Redakcja Bieganie.pl
19-letni, Ross Francis właśnie wsiadał do podmiejskiego autobusu niedaleko Santa Monica (USA). Na jednym z siedzeń spostrzegł nieogolonego, ubranego w podarte jeansy mężczyznę, który pod nogami trzymał dużą, podróżniczą torbę. „Czy to Ty? Houston McTear?”- zapytał młodzieniec. „Tamten Houston już nie wróci” – usłyszał odpowiedź. Ross, wielki fan amerykańskiego sprintu miał szczęście spotkać rekordzistę świata na 60 metrów, wielkiego niegdyś Houstona, któremu życie napisało wyjątkowo brutalny scenariusz. McTear ze sportowej gwiazdy Ameryki stał się jednym z milionów bezdomnych, człowiekiem, który choć mógł mieć wszystko, stracił wszystko! To jednak dopiero początek historii.
Houston McTear urodził się 12 lutego 1957 roku w biednej, wielodzietnej rodzinie. „Miałem ośmioro rodzeństwa. O jedzenie była u nas prawdziwa rywalizacja. Ten kto nie dostał się do stołu przed ósemką pozostałych ten musiał pogodzić się z byciem głodnym przez cały dzień.” Rodzina Houstonów mieszkała w małej szopie położonej tuż przy piaszczystej drodze w Milligan. Ojciec był jedynym żywicielem rodziny i pracował za niewielkie pieniądze w jednym z pobliskich tartaków.
„Ktoś może uznać, że bycie najszybszym na świecie to coś niezwykłego, coś co jest pisane. Jestem przekonany, że istnieją setki takich jak Bolt. Nie mają jednak możliwości żeby zaistnieć. To warunki determinują odkrycie ich talentu.” Houston uważa, że przytrafiło mu się coś co można nazwać zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Z jednej strony jego talent dostał szansę pokazania się. Z drugiej jednak seria wielu niepowodzeń przyczyniła się do załamania jego będącej na pięknej ścieżce kariery.
Biegacz-amator ustanawia rekord świata!
Każdy w Milligan wiedział, że Houston jest wyjątkowo szybki. W kronikach zapisały się jego wyścigi z pociągiem towarowym, a także koniem. Oba były zorganizowane na dystansie 100 jardów. Oba także przyniosły mu zwycięstwo. Zdający sobie sprawę ze swojego talentu, Houston dużo grał w piłkę nożną, starał się też jak najwięcej biegać. Co jednak charakterystyczne dla wywodzącego się z ubóstwa chłopaka nie mógł on liczyć ani na profesjonalnego trenera ani na specjalistyczne warunki.
Jakie 9 sekund? Przecież to niemożliwe żeby biegacz-amator ustanowił rekord świata! |
Przełom nadszedł 9 maja 1975 roku. 18-letni, McTear stanął do szkolnego mityngu na 100 jardów. Nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć. Tylko jego licealni koledzy, których „połykał” przy każdej okazji szybkiego biegu wiedzieli, że stać go na coś niesamowitego. Nie mylili się. Houston wyszedł z bloków jak pocisk i z każdym metrem tylko powiększał swoją przewagę. Rzut na linię mety i krótkie oczekiwanie na komunikat dotyczący czasu. W końcu jest! Spiker podaje rezultat – 9.0 sekundy! Ale chwila. Jakie 9 sekund? Przecież to niemożliwe żeby biegacz-amator ustanowił rekord świata!
Na zawodach były jednak trzy stanowiska pomiaru. Dwa stopery podały wynik 9.0 sekundy, jeden natomiast 8.9 sekundy! Światowa Organizacja Lekkoatletyki (IAAF) miała poważny problem. Uznać, czy nie uznać nowy rekord świata. Po miesiącach oczekiwań wynik Houstona uznano ale za nieoficjalny. Cały świat jednak usłyszał o Houstonie, a młody jeszcze sprinter dostał niepowtarzalną szansę odmienienia swojego życia.
Rok później trenujący już pod fachowym okiem trenera, Houston stanął przed historyczną szansą zostania najmłodszym reprezentantem USA na Igrzyska Olimpijskie w Montrealu (1976). Musiał jednak zdobyć medal Mistrzostw USA, które miały odbyć się w Eugene. Nikt nie był zainteresowany tym, żeby postawić na 19-letniego wówczas sprintera, którego rekordy były „łapane” na stoper. Eliminacje zdawały się to potwierdzać. Wystraszony jak się wydawało wielkiej rywalizacji Houston w eliminacjach zajął dopiero 10-te miejsce. Potem było jednak coraz lepiej i McTear z siódmym czasem awansował do finału.
Na igrzyska mogła pojechać tylko pierwsza trójka. W końcu nadszedł ten moment. Finał i ostateczne rozstrzygnięcie. McTear ruszył pierwszy! 60 metrów dystansu zostało zdominowane właśnie przez niego. Ci co widzieli McTeara ustanawiającego rekord świata na 100 jardów mieli właśnie potwierdzenie, że McTear nie zrobił tego przypadkowo. Ostatnie metry dystansu należały jednak do faworyzowanego Harveya Glance’a. McTear wpadł na metę jako drugi z wynikiem oficjalnego rekordu życiowego 10.16(+1.9 m/s). Komentatorzy niemal oszaleli. Oto nieznany nikomu McTear uzyskuje kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie! Złoto przegrywa tylko o 0.05 sekundy.
O McTearze zaczęły pisać największe gazety w Ameryce. Temat był chwytliwy. Oto wyrwany z biedy, anonimowy 19-latek dostaje się na igrzyska do Kanady. Przeczytał o tym m.in. Muhammad Ali, uznawany za najwybitniejszego sportowca wszechczasów, bokser. Poruszony historią Houstona postanowił ufundować jego rodzinie prawdziwy dom(do tej pory rodzina McTearów mieszkała w drewnianej, przykrytej strzechą szopie). Dom z czterema sypialniami był dla biednej rodziny jak dar niebios. Także klub Alego zobowiązał się do finansowania przygotowań Houstona do igrzysk oraz pozostałych imprez w przyszłości.
Piękna historia natrafiła jednak na kłopoty. „Coś co wydaje się pięknym snem przeradza się czasem w jednej chwili w koszmar. Najważniejsze to nie poddać się i ufać Bogu”-komentował swoją kontuzję McTear. Zrobił tak jak powiedział i zaczął trenować jeszcze ciężej. Żal po nie pojechaniu na igrzyska jednak pozostał. Zastępujący go Johnny Jones zajął szóste miejsce indywidualnie, a wraz ze sztafetą 4×100 metrów zdobył złoty medal. Dla Houstona takie osiągnięcia mogłyby stać się prawdziwym zastrzykiem finansowym. Stało się inaczej ale na szczęście, Houston wciąż mógł liczyć na pomoc od Alego.
Dwa rekordy świata i… klapa!
Rok później talent Houstona rozkwitnął na dobre. McTear był już najlepszy w USA, a jego rezultat 10.13 sekundy był drugim najlepszym wynikiem na świecie. To co jednak było jego znakiem firmowym, a więc pierwsze kilkadziesiąt metrów dystansu najlepiej spłaciło się na popularnym wówczas halowym dystansie 60 jardów. Houston pokonał ten odcinek w czasie 6.05 sekundy! (najlepszy rezultat na świecie). Wszyscy widzieli, że na tym odcinku Houston predyspozycje ma wybitne. Dowiódł tego w 1978 roku ustanawiając niebotyczny rekord świata, 6.54 sekundy na 60 metrów! Rekord ten przetrwał 7 lat i poprawił go dopiero kojarzony z dopingiem, Ben Johnson (6.50). Moc z jaką Houston wychodził z bloków robiła ogromne wrażenie.
Międzynarodowi komentatorzy nie mieli natomiast złudzeń: Houston może wkrótce zaatakować rekord świata Jima Hinesa wynoszący 9.95 sekundy (na 60 metrów, Houston już był od niego szybszy!). Rok 1979 McTear skończył z czwartym wynikiem na świecie. Rok 1980 miał być dla niego z kolei kolejną szansą pojechania na Igrzyska Olimpijskie, które miały odbyć się w Moskwie. Houston zakwalifikował się na nie osiągając wynik 10.24 sekundy. Kolejny pech chciał jednak, żeby McTear nie pojechał – z uwagi na interwencję ZSRR w Afganistanie, USA zbojkotowały „Olimpiadę”. Był to okres zimnej wojny, co dodatkowo potęgowało emocje wokół igrzysk. „Wielki niespełniony talent” – grzmiały nagłówki gazet o Houstonie, który po raz kolejny musiał uznać wyższość przeciwności losu nad własnymi chęciami. Dalej było już tylko gorzej! Klub Muhammada Aliego, który sponsorował sprintera w 1981 roku zmuszony był do ogłoszenia upadłości. Harold Smith, szef klubu został skazany za defraudację 21 milionów dolarów. Dla McTeara w przypadku drugiego niepowodzenia związanego z igrzyskami była to prawdziwa katastrofa.
McTear trafia na ulicę
Niemoc związana z pomyślnym ułożeniem życia przyczyniła się do załamania nerwowego Houstona. Komplikująca się kariera, nagłe odcięcie od źródła pomocy, a także perspektywa utrzymania dwójki dzieci (w 1977 Houston ożenił się) pogrążały McTeara w coraz większym smutku. 24-letni zawodnik próbował jeszcze zarabiać sprzedając kanapki czy też buty sportowe ale to wszystko nie wystarczało. W końcu Houston zdecydował się wysłać swoją żonę z dziećmi do Wielkiej Brytanii. Sam natomiast próbował jeszcze walczyć o powrót do świetności, którą pechowo utracił. Pod koniec 1981 roku zatrudnił się nawet w popularnym McDonaldsie, którym zarządzał jego brat.
Wiele osób próbowało pomóc Houstonowi. Sam zawodnik konsekwentnie jednak odmawiał. „McTear to bardzo niezależny człowiek. Dopóki nie dojdzie do punktu w którym sam nie rozwiąże swoich problemów, nie poprosi o pomoc. To twardy mężczyzna” – mówił o nim John Smith, jeden z reprezentacyjnych kolegów. Próba powrotu na bieżnie w 1982 roku zakończyła się dla Houstona klapą i przypieczętowała jego definitywny rozbrat ze sprintem. McTear poszedł po tym doświadczeniu w najgorszym możliwym kierunku. Sięgnął po narkotyki. Stopniowe roztrwanianie oszczędności spowodowało, że Houston nie mógł utrzymać mieszkania i ostatecznie trafił na ulicę. Nie chciał pomocy zarówno od rodziny jak i od swojej żony, która zarabiała na Wyspach.
Wszystko co natomiast zarobił natychmiast wydawał na kokainę. Bez grosza przy duszy nocował na kortach tenisowych w Pritkin Longevity Center. Miał lepiej niż inni bezdomni, którzy spali na terenach zarośniętych kaktusami i zaśmieconymi butelkami wina. Miał też na tyle rozsądku, że nie wydał wszystkiego na narkotyki i zaopatrzył się w śpiwór w którym nocował na kortach lub plaży położonej tuż nad Oceanem Spokojnym. „To nie był wrak człowieka jakich tysiące w Stanach. Houston choć był uzależniony od narkotyków potrafił przystopować. Gdzieś tam pod gwiaździstym niebem ciągle rozmyślał i marzył o rekordzie świata na setkę. Wydawało się, że miał jakiś plan, a chwilowa bezdomność służy mu tylko jako katharsis” – mówił Smith. „Chwilowa” jak się wydawało bezdomność trwała jednak u McTeara ponad 3 lata!
Odmiana
Houston podobnie jak w biblijnej przypowieści trafił w końcu na dobrego Samarytanina, który uratował go. Tym Samarytaninem okazała się kobieta, 53-letnia pielęgniarka, Arlene Francis. Oboje poznali się w okolicznym parku. Tak wspomina to Arlene: „Siedziałam z przyjacielem w parku kiedy naszą rozmowę przerwał niedystyngowany mężczyzna. Nie zaczepił o pomoc. Wtrącił się raczej do rozmowy o dzieci. To był zupełny przypadek, że akurat o tym rozmawiałam z przyjacielem, a on to usłyszał. Houston sam miał dzieci i coś musiało go mocno ukłuć, że się wtrącił. Pomyślałam, że jest on strasznie zarozumiały. To co jednak mnie w nim zaintrygowało to profil egipskiego faraona, który nie pasował do jego ubioru. Na początku nie wiedziałam nic o jego świetnej karierze. Dowiedziałam się o tym w długi czas później”. Zwykła rozmowa okazała się mieć ciąg dalszy i Arlene zaproponowała Houstonowi pomoc i mieszkanie.
„Ona była darem od Boga. Pojawiła się w momencie kiedy potrzebowałem nie pieniędzy ale zwykłej rozmowy, przyjaciela. Była jakaś więź między nami, bardzo szybko złapaliśmy wspólny grunt” – wspominał to McTear. Z czasem Houston i Arlene zaczęli wiedzieć o sobie wszystko. „Houston opowiedział mi całą historię z nałogiem przez który trafił na ulicę. Początkowo sięgał po narkotyki raz w tygodniu, potem robił to już dwa razy aż w końcu uzależnienie spowodowało, że sięgał po kokainę codziennie. Jego powolny upadek i odmawianie pomocy spowodowało, że zapomnieli o nim wszyscy. To co jednak w nim przetrwało to niezwykła osobowość. On ma sercie dziecka i intelekt olbrzyma” – mówiła Francis.
Sam Houston przy boku Arlene powoli zaczynał odzyskiwać utracony ład. Co interesujące całkowicie uwolnił się od nałogu jaki mu towarzyszył. Nie znikło także w nim pragnienie powrotu na bieżnię. McTear wciąż marzył żeby dokończyć to co zaczął w 1975 roku. Pytanie tylko czy zatruty narkotykami organizm i 3-letnia przerwa w treningach nie okażą się przeszkodą nie do pokonania. Houston wierzył, że nie. Najpierw jednak musiał skupić się na znalezieniu pracy i pozyskaniu oszczędności na swój powrót. Ten etap zajął mu kolejne lata. Pod koniec lat 80-tych dopisało mu jednak kolejne szczęście. Houston poznał będącą w tym samy wieku co on, Lindę Haglund, mistrzynię Europy w biegu na 60 metrów. Pochodząca ze Szwecji, Linda trenowała w amerykańskim collegu Santa Monica. To ona w końcu wykrzesała z niego motywację do tego żeby zmierzyć z niemal niemożliwym i powrócić do dawnej świetności.
Powrót na bieżnię
Houston miał dokładnie 33 lata i 10 lat przerwy w startach na krajowych bieżniach, kiedy postanowił ostatecznie – wrócam! Media już dawno przekreśliły jego „come back”. Od czasu do czasu wzmiankowały o nim, że próbuje wrócić do normalności i znaleźć pracę ale o treningach i rywalizacji nie było mowy. Przypomina to trochę film „Rocky” gdzie podniszczony życiem Balboa daje się namówić i staje do ostatniej walki swojego życia. Tak samo miało być z Houstonem, który zaczął od przerzucania worków z ziemniakmi w okolicznym zakładzie pracy. Potem włączył do tego bieganie po schodach pobliskiego stadionu. Linda, którą zaczął darzyć coraz większym uczuciem ostatecznie stała się jego trenerem.
W 1990 roku McTear w celu znalezienia lepszej pracy udał się z nią do Europy. Zwykła przyjaźń między nimi przerodziła się w miłość. Tymczasem to co najbardziej niezwykłe w tej historii, McTear już w Szwecji po zaledwie kilku miesiącach treningu zdecydował się wystartować w tamtejszych Halowych Mistrzostwach kraju. Uzyskał czas 6.68 sekundy i deklasując rywali został mistrzem Szwecji! (ciekawostka: w 2013 roku, Jamajczyk, Odain Rose powtórzył sukces Houstona i także w barwach Szwecji został mistrzem tego kraju na 60 metrów z identycznym czasem 6.68). Rok 2013, a wczesne lata 90-te to jednak niebo i ziemia.
Wynik Houstona odbił się szerokim echem w całych Stanach Zjednoczonych. „Oto były rekordzista świata powraca po 10 latach przerwy i osiąga znakomity wynik po zaledwie kilku miesiącach treningu”- wieściły gazety. „Jak wielki potencjał w nim drzemie? Czym jeszcze nas zaskoczy?”- pytały również. Houston poszedł za ciosem i w sezonie letnim wystartował także na 100 metrów. Rezultat 10.45 sekundy był także bardzo dobry ale uwidaczniał, że talent Houstona polegał przede wszystkim na umiejętności maksymalnego przyspieszenia. Dystans 100 metrów wymagał już zupełnie innego treningu i kolejnych lat przygotowań. Na tym poziomie przyszedł czas na refleksję: biegać dalej, czy też skupić się na stabilizacji? McTear ku zaskoczeniu wybrał to drugie. „To nie był już naiwny, szukający poklasku młodzieniec, który uległ iluzji, że jest kimś wyjątkowym. To był już 34-letni mężczyzna, który swoje w życiu już przeszedł i zrozumiał, że sport to wyrzeczenie, którego nie wolno przekładać nad relacje z ludźmi, których się kocha ”. W 1993 roku McTear ożenił się z Lindą Haglund, znalazł stałą pracę i bezpowrotnie zawiesił kolce na kołku.
Wyrwany z biedy Houston z szelmowską łatwością wspiął się na piedestał żeby z równą prostotą upaść i całkowicie zagubić się w życiu. Jego los potrafił się jednak całkowicie odmienić. McTear dzięki szczęściu i determinacji nie skończył tragicznie. Wrócił do kontynuacji kariery i dowiódł, że nie sport, a rodzina powinny być stawiane w życiu na pierwszym miejscu. Nie powtórzył błędów młodości, nie wrócił do narkomanii, a w kulminacyjnym punkcie wybrał… człowieka. Tak oto kończy się historia bezdomnego z Florydy, którego spotkał w autobusie 19-letni Ross.