jednak nie można opierać na nich całych przygotowań. Gdy je robię, często zdarza mi się wykonać pierwszą część wolniej, drugą lekko przyspieszam.
Widać, że Twoje bieganie jest bardzo świadome i przemyślane w każdym aspekcie. Rok temu Twój rekord życiowy wynosił 214 km, teraz 238 km. Rekord świata to 255 km, czy za dwa lata na MŚ postarasz się go poprawić?
Nie nakręcam się, ale mam świadomość, że żaden z moich dotychczasowych biegów nie był moim maksimum i po zakończeniu rywalizacji nie miałam poczucia, że już tego wyniku nie poprawię. Po 3 dniach od biegu dobowego byłam już w stu procentach zregenerowana i tylko zdrowy rozsądek zabraniał mi biegać, dlatego jeździłam na rowerze. Czułąm się wyśmienicie. Tak, jakbym przebiegła maraton.
Biegasz olbrzymią kadencją, Twoja technika przypomina chód sportowy, i nawet mieści się w tej definicji, bo faza lotu praktycznie nie występuje. Robisz to świadomie, taką technikę wypracowałaś?
Tak skupiam się na tym na treningach, myślę o kadencji. Ręce mają napędzać nogi i biodra, biegnę i myślę o tym, że mam być chodziarzem. Myślę o tym, żeby szurać, przemieszczać się tuż nad asfaltem. Jest jeszcze sporo do zrobienia, ale pracuję nad tym, rozkładam bieg na czynniki pierwsze.
Ten sezon był dla Ciebie bardzo udany. Czy masz już pomysły i cele na przyszły rok?
Różne pomysły chodzą mi po głowie, coraz poważniej myślę o Spartathlonie. To jest temat do przedyskutowania z rodziną i z serwisantkami, bowiem jest to przedsięwzięcie logistyczne. Oprócz tego chciałabym dobrze pobiec 12 godzin lub 100 kilometrów, a jeśli podejmę decyzję, że jadę do Grecji, to będę szukać biegów pagórkowatych, żeby popracować nad techniką.
Paweł Szynal (LKS Olymp Błonie):
Był to mój jubileuszowy 10 bieg 24-godzinny i muszę przyznać, że tylu kryzysów to chyba jeszcze nie miałem. Problem trasy w Łysych polegał na tym, że przez pół pętli było ciepło i człowiek się grzał, a przez pół pętli bardzo wiało i było bardzo zimno. Planowałem poprawić rekord Polski, ale swoje rekordy trzeba szanować i nie udało się. Jestem jednak zadowolony, bowiem obroniłem tytuł mistrzowski i nauczyłem się wychodzić z ogromnych kryzysów.
Atakowałeś rekord, ale chyba jednak zacząłeś zbyt szybko. Serwis krzyczał, a Ty biegłeś przez pierwsze 3 godziny tempem 4:40-4:45 na km. Uważasz, że to był dobry ruch?
Na pewno to był zbyt szybki początek, gdy się spojrzy na zegarek, on prawdę mówi, jednak czułem się tak dobrze, że nie potrafiłem zwolnić. Miałem takie skrzydła, że aż żal było je przycinać. W sumie nie zatrzymały mnie bóle mięśniowe, tylko kłopoty z odżywianiem, nie żołądek, a raczej jelita i z tego, co rozmawiałem na trasie to nie byłem w tym problemie osamotniony. Wciąż trzeba dograć jeszcze elementy żywieniowe i wszystko przeanalizować, na tym polega też ten bieg. Później mogłem za to szybkie tempo zapłacić, bowiem już bolały mnie mięśnie, ale gdy chciałem, to pracując samymi rękami potrafiłem się rozpędzić do tej pożądanej prędkości 5:20/5:30. Kiedy odcinało brzuch, wówczas noga przestawała się kręcić i musiałem biec praktycznie samymi rękami, wszystko przez te wizyty w toalecie, to mnie wyhamowało.
Na początku jadłeś praktycznie co 2 km. Czy to jednak nie za często? Czy ewentualnych błędów szukasz gdzie indziej?
Czasem odpuszczałem jedzenie, ale dopiero wtedy, gdy pojawiły się pierwsze problemy. Byłem trochę przekarmiony, było tego za dużo. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, to dużo ćwiczeń stabilizacyjnych i siłowych sprawiło, że dzień po biegu czułem się znakomicie. Żadnych zerwań, naderwań, tylko lekkie naciągnięcia mięśni, czuje się bardzo dobrze, a to dowód na to, że przygotowania się sprawdziły. Zawsze można coś poprawić, jeśli chodzi o żywienie. Trudno je dobrze dobrać, bowiem na jednym treningu biega się średnio przez 2-3 godziny, a wtedy trawienie nie jest jeszcze utrudnione.
A może nie jeść na początku, tak jak na treningach, a pokarmy dostarczać od 2 godziny wysiłku?
Myślę, że trzeba zachować stan równowagi, zmniejszyć porcje, ale zachować częstotliwość. Czułem się przeładowany jedzeniem, może więcej witamin i cytryn… Trudno powiedzieć, będę musiał się jeszcze zastanowić, ale wydaje mi się, że przy zmęczonym żołądku batoniki białkowe nie były dobrym pomysłem. Strzałem w dziesiątkę okazały się banany podawane na ciepło, poza tym rosół z makaronem, żółty ser z salami, te rzeczy się sprawdziły, a błędy trzeba będzie wyeliminować. Niektóre rzeczy, które sprawdziły się w Turynie, tutaj kompletnie mnie odrzucały i powodowały odruch wymiotny np. kawa czy rozcieńczone w buteleczkach żele.
Zabrakło spokoju mistrza, aby ten rekord poprawić?
Nie za bardzo wiedziałem jak zahamować. Może faktycznie pojechałem tutaj na tym tytule wicemistrza świata i zacząłem bardzo mocno, czułem się świetnie przygotowany, a przez ostatnie kilka dni przed zawodami nie robiłem nic, bo łapało mnie delikatne przeziębienie. Jak stanąłem na starcie to mięśnie były tak naładowane siłą od tych wszystkich ćwiczeń, że kolano samo wędrowało do góry, a wtedy prędkość sama rośnie (śmiech). Wszystko szło za wysoko i przez to było za szybko, nie mogłem nad tym zapanować. Moc mnie rozpierała. Potem zaczęły się problemy najpierw jelitowe, a potem zmęczeniowe.
Ile razy dopadał Cię kryzys?
5 lub nawet 7 razy, a z reguły są to 2 lub 3 momenty. Ale i tak jestem z siebie dumny, bo mimo tylu uderzeń, kiedy już byłem liczony w narożniku wstawałem i walczyłem dalej, a końcówkę pobiegłem przecież tempem 5:20-5:30, zatem nie jest łatwo mnie powalić. Już nawet nie myślałem, że może mi się coś przytrafić, a przecież teoretycznie mięśnie mogą puścić w każdej chwili.
Roman Elwart. Nie wymieniałeś go w gronie faworytów, a rzadko jest tak, że kogoś w świecie ultra nie znasz, a on później depcze Ci po piętach i zajmuje drugie miejsce?
Faktycznie. Bardzo mocny zawodnik, 12 lat w kadrze na dystansie 100 kilometrów. Niby inna specyfika biegu, inne prędkości, krótszy wysiłek, a tutaj 234 kilometry w debiucie. Wielki szacunek, że już za pierwszym razem udało mu się tak wartościowy wynik zrobić, bowiem nie znał przecież specyfiki rywalizacji. Przebiegliśmy kilka kółek razem, wymieniliśmy się doświadczeniami.
246,8 km tyle udało się przebiec. Jeszcze rok temu taką liczbę brałbyś w ciemno?
Chciałem poprawić ten rekord, ale z drugiej strony niech sobie jeszcze trochę w tabelach te 261 km poleży. Jeszcze mam czas, żeby się do niego dobrać. Raczej nie w przyszłym roku, bowiem planuję udział w Spartathlonie, zatem zobaczymy. Jest jakaś symbolika w tej liczbie, bo przecież z Aten do Sparty jest dokładnie 246,8 km i tyle udało mi się przebiec w 24 godziny. W innym terenie, w innych warunkach, ale z wieloma kryzysami po drodze, które udało się przełamać. Trzeba teraz tylko uwzględnić te zmienne, które występują na biegu w Grecji i spróbować szczęścia. To mój główny cel na przyszły rok. Odpuszczę bieganie po pętlach na rzecz biegów górskich, aby przygotować się na te trudniejsze odcinki na Spartathlonie.