Miałem okazję przetestować w mijającym sezonie kilka nowych modeli butów, w tym cztery terenowe. Tym razem nie są to pancerniki, lecz buty znacznie lżejsze. Ich bieżniki, poza jednym wyjątkiem, nie są specjalnie głębokie, więc nie są te buty też takie do końca terenowe. Nadają się zarówno na grunt naturalny, jak i na twardsze, sztuczne nawierzchnie, które oddzielają nas od lasu. Salomon określa tę kategorię „door to trail”, ja bym użył nazwy „półtrailówka”.
Oto one, jak zwykle w kolejności pojawiania się w moim biegowym życiu.
Brooks PureGrit 2, spadek pięta-palce 4 mm, waga 283 g (męski US 9)
Saucony Peregrine 3, spadek pięta-palce 4 mm, waga 258 g (męski US 9)
Asics Fuji Trainer 2, spadek pięta-palce 8 mm, waga 285 g (męski US 9)
Nike Zoom Terra Kiger, spadek pięta-palce 4 mm, waga 285 g (męski US 9)
Od lewej: Brooks, Saucony, Asics, Nike
Zacznę od PureGrit 2.
Lekki but Brooksa, z linii Pure. Według mnie to bardzo udana linia, przeznaczona dla biegaczy już trochę zaawansowanych, mających problem nadwagi raczej za sobą i biegających bez wyraźnego akcentu na piętę. Czyli lądujących na przedniej części stopy lub stosunkowo równomiernie na całej stopie.
Linia Pure charakteryzuje się:
1) stosunkowo niewielką wagą (znacznie poniżej 300 g w średnim męskim rozmiarze)
2) niedużym spadkiem pięta-palce – w większości modeli to 4 mm,
3) nienajgorszą amortyzacją podeszwy, opartą na mieszaninie biodegradowalnej pianki BioMoGo i materiału o zmiennej dynamice odbicia DNA
4) miękką konstrukcją cholewki i podeszwy bez wyraźniejszych usztywnień.
Grit 1 i Grit 2
Miałem do czynienia wcześniej z dwoma modelami tej linii: Cadence i Grit, obydwa bez dwójki. W obu biegało mi się całkiem nieźle. Cadence jest przeznaczony do biegania po twardych nawierzchniach. Grit to but terenowy, a raczej, jak to wyżej zaznaczyłem, półtrailowy. Pierwszego Grita opisywałem już w innej recenzji (//bieganie.pl/?cat=20&id=3677&show=1). Ciekawie wygląda jego porównanie z PureGrit 2.
Teoretycznie spadek pięta-palce jest ten sam: wg producenta to 4 mm, wg runningwarehouse.com: 5 mm. Ale Grit 2 robi wrażenie mniej amortyzowanego. Podeszwa jest jakby trochę cieńsza i, co zrozumiałe, twardsza. Takie przynajmniej jest moje odczucie. Pierwszy Grit, mimo około 1000 km przebiegu i zaklepania, cały czas robi na mnie wrażenie lepiej amortyzowanego niż Grit 2.
Druga poważna zmiana to budowa podeszwy zewnętrznej, odpowiedzialnej za trakcję, czyli przyczepność do podłoża. Zarówno w pierwszej, jak i drugiej wersji Grita, podeszwa zewnętrzna jest zintegrowana, w jednym kawałku, w przeciwieństwie do pozostałych modeli linii Pure, gdzie składa się ona z kilku kawałków, ma charakter mniej lub bardziej „wyspowy”. W pierwszym Gricie wypustki zapewniające lepszą przyczepność w miękkim terenie miały formę falistych, obłych uwypukleń. Dobrze sprawdzały się na podłożu ziemnym, błotnistym i piaszczystym, zadowalająco na suchych i twardych nawierzchniach, za to słabo na mokrych i twardych nawierzchniach oraz w warunkach zimowych, na śniegu i lodzie, co sprawdziłem doświadczalnie.
Zdecydowanie inaczej wygląda podeszwa Grita 2, z drobniejszymi, zębatymi wypustkami, bardziej kanciastymi. Dobrze się biega z taką podeszwą zarówno w terenie, jak i po twardych nawierzchniach. W zimowych warunkach, ze śniegiem i lokalnymi oblodzeniami, zdecydowanie lepsza przyczepność do podłoża, niż w poprzedniku. Określiłbym ją jako zadowalającą, choć w mocno zimowych warunkach nie miałem okazji w nich jeszcze pobiegać. W podeszwie zewnętrznej zdecydowany postęp. Co do wytrzymałości, to chyba w jedynce było lepiej, cholewka była solidniejsza. W Grit 2 haluks w mojej prawej stopie już przetarł trochę cholewkę z przodu od strony przyśrodkowej, ale mocno już eksploatowałem te buty. W poprzednim Gricie cholewka bez żadnych śladów zużycia, więc w tej działce regres.
Od lewej: Brooks, Saucony, Asics, Nike
Biega mi się w tych butach dobrze. Najczęstszym typem treningu są kilkunastokilometrowe rajdy do Lasku na Kole, do którego muszę dobiec jakieś 4 km w jedną stronę po betonowej kostce i asfalcie. Jak docieram wreszcie do ziemnych ścieżek, to Grity są zdecydowanie bardziej komfortowe, mniej czuję w dolnej części kręgosłupa swoje lądowanie na piętach. A na twardej, sztucznej nawierzchni daje mi się we znaki niezbyt duża amortyzacja pod piętami. Czyli to jednak bardziej terenówka. W sumie, podobnie jak poprzedni model, wygodna i przyjemna. Jednak poprzedni Grit wydaje mi się lepiej amortyzowany i w moim subiektywnym pojęciu w tej działce Grit 2 trochę obniżył loty. Dla kogoś innego jednak ten krok w stronę minimalizmu może stanowić okoliczność pozytywną.
Jeszcze tej zimy spodziewane jest pojawienie się na rynku kolejnego modelu tej serii: Pure Grit 3. Ma się wyróżniać zdecydowanie bardziej agresywną podeszwą zewnętrzną. Trochę mi jej w dotychczasowych Gritach brakuje i czekam z niecierpliwością na „trójkę”.
Kolejne buty to Saucony Peregrine 3.
Słyszałem o nich wcześniej sporo dobrego, mój szef przebiegł w ich wcześniejszej wersji z niezłym wynikiem Bieg Rzeźnika. Zaopatrzyłem się w nie właśnie z myślą o ultramaratonach w trudnym, górskim terenie.
Pierwsze założenie i bardzo pozytywne wrażenia: lekkie, miękka cholewka bez usztywnień (z wykorzystaniem technologii FlexFilm, czyli nagumowania siatki zamiast przeszyć sztywniejszymi paskami). Głęboki bieżnik, najgłębszy z porównywanej czwórki modeli. Nieduży spadek pięta-palce (4 mm), ale długie zęby podeszwy zewnętrznej dają wrażenie chodzenia na koturnach. Szybko się przyzwyczaiłem. Dość wąskie i opięte na mojej szerokiej stopie. Myślałem, że jak wąskie i o wysokiej podeszwie, to pewnie mało stabilne, chybotliwe. No bo oczywiście nie mają podparcia, zresztą żaden z czterech porównywanych modeli nie ma podparcia. A tu niespodzianka – buty okazują się bardzo stabilne. Sprawdzałem to, robiąc film w czasie biegu na bieżni mechanicznej. Mimo mojej wyraźnej nadpronacji, staw skokowy nie ugina się do wewnątrz. Duży plus.
Pobiegałem w nich sporo, dużo terenowych treningów w Puszczy Kampinoskiej i w Lasku na Kole. Wystartowałem w nich na DyMnO – biegu na orientację na dystansie 50 km, bardzo mokrym i błotnym. Buty znakomicie się spisywały, kiedy po godzinnym grzęźnięciu w wodzie prawie po kolana wybiegłem wreszcie na suchy ląd, to bardzo szybko zgubiły wodę i wręcz wyschły. Kolejny duży plus. Mimo przynajmniej 500 km trzymają się dobrze, tylko jak w prawie wszystkich moich butach paznokieć lewego palucha wybił już w cholewce zgrabny otworek, który zaszyłem domowym sposobem. Ale na to nie ma mocnych, tak już mam asymetrycznie – w prawej stopie haluks i przecieranie z boku, w lewej podrywanie palucha i dziura z góry, to nie jest wina butów. Tak na marginesie – jeśli ktoś reklamuje buty z powodu przetarcia się siatki nad paznokciem palucha po kilkuset kilometrach przebiegu, to nie ma racji. Buty nie mają wady fabrycznej, przetarcie jest wynikiem mocnego napierania paznokciem na cholewkę dziesiątki tysięcy razy, a to specyficzna właściwość użytkownika, a nie buta.
Myślałem o zabraniu Peregrinów na jakiś górski ultramaraton. Bieżnik miały adekwatny, głęboki, ale trochę bałem się o solidność cholewki. Zwłaszcza, że w górach zdarza się szorować bokiem buta o kamienie i skały oraz przeciążać boki cholewki na trawersach, solidność budowy cholewki jest tu kluczowa. Od przynajmniej dwójki znajomych, którzy używali Peregrinów w skalistych biegach górskich, słyszałem, że cholewka czasem się przeciera i jednak w górskich ultra ostatecznie wystartowałem w innych butach, uznając Peregriny za znakomite, ale do trailu nizinnego, błotno-szuwarowo-piaszczystego. Trochę też bałem się tej koturnowości, czyli poczucia, że ma się na nodze wąski but o grubej podeszwie. Ja w trudnych górskich warunkach wolę but szeroki, niewysoki i stabilny.
Od lewej: Brooks, Saucony, Asics, Nike
I takim okazał się Asics Fuji Trainer 2.
Na dużym, ogólnopolskim szkoleniu Asicsa, to był chyba czerwiec 2013 r., miałem możliwość przebiegnięcia się w różnych warunkach w kilku modelach. Rzecz jasna najbardziej interesowały mnie terenówki, a ta działka ostatnio w Asicsie liczy się coraz bardziej. Wchodziły w grę trzy modele z linii Fuji: Trabuco, Elite i Trainer. Ostatnio wolę buty lżejsze i z mniejszym dropem, więc zrezygnowałem z reprezentanta pancerników, czyli Trabuco. Z kolei w Elite znalazły się sztywne elementy w podeszwie, których nie było w Trainerach. No i taki dziwny argument – jakoś mam większą sympatię do modeli… tańszych. Zdecydowałem się na Fuji Trainer 2.
Pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Drażniło mnie poczucie zsuwania się zapiętków z pięt i trochę zbyt silne opięcie cholewki na środkowej części stopy. Te dwie rzeczy, w połączeniu z lekkim zmniejszeniem rozmiaru, to w ogóle cechy charakterystyczne najnowszych Asicsów. Kiedyś buty tej marki wyróżniały się właśnie bardzo mocno opinającymi się zapiętkami, teraz jest odwrotnie. Ale jak zwykle trochę pobiegałem i było OK, przyzwyczaiłem się. Bieżnik nieco zbyt płytki na moje potrzeby, ale za to but jest szeroki w pięcie i, co za tym idzie, stabilny. Nieduży, jak na Asicsa, drop: 8 mm. Ale z drugiej strony to największy spadek pięta/palce z całej porównywanej przeze mnie czwórki modeli.
Miękka, ale solidnie wyglądająca cholewka w sumie wygodna i budząca zaufanie. Ciekawe wiązanie, w którym zamiast dziurek są pętelki z takich samych jak sznurówki tasiemek. No i bardzo przydatny schowek na końcówki sznurówek w górnej części języka. Doceniam go przy bieganiu na przełaj przez lasy i jerzynowe zarośla, kiedy byle gałązka rozwiązuje buty. To rozwiązanie typowe dla terenówek Asicsa.
Kilka leśnych treningów i akcje Trainerów idą wyraźnie w górę. Biega mi się w nich coraz lepiej. Są równie komfortowe w terenie, jak i na twardym podłożu, czyli to dobra półtrailówka. Zdecydowanie lepiej amortyzują pod piętą niż Grit 2. Nie ma tego poczucia koturnowości co w Peregrinach, za sprawą płytszego bieżnika i szerszej podeszwy. No i z całej dotychczasowej trójki cholewka robi wrażenie najsolidniejszej. W końcu to te buty wybrałem na górskie ultra, choć bieżnik mógłby być w nich głębszy.
Wziąłem udział w trzech bardzo długich biegach, w różnych warunkach. Pierwszy to Chudy Wawrzyniec, w dłuższym wariancie 84 km. We mgle, mżawce i ze sporą ilością błota pod nogami na stromych podejściach i zejściach, przemielonych setkami butów poprzedzających mnie ultramaratończyków. Tu ostrzejsze zęby w podeszwie przydałyby się, ale w sumie było zadowalająco. Po biegu brak odcisków, pęcherzy, schodzących paznokci. Trudny test wypadł pozytywnie. Drugi górski ultramaraton to Bieg 7 Dolin, 100 km. Pod względem pogodowym i nawierzchniowym komfortowy – dość sucho i również buty wypadły dobrze. Trzeci był Beskidy Ultra Trail, z nadspodziewanie kamienistym podłożem. I tu solidność butów była istotna, dały radę, choć w jednym miejscu zdarłem delikatną, zewnętrzną siateczkę z cholewki, ale bez wpływu na trwałość reszty cholewki pod spodem. W sumie trzy ultramaratony w tych samych butach, w różnych warunkach i polecam. Dla mnie Trainer sprawdził się znakomicie.
Już jesienią 2013 r. stałem się posiadaczem czwartej pary butów terenowych. Tym razem firma, która jak dotąd omijała szerokim łukiem dział terenowy, czyli Nike. Pojawiły się na rynku bardzo do siebie podobne modele: Wildhorse i Terra Kiger.
Trafił mi się ten drugi, Zoom Terra Kiger.
Kigery mają charakterystyczne cechy najnowszych butów Nike. Są lekkie. Cholewka opina się na stopie jak skarpeta, jest pozbawiona sztywnych elementów. Fajnie, takie cechy lubię. Podeszwa zewnętrzna trochę za mało agresywna, jak na moje potrzeby, ale pozwala komfortowo biegać i po twardym, i po miękkim. Czyli znowu raczej but półtrailowy niż coś na trudne, górskie ultra. Pod piętą wyczuwalna silna amortyzacja, oparta na poduszce zoom. To akurat się przydaje, zwłaszcza na długich zbiegach. Kigery z porównywanej czwórki są zdecydowanie najlepiej amortyzowane. Drop nieduży – 4 mm.
Słabą stroną tego buta jest dla mnie stabilizacja. Czuję, że przy moim lądowaniu na pięcie i nadpronacji kostki kładą się do wewnątrz, co potwierdza film z bieżni mechanicznej. Mimo to w treningach leśnych z twardym dobiegiem zasuwa się nieźle. Ostrzegano mnie, że to but terenowy i nie powinienem w nim biegać po twardych nawierzchniach. Ale nie zgadzam się z tym – Terra Kiger dobrze trzyma się też twardych nawierzchni, biegnie się po asfalcie i betonie w miarę komfortowo, a duża w tym zasługa amortyzacji zoom, potrzebnej właśnie bardziej na twardym, niż na miękkim podłożu. Nie zauważyłem też, żeby na twardym podłożu zęby szybko się wycierały.
Decyduję się na Kigery przy mocniejszym wyzwaniu, jakim są dwudniowe, listopadowe zawody na orientację GEZnO w Kamiannej w Beskidzie Niskim. Lasy, sporo deniwelacji i mnóstwo błota. To są zawody zespołowe, biegnę w duecie z Dorotą Szparagą, która ma na nogach dopiero co kupione Cascadie 8. No i przy stromych zbiegach z błotnym podłożem Dorota ucieka mi bez problemu. Jej buty dają bezpieczeństwo i pewność kroku, a ja muszę zwalniać, bo Kigery ślizgają się w błocku, zwłaszcza boczne poślizgi są ryzykowne. Za to jak zbiegamy po asfaltowych drogach, a też trochę takich było, to zoom w pięcie pozwalał na komfortowy i szybki bieg długimi susami bez specjalnego obciążania stawów, wtedy ja byłem z przodu. Ale konkluzja zasadnicza jest taka, że to jednak tylko półtrailówka, dobra na podwarszawski las, ale niewystarczająca na góry w trudnych warunkach.
Pora na podsumowanie. Chciałem w tym sezonie wypróbować lżejsze i nieco mniej amortyzowane buty terenowe, stąd mój powyższy wybór. Jednak dochodzę do wniosku, że o ile do terenowych treningów są one jak najbardziej adekwatne, o tyle w górskich ultramaratonach, zwłaszcza w trudniejszych warunkach pogodowo-nawierzchniowych, przy uwzględnieniu mojej specyfiki kroku biegowego, lepiej sprawdzą się chyba jednak „pancerniki”: np. Cascadia, Trabuco, Xodus, Speedcross. Wtedy procentuje solidność konstrukcji i głęboka, agresywna podeszwa zewnętrzna. Z kolei na szybkich zawodach leśnych, takich jak choćby Falenica czy Las Kabacaki – lekkie i dynamiczne półtrailówki sprawują się znacznie lepiej.
Przy okazji zauważyłem, że są firmowe specjalizacje, czy może raczej luki w spektrum propozycji. Na przykład Nike wyraźnie stroni od cięższych terenowych pancerników. Jeżeli już robią terenówkę, to raczej lekką, miękką i trochę bezzębną. To jednak firma głównie dla miastowego biegacza. Z kolei Asics z premedytacją unika zagłębienia się w stronę minimalizmu, uznając go za chwilową modę. A jednak to właśnie Fuji Trainer 2 okazał się dla mnie z powyższej czwórki najbardziej adekwatny do górskich setek. Dochodzę do wniosku, że po próbach z butami lekkimi, także w działce terenowej, może znów pora na powrót do butów solidniejszych? Trailówek, a nie półtrailówek.