Redakcja Bieganie.pl
foto: shutterstock.com/ostill
Spotkałem niedawno zawodniczkę, która mówiła mi, że przestała
poprawiać wyniki. Nie może nawet zbliżyć się już do swoich rekordów. Jest
młoda, perspektywiczna, podchodzi do treningu bardzo solidnie, ale coś wyraźnie
„nie gra”. Nie reaguje na jej plan treningowy, progres już dawno się zatrzymał.
Co się dzieje?
Postęp wynikowy, jak wiemy, zależy od mnóstwa czynników. Nasza
bohaterka trenuje od wielu lat z tym samym trenerem. Na początku wszystko szło
jak po maśle. Plan treningowy wydawał się idealny, a każdy sezon był lepszy od
poprzedniego. Ale kiedy przez kolejny rok wyników nie było, pojawiły się
wątpliwości. Najprostszym rozwiązaniem wydaje się wtedy spróbowanie czegoś
nowego. Może więc warto rozważyć zmianę szkoleniowca? Okazuje się, że to nie
takie proste. Zaczyna przeważać tu sentyment, przywiązanie, trudność
podejmowania takich decyzji. Tylko, że jeśli wszystkie inne sposoby nie
pozwalają osiągnąć spodziewanych wyników, taki krok wydaje się najlepszym
rozwiązaniem. Więcej: im szybciej – tym lepiej!
Pierwszą ze spraw, którą warto rozważyć, jest szczera
rozmowa z trenerem. Czasem ukrywamy jakieś sprawy, ciężko wytknąć komuś błąd,
wskazać, że coś jest nie tak. Zawodnik musi mieć pełne zaufanie do trenera. A
on musi umieć przyznać się do błędu. Kiedy tej szczerości brakuje, wszystko
zaczyna się burzyć jak domek z kart. Trener nie wie, skąd słabsze wyniki,
oczekiwania podopiecznych są wyższe niż osiągane czasy. Tylko uczciwa rozmowa
pozwala stwierdzić, czy warto tę współpracę kontynuować.
W codziennym życiu bardzo szybko się do czegoś
przyzwyczajamy. Naszymi wyborami zaczynają kierować nawyki, schematy dnia
powielane są przez wiele miesięcy. Im bardziej się przyzwyczajamy, tym ciężej
potem jest zmienić ten stan rzeczy. Nawet wtedy, kiedy powtarzane przez nas
czynności prowadzą do czegoś złego.
Z treningiem jest dokładnie tak samo. Przyzwyczajeni do tego
samego układu przestajemy zauważać, że nie przynosi on już spodziewanych
korzyści. Może właśnie to przywiązanie do tego, jak jest teraz nie pozwala nam
wyrwać się z nieudanej treningowej matni?
U większości trenerów po jakimś czasie pomysły się wyczerpują.
Ich myśl treningowa wydaje się jedyna i słuszna, bo przecież działa u tylu
zawodników. Koncepcja, która na początku przynosiła efekty u niektórych przestaje
działać, a wyniki stoją w miejscu, albo nawet są coraz gorsze. Później kolejna
koncepcja, podobna do poprzedniej i znów brak życiówki. Tu potrzeba radykalnej
zmiany, aby coś „ruszyło”. I pół biedy, kiedy trener rzeczywiście stara się jeszcze
coś zmienić, wypróbować nowe elementy treningowe, poukładać jednostki inaczej.
Najgorzej dzieje się wtedy, gdy ciągle próbuje tymi samymi środkami osiągnąć
inny efekt. „Bo kiedyś musi zadziałać”.
I dochodzimy do momentu, kiedy trener nie wie już, co
zrobić, aby przesunąć takiego zawodnika o poziom wyżej. I chwała mu, jeśli
potrafi się do tego przyznać. Gorzej jest wtedy, kiedy mimo wyraźnych sygnałów,
że coś jest nie tak, nie decyduje się na żadne kroki. Wtedy od zawodnika
zależy, czy zrobi coś z tym dalej.
Decyzja o zmianie jest trudna i warto się do niej
przygotować. Poszukać na spokojnie kogoś innego. Wypytać innych o metody konkretnego trenera,
atmosferę w grupie. A później przeanalizować wszelkie za i przeciw, które przemawiają
za konkretną opcją.
Jednak większość osób, które znam i które zdecydowały się na
taki krok potwierdzą słuszność moich słów. Czasem nawet drobna zmiana koncepcji
treningowej, a przede wszystkim nastawienia, powodowała dodatkową motywację i przyniosła ogromne korzyści. Zapał,
z którym zaczynamy coś nowego zazwyczaj wystarcza, by zmobilizować się do ciężkiej
pracy i osiągać kolejne rekordy. Organizm przyzwyczajony przez długi czas (w
niektórych przypadkach nawet kilka lub kilkanaście lat) do tego samego planu
nie reaguje na niego efektywnie. W wielu wypadkach nawet drobna zmiana ma kolosalne
znaczenie.
Nie mogę nikomu zagwarantować, że nowy trener oznaczał
będzie już tylko solidne życiówki. W końcu to tylko próba, która nie zapewnia
jeszcze sukcesu. Ale jeśli wyjdziemy poza schemat, z czystym sercem możemy
sobie powiedzieć, że spróbowaliśmy czegoś innego. To zawsze lepsze, niż niezrobienie
niczego.