Tydzień XII – Zakończenie
Waga – minus 6 kg (81 kg)
To już jest koniec……….wstępu do mojej przygody z bieganiem. Nie jestem już początkującym truchtaczem, a przynajmniej za takiego się już nie uważam. W czasie trwania programu przebiegłem ponad 400 km, gubiąc przy okazji 6 kg. Wiem, że np. dietą Kwaśniewskiego można tyle zgubić w ciągu czternastu dni, ale nie uważam takich wyczynów za rozsądne. Na początku owszem, nastawiony byłem na gubienie kilogramów, z czasem jednak priorytety zmieniły się.
Podczas pierwszego spotkania z organizatorami za cel biegowy postawiłem sobie start w jakichś zawodach na dystansie 10 km, a jako cel długofalowy start w półmaratonie jesienią. Trochę za namową Fredzia zweryfikowałem te plany, najpierw na maraton wiosną, a potem już samodzielnie na maraton jesienią. Po zakończeniu programu zacząłem realizować plan do maratonu dla średniozaawansowanych z pięcioma treningami w tygodniu i czuję, że dam radę. Aktualnie nie jestem jeszcze przygotowany na taki wysiłek, ale mam jeszcze 80 dni na poprawę kondycji.
Dziękuję redakcji za możliwość udziału w tym przedsięwzięciu, zaszczepienie we mnie duszy „biegacza”. Program uważam za udany tylko Naczelny się czepia i szuka dziury w całym.
Z niecierpliwością czekam na następną edycję.
Tydzień XI 23-29 czerwca
Waga 81 kg
Jeszcze tydzień pozostał
do końca programu.
W sobotę prawdopodobnie spotkam
się z wszystkimi podrabiany grubasami na Pucharze Maratonu Warszawskiego.
Mamy kontrolnie pobiec 15 km i oficjalnie zakończyć „Jak oni
chudną”. Na razie jednak podsumuję krótko zeszły tydzień.
Po okresie lenistwa i odpuszczania
nie ma już śladu. Potrzebowałem odrobiny luzu by nie zniechęcić
się do biegania. Nie męczyło mnie samo biegnie tylko trzymanie się
planu treningowego, obowiązek codziennego treningu.
W tym tygodniu z chęcią i
zapałem powróciłem do realizacji planu. Ten aktualnie wydaje
mi się mniej wymagający niż w drugim miesiącu. Tłumaczę to sobie
tym, że trener Michał postanowił nam dać trochę odpocząć przed
planowana piętnastką. Elementem wymagającym ode mnie większego wysiłku
był bieg w drugim zakresie przez 30 minut. Zacząłem jak zwykle za
szybko i okazało się, że końcowe metry mimo pulsu na poziomie
160 ud/min dreptam prawie w miejscu. W pozostałych dniach wszystko
zgodnie z planem i bez żadnych sensacji. W sposobie odżywiania tez
bez rewolucji, ale wydaje mi się, że to co już osiągnąłem na chwilę
obecną mnie satysfakcjonuje.
W sobotę wielki dzień.
Byle nie było za gorąco.
Tydzień X: 15-22.czerwca
Waga: 82 kg
Start na 15 km coraz bliżej, a ja w tym tygodniu zawaliłem dwa treningi. No, nie najlepiej to wygląda.
Początek tygodnia był naprawdę obiecujący. Wtorkowy i środowy trening zrealizowałem z wielkim entuzjazmem, na luzie, ale solidnie. Sporo satysfakcji dostarcza mi bieg w drugim zakresie dlatego środowy bieg był dla mnie samą przyjemnością.
Niestety kolejne dni nie były już takie różowe. Kumulacja kilku niesprzyjających treningowi czynników zrobiła swoje. Palące terminy w pracy, rozleniwiająca pogoda, stojąca w miejscu od dwóch tygodni waga i spotkanie rodzinne spowodowały, że czwartek i piątek były bez treningu, za to z grillem i piwem.
W sobotę nie mogłem sobie pozwolić na lenia i trochę na siłę wyszedłem na trening. Nie zrealizowałem jednak założeń planu, a po prostu wyszedłem z mieszkania i biegłem. Za przewodnika miałem stryja, który towarzyszył mi jadąc obok na rowerze.
Biegnąc i rozmawiając nie zauważyłem nawet, że pokonaliśmy 10 km w czasie poniżej jednej godziny.
Dziś tez nie mam zamiaru trzymać się planu. Potrzebuję trochę luzu, dlatego wieczorem wyjdę i pobiegnę spontanicznie, bez parcia na jakiś kilometraż i czas, po prostu dla siebie. W końcu bieganie to nie ma być dla mnie obowiązek, ale coś co sprawia mi radość.
Tydzień IX – 8-14 czerwca
Waga: 82 kg
To był najgorszy tydzień pod względem treningowym. Do zeszłego tygodnia przez cały okres mojego udziału w programie opuściłem jeden trening, a w zeszłym tygodniu dwa!!!!
Wszystko przez to Euro (tak przynajmniej próbuję to sobie tłumaczyć). Czwartkowy i sobotni trening nie odbył się, a na dodatek piwo w tych dniach było moim najlepszym przyjacielem.
Z szumnych zapowiedzi o dwóch posiłkach montigniackich dziennie też wyszły nici. Tragedia na całej linii.
Napiszę może o jakichś pozytywach. Pierwszy i najważniejszy to taki, że przy piwie nie podjadałem. Byłem twardy jak skała i dzięki temu nie przybyło mi na wadze. Drugi pozytyw też uważam za bardzo ważny – czuję się wypoczęty i głodny biegania. Mam nadzieję, że ten stan przełoży się na trening w nadchodzącym tygodniu.
O samym treningu nie można za wiele napisać. Muszę walczyć z monotonią tras i szukać nowych miejsc do biegania. W soboty i niedziele postanowiłem pakować rodzinę do samochodu i wyjeżdżać za miasto, by móc pobiegać w innej „scenerii”.
Warunki atmosferyczne też nie sprzyjają bieganiu, ale to moja mentalność Polaka tu ma największe znaczenie – zimno źle, ciepło jeszcze gorzej.
Pozostaje wiara, że nadchodzący tydzień będzie lepszy.
Ależ ci Holendrzy pięknie grają!!
Tydzień VIII – 1- 7 czerwca
Waga: 82 kg
Z przykrością muszę stwierdzić, że sezon biegowy w mojej okolicy już się skończył. Na moich trasach widuje oprócz mnie dwie osoby: Pana koło pięćdziesiątki, który ma już za sobą kilkanaście maratonów (aktualnie planuje start w maratonie w Warszawie) i Sylwka walczącego tak jak ja z nadwagą. Jeszcze miesiąc temu widywałem po kilka osób dziennie. Widocznie efekty były mniejsze niż się spodziewali i zrezygnowali. Ten problem dotyka większości początkujących biegaczy, na szczęście ja jestem w tej grupie, którzy biegają wytrwale i mają się dobrze.
Na początku tygodnia, chyba w związku ze zbliżającym się Euro 2008, naszła mnie ochota na grę w piłkę. We wtorek, zamiast pobiec tak jak zwykle swoją trasą, kręciłem się koło boiska i wypatrywałem możliwości zagrania. Udało mi się wkręcić do jednej z drużyn i rozegrać prawie godzinny mecz. Zawyżałem sporo średni wiek piłkarzy, ale i taka zabawa była przednia. Źle wspominam tylko 10 minut spędzone na bramce kiedy to jakieś muszki pogryzły mi nogi. Do dnia dzisiejszego mam zaczerwienienia w miejscach ukąszeń, a w środę i czwartek nogi miałem opuchnięte. Mimo to wychodziłem na trening. Środowy był dla mnie bardzo ciężki. Dwie 15-minutowe serie z średnim tętnem zbliżającym się do 160 uderzeń/minutę kompletnie mnie wyczerpały. Dodatkowo biegłem w większości po chodnikach i na drugi dzień odezwały się kolana. Na szczęście w czwartek było mniej biegania, a więcej sprawności, wieczorem natomiast polewałem kolana na zmianę zimną i ciepłą wodą. Teraz jest już lepiej, ale przy schodzeniu po schodach odczuwam jeszcze lekki ból.
Dziś czeka mnie poważne (jak dla mnie) wyzwanie – 105 minut biegu. Poproszę żonkę o towarzystwo – będzie wiozła napoje i dodatkowo mnie mobilizowała. Co jak co, ale przed żoną muszę wypaść dobrze.
Dieta
Do tej pory co jakiś czas eliminowałem z diety posiłki „mniej pożądane”. Teraz w zasadzie pozostało mi przestawić się na dietę montigniacką. Nie jestem jednak jeszcze do tego przygotowany, dlatego będę wprowadzał ją stopniowo. Plan na ten tydzień – dwa (z czterech) posiłki montigniackie dziennie.
Tydzień VII
Waga: 82,5 kg
Powoli zbliża się koniec drugiego miesiąca treningu. Mam już za sobą pierwsze w życiu zawody biegowe i znam swój oficjalny czas na 10 km.
Miniony tydzień minął bez żadnych przygód . Są powody do zadowolenia:
– ilość kilometrów jakie udało mi się przebiec (ponad 50 km/tydzień);
– spadek wagi – można powiedzieć, że nadprogramowo, bo 1 kg w ciągu tygodnia;
– ominęły mnie kontuzje.
Uczestnictwo w SMŚ-u i chęć poprawienia uzyskanego wyniku skłoniło mnie do przyspieszenia na treningach. Biegam teraz WB1 z średnim tętnem w granicach 145 uderzeń/min. (dotychczas poniżej 140). Przy dłuższym bieganiu ciągle mam problem z ramionami- nie bolą jakoś dotkliwie, ale czuję dyskomfort. Dodatkowe ćwiczenia i większa ilość pompek jeszcze nie przyniosły efektu, ale trudno się spodziewać cudu po jednym tygodniu.
Dieta
W dni robocze trzymanie rygoru z jedzeniem nie sprawia mi problemu. Gorzej z weekendem.
W sobotnie popołudnie do spółki z pozostałymi uczestnikami programu pozwoliłem sobie na „coś więcej”. Miało być montigniacko, a skończyło się na piwie i tiramisu.
Mam nadzieje, że był to tylko jednorazowy wybryk!!
VI Tydzień
Waga: 83,5 kg
Wszystko idzie w dobrym kierunku. Waga spada, a bieganie sprawia mi przyjemność.
Nie mam już problemów z wyjściem na trening – przychodzi wieczór, zakładam buty i biegnę. Kryzys miałem tylko we wtorek- cały czas padało i nie byłem pewien, czy chcę biegać w taką pogodę. Nosiło mnie po mieszkaniu godzinę, chodziłem od okna do okna patrząc, czy aby nie przestało padać i gdy już się zdecydowałem na bieganie mimo deszczu po wyjściu za drzwi okazało się, że przestało lać. To była chyba nagroda, że mimo wszystko wyszedłem.
W ostatnim tygodniu zauważyłem poprawę tempa, jeszcze do niedawna przy 75% hrmax tempo wynosiło około 6:40, a teraz 6:15. Kilometraż też jest (jak dla mnie) już znaczący. W poprzednim tygodniu wyszło 45 km, a w tym, po niedzielnym bieganiu powinien wynieść ponad 50.
Niewątpliwie wydarzeniem tygodnia był udział w Spontanicznym Młocińskim Ściganiu. Na udział w tym biegu namówił mnie Marcin. Swój udział zapowiedziała też Edyta i Beata oraz Piotr jako wsparcie logistyczne. Niestety Piotr i Edyta nie dojechali.
Przed startem wspólnie z Marcinem zrobiliśmy okrążenie rozgrzewkowe skracając trochę pętle. Potem przebraliśmy się w lżejsze ciuchy i przyszedł czas na start. W mojej grupie (tych, którzy zadeklarowali czas na 1h) było 5 osób. Cały bieg towarzyszył mi Robert (chyba) i Pani, której imienia nie pamiętam (przepraszam za to). Bieg ukończyłem w 57:30, głównie dzięki współtowarzyszom „niedoli”, bo ostatnie 2 km nieźle mnie „pociągnęli”, gdy ja miałem w głowie żeby sobie odpuścić i pomaszerować do mety.
Dziś czeka mnie 90-cio minutowa wycieczka biegowa (może być ciężko).
W diecie wprowadziłem kilka posiłków montignackich – sporo makaronów bez mięsa, caprese i ogólnie dużo warzyw. Posmakował mi jogurt naturalny z ziarnami zbóż, który świetnie się sprawdza jako drugie śniadanie.
Pojawiły się też minusy (a może to są plusy): czeka mnie wymiana sporej części garderoby.
V tydzień (18.05.2008)
Waga: 84 kg
Pierwszy miesiąc treningu
mam już za sobą. W drugim Michał zawiesił poprzeczkę wyżej. Zniknęły
biegi na tętnie 65% hrmax, a pojawiło się sporo na 80%.
W minionym tygodniu nowym elementem
w planie była zabawa biegowa. Nie jestem do końca pewien jak ma ona
wyglądać. Na jednym ze spotkań fartlek wykonywała Edyta, ale
nie miałem okazji podpatrzeć szczegółów. Zastosowałem się
więc do opisu, który był umieszczony przy jednym z planów w dziale
„trening”, czyli „przyspieszenia
o różnej długości, im krótsze tym szybsze, a im dłuższe tym wolniejsze.
Jest to trening, który wykonujemy w zróżnicowanym terenie”.
Pobiegłem
więc nad Kanał Żerański w miejsce gdzie można spotkać tylko amatorów
wędkarstwa i „powygłupiałem” się trochę. Krótkie podbiegi,
zbiegi, uniki przed gałęziami, zwroty i inne wygibasy, a wszystko
w szybkim jak dla mnie tempie zmęczyły mnie dość szybko. Ogólnie
fajna zabawa, ale musiałem uważać żeby się nie połamać na nierównym
terenie.
W planie
pojawiły się też w większej ilości niż dotychczas ćwiczenia sprawnościowe.
Robię je teraz praktycznie co drugi dzień. Chyba to dobrze, bo podczas
długich biegów nie odczuwam zmęczenia nóg, a ramion i karku.
Jeśli chodzi
o dietę to trzymam się planu z zeszłego tygodnia urozmaicając
posiłki.
Zamiast kanapek
na śniadanie jem często sałatki z pomidora, rzodkiewki, ogórka,
sałaty i szczypiorku z dodatkiem oliwy z oliwek. Natomiast w posiłkach
popołudniowych pojawiło się sporo ryb (trzy obiady w tym tygodniu
to dania rybne). Z tęsknoty za gorącymi napojami zacząłem
pić zieloną niesłodzoną herbatę.
Waga spadła
o kolejny kilogram, czyli gubię regularnie 1 kg na dwa tygodnie. Może
to i nie dużo, ale jestem z tego wyniku zadowolony.
IV tydzień (11.05.2008)
Waga: 85 kg
Ciężki tydzień. Kobiety mojego
życia zostały u teściów i przez cały tydzień byłem słomianym wdowcem.
Niedzielny trening z racji dużej ilości innych zajęć przesunąłem na
poniedziałek. Prawie godzinny bieg w spokojnym tempie to dla mnie sama
przyjemność.
Wtorek to samo tylko krócej no i
czułem w nogach poprzedni dzień. Środa to jeszcze mniej biegania, ale za to
ćwiczenia sprawnościowe. Trzy serie każdego z ćwiczeń dają nieźle w kość. W
czwartek biegałem drugi zakres. Ten rodzaj treningu sprawia mi sporo
frajdy i nie muszę się wstydzić przed
„kibicami” tempa biegu, a w tym dniu widownię miałem całkiem sporą. Część z
nich po półgodzinie znudziła się moim bieganiem w kółko, ale ci którzy zostali
patrzyli z niedowierzaniem, że przyspieszyłem na ostatnich okrążeniach. W sumie
zrobiłem 19 kółek. Rok temu robiłem 7,
z przerwami.
Piątek to znów spokojny bieg i
sprawność, a w sobotę przebieżki. Tydzień temu po takim treningu pojawiły mi
się na stopach odciski i nie wspominam tego najlepiej. Po obejrzeniu butów
i skarpet stwierdziłem, że to wina tych
drugich. Niestety zwykłe skarpetki z tradycyjnymi szwami mogą powodować takie niespodzianki. Niedzielny trening znów muszę przesunąć na
poniedziałek.
Dieta
Postanowiłem zrezygnować z kawy i
herbaty, a właściwie z cukru. Ponieważ niesłodzona herbata i kawa nie smakuje
mi to po prostu z nich zrezygnowałem na rzecz większej ilości wody.
Natomiast jeśli chodzi o posiłki
to przez cały tydzień wyglądały podobnie:
I śniadanie o godz. 7.30. – 3
kromki pieczywa Wasa z wędliną drobiową
plus pomidor, ogórek, rzodkiewka (raz z dodatkiem żółtego sera, raz z jajkiem na twardo).
II śniadanie około godz. 11. –
jogurty (naturalne z ziarnami zbóż bądź owocowe).
III posiłek (nie wiem jak go
nazwać) około 14. – 1 kromka pieczywa Wasa z wędliną plus owoc.
IV posiłek – obiadokolacja –
około godz.17 – raczej tradycyjne
obiady (flaki – ciężko się po nich biega, udko z kurczaka, żur, naleśniki z
serem i owocami).
Waga drgnęła, ale nie na tyle żebym mógł odnotować kilogram
mniej. Dokładniejszy odczyt z mojej wagi łazienkowej jest raczej niemożliwy.
III tydzień (04.05.2008)
Waga: 85 kg
Trzeci tydzień treningu upłynął mi bardzo szybko, lekko i przyjemnie. W poniedziałek plan zrealizowałem w 100% – spędziłem całe popołudnie i wieczór z córeczką i żoną.
We wtorek w moim treningu pojawił się nowy element – bieg w drugim zakresie. Myśląc o tym jaki to będzie ciężki trening zmęczyłem się samym ubieraniem , a przy rozgrzewce dopadła mnie kolka. Podczas biegu jednak wszystko było już w porządku. 20’75% Hrmax i 10’85% zmęczyło mnie bardziej niż godzina biegu w pierwszym zakresie, ale endorfin wieczorem też było nieporównywalnie więcej.
Czwartek to początek długiego weekendu i wyjazd w rodzinne strony.
W pierwszym dniu treningu towarzyszył mi brat Paweł. Nowa trasa, brak ruchu samochodowego i fajne widoki (Kielecko-Chęciński Park Krajobrazowy) sprawiły, że bieg minął nam bardzo szybko. Niestety na drugi dzień Paweł nie był w stanie już biegać (dopiero zaczyna przygodę z bieganiem), ale szybko znalazł się drugi kompan. Młody chłopak o posturze Kenijczyka (60 kg przy 180 cm wzrostu) – Arek vel. Eryk.
Po 45’ biegu gdy ja już zamiatałem nogami Eryk nawet się nie spocił, a szybszy oddech miał tylko przez chwilę gdy uciekaliśmy przed sporym Bernardynem. Dobrze, że Paweł został w domu bo piesek miałby mięska na dwa tygodnie.
Spostrzeżenia z mijającego tygodnia:
– nie wszystkie Bernardyny są łagodne,
– biegnący w twoim kierunku pies mobilizuje cię do szybszego biegu,
– Kenijczycy są naprawdę dobrzy,
– nowe trasy i urozmaicony plan treningowy potrafią zabić monotonię biegu.
II tydzień (27.04.2008)
Waga: 86 kg
Drugi tydzień treningu mamy za
sobą. Odniosłem pierwszy mały sukces związany z dietą – ograniczyłem spożycie
tradycyjnego pieczywa do zera. Kanapki jadam z pseudo-pieczywem firmy na literę
W (żeby nie było reklamy). Niestety waga nie zmieniła się, ale podchodzę do
tego tematu spokojnie i nie wpadam w
panikę.
Natomiast jeśli chodzi o trening
biegowy to pojawił się mały problem z kolanami. Po wtorkowych przebieżkach,
które mimo zaleceń Redakcji
zaserwowałem sobie po asfalcie, byłem obolały. Niestety ten typ
nawierzchni nie służy kolanom, zwłaszcza przy mojej wadze. W następnych dniach
starałem się nie biegać po chodnikach i zmiana ta przyniosła pożądane skutki.
Dziś już prawie nie pamiętam o wtorkowych problemach.
W sobotę na Kępie Potockiej uczestniczyłem
wraz z pozostałymi uczestnikami programu (oprócz Przemka) w „warsztatach
biegowych”. Po rozgrzewce i rozciąganiu
wspólnie z Piotrem i Marcinem biegaliśmy według swoich planów, a Fredzio
asystował Edycie przy „zabawie biegowej”.
Po tych dwóch tygodniach
doszedłem do wniosku, że póki co największym
wyzwaniem dla mnie jest
systematyczność i ilość dni treningowych (sześć) w tygodniu. Na razie jakoś sobie z tym radzę.
I jeszcze jedno – bieganie półtorej godziny po posiłku to
jak dla mnie zdecydowanie za wcześnie.
I tydzień (20.04.2008)
Waga: 86 kg
Minął mój pierwszy tydzień
treningu według zasad opracowanych przez zespół bieganie.pl. No może nie do
końca według wszystkich zaleceń, bo te dietetyczne omijałem szerokim łukiem.
Pod względem biegowym było
znacznie lepiej. Treneiro podszedł
do mojego treningu ostrożnie (i bardzo
słusznie) i nie narzucił mi jakichś potężnych obciążeń. Na pierwszy rzut oka
wszystko wydawało się proste w realizacji.
W niedzielę (jeszcze poza
programem) i w poniedziałek (według planu – dzień wolny) pobiegałem trochę, żeby
być lepiej przygotowanym na trudy programu.
W perspektywie czasu nie był to
najrozsądniejszy pomysł, bo już w
czwartek (piąty dzień treningowy z
rzędu) moje nogi były strasznie ciężkie. Na szczęście długa, gorąca kąpiel i
trochę więcej snu pozwoliło mi odpocząć. Piątkowy trening pobiegłem bardzo
spokojnie oszczędzając się na sobotnie bieganie z „Tigerem”. ”Wydarzenie” to
dość obszernie udokumentował Fredzio.
Podsumowując: pierwszy tydzień
treningu nie był bardzo ciężki,
ale na tyle mocny, że mój organizm
go „czuje”. W następnym tygodniu
postaram się zrealizować wytyczne dotyczące diety.
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim
zaangażowanym w nasz program osobom, a pozostałym uczestnikom (i sobie) życzę
powodzenia.
Biegowe początki
Kwiecień 2007 roku. Wszystko zaczyna się od mojej szwagierki, która będąc po porodzie postanawia poprawić swoją sylwetkę. Nie mogąc nadążyć za swoim mężem namawia mnie na wspólne bieganie. Do ostatniej chwili wyjścia z domu nie jesteśmy pewni czy mówimy poważnie. Ja ważę prawie 100 kilo, a ona nigdy nie biegała. Stoimy w przedpokoju ubrani na sportowo i nie ma już odwrotu. Idziemy spacerkiem do pobliskiego lasku gdzie mamy zamiar biegać. Startujemy! Pięć kroków (słownie pięć) i szwagierka wywija orła. Leży śmiejąc się bez opamiętania i ze łzami w oczach mówi mi, że ona naprawdę nigdy nie biegała, a jeśli już biegała to nawet tego nie pamięta. W końcu się zbieramy i „biegniemy” – w porywach do 100 metrów. Brak siły, tchu, pieczenie w klatce piersiowej i ogólnie brak chęci do życia. Maszerujemy chwilę i znów „biegniemy”. Robimy kilka takich serii i wracamy do domu. Zmęczeni jak cholera, ale chyba szczęśliwi. Nie było nas w domu 15 minut, a dla nas to była cała wieczność.
W następnym dniu nie ma przeproś i też wychodzimy biegać. Męczymy się tak dwa tygodnie i kiedy zaczynamy widzieć postępy, szwagierka łapie kontuzję ścięgna Achillesa i z ledwością może chodzić. Na nieszczęście jest to czas dłuuuugiego majowego weekendu. Wyjeżdżam z żonką w rodzinne strony i zapominam o bieganiu. Browar, grill, browar, grill, browar…
I tak ponad tydzień. Wreszcie wracamy do normalnego rytmu. Nie bardzo mam ochotę na bieganie rozleniwiony majowym weekendem, ale przełamuję się i wychodzę pobiegać. Formy nie straciłem (bo jej nie miałem)! Znów się męczę, ale jestem uparty. Biegam 3-4 razy w tygodniu, nie zaprzątając sobie głowy swoją wagą i dystansami. Po jakimś czasie moje trasy biegowe stają się za krótkie i muszę wybrać ulicę jako miejsce treningów. I tu pojawia się problem ze stopami – pieką mnie i są całe obolałe. Postanawiam kupić buty biegowe. Zapuszczam Internet i w Google wpisuje „buty biegowe”. Pojawia się sporo stron, a wśród nich bieganie.pl. Byłem zdziwiony, że tyle można pisać o bieganiu – przecież to taka prosta sprawa! Studiuję stronę niemal codziennie i pogłębiam wiedzę o bieganiu. Mądrzejszy i z butami do biegania „trenuję” dalej. Bez szaleństw, bez bliżej określonego celu biegowego. Nawet nie kontroluję swojej wagi.
Pod koniec wakacji urodziła nam się córeczka. Bieganie schodzi na dalszy plan. Jednak po jakimś czasie nauczyliśmy się tak układać grafik domowy, że wieczorami mogę sobie pozwolić na bieganie. Późną jesienią potrafię biec ponad godzinę pokonując bez zatrzymania więcej niż 10 km. Moja waga wynosi 86 kg. Szok!
Wspaniałe uczucie i sam nie wiem, co jeszcze.
Przychodzi zima – nie najlepszy okres do biegania. Odpuszczam sobie i biegam tylko „od święta”. Na szczęście udaje mi się utrzymać wagę. Na dworze robi się cieplej, a na forum bieganie.pl Redaktor Naczelny vel Fredzio proponuje takim jak ja udział w programie odchudzającym. Wysyłam zgłoszenie chyba jako pierwszy. Zaczynam biegać, żeby być choć trochę przygotowany na trudy programu. Nie jest ze mną tak źle – mimo zimowej przerwy bez problemów potrafię biec około 50 minut. Teraz będzie mi łatwiej: mam plan treningowy, cel biegowy i wagowy oraz profesjonalny strój 😉
|
.. |
Wiek: 29 (lat)
Parametry startowe:
Waga: 87 (kg)
Wzrost: 173 (cm)
Obwód pasa: 105 (cm)
Obwód bioder: 94 (cm)
Rozmiar ubrań: L\ XL…
09-Jun |
wolne |
10-Jun |
30’ – 75% F 8 x 1’/30”
trucht |
11-Jun |
45’ – 65% 2xSpr |
12-Jun |
40’ – 75% 2xSpr |
13-Jun |
10’ – 65%
15’+10’+5’/3’trucht -0.85 |
14-Jun |
40’ – 75% 3xSpr |
15-Jun |
70’ – 75% |
|
|
16-Jun |
wolne |
17-Jun |
40’ – 75% 2xSpr |
18-Jun |
10’ – 75% 20’+10’ /5’trucht -0.85 |
19-Jun |
40’ – 65% 2xSpr |
20-Jun |
35’ – 75% |
21-Jun |
15’ – 65% 25’ – 85% |
22-Jun |
75’ – 75% |
|
|
23-Jun |
wolne |
24-Jun |
40’ – 75% 3xSpr |
25-Jun |
40’ – 75% |
26-Jun |
15’ – 75% 30’ – 85% |
27-Jun |
40’ – 65% 3xSpr |
28-Jun |
40’ – 75% P8x40”/1’ trucht |
|
|
29-Jun |
60’ – 75% |
30-Jun |
wolne |
01-Jul |
30’ – 75% 1xSpr |
02-Jul |
30’ – 75% |
03-Jul |
30’ – 65-75% |
04-Jul |
15-20’ – 65% |
05-Jul |
START 15 km |
Kolejne cztery tygodnie treningu.
12-05 |
wolne |
13-05 |
45’ – 75% 2xSpr |
14-05 |
35’ – 65% F 6×30” /30” trucht |
15-05 |
40’ – 75% 2xSpr |
16-05 |
30’ – 75% 15’ – 80% |
17-05 |
40’ – 75% 2xSpr |
18-05 |
75’ – 75% |
19-05 |
wolne |
20-05 |
35’ – 75% |
21-05 |
25’ – 75% 20’ – 80% |
22-05 |
40’ – 75% 3xSpr |
23-05 |
30’ – 75% 10’ – 80% |
24-05 |
45’ – 75% 3xSpr |
25-05 |
90’ – 75% |
26-05 |
wolne |
27-05 |
30’ – 65% 15’ – 80% |
28-05 |
35’ – 75% 3xSpr |
29-05 |
40’ – 75% F6x1’/30” trucht |
30-05 |
40’ – 75% 2xSpr |
31-05 |
75’ – 75% |
1-06 |
60’ – 75% |
2-06 |
wolne |
3-06 |
40’ – 75% 2xSpr |
4-06 |
10’ – 75% 2 x 15’ /5’80% |
5-06 |
35’ – 65% 3xSpr |
6-06 |
40’ – 75% |
7-06 |
25’ – 75% 20’ – 80% |
8-06 |
105’ – 75% |
Pierwsze cztery tygodnie treningu
14-04 |
wolne |
15-04 |
25’ – 75% |
16-04 |
30’ – 65% 1xSpr |
17-04 |
35’ – 75% |
18-04 |
30’ – 75% |
19-04 |
40’ – 65% 1xSpr |
20-04 |
45’ – 75% |
|
|
21-04 |
wolne |
22-04 |
30’ – 75% P 6x100m /100m trucht |
23-04 |
30’ – 75% |
24-04 |
35’ – 65% 2xSpr |
25-04 |
35’- 75% |
26-04 |
40’ – 65% 1xSpr |
27-04 |
50’ – 75% |
|
|
28-04 |
wolne |
29-04 |
35’ – 75% 2xSpr |
30-04 |
20’ – 75% 10’ – 85% |
01-05 |
45’ – 65% |
02-05 |
45’ – 75% 2xSpr |
03-05 |
35’ – 75% P 6x150m /100m trucht |
04-05 |
55’ – 75% |
|
|
05-05 |
wolne |
06-05 |
40’ – 75% |
07-05 |
35’ – 75% 3xSpr |
08-05 |
30’ – 75% 10’ – 85% |
09-05 |
45’ – 65% 3xSpr |
10-05 |
35’ – 75% P6x150m/ 100m trucht |
11-05 |
60’ – 75% |
|