28 lutego 2014 Redakcja Bieganie.pl Zdrowie

Biegaczu, badać się czy nie badać? Oto jest pytanie


Ten tekst powstał w wyniku zauważalnego zwiększenia zainteresowania
komercyjnych przychodni rynkiem biegaczy jako potencjalnym,
niezagospodarowanym obszarem tysięcy ludzi, którym można sprzedać badania za kilkaset złotych. Pisałem już dosyć podobny (< TUTAJ >) ale nadchodzi wiosna, a wraz z nią nowi biegacze…

1.jpg

Wiele lat temu, kiedy byłem hipohondrykiem poszedłem do lekarza z badaniami krwi, EKG. Spojrzał na to, westchnął, i powiedział: “Niech się Pan wybiega” 🙂

Kiedy w zeszłym roku w wyniku udziału w biegu na 10 km w Warszawie zmarł biegacz przez media przetoczyła się wielka nawałnica. Szczególnie absurdalny był program TVN24, który wyciągał gości niczym króliki z kapelusza, z nagonki. Jeszcze pal licho Robert Korzeniowski, który zaczął nawoływać do wprowadzenia obowiązkowych badań. Ale pojawiały się jakieś dziwne postaci. Szczególną moja uwagę przykuła taka mniej więcej rozmowa, którą dziennikarze toczyli z jakimś pracownikiem TVN, jak rozumiem odciągniętym od biurka z powodu tego, że biega. Nazwijmy go Panem Grześkiem. Pan Grzesiek powiedział mniej więcej coś takiego (mniej więcej jeśli chodzi o słowa, ale dosłownie jeśli chodzi o treść): Ten bieg miał taką specyfikę – powiedział Pan Grzesiek – że ze względu na zbieg w końcówce, w wyniku dużego nachylenia dochodziło prawdopodobnie do tego, że wielu biegaczy osiągało nawet prędkość maratońską. Ojej – zareagowali dziennikarze – jeśli ktoś się tym nie zajmuje to nawet sobie z tego sprawy nie zdaje.

Kiedy usłyszałem te bzdury, o wymuszonej prędkości maratońskiej jako prawdopodobnej przyczynie zgonu, szlag mnie trafił i gdyby nie to, że do siedziby TVN miałem około 50 km to pojechałbym tam, żeby spróbować sprostować te bzdury, które tam się wygadywało. Ale do rzeczy

Memento Mori

Ludzie umierają. Umierali i będą umierać. Jeśli ktoś umiera na zawał serca w wyniku wysokiego cholesterolu czy miażdżycy, a w każdym razie na skutek złego prowadzenia się – złej diety i zerowej aktywności ruchowej to jest to traktowane spokojnie. Co roku w Polsce umiera kilkaset tysięcy ludzi (375 tys w 2011 roku). Większość (około 80 tys.) to oczywiście osoby starsze i zawał czy inną przyczynę traktujemy wtedy jako “normalną” – w końcu na coś trzeba niestety umrzeć. Ale wśród ludzi młodych także notujemy różne przyczyny śmierci inne niż wypadek samochodowy czy samobójstwo. Wśród osób poniżej 65 roku życia to nowotwory są najczęstszą przyczyną zgonów (30%) ale zaraz za nimi znajdują sie choroby układu krążenia (27%). W roku 2010 na choroby układu krążenia (zawał, choroba niedokrwienna serca, nadciśnienie i inne) zmarło ponad 1,3 tys osób w wieku do 39 lat, 5 tys osób w wieku do 49 lat, blisko 20 tys osób wieku do 59 lat. Czyli rocznie na choroby układu krążenia umiera średniej wielkości miasteczko ludzi w wieku poniżej 60 lat! To nie budzi zaskoczenia? Zaskoczenie jednak wzbudziła śmierć jednego człowieka który brał udział w biegu.

2.jpg

Paradoksalnie ta historia pokazuje chyba, że jednak wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że bieganie jest zdrowe skoro ta historia tak ich zaszokowała. Lekarze trąbią od lat, że aktywność fizyczna jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby cywilizacyjne (nadciśnienie, cukrzyca, miażdżyca) i większość pochodnych (zawał, choroba niedokrwienna itd). Fakt jest jednak też taki, że lekarze nie widzą całości zagadnienia.

Teraz ćwiczenie umysłowe które powinno uspokoić początkujących lub tych, którzy chcieliby zacząć biegać a boją się, bo usłyszeli, że ktoś umarł wskutek biegania.

Ćwiczenie

Większość biegaczy nie bada się regularnie. Ba, dam głowę, że w celu uprawiania biegania wielu biegaczy nie badała się nigdy w ogóle. Ale w trakcie naszego życia każdemu zdarzy się być kilka razy u lekarza, mieć EKG, badania krwi więc jeśli nie wychodzi przy okazji tych badań nic szczególnego, to taki człowiek stwierdza, że nie ma się czym przejmować. I zaczyna biegać.

I teraz chciałem wam uświadomić, co dzieje się z organizmem setek tysięcy biegaczy na całym świecie którzy się NIE badają. Męczą się. Częstość skurczów serca (zwana też tętnem) rośnie im szybciej biegniemy. Im biegacz bardziej zaawansowany, tym szybciej biega ale (i tutaj pokazuje się atrakcyjna korzyść wynikająca z regularnego biegania) wcale nie znaczy to, że taki biegacz biega ciągle bardziej intensywnie. Trening sprawia, że utrzymując ten sam poziom zmęczenia (mierzony tętnem) po jakimś czasie jesteśmy w stanie biec znacznie szybciej, znacznie dalej. Stajemy się też bardziej odważni w doprowadzaniu się do stanów ekstremalnych zmęczeń, kiedy już na 500 m przed meta mamy ochotę wymiotować z wysiłku ale nie chcemy (świadomie nie chcemy) się zatrzymać, bo pomimo odruchów wymiotnych czujemy się doskonale (paradoks) i zdrowo. Poziom tętna jaki na długim finiszu osiąga nasze serce przyprawiłby o przerażenie niejednego lekarza (ale o tym dalej). Dlaczego to ma być uspokajające? Bo jeśli wśród tych setek tysięcy ludzi, którzy pędzą do mety z maksymalnie wysokim tętnem, niektórzy z odruchami wymiotnymi nikt nie umiera to czym tu się przejmować? Mówię, że nikt, choć rzadkie przypadki śmiertelne istnieją, ale statystycznie są one rzadsze niż statystyczna umieralności pasażerów samochodów. Czy słysząc, że wypadki drogowe to od 1 do 2% zgonów nie wsiadacie do samochodów? W Wielkiej Brytanii zrobiono kiedyś analizę statystyczną, gdzie dowiedziono, że na skutek zamknięcia ulic w związku z organizacji Maratonu Londyńskiego, znacznie obniża się ryzyko śmierci londyńczyków, nawet jeśli wkalkulujemy ryzyko śmierci biegacza w trakcie Maratonu. (chciałem też wszystkich uspokoić, że te odruchy wymiotne wynikają z sytuacji jakie mogą mieć miejsca tylko w trakcie ekstremalnie ciężkich wyścigów lub treningów, w tracie zwykłego treningu raczej nie powiniście się obawiać, że będziecie mieli odruchy wymiotne, gdybyście mieli to jest to akurat oznaka, że może jednak trzeba iść do lekarza).

Test wysiłkowy

Dlaczego napisałem, że przyprawiłby o przerażenie niejednego lekarza? Bo wielu lekarzy żyje w przeświadczeniu, że “biegacz amator się nie męczy”. Że truchta sobie z intensywnością 130 uderzeń serca na minutę 3 razy w tygodniu przez 30 minut. Jeśli trochę już biegacie, to jeśli pójdziecie zrobić sobie tak zwane wysiłkowe EKG to w momencie, kiedy pomyślicie, że test w końcu się zaczyna to test właśnie się skończy. Lekarz zrobi EKG dochodząc do poziomu 80% tętna maksymalnego wyliczonego z wzoru 220 – wiek. Czyli do poziomu, gdzie prawdziwy trening dopiero się zaczyna.

3.jpg

Od dawna próbuję się dowiedzieć, czy zrobienie badania na wysokim poziomie zmęczenia w przypadku osoby, u której rzeczywiście jest coś do wykrycia dawałoby większe szanse tego wykrycia? Wydaje się to logiczne ale może z drugiej strony wcale tak nie jest. Interpretacja EKG to też nie taka banalna sprawa, byłem kiedyś na seminarium dla lekarzy (lub przyszłych lekarzy) na temat interpretowania EKG i wielość interpretacji dawała do myślenia.

Czy to znaczy, że nie warto się zbadać?

Każdemu zawsze polecam zapoznanie się z kwestionariuszem American College of Sports Medicine >>>. Ale jeśli w kwestionariuszu nic Wam nie wyjdzie, a czujecie jakieś obawy o własne zdrowie to się przebadajcie. Wasz instynkt jest zazwyczaj najlepszym wskaźnikiem, on najlepiej wam powie, czy macie czego się bać wykonując duży wysiłek. Oczywiście część z was, którzy mają od dawna stwierdzone schorzenia będące przeciwwskazaniami do wysiłku fizycznego muszą się do tego stosować.

Czy musicie się zatem badać, jeśli się nie czujecie dobrze? To zależy od was. Jeśli coś budzi Wasz niepokój – przebadajcie się. Możecie zrobić sobie czasem badania ciśnienia czy krwi, ale jeśli wyjdzie wam nawet wysokie ciśnienie, czy wysoki cholesterol i pójdziecie z tym do lekarza, to co innego wam powie, niż: Niech się Pan (czy Pani) wybiega!

PS. Sam badałem sobie ostatnio cholesterol i
widzę, że muszę choć trochę biegać, a nie tylko pisać o bieganiu
(wiedziałem to bez badania, ale ono mi to tylko unaoczniło).

Możliwość komentowania została wyłączona.