Florian Pyszel
Maratończyk z życiówką 2:19, który stara się równie szybko biegać w górach. Autor podcastu Świat Okiem Biegacza oraz trener biegania.
Roman Ficek to jeden z najbardziej znanych polskich ultramaratończyków. Rozmawiamy z nim, po tym jak 9 razy w ciągu 24 godzin wbiegł na Rysy, ale w przeszłości robił równie niesamowite rzeczy. Jest rekordzistą w czasie przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego (prawie 520 kilometrów pokonanych w 107 godzin) czy przebiegnięciu Łuku Karpat, który liczy 2000 kilometrów (zrobił to w 39 dni).
Na początku muszę Cię zapytać o sprawy związanie z odżywianiem – co jadłeś i piłeś w trakcie 24-godzinnego biegu na Rysy?
Na każde kółko brałem ze sobą pół litra węglowodanów i 250 ml wody. Dodatkowo miałem jednego batona i żel energetyczny. Jednak najważniejsze odżywianie miałem po pełnym okrążeniu. Po każdym zatrzymywałem się na chwilę, brałem łyk herbaty, zjadłem coś lekkiego, a co dwa okrążenia miałem około 30 minut przerwy – mogłem zjeść ryż z warzywami, naleśniki z dżemem, jajecznicę, krupnik czy szarlotkę i napić się kawy.
Gdy rozmawiałem ze znajomymi biegaczami, wielu z nich zastanawiało się czy to jeszcze jest sport czy już szukanie najdziwniejszych rekordów. Czy twój ostatni wyczyn to bardziej chwyt marketingowy czy w 100% sportowe osiągnięcie?
Na początku, gdy wymyśliłem, że będę przez cały dzień wbiegał na Rysy, traktowałem to jako wyczyn sportowy, bo wydawało mi się, że jest to trudne i niewiele osób jest w stanie to zrobić. Jednak po rozmowie z przyjacielem, zdałem sobie sprawę, że nie jest to tak nieosiągalne, jak mi się wydawało. Ja potrzebuję sponsorów, myślę przyszłościowo, chcę żeby było głośno, bo wtedy dużo łatwiej jest pozyskać kogoś, kto będzie wspierał to, co robię. Z Rysami wstrzeliłem się idealnie i bardzo się cieszę, że to zrobiłem!
Masz za sobą najszybsze zdobycie Korony Polskich Gór, podczas którego, wszystkie 28. szczytów zaliczyłeś zimą – czy planujesz kolejne projekty tego typu?
Moim kolejnym planem jest Skandynawia. Chciałbym przebiec z północy na południe, od Nordkapp aż do Morza Bałtyckiego, 3 500 kilometrów przez Góry Skandynawskie. Na pewno kluczem jest brak kontuzji, a na razie wszystko idzie niemal wzorowo. Największym moim marzeniem są Andy, które są na razie daleko, i geograficznie, i finansowo, ale ten najdłuższy łańcuch górski na świecie działa na mnie jak magnes. Mam nadzieję, że uda się kiedyś to zrealizować i przebiec te 9 000 kilometrów.
Biegasz na bardzo długich dystansach – czy często zdarzały Ci się kontuzje?
Praktycznie przez 7 lat nie miałem żadnej, poważnej kontuzji. Oczywiście zdarzały się przerwy, ale maksymalnie tygodniowe. Niestety we wrześniu doznałem, na treningu, zmęczeniowego złamania kości śródstopia. Ból był mocny, jednak za 3 dni miałem zawody, a nie wiedziałem jeszcze, że to tak poważny uraz, więc postanowiłem, że jeśli noga nie będzie bardzo bolała, to wystartuję. Niestety po 40 kilometrach odpuściłem – ból był zbyt duży, a po zawodach dowiedziałem się, co mi dolega. Czekała mnie długa przerwa, jednak przerzuciłem aktywność z biegania na rower, więc pomimo tego, że dopiero w styczniu zacząłem truchtać, to początki nie były aż tak trudne. Można więc powiedzieć, że do 24-godzinnego ataku na Rysy podszedłem „z marszu”, bez długiego treningu.
W trakcie biegów prawie każdy z nas ma momenty zwątpienia. A jakie są Twoje najgorsze chwile z wypraw biegowych i zawodów?
Każde wyzwanie ma w sobie co innego. Na przykład w Głównym Szlaku Beskidzkim najtrudniejszym elementem było niewyspanie. Brak snu dawał się we znaki, czasami musiałem po prostu usiąść, zamknąć oczy i odpłynąć na 5 minut. Z kolei podczas pokonywania Łuku Karpat przez dwa tygodnie wstawałem z kontuzją. Pod stopą zrobiły mi się olbrzymie odciski i nagniotki, których nie było jak usunąć. Proces gojenia trwał bardzo długo, nogi cały czas pracowały, a ja na początkowych kilometrach zupełnie nie mogłem biec i jedynie truchtałem. Potem po pokonaniu kilkunastu kilometrów, sytuacja trochę się polepszała, ale znowu na koniec, wszystko tak mnie bolało, że krzyczałem i prawie płakałem z powodu sytuacji, w jakiej się znalazłem.
Jak wyglądają twoje treningi na co dzień?
Trenuję od poniedziałku do soboty, niedzielę zawsze mam wolną. 4 dni biegam po górach – mieszkam w Skawicy, niedaleko Babiej Góry, więc mam doskonałe warunki do trenowania. Tygodniowo pokonuję między 150 a 200 kilometrów, z czego po płaskim robię tylko 25 kilometrów. W tym roku chciałem dołożyć do swojego treningu bieżnię mechaniczną, ale niestety siłownie są pozamykane i nie mam takiej możliwości. Staram się także biegać na stadionie – tam realizuje szybsze odcinki i skipy. Wprowadziłem też rower do swojego treningu, jeżdżę 3 razy w tygodniu, więc zawsze wychodzi dodatkowo 200 kilometrów. Dodatkowo dużo ćwiczę siłowo i minimum raz w tygodniu chodzę na basen, ale traktuje to bardziej jako regenerację niż trening.
Skąd czerpiesz wiedzę na temat treningu ultramaratońskiego? Czy jesteś pod opieką trenera czy korzystasz ze wskazówek innych zawodników?
Gdy zaczynałem biegać w 2014 roku, nie znałem nikogo, kto uprawiałby wyczynowo bieganie. Nie miałem pieniędzy, żeby mieć trenera, więc zacząłem sam się edukować. Czytałem dużo książek, gdy zainteresował mnie jakiś temat, na przykład interwały w górach, to zacząłem po prostu czytać o tym artykuły w internecie. Do dzisiaj nie mam sztywno ustalonego planu, cały czas go modyfikuję, a wiedza, którą posiadam jest wypadkową tych wszystkich informacji, które pozyskałem, odkąd zacząłem trenować.
Czy masz jakąś ulubioną książkę, która została z tobą na dłużej?
Bardzo lubię książki Scotta Jurka, a z niebiegowych „Maksimum osiągnięć”. Autorem jest Bryan Tracy, dzięki niemu naprawdę zmieniło się moje nastawienie mentalne – teraz wiem, co jest dla mnie ważne i jak to osiągnąć.
Masz swój profil na Patronite, gdzie aktualnie udaje Ci się zbierać 1700 złotych miesięcznie. Skąd pomysł na zbiórkę na tym serwisie?
Zostałem zachęcony przez znajomych. Początkowo trochę się bałem, bo nie wiedziałem, czy to wypali, ale na razie działa. Jednak jeśli uda mi się pozyskać poważnego sponsora, to myślę, że zawieszę działalność w Patronite.
Zrobiłeś w swoim życiu wiele niesamowitych rzeczy, a co uważasz za swój największy sukces?
To trudne pytanie. Jeśli chodzi o zawody, to na pewno sporym osiągnięciem było wygranie w tym roku biegu Tatra Fest, 60 kilometrową trasę, z przewyższeniem 5 000 metrów, pokonałem w 5 godzin i 40 minut. A jeśli chodzi o wyprawy, to z pewnością będzie to Łuk Karpat. 39 dni przez Rumunię, Ukrainę, Polskę, Słowację i Czechy to było coś niesamowite. Bardzo dzikie tereny, piękna przyroda, naprawdę świetne doświadczenie!
Teoretycznie ja i ty biegamy, a nasz trening wygląda podobnie, ale mam wrażenie, że uprawiamy totalnie inną dyscyplinę sportu. Często się mówi, że osoby, które uprawiają tak długie biegi, były kiedyś uzależnione od różnych substancji, takich jak gry komputerowe czy imprezowanie, i przerzuciły się z jednego uzależniania w drugie. Jak to wygląda w twoim przypadku?
Rzeczywiście coś w tym może być, bo gdy byłem młodszy dużo imprezowałem, a zdarzało mi się spędzać na komputerze olbrzymią ilość czasu. Oczywiście, gdy zacząłem trenować to przestałem, a bieganie pozwoliło mi na znalezienie drugiego „ja”.
Czy będąc dzieckiem uprawiałeś sport?
Wiadomo, jeździło się na nartach, czasem nawet skakało, ale nigdy nie było to na poważnie. Nie dbałem o sport, nie chciało mi się chodzić na wychowanie fizyczne. Jednak w pewnym momencie zapragnąłem mieć pasję, zacząłem szukać, na początku wspinałem się, potem chodziłem po górach, aż w końcu zacząłem po nich biegać w 2014 roku.
Jakie masz plany startowe na 2021 rok?
Na pewno chcę wystartować w Szczawnicy na „Niepokornym Mnichu” – dystansie 97 kilometrów, 4 100 metrów przewyższenia, a do tego planuję wystartować w Tatra Sky Marathon. Jeśli chodzi o starty zagraniczne, to na pewno UTMB i najdłuższy możliwy dystans, czyli 170 kilometrów, gdzie do pokonania jest ponad 10 000 metrów w pionie. Do tego planuję wystartować w Bawarii na dystansie 105 kilometrów, ale tam, chciałbym pojechać odpowiednio wcześniej i właściwie przygotować się do startu. Dodatkowo chcę polecieć na Korsykę i pokonać tam szlak GR 20, przebiegający przez całą wyspę w kierunku północ-południe. Jest to jeden z najtrudniejszym szlaków na całym świecie, a jego dystans to 180 kilometrów.
Szykujesz się do wydania książki – kiedy będziemy mogli ją przeczytać?
To prawda, wraz z Łukaszem Grassem planujemy napisać książkę. On będzie odpowiadał za spisanie tych wszystkich historii, które wydarzyły się w trakcie moich biegów, a ja muszę sobie o nich przypomnieć! Chcemy spotkać się ponownie w marcu i jeśli wszystko dobrze się uda, to na jesień planujemy ją wydać.
Wielkie dzięki za rozmowę i liczę, że na jesień również przygotujesz niespodziankę, w stylu 24-godzinnego wbiegania na Rysy, która będzie promocją Twojej książki!
Zdjęcia: Szczytografia