Redakcja Bieganie.pl
Filip Bojko to pasjonat zawodów ultra i zarazem biegowy aktywista. Wspólnie z przyjaciółmi w 2014 roku pomagał niepełnosprawnemu Darkowi Strychalskiemu w ukończeniu jednego z najtrudniejszych (i najdłuższych) biegów świata – Badwater (pisaliśmy o tym, TUTAJ). Teraz na tapecie ma kolejne, nie mniej brawurowe przedsięwzięcie – w ramach PolakPotrafi.pl zbiera fundusze na projekt "Pieskomandos". O co biega? Filip, razem z ekipą filmową, chce nakręcić dokument o biegach ultramaratońskich… z perspektywy psa. Pierwszoplanowa rola męska jest już obsadzona – głównym bohaterem jest niesamowity czworonóg Filipa – Eto, który razem z nim, już od kilku lat, biega górskie ultramaratony.
Jak długo masz Eto?
Mam go od ośmiu lat, praktycznie od urodzenia. Moja mama, która mieszkała w Warszawie, wyprowadziła się w góry, w Beskid Niski. Tam, razem ze swoim ówczesnym mężem, kupiła kawał ziemi i założyła agroturystykę. Często do nich wpadałem z moim rodzeństwem i moim psem – mamą Eto. Zdarzało mi się ją zostawiać. I za którymś razem, kiedy po nią przyjechałem, zastałem ją w ciąży. Tak pojawił się Eto.
Biegałeś wcześniej z jakimiś innymi psami?
Biegałem kiedyś z psem mojej mamy. Ale to był owczarek niemiecki, który nie jest predysponowany do biegania w większych dawkach, bo psy tej rasy mają skłonności do chorowania na dysplazję.
Skąd wiedziałeś, że Eto ma zadatki na biegacza?
On od małego wiele czasu spędzał u mojej mamy, tam były też konie, z którymi uwielbiał biegać. Widziałem, że ma totalne ADHD i energia go roznosi.
W Polsce mamy około 3-4 milionów biegaczy i pewnie kilkadziesiąt procent z nich ma psy. Ale większości z nich do głowy nie przyjdzie, żeby pobiegać ze swoim czworonogiem.
Grałem kilkanaście lat w piłkę nożną, między innymi dlatego bieganie, truchtanie było mi bliskie. A z Eto na stałe mieszkaliśmy i mieszkamy w Warszawie, mieliśmy niedaleko domu Park Skaryszewski. Znakomite miejsce do treningów. Często tam spacerowaliśmy, robiliśmy przebieżki. Zauważyłem, że ma w sobie taką moc i taką energię, że zadałem sobie pytanie – a może by tak dłużej z nim pobiegać? Zaczęliśmy biegać po 10-12 kilometrów. To nie stanowiło dla niego żadnego problemu. W końcu wystartowaliśmy w biegu, który odbywa się właśnie w Parku Skaryszewskim – Praskiej Dyszce. Ukończyliśmy go, i ja pies byliśmy zadowoleni. To właśnie był taki punkt zapalny. Idąc za ciosem pojechaliśmy na Półmaraton Świętych Mikołajów do Torunia.
Który to był rok?
2008 lub 2009 rok.
I jak zniósł półmaraton?
Świetnie! Przebiegliśmy 21 kilometrów w około 1:40, a dodam, że to było w śniegu, a Eto często się gdzieś zatrzymywał.
Dlaczego?
W bieganiu z psem kluczowe jest to, że zwierzak lubi zmieniać tempo. Zatrzymać się. Pobiec chwilę szybciej. Nie można tego ograniczać, bo chodzi o to, żeby on też miał z tego frajdę.
Na popularności zyskuje tak zwany dog trekking, który kojarzy mi się z ludźmi biegającymi z psami przyczepionymi na specjalnej elastycznej uprzęży. Też tak robisz?
Na początku przygody z bieganiem często używałem uprzęży, ale głównie z racji miejskich warunków, z jakimi na co dzień się zmagałem. Nie chciałem po prostu, żeby mi na przykład wpadł pod koła jakiegoś samochodu. Na szczęście Eto jest bardzo karny i szybko chwyta. Po kilku miesiącach biegania zacząłem go odpinać. I tak jest lepiej. I mnie i jemu.
Nie boisz się o niego?
Nie. Podam przykład z wczorajszego treningu – kiedy dobiegam do pasów, zatrzymuję się, on też. Widząc, że ja już nie biegnę on też automatycznie hamuje.
Na zawodach też startujesz bez uprzęży?
Zawsze zaczynamy bieg na uprzęży. Wiesz jak jest na starcie takich biegów. Mnóstwo ludzi, nie chcę żeby wpadł komuś pod nogi. On sam też jest mocno podekscytowany, roznosi go. A biegacze miewają pretensje, zwłaszcza ci zestresowani przed startem. Wolę tego uniknąć. Dlatego pierwszy kilometr lub pierwsze dwa kilometry pokonujemy w uprzęży. A później, jeżeli peleton zaczyna się rozrzedzać i nie ma takiego tłumu, to go odpinam. Zresztą on świetnie porusza się między ludźmi. Na nikogo nie wpada, zgrabnie wszystkich mija. Chociaż po pewnym czasie startowania w mieście i tak stwierdziłem, że biegi w centrach miast to nie jest coś, co najbardziej nam obu pasuje.
Organizatorzy imprez biegowych Wam utrudniali życie?
W regulaminach biegów ulicznych, kiedy chciałem wziąć w nich udział z Eto, nie występował w ogóle zapisy odnoszący się do startowania z psami. Więc nie było problemu, przynajmniej w tym kontekście. Co ciekawe, pamiętam, że jak wyjechałem kiedyś na rok do Kanady, to w tamtejszych biegach wyraźnie zapisane jest, że nie można startować z psami. Wracając do Polski – wiem, że taki zapis jednak pojawia się ostatnio i u nas. Natomiast ja i tak z Eto zaczęliśmy startować w biegach górskich.
I co, w górach jest Wam lepiej?
Biegi górskie, zwłaszcza te ultra, mają swoją specyfikę. Na tych dłuższych niż maraton dystansach przeważnie nie ma wielu uczestników. To na ogół mocno zżyte środowisko. Eto tam znają i lubią. Organizatorzy też nas kojarzą i nie mają z jego bieganiem żadnych problemów. Ba – stał się trochę maskotką niektórych biegów.
Których? Jakie biegi górskie zaliczyliście?
Przebiegliśmy m.in. Zamieć – 24-godzinny ultramaraton na Skrzyczne, Chudego Wawrzyńca, czyli ponad 90 kilometrów, Maraton Kampinoski, Niepokornego Mnicha, Zimowy Ultramaraton Karkonoski.
Maratonu ulicznego nie macie w planach?
Nie, nie chciałbym go męczyć. Dla Eto pokonanie ponad 42 kilometrów po asfalcie w centrum miasta to żadna frajda.
A bez psa zdarza Ci się startować?
Tak, ale rzadko. Coraz rzadziej, jeżeli biegam bez Eto to na przykład jako pacemaker dla kogoś. Mimo mojego zamiłowania do gór to lubię Warszawę. Jestem stąd i uwielbiam też tu biegać. Chociaż nie dla życiówek. Cała przygoda z Eto nauczyła mnie wyłączania się ze ścigania. Super jest pokonywać siebie, ale zauważyłem, że ludzie zaczynają bardziej żyć życiówkami niż frajdą, jaką daje bieganie.
Wróćmy do Eto. Jako doświadczony biegacz, ultramaratończyk, ma w nogach setki kilometrów. Daje mu to się we znaki? Dokuczają mu jakieś urazy, kontuzje?
Kontuzji jeszcze żadnej nie miał. Kiedyś na osiedlu lekko uderzył go samochód, ale nic mu się nie stało. Odpukać – jest pancerny, póki co.
Każdy biegacz, przynajmniej raz na pewien czas, powinien sprawdzać swój stan zdrowia.
Regularnie chodzimy do weterynarza, który opiekuje się Eto. I wszystko jest ok. Ponadto prewencyjnie suplementuję go glukozaminą.
Nie wierzę w to, że Eto jest w stanie przebiec górski ultramaraton całkowicie na czczo. Korzystasz z tego, co oferują punkty odżywcze dla ludzi, czy bierzesz może ze sobą do kieszeni jakąś psią karmę?
Zdziwiłbyś się! Eto bardzo lubi – na przykład – banany. Wciąż odrobinę pokutuje myślenie, że pies musi jeść tylko mięso. Wbrew pozorom psy są bardzo roślinożerne. Około 30 procent ich diety to są rośliny. Na przykładzie mojego psa – jak jesteśmy w lesie, nawet podczas zawodów, często skubie trochę trawy. Na punktach odżywczych wcina banany, zajada się też suszonymi owocami, no i oczywiście – kanapkami.
Nie ma potem problemów żołądkowych?
Nie, nigdy. Starty biegów górskich są z reguły nad ranem, mocniej karmię go dzień wcześniej. Mamy to przetestowane i wszystko jest w porządku.
Czyli Eto robi po prostu klasyczne ładowanie węglowodanami przed startem, jak człowiek!
Tak! Przed samym startem, w dniu biegu, karmię go też często jakąś kanapką, z szynką, sałatą. Poza tym często dokarmiają go inni biegacze i wolontariusze.
Psy, jak powszechnie wiadomo, nie pocą się, więc mogą mieć problem z intensywnym wysiłkiem przy wysokiej temperaturze. Jak Eto znosi bieganie w upale?
Chudy Wawrzyniec jest górskim ultramaratonem na początku lata. Jest ciepło, ale na trasie jest dużo błota, kałuż. Eto może się w nich na bieżąco kąpać, schładzać. Ja wybieram biegi pod kątem temperatury i warunków na trasie. Jeżeli zobaczę, że na trasie nie ma miejsc, gdzie pies mógłby się potaplać, a jednocześnie temperatura powietrza jest wysoka nie podejmę decyzji o wzięciu udziału w takich zawodach. Zdecydowanie chętniej oraz bezpieczniej jest nam startować jesień, zimą i wiosną, wtedy takie czynniki, które mogłyby nas „odstraszyć” nie występują.
Często trenujesz z psem?
Praktycznie nie wychodzę biegać bez Eto. Od kilku lat.
Domyślam się, że skoro Eto jest w stanie przebiec ultramaraton musicie regularnie wykonywać długie wybiegania.
Raz w tygodniu, z reguły nad Wisłą, robimy sobie długie wybieganie, od 25 do 30 kilometrów. A w tygodniu dziennie wychodzi około 10 do 12 kilometrów.
Plus spacery?
Tak, na „zwykłych” spacerach też biegamy.
Pretekstem do naszego spotkania był jednak film o Eto – „Pieskomandos”, na którego nakręcenie zbieracie pieniądze. Skąd w ogóle taki pomysł?
Na ten pomysł wpadł mój stary kumpel – Kuba Łubniewski, który jest reżyserem i operatorem. Odezwał się kiedyś do mnie, będąc pod wrażeniem tego, jak biega Eto. Co jest unikatowe – zaproponował mi, żeby film był nakręcony… z perspektywy Eto. Narratorem ma być właśnie pies, cała historia ma być przedstawiona jego oczami. Bardzo mi się to spodobało. Szybko kolejne osoby wyraziły chęć uczestniczenia w tym projekcie. W międzyczasie wyjechałem z Darkiem Strychalskim do USA, pomóc mu na trasie Badwater. Po moim powrocie stworzyliśmy konkretny projekt tego pomysłu. Stwierdziliśmy, że skoro udało się zebrać pieniądze przez PolakPotrafi.pl właśnie na start Darka w Badwater, to może się powieść także z Pieskomandos. Odpaliliśmy akcję. I to trwa. Do 27 marca trwa zbiórka funduszy. To nie są pieniądze na wygórowane honoraria, bo wszyscy zaangażowani w projekt robią to z czystej pasji, ale na kosztowną logistykę: przewozy i wypożyczenie sprzętu, udziały w biegach, transport.
Ile pieniędzy potrzebujecie?
18 tysięcy złotych to absolutne minimum, na pokrycie kosztów, jakie ponosi ekipa. Całkowity koszt takiego filmu, wliczając – na przykład – postprodukcję, będzie wyższy.
Załóżmy, za co mocno trzymam kciuki, że uda Wam się wszystko dopiąć na ostatni guzik. Zbierzecie pieniądze i nakręcicie film. Kiedy byłby on gotowy?
W październiku jest ostatnia impreza górska, którą chcielibyśmy nakręcić. Zatem realnie – pod koniec roku.
Skąd nazwa „Pieskomandos”?
Kiedyś jak byliśmy w górach Eto zaczął skakać przez barierkę od tarasu. Wtedy mój brat ochrzcił go mianem psa komandosa. Fajnie to brzmi, tak fonetycznie, i tak się przyjęło.