Zwyciężczyni Wings of Life 2014: „Bieganie to nie tylko kilometry”
3 maja 2015 odbędzie się druga edycja Wings for Life World Run. Zapisy już ruszyły. W tym roku, w Poznaniu, wśród kobiet wygrała Aga Głomb – uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona do sportu biegaczka-amatorka, dla której w zawodach liczy się coś więcej niż tylko poprawianie życiówek, czy sama rywalizacja o jak najlepsze miejsca.
Co Cię zachęciło do wzięcia udziału w Wings for Life World Run?
Do biegu zachęciła mnie jego nietypowa formuła, i to, że sto procent opłaty startowej przekazywane jest na badania nad uszkodzonym rdzeniem kręgowym, co stwarza nowe możliwości, daje szansę, i pozwala marzyć, tym którzy biegać nie mogą. Wierzę głęboko w to, że Wings for Life World Run, będzie się coraz prężniej rozrastał, a właściwie rozkładał swoje skrzydła, i że dzięki temu sportowemu wydarzeniu oraz zebranym w jego trakcie środkom nastąpi przełom w badaniach nad uszkodzonym rdzeniem kręgowym.
Pod jakim kątem wybierasz biegi, w których startujesz?
Ciekawią mnie biegi, które są inne od klasycznych zawodów, które mają jakieś przesłanie i większy sens. Często jadę na zawody, gdzie po prostu będą moi znajomi i przyjaciele, bo dla mnie bieganie to nie tylko kilometry, nowe życiówki, ale przede wszystkim ludzie i wspaniała atmosfera, jaką tworzy środowisko biegaczy. Ważne, żeby robić to dla czystej radości biegania, a na poznańskiej Malcie na pewno takiej nie brakuje! To wszystko, co najbardziej zachęca mnie do wzięcia udziału w zawodach, ma właśnie Wings for Life World Run. Jest inny niż wszystkie pozostałe biegi, są cudowni ludzie, magiczna atmosfera, świetni kibice i wspólny cel – czyli to, co najważniejsze, żeby móc się czymś podzielić z drugim człowiekiem, który jest w potrzebie, i dać mu jakąś małą cząstkę siebie.
W 2014 roku wygrałaś wśród kobiet, choć większość dystansu pokonałaś z bólem wywołanym kontuzją. Miałaś jakąś strategię? Czy w ogóle w takim biegu można mieć jakąś strategię?
Z powodu kontuzji i uporczywego bólu kości piszczelowej miałam przebiec maksymalnie 15–20 kilometrów… Ale jak się człowiek naładuje pozytywnymi myślami i skorzysta z dopingu wspaniałych kibiców na trasie, to pewne rzeczy idą na bok i ,,apetyt rośnie w miarę…” pokonywania kolejnych kilometrów. Żadnej strategii nie miałam. To miał być przyjemny i pozytywny bieg, i takim się też okazał w zwielokrotnionej mierze. Był to bieg z narastającą prędkością, tak zwany BNP. Wolno zaczęłam, z moim przyjacielem Robertem Smykiem, a później podkręcałam tempo na coraz wyższe obroty. (śmiech)
fot. Łukasz Nazdraczew/Red Bull Content Pool
Teraz możesz wybrać, gdzie będziesz chciała wystartować w przyszłym roku. Czy już podjęłaś decyzję?
Do końca jeszcze tego nie ustaliłam, ale może Australia, Peru, Chile… Najważniejsze to być zdrowym, radośnie pokonywać kolejne ścieżki biegowe i mieć marzenia.
Jak z Twoją formą? Kiedy zaczniesz przygotowania?
Lubię biegać w grupie, to pomaga mi zrobić dobry trening i naładować się na zajęcia w samotności, a tego ostatnio mi bardzo brakuje. Postaram się jednak przykładać rzetelnie do treningów, wtedy i forma będzie lepsza. Moim celem jest poprawienie wyniku z pierwszej edycji, właściwie to już powoli rozpoczęłam przygotowania, ale takie poważniejsze zacznę w nowym roku.
Masz 24 lata i świetnie biegasz na długich dystansach. Kiedy zaczęłaś, i z jakiego poziomu wystartowałaś?
W szkolnych latach podchodziłam do sportu i biegania raczej opornie, bo inne rzeczy były dla mnie ważniejsze – na przykład nauka. Teraz patrzę na to wszystko inaczej. Moja przygoda z bieganiem zaczęła się ponad dwa lata temu, kiedy chciałam zrzucić kilka kilogramów i znaleźć jakąś przestrzeń dla siebie. Obie te rzeczy udało się osiągnąć. Systematyczna praca, wykonywana z uśmiechem na ustach, z czasem przyniosła zadowalające efekty.
Jak dochodziłaś do formy, w której jesteś? Maraton robisz w niewiele ponad trzy godziny. Wielu biegających amatorsko facetów marzy o takim czasie!
Sporo fantastycznych ludzi mi w tym pomagało i doradzało. I wciąż to robią! Nie chciałabym tutaj nikogo pominąć. Na mojej drodze pojawiło się wiele dobrych dusz, dzięki którym mogę coraz lepiej biegać i, co najważniejsze, ciągle czerpiąc z tego frajdę. To dzięki przyjaciołom i znajomym biegaczom mogę stawać się coraz lepszym, nie tylko biegaczem, ale i człowiekiem. Do sukcesu niezbędna jest samodyscyplina i pokonywanie własnych słabości i ograniczeń na treningach. Przykładanie się do treningu biegowego powoli przyniesie efekty. Ważne, żeby do tego podchodzić ze spokojem, nie oczekując w zamian żadnych korzyści. Wtedy można otrzymać więcej, niż człowiek mógłby sobie wymarzyć. Tak też było w moim przypadku, czego znakomitym przykładem jest Wings for Life World Run. Do biegania trzeba być cierpliwym. W ten sposób można wspinać się coraz wyżej.
Co poradziłabyś tym, którzy być może dopiero zaczynają myśleć o bieganiu i nie wiedzą, czy dadzą radę wystartować w Wings for Life World Run?
Najtrudniej jest ,,wsiąść do tego pociągu”, więc wskakujcie w buty i śmiało do przodu! Każda próba (nawet niekoniecznie zakończona tak, jak byśmy sobie tego życzyli) już jest zwycięstwem. A potem trzeba po prostu w tym wytrwać i starać się to robić systematycznie. I wracać, ciągle wracać! Dla tych, którzy zaczynają przygodę z bieganiem, wystarczy trening dwa razy w tygodniu. Nie rezygnuj, czas przeminie, a straconego nie odzyskasz. To jest bieg dla wszystkich, tych szczypiorków i tych okrąglejszych. Dla tych, dla których bieganie jest całym światem, oraz dla tych, którzy jeszcze nigdy nie brali udziału w żadnych zawodach. Bardzo zachęcające jest to, że każdy dobiegnie do mety, a idea Wings for Life World Run jest wspaniała, więc im więcej nas będzie, tym większą będziemy mieć moc! Warto podjąć to wyzwanie.