Redakcja Bieganie.pl
Font Romeu położone jest na wysokości około 1800 m n.p.m. i słynie z świetnego zaplecza treningowego. Monumentalny ośrodek wybudowano przed Igrzyskami Olimpijskimi w Meksyku, jako europejskie centrum przygotowań klimatycznych. Zawodnicy mają tu do dyspozycji wymiarowy, sześciotorowy stadion, siłownie, sale gimnastyczne, a także specjalistyczny ośrodek z opieką lekarzy i fizjoterapeutów. 50 i 25-metrowe baseny zachęcają do przyjazdu na zgrupowania także pływaków. W zeszłym roku trenowała tu nasza kadra z Pawłem Korzeniowskim i Otylią Jędrzejczak na czele. W Font Romeu swój prywatny apartament posiada rekordzistka świata w maratonie – Paula Radcliffe, którą można spotkać na stadionie wraz z mężem i dziećmi.
Przyjazd do tego kurortu chwalą sobie także łyżwiarze szybcy, którzy mogą trenować na lodowisku oraz na specjalnie wybudowanym dla nich torze na zewnątrz. Nieopodal ośrodka znajduje się także specjalistyczna stajnia z końmi, trenującymi WKKW, czyli konkurs z przeszkodami.
Polscy biegacze przebywają tu już od ponad dwóch tygodni. Trener Biesiada opiekuje się głównie Tomkiem Szymkowiakiem, którego pieszczotliwie nazywa „Szymusiem” oraz Łukaszem Parszczyńskim, wznawiającym, po ponad trzyletniej przerwie, trening przeszkodowca. Jacek Kostrzeba zajmuje się swoimi perełkami – Karoliną Waszak, wielokrotną medalistką MP oraz Krystianem Zalewskim, multimedalistą MP i posiadaczem brązowego krążka Młodzieżowych ME. Karolina na niedawnych MP na 10000 m zrobiła minimum, uprawniające ją do startu w Młodzieżowych ME, rozgrywanych w Ostrawie. W Pirenejach szlifuje formę do dalszych startów. Krystian przygotowuje się do wypełnienia wskaźnika na MME na jego koronnym dystansie – 3000 m pprz.
O treningu w Font Romeu, planach startowych i celach na sezon rozmawiamy z naszymi bohaterami.
Ponad 40-osobowa kadra zawodników trenuje w tym roku w Sankt Moritz. Dlaczego zdecydowali się trenerzy na obóz w Font Romeu?
Jacek Kostrzeba: Przyjazd tu konsultowałem z trenerami Biesiadą i Szałachem, i zdecydowałem się na niego z kilku powodów. Po pierwsze, Krystian był już tu rok temu i po zjeździe z Font Romeu miał dobrą formę. Nie chcieliśmy przed tegorocznymi Młodzieżowymi Mistrzostwami coś zmieniać. Przyjazd tu był sprawdzony. Drugi powód jest taki, że większość naszych przeszkodowców, czyli kiedyś Czaja, Popławski, teraz Szymkowiak, twierdzili, że po Font Romeu biega im się znacznie lepiej niż po Sankt Moritz.
Trener podziela to zdanie?
Ryszard Biesiada: Tak, zdecydowanie. Jestem tu już ósmy czy dziewiąty raz i zawsze, gdy przyjeżdżałem z zawodnikami w okresie majowym na obóz, to Czai, czy Popławskiemu, którzy biegali poniżej 8.20 i liczyli się w czołówce europejskiej, zgrupowanie to bardzo oddawało formę. Specyficzny klimat, odpowiednia wysokość, dobre warunki do biegania, ale i dla niektórych do odpoczynku, atmosfera tu stworzona, pełne zaplecze treningowe, możliwość biegania na różnych wysokościach, od 1850 m do 2100 m n.p.m. – to wszystko nam zawsze pomagało w osiąganiu po zjeździe z obozu dobrych wyników. Zawodnicy, którzy solidnie przepracowali okres 25 dni obozu, mieli jego efekty na bieżni. Mam nadzieję, że zobaczymy je także w tym roku.
Chłopaki na rozbieganiu. W górach powinno wprowadzać się w trening spokojniej.
Jak trenerzy zapatrują się na trening wysokogórski? Czy w górach powinno trenować się na początku spokojnie, czy podobnie jak na nizinach?
Jacek Kostrzeba: Generalnie w Polsce popularna jest opinia, że w górach powinno wprowadzać się bardzo spokojnie, czasem tydzień lub dłużej. Nie mam specjalnie wielkiego doświadczenia w treningu wysokogórskim, zresztą kilku fachowców określiłoby może, ze Font Romeu to raczej średnie góry, ale wydaje mi się, także w świetle literatury, którą czytam, że w górach powinno trenować się podobnie jak na nizinach. Jeżeli organizm daje nam sygnały poprzez tętno spoczynkowe czy wysiłkowe, że ma się tak jak na nizinach, to trenujemy z normalną prędkością. W takiej sytuacji bieganie wolno nic nie daje. Na pewno trzeba biegać rozsądnie pod względem prędkości, przerw między odcinkami tempowymi – wydłużamy je w górach. Trening natomiast jest normalny – odcinki są takie same jak się biega na nizinach, czy u nas w Szklarskiej Porębie. Nawiasem mówiąc, sądzę nawet, że Szklarska odgrywa poważną rolę w polskim bieganiu i jest to miejscowość, w której fajnie się trenuje.
Trenerzy na obozie wczuli się w role i zaczęli także biegać. Popołudniami robią ponad 30-minutowe wybiegania. Na zdjęciu trener Ryszard. W tle widać ośrodek w Font Romeu.
Trener ma inne zdanie?
Ryszard Biesiada: Myślę, że zależy to od zawodników, od ich możliwościach adaptacji. W zależności od indywidualnych obserwacji można zacząć w górach trening specjalistyczny. W przypadku osób początkujących potrzebny jest dłuższy okres aklimatyzacji. Taki biegacz powinien odczekać 7-9 dni, trenować spokojnie zanim zacznie mocniej biegać.
Jacek Kostrzeba: Karolina jest dobrym przykładem osoby początkującej. Jej doświadczenia obozów w górach to Szklarska Poręba, Predazzo na ponad 1000 m n.p.m., gdzie biegało jej się bardzo ciężko i Strbske Pleso na 1400 m n.p.m., gdzie także reagowała ciężej. Na tej wysokości jest pierwszy raz i muszę powiedzieć, że jej czas adaptacji nie był wcale dłuższy niż Krystiana, który przyjechał tu ponownie. Tak jak trener Biesiada wspomniał – podejście do zawodnika powinno być indywidualne, trzeba go obserwować.
Ryszard Biesiada: Mogę jeszcze dodać, że w kwietniowym okresie przebywam z Szymkiem w Szklarskiej Porębie, na lżejszej wysokości. Tam solidnie trenujemy, potem zjeżdżamy od razu na start i znów jedziemy w góry, ale wyższe. To wpływa także na szybszą adaptację organizmu do mocniejszego treningu.
Trenerze, może załóżmy się, że jeżeli w tym roku uda się Tomkowi pobić rekord Polski na 3000 m z przeszkodami, to zgoli trener swoje słynne wąsy!
Ryszard Biesiada: (śmiech) Myślę, że na rekord Polski potrzeba jeszcze dużo pracy, na pewno nie pęknie on w tym roku. Mam nadzieję, że Tomek będzie zdrowy. Na razie wydaje mi się, że jest dobrze przygotowany do startów – w tym roku biegał na zawodach trzy razy i trzy razy wygrał. Ma więc dyspozycję i jeśli zdrowie pozwoli, to może się odrobinę zbliżyć do rekordu Polski.
Zauważyłam, że Tomek trochę narzeka na obozie, jak trener to znosi?
Ryszard Biesiada: Bardzo ciężko to znoszę, bardzo mnie to męczy, ale jeśli mu to pomaga w bieganiu, to ja jeszcze trochę wytrzymam.
A jakie pan ma plany wobec swoich podopiecznych? Zawsze w nich trener mocno wierzy, więc zakładam, że ambitne.
Jacek Kostrzeba: Karolina wykonała plan minimum – zakładaliśmy, że na MP na 10000 m uda jej się wypełnić wskaźnik PZLA na MME U23. Chociaż przyznam, że przygotowania do tego startu nie przebiegały tak, jak zakładaliśmy. Karolina nie startowała w przełajach, miała uczestniczyć w zgrupowaniu w RPA, ale doznała kontuzji kolan, było więc trochę perypetii. Teraz przygotowujemy się do MME z luzem psychicznym, choć także z drobnymi problemami z łydką. Po zjeździe z obozu skonsultujemy to z lekarzem. Nie ukrywam, że zawsze stawiałem swoim zawodnikom wysokie cele, teraz nie chcę mówić jakie, aby nie zapeszyć. Jeśli przygotowania będą przebiegały pomyślnie, to będzie dobrze.
Może już trener zdradzić plany startowe Szymka?
Ryszard Biesiada: : Tak, kalendarz startów Szymusia mam już zaplanowany. Najpierw prawdopodobnie pobiegnie, jeśli będzie chciał, w Ostarawie na 3000 m pprz, ten bieg będzie bardzo ciekawy, bo mają w nim uczestniczyć mocni Francuzi i Kenijczycy, rekordzista świata na tym dystansie oraz w sumie czterech Polaków. Potem chciałbym, aby Tomek pobiegł na Diamentowej Lidze w Oslo ponownie przeszkody, następnie 1500 m albo w Pradze lub w jego rodzinnej Wrześni. Mamy nadzieję na start w Drużynowych ME na jego koronnym dystansie, a potem na Memoriale Kusocińskiego – 5000 m lub 3000 m. Potem ładujemy akumulatory w Szklarskiej, ewentualnie startujemy na DL w Paryżu i mamy nadzieję na ponowny przyjazd do Font Romeu, aby przygotowywać się do MŚ w Daegue. Zostalibyśmy tu aż do startu w Mistrzostwach Polski lub w Monako. Proszę nam życzyć powodzenia i wytrwałości w tych planach:)
KRYSTIAN ZALEWSKI (niezły z niego pracuś, zrobi każdy trening, stawia sobie wysokie cele, umie bardzo mocno walczyć z bólem i zmęczeniem na bieżni).
Krystianie jesteś już po raz drugi w karierze na zgrupowaniu w Font Romeu. Jak w tym roku przebiegała twoja aklimatyzacja tutaj?
Tak zgadza się, dodatkowo w tym roku jest to już mój drugi obóz wysokogórski , bo w zimie byłem w RPA. Myślę, że reakcja jest podobna, jak w zeszłym roku, choć wydaje mi się, że teraz łatwiej przechodziłem aklimatyzację. Mierząc tętno spoczynkowe i wysiłkowe z trenerem zauważyliśmy, że spadło o parę uderzeń, a potem wróciło do normalnego stanu, jak w kraju. W pierwszych dniach biegało mi się tu znacznie lepiej, co widać było po prędkościach. Po trzech dniach robiliśmy pierwsze rytmy, a po sześciu widać było, że organizm dobrze reaguje na góry, co zaobserwowaliśmy na biegu ciągłym.
Przed tobą pracowity sezon, bo zapewne masz chrapkę na poprawienie lub utrzymanie rezultatu z Młodzieżowych Mistrzostw Europy?
Zgadza się, w tym roku cele są ambitne, może trochę zawyżone – jakby niektórzy powiedzieli. Dwa lata temu na MME jechaliśmy z siódmym wynikiem, a udało się zdobyć brązowy medal, co było dużym sukcesem dla mnie i trenera. W tym roku stawiamy sobie wyższe cele, chcielibyśmy wygrać, ale wiadomo – to jest sport, wszystko się może zdarzyć. Cieszylibyśmy się z każdego medalu, czy dobrego miejsca, ale wiadomo – celujemy w najwyższe i mamy nadzieję, że się uda.
JUSTYNA KORYTKOWSKA (przy wzroście 171 cm waży niespełna 49 kg! Może to dlatego, że zwykle nie jada śniadań).
Justyna, to twój pierwszy obóz wysokogórski, jak go znosisz?
Na razie bardzo dobrze, aż sama jestem zdziwiona, że aż tak dobrze. To mój pierwszy obóz wysokogórski, dlatego może tak spokojnie rozpisany. Jeśli tu nie dotrenuję, to na nizinach będę mogła spokojnie to podkręcić.
W tamtym sezonie nie widzieliśmy cię na bieżni, choć udowodniłaś w 2008 i 2009, że potrafisz zdobywać medale na Mistrzostwach Polski na 3000 m z przeszkodami. Wykluczyła cię kontuzja?
Tak, przez kontuzję w tamtym roku, cały sezon letni i halowy praktycznie nie istniałam. Później się okazało, że od uderzenia miałam nadkruszoną kość i w październiku przeszłam operację. Od początku kwietnia tak naprawdę zmagałam się jeszcze z rehabilitacją.
W tym roku masz nadzieje na rekord życiowy?
Tak, rekord życiowy na pewno. Zakładać sobie można bardzo dużo, ale moje marzenie to złamanie 10 minut na 3000 m pprz, jak pobiegnę 9.50, to będę szczęśliwa. Liczę także na dobry występ na Mistrzostwach Polski.
TOMASZ SZYMKOWIAK (znany też jako Szymek, Szymuś 🙂 Kazał serdecznie ucałować trzy dziewczyny z Wrześni: Martę, Oliwkę i Nikolę )
Szymek, trochę narzekasz na tym zgrupowaniu. Co się dzieje?
Od obozu w RPA mam problemy z achillesami. Każdy trening tutaj robi mi się z wielkim bólem. Nie jest tak, jak powinno być. Pod koniec maja zawsze byłem pewien swojej formy, teraz jest trochę inaczej. Prędkości utrzymuję i są takie same jak przed rokiem, ale nie wiem czy będę w stanie przebiec cały dystans w Ostrawie, czy Oslo, pokonać dobrze rów z wodą z tymi moimi problemami. Chociaż wiem, że jak odpuszczam tydzień z treningiem, a tak będziemy robić od jutra, to wszystko puszcza – jak ręką odjął. Na bieg będę na pewno przygotowany, dodatkowo na starcie jest inaczej, bo adrenalina jest taka, że nie czuje się bólu.
Co robisz w strumyku, w którym często cię widzę?
A taką "domową" krioterapię.
Pomaga?
Nie wiem, czy mi pomaga, bo chodzę tam od początku obozu. Bywam tam po śniadaniu, po pierwszym treningu, po obiedzie, po drugim treningu, po kolacji i przed spaniem, wiec cały wolny czas spędzam w strumyku. Myślę, ze w końcu wyjdzie mi to na dobre.
ŁUKASZ PARSZCZYŃSKI (Parszczu ponownie trenuje do przeszkód, we Francji treningi umilają mu tutejsze psy, które uwielbiają się z nim bawić).
Łukasz, po ponad trzech latach znów zobaczymy cię na dystansie 3000 m z przeszkodami. Zatęskniłeś za pokonywaniem przeszkód?
Tak, trochę zatęskniłem. Biegam je także z tego względu, że w tym roku są Mistrzostwa Świata i nie ukrywam, że na tym dystansie najłatwiej zrobić minimum. To jest docelowa impreza w tym sezonie.W grę wchodzi także szkolenie PZLA, na które chciałbym się załapać.
W Font Romeu trenujesz na planach Ryszarda Biesiady?
Tak się złożyło, że z trenerem Jakubowskim uzgodniliśmy, że ten obóz będę trenował z Ryszardem Biesiadą, z tego względu, że to mój trener kadrowy. Poza tym wygodniej mi, bo biegam razem z chłopakami.
Każdego pytam jak reaguje na góry, ty zanotowałeś jakieś zmiany w organizmie?
Jest to mój trzeci wysokogórski obóz, ale pierwszy w Font Romeu. Warunki są podobne jak w Sankt Moritz, ale treningi ciężko mi się znosi ze względu na panującą tu wysokość.
Po zjeździe z Francji od razu startujesz?
Tak, startuję w Ostrawie. Będę celował w zrobienie minimum, choć wiem, że to nie lada sztuka. Będzie to pierwszy start po zjeździe z gór, nie wiem, w jakiej dyspozycji będę, bo trenujemy tutaj bardzo ciężko. Bieg będzie bardzo dobry i trzeba to wykorzystać. Potem startuję treningowo 4 czerwca w Niemczech, a następnie w kraju na 1500 m i, jeśli się zakwalifikuje, to na Pucharze Europy na 3000 m.
KAROLINA WASZAK (choć na treningach prezentuje świetną wytrzymałość, trudno jej wytrzymać we Francji – tęskni za chłopakiem)
Karola, chyba jeszcze nie trenowałaś w takich warunkach. Jak się czujesz?
Szczerze powiedziawszy myślałam, ze będę się czuć gorzej, bo miałam złe doświadczenia z obozu w Strbskim Plesie. Tu trenuje mi się bardzo dobrze. Najcięższym treningiem jaki miałam było 20×400 m i 300-setki, które biegałam na krótkiej przerwie.
Na Mistrzostwach Polski na 10000 m zrobiłaś minimum na Młodzieżowe Mistrzostwa Europy, oswoiłaś się już z tym dystansem?
Jeszcze nie, bardzo ciężko mi się oswoić. Z treningu widać jednak, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Chciałbym zrobić także minimum na 5000 m, ale wiem, że na MME na pewno pobiegnę 10000 m.
Kalendarz startów na najbliższy okres masz już zaplanowany?
Najpierw biegnę 1500 m na Akademickich Mistrzostwach Polski, potem w Bydgoszczy na 3000 m, a następnie na 5000 m, być może za granicą.
Za czym najbardziej tęsknisz, jak myślisz o Polsce?
Za chłopakiem, mamą, za wszystkim! Nie lubię takich długich wyjazdów zagranicznych. Dwa tygodnie dla mnie to maksimum wytrzymałości, później mocno tęsknię.
KUBA WIŚNIEWSKI (lubi trenować w górach, to już jego drugi w tym roku obóz wysokogórski)
Jak układa się współpraca z twoim trenerem?
Od ponad półtora roku staram się trenować sam. Korzystam z ogromnego doświadczenia, którym podzielił się ze mną mój poprzedni trener Marek Jakubowski. Niestety przy pracującym trybie życia, jaki prowadzę, ciągle jestem bardziej amatorem niż profesjonalistą. Mój aktualny trener to straszny kat 🙂 Dlatego często cierpię z powodu przetrenowania i braku odpowiedniego wypoczynku.
W tamtym sezonie udało ci się wywalczyć brąz na MP i wyrównać rekord życiowy. Udowodniłeś, że jesteś jak wino. Im starszy, tym lepszy. Ile może trwać kariera przeszkodowca?
Realnie rzecz biorąc, czekają mnie jeszcze dwa, trzy lata biegania. Jestem z rocznika 1977, więc gdy teraz rywalizuję z kolegami, którzy nie pamiętają Teleranka, jest mi trochę głupio. Z drugiej strony, staram się po prostu, może bardziej niż kiedyś, po prostu cieszyć bieganiem. Ta radość niekiedy jest zmącona przez rwy kulszowe i inne takie starcze przypadłości 🙂 Bardzo lubię bieżnię, moi rodzice skutecznie zarazili mnie miłością do lekkiej.