Rzecz dzieje się gdzieś w Polsce, rozmowa zasłyszana w tramwaju.
– Artur Kozłowski powinien bezdyskusyjnie do Londynu jechać.
– Bo? – Młody, zdolny. – Ale minimum nie zrobił. – Ale to minimum jest jakiś absurd, najtrudniejsze na Świecie, IAAF nie dlatego zrobił 2:15 żeby promować maraton tylko dlatego, że rozumieją, że w maratonie minimum to bzdura, więc dał federacjom wolną rękę, nasza poleciała po bandzie. – Jak poleciała? Takie same zasady jak w innych konkurencjach? Ranking olimpijski jest? – Co to za ranking? Jaka jest konkurencyjność takiej dyscypliny jak młot a jaka jak maraton? To tylko jacyś technokraci mogą coś takiego wymyślić. Jasne, że w dyscyplinach gdzie konkurencja jest mała, nasze szanse na medal są większe i chyba w ten sposób myśli PZLA. Tylko w sporcie nigdy nic nie wiadomo, ranking nie biega. – No chyba, nie sugerujesz, że Kozłowski miałby szanse na medal? – A dlaczego nie? – A dlaczego tak? – Bo to jest sport, mało znasz przypadków w sporcie zaskakujących rozstrzygnięć? – W maratonie nie bardzo – W 2004 roku ktokolwiek przypuszczał, że Baldini może wygrać? – Ech, jeden przypadek. – A jakie było minimum w 2008 roku do Pekinu? – No, jakie? – No ? – No ? – No, powiedz? – 2:12. – No tak – No i co z tego? – A to, że gdyby wtedy było 2:10:30 to Henio do Pekinu by nie poleciał, nigdy nie wiadomo jak by się jego kariera po tym potoczyła. – Jaki to ma związek z tym, że biega teraz 2:07 ? – Doświadczenie na Mistrzowskiej Imprezie procentuje a Artur Kozłowski jest dzisiaj młodszy niż Henio był wtedy. – Nie jest młodszy, jest rok starszy – No ok, ale biega o minutę lepiej niż Henio przed Pekinem? – Biega. No i co ? – A na Igrzyska ma nie jechać, tak? – Tak. – No to ja to chrzanię.
Progresja maratońska Henryka Szosta i Artura Kozłowskiego