Redakcja Bieganie.pl
Klasyczna metoda ładowania organizmu węglowodanami, niekwestionowana i potwierdzona naukowo, to ograniczenie ich spożycia przez kilka dni, a później przez kilka przyjmowanie w dużej dawce. W praktyce wygląda to tak, że jeśli mamy start w niedzielę, to ograniczamy spożycie węglowodanów w poniedziałek, wtorek i środę, a przez kolejne dni nasycamy się, spożywając dużą ich ilość.
Metoda klasyczna zakładała ograniczenie ilości węglowodanów niemal do zera. Obecnie jednak istnieją badania, potwierdzające, że skuteczna jest ładowanie glikogenu nawet przy diecie mieszanej, węglowodanowo-białkowej. Czyli w dniach poniedziałek – środa ograniczamy nieco węglowodany, ale tylko trochę. Ostatnie trzy dni przed startem to węglowodanowa rozpusta.
Zanim weźmiemy się za układanie naszej przedstartowej diety, pamiętajmy o jednym – żadnych eksperymentów! Przed startem nie wprowadzamy do menu produktów, których nie spożywaliśmy wcześniej. Nie chcemy przecież, aby problemy żołądkowe zniweczyły najdoskonalsze nawet napakowanie się glikogenem.
Dla przeciętnego zjadacza chleba dieta przed maratonem w niedzielę będzie więc wyglądać następująco: w poniedziałek, wtorek i środę jemy wyraźnie mniej (albo wcale, jeśli ktoś da radę) chleba, makaronu, ryżu, ziemniaków, kaszy oraz warzyw i owoców. Są to podstawowe źródła węglowodanów w naszej diecie. Głód zaspokajamy mięsem (chudym, np. pierś kurczaka czy ryby, tłuste nie jest zakazane, może być nawet golonka, ale trzeba pamiętać o umiarze), jogurtami naturalnymi bez cukru, twarogiem, masłem, śmietaną, jajkami, ostrygami, kiełbasą czy wątróbką. Wytrzymanie na diecie o ograniczonej ilości węglowodanów jest ciężkie do zniesienia psychicznie, dlatego każdy musi indywidualnie dobrać dla siebie proporcje składników.
W czwartek, piątek i sobotę postępujemy odwrotnie: węglowodany mają przeważać, dlatego napychamy się właśnie makaronem, ryżem, chlebem czy ziemniakami. Oczywiście, napychamy się w granicach rozsądku, nie chcemy przecież nabrać dodatkowych kilogramów tuż przed startem. Ograniczamy natomiast spożycie białka i tłuszczu, czyli mięsa, masła itd. – patrz poprzedni akapit.
Rozsądnie stosowane ładowanie węglowodanami przyda się amatorom również w półmaratonie. Przecież mało który truchtacz przebiega ten dystans szybciej niż 1h20minut. Przy umiejętnym wykorzystaniu efektu "naładowania" nawet jeśli uderzymy w słynną maratońską "ścianę", to nabijemy sobie mniejszego guza.