Redakcja Bieganie.pl
29 kwietnia 2009
Tak! to już koniec projektu „Droga do Londynu”.
Maraton Londyński to już tylko historia! Padły tam bardzo dobre wyniki, ale
niestety nie byłem autorem żadnego z nich. Mój czas, jaki uzyskałem na mecie
był dla mnie porażką! Czuje wielki niedosyt i złość, że tak właśnie wyszło.
Przepraszam wszystkich, którzy wierzyli we mnie!
I tych, którzy obdarzyli mnie zaufaniem i pomagali mi w przygotowaniach do tego
maratonu! A zarazem dziękuję wszystkim sponsorom, dzięki którym te
przygotowania były możliwe. Firmie TIMEX, ADIDAS, ISOSTAR i SPORT EVOLUTION!!!
Dzień przed maratonem wraz z kolegą Adamem
Żukowskim, który mieszka i pracuje w Londynie przejechałem całą trasę i
niestety przekonałem się, że trasa ta nie jest wcale taka łatwa! A w trakcie
tego maratonu upewniłem się w tym przekonaniu. Dużo podbiegów i zbiegów. Jestem
pełen podziwu dla wszystkich, którzy biegają na tej trasie dobre wyniki, bo na
normalnej płaskiej trasie typu Berlin pobiegliby dużo lepiej. Nawet sami
Angielscy zawodnicy, którzy tam biegali mówili mi, że nie jest to trasa łatwa.
Start owszem jest na wzniesieniu, ale już na trzecim kilometrze znajduje się
długi zbieg około 1300m gdzie bardzo mocno można ponabijać i zakwasić nogi a zaraz
potem zaczynają się krótkie, ale męczące podbiegi i zbiegi i tak prawie przez
całą trasę!
Do dwudziestego piątego kilometra czułem się
nawet nieźle, ale potem zacząłem odczuwać trudy tego maratonu. Ból mięśni nóg
stawał się coraz większy i z kilometra na kilometr zacząłem biec coraz wolniej
a epitafium tego wszystkiego przyszło na ostatnich siedmiu kilometrach gdzie
poczułem się jakby zabrakło mi paliwa i na oparach energii dotruchtałem do
mety. Najprawdopodobniej zacząłem spalać mięsień po wyczerpaniu zapasu
węglowodanów i glikogenu.
Walczyłem z całych sił! Od samego początku do
końca, aż padłem!
Zaraz po biegu, kiedy siedziałem w namiocie
zawodników cały trzęsąc się z wyczerpania przez 20 minut nie mogłem podnieść
się z krzesła, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa nie bardzo wiedziałem, co się
wokół mnie dzieje. Ktoś coś do mnie mówił a ja nie kontaktowałem. Totalny
odjazd!. Łapały mnie skurcze mięśni całych nóg, mięśnie skakały mi jak
galareta. Dopiero jak zjadłem batona i napiłem się ciepłej słodkiej herbaty
zacząłem dochodzić do siebie i po trzydziestu minutach pomału byłem w stanie
ubrać się w dresy!
Po powrocie do hotelu przyszedł do mnie Marcin
Fudalej, który dopingował mnie na trasie. Marcin pracuje koło Londynu jako
fizykoterapeuta w klinice i widząc jak cierpię z bólu wymasował moje nogi.
Kiedy mnie masował ból był jeszcze większy, ale dzięki temu dzisiaj prawie
normalnie mogłem pójść do pracy. Mam jeszcze problemy ze schodzeniem po
schodach, ale pomału nogi przestają boleć.
Tak w ogóle cała oprawa i organizacja tej imprezy
była rewelacyjna! Trasa zabezpieczona przez całe 42,195m na całej trasie tłumy
ludzi i ogłuszający doping. Ale niestety trochę za wąskie ulice dla tak
wielkiej ilości ludzi startujących i ci, którzy mieli dalekie numery to tak naprawdę
nie mieli szansy na dobre wyniki, bo musieli biec w tempie całej rzeszy
biegaczy bez szansy na przesunięcie się do przodu. I w takiej sytuacji znalazł
się właśnie Tadeusz Węgrzynowski. Pobiegł wynik 4 godziny 35 minut, ale mówił
mi po biegu, że jest zadowolony i że dobrze się bawił a co najważniejsze, że
poprzez te nasze przygotowania nic go nie boli po tym maratonie. I oto właśnie
chodziło żeby przebiegł ten maraton z przyjemnością i w pełnym zdrowiu. Więc
jedno zadanie wykonane! Mam nadzieję, że będzie dalej biegał czerpiąc radość z
przyjemności, jaką daje nam bieganie.
Ja niestety minimum PZLA 2,12,00 na Mistrzostwa
Świata do Berlina nie wykonałem i więcej szansy nie będzie! Mam tylko minimum
IAAF A które wynosi 2,18. Szkoda, że PZLA nie chce wysłać drużyny na Puchar
Świata w maratonie, w której może startować sześciu zawodników i gdzie
mielibyśmy duże szanse na bardzo wysokie miejsce. A być może nawet na medal!
Mamy grupę dobrych i równych chłopaków
maratończyków z minimum IAAF A, którzy myślę, że chętnie by się sprawdzili w
drużynie i powalczyliby o dobre lokaty!
Ale ja minimów nie ustalam robi to Polski Związek
i myślę, że maraton jest tu troszkę pokrzywdzony, bo jako jedyna
konkurencja lekkoatletyki ma zawyżone minima a reszta równe z IAAF.
Myślę, że PZLA, powinno coś z tym zrobić i w
końcu wystawić reprezentację na Puchar Świata w maratonie i dać nam szansę by
pokazać się z jak najlepszej strony. A przy okazji rozpocząć nowy projekt: