Redakcja Bieganie.pl
Jeśli planuję biegowe wakacje – Góry Izerskie to pierwsze miejsce jakie nasuwa mi się na myśl. Jest chyba jednym z najpiękniejszych miejsc do biegania w Polsce. Odkryte, wielokilometrowe granie górskie, widoki po horyzont, łagodne jak na góry wzniesienia, dobra nawierzchnia – słowem raj dla biegaczy. Przez zawodowców – są raczej mało odwiedzane mimo, że stacjonują oni na obozach w Polskiej Mekce biegowej – Szklarskiej Porębie.
Jeśli planujecie biegowe wakacje – to pierwsze miejsce jakie nasuwa się na myśl. Jest chyba jednym z najpiękniejszych miejsc do biegania w Polsce. Góry Izerskie – odkryte, wielokilometrowe granie górskie, widoki po horyzont, łagodne jak na góry wzniesienia, dobra nawierzchnia – słowem raj dla biegaczy. Przez zawodowców – są raczej mało odwiedzane mimo, że stacjonują oni na obozach w Polskiej Mekce biegowej – Szklarskiej Porębie.
Gdy administrator biegania.pl poprosił mnie o napisanie tekstu o Górach Izerskich zgodziłem się bez wahania, ale potem przyszła do głowy refleksja, że tym tekstem zaszkodzę urokowi tego wyjątkowego zakątka naszego kraju. Bo chciałbym, żeby te góry nie stały się modne, żeby zostały takie jak są – bezludne.
Do Szklarskiej Poręby jeżdżę regularnie od kilkunastu lat. Raz, dwa razy do roku. Przez wszystkie te lata zaskakiwało mnie, że najatrakcyjniejsze trasy biegowe w okolicach są zazwyczaj puste, nieznane wśród biegaczy, podczas gdy na Drodze Pod Reglami zawsze można wielu ich spotkać. Określenie „najatrakcyjniejsze” wyraża mój subiektywny stosunek i wymaga uzasadnienia, o ile warto uzasadniać subiektywne odczucia.
Gdy przyjeżdżam do Szklarskiej, swoje pierwsze kroki kieruję do Kamieniołomu i na Wysoką Kopę. Prowadzi tam najpiękniejsza trasa Gór Izerskich. Fragment drogi prowadzący granią od kamieniołomu do Rozdroża pod Kopą zapiera dech w piersiach. Góry ucierpiały w latach 80 od kwaśnych deszczów i teren po wymarłym lesie pokrywa teraz kilku-kilkunastoletni młodnik, który nie przesłania perspektywy.
Biegnie się po dobrej szerokiej nawierzchni, z pięknym widokiem na sąsiednie pasma, Dolinę Izerską, Świeradów. Ale najważniejsze jest to, że trasa jest niemal bezludna, a widok człowieka na trasie, biegacza, rowerzysty czy turysty, jest tak rzadki, że niemal zaskakujący. To tutaj w okolicach Kopy kręcono kilka plenerowych sceny do filmu” Wiedźmin”. Nie dziwi to wcale, bo atmosfera Izerów z pozostałymi jeszcze po klęsce ekologicznej bielejącymi kikutami drzew, koresponduje z niesamowitą atmosferą powieści Sapkowskiego.
Najpopularniejszą trasą Izerów jest ta prowadząca asfaltem z Jakuszyc do Orle i dalej do Chatki Górzystów. Ruch jest tam zdecydowanie większy, więcej rowerzystów, ale biegaczy nadal mało. Dziwić to może, bo trasa jest równie łagodna jak Pod Reglami, a widoki na graniczną Izerę i dolinę Izerską przepiękne.
Są w Izerach dobrze utrzymane biegowe ścieżki, na których, choć byłem tam tak wiele razy, nigdy nie spotkałem człowieka. Gdy ostatnio czytałem, że w Hong Kongu na kilometr kwadratowy przypada 43 000 osób, pomyślałem, jakie to szczęście móc znaleźć się sam na sam za swoimi myślami w Górach Izerskich.
Izery to idealne miejsce do długich biegów. Profile tras są dość łagodne, podłoże równe i dobrze amortyzujące. Dość łatwo jest wyznaczyć sobie 20-30km trasę z centrum Szklarskiej Poręby. Dość dobrym punktem wypadowym są również Jakuszce, gdzie bezpiecznie można zostawić samochód na parkingu przy stacji benzynowej lub przy bazie Biegu Piastów. W mojej przygodzie biegowej zdarzały się obozy w Szklarskiej, gdy mieszkałem w części miasta zwanej Średnią i wszystkie treningi robiłem w Górach Izerskich, ani razu nie trafiając na Drogę Pod Reglami.
Góry Izerskie mają niesamowitą atmosferę przy tzw. złej pogodzie. Pamiętam trening, kiedy biegliśmy z kolegą do Przełęczy Pod Kopą. Biegliśmy w chmurze, mżyło, było przed południem, ale ciemno jak przed zmierzchem, mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Biegniemy tak sobie i nagle widzimy stojącą na skraju drogi postać w ciemnoszarym płaszczu. Głowę miała spuszczoną. Ogromny „mnisi” kaptur płaszcza zakrywał całą głowę, a w ciemnej czeluści kaptura nie widać było twarzy. Gdy przebiegaliśmy, postać ani drgnęła. W Górach Izerskich nic by mnie nie zdziwiło, równie dobrze moglibyśmy spotkać jakiegoś wyklętego anioła. To jedno z nielicznych miejsc w Polsce, gdzie na monitorach telefonów komórkowych wyświetla się komunikat o brak sieci, a przenośne radio, z którym biegam odbiera czasem czeskie, a czasem polskie stacje, ale w większości słychać tylko trzeszczenie w słuchawkach.
Paweł Zach