Redakcja Bieganie.pl
Celem Wirtualnego Trenera jest wciąganie do biegania coraz to nowych początkujących osób w taki sposób aby nawet ich pierwsze treningi mogły być fajne i nie koniecznie kojarzyć się z morderczym, nieprzyjemnym zmęczeniem lub powtarzaniem rutynowych ćwiczeń. Z tego punktu widzenia, Wirtualny Trener osiągnął sukces składający się z kilku sukcesów – Was, czytelników.
Wirtualny Trener wierzy w to, że większość ludzi już na starcie jest gotowych do znacznie większego wysiłku niż sobie to wyobraża. Chciałbym wam przedstawić kilka biegowych historii zainspirowanych przez Wirtualnego Trenera za pośrednictwem naszej strony.
Oto trzy przypadki z ostatnich dni, tygodni.
Przypadek pierwszy – Kinga i Agnieszka.
Dwie dziewczyny, które jeszcze tydzień temu twierdziły, że nienawidzą biegania. Przyjechały na Obóz biegowy bieganie.pl do Szklarskiej Poręby jako żony biegających mężów. Mężowie mieli chyba nadzieję, że biegowa atmosfera Szklarskiej Poręby udzieli się także im i zaczną biegać.
Obydwie miały podobne biegowe doświadczenia – w szkole podstawowej i średniej czuły się zmuszane do biegania na 60m i 1000m. Mówiły, że najbardziej nie znosiły tych dłuższych biegów i do dzisiaj nie rozumieją jak to w ogóle było możliwe, że poddawały się takiemu terrorowi i biegały. Kiedy przybiegały na metę były wykończone i bieganie dla przyjemności było ostatnią sprawą jaka mogłaby im przyjść do głowy.
Kiedy zatem pewnego dnia wieczorem w Szklarskiej Porębie pojawiły się przed Hotelem Pod Szczytami w sportowych strojach, przez ich głowy przechodziła myśl: „Co mi przyszło do głowy, przecież ja nienawidzę biegania”.
Najpierw ruszyliśmy spokojnym marszem, rozmawiając o biegowych początkach. Kiedy już byliśmy trochę rozgrzani – zaproponowałem start do biegu. Dziewczyny ruszyły z kopyta.
– Stop!!! – zawołałem
Zatrzymały się zdziwione nie wiedząc o co chodzi.
– Słuchajcie, celem naszego biegu jest nie to, żebyście jak najszybciej przebiegły pierwsze dwie minuty ale żebyście mogły przebiec jak najszybciej ostatnie dwie minuty z 20 minutowego biegu. Czyli musimy ruszyć bardzo wolno, bo zmęczenie będzie narastało, gotowe?
Ruszyliśmy.
– Tak wolno? – zdziwiła się po chwili Kinga
– No właśnie – powiedziała Agnieszka – ja też myślałam że biegać powinniśmy szybciej
– Zobaczycie – pocieszyłem je – na szybkie bieganie przyjdzie jeszcze pora
Tym tempem pobiegliśmy około 1,5 km w jedną stronę, cały czas rozmawiając, tam zrobiliśmy trochę ćwiczeń i wróciliśmy biegiem, przy czym ostatnie 500 m było naprawdę szybkie, na pewno w tempie poniżej 5 min / km
Dziewczyny były zaskoczone, że były w stanie tak długo i swobodnie biec i przy tym rozmawiać.
Drugi trening trwał około 45 minut, przebiegliśmy około 6 km, ostatnie kilkaset metrów znowu szybko a ostatnie 100m to był prawdziwy wyścig.
– Nie myślałam że mogę tak szybko i długo biec – co jakiś czas mówiła zdziwiona Kinga
Trzeci trening – był najdłuższy – jedna godzina i dwadzieścia minut.
Najpierw dziesięć minut szurania. Potem 20 minut mocnego, prawie wyścigowego podejścia na Wysoki Kamień, widokowy punkt w Szklarskiej Porębie, tam około 10 minut i znowu szybkie zejście. Potem 20 minut truchtania, dwie przebieżki i trochę ćwiczeń stabilizujących mięśnie nóg
Wszystko to co robiliśmy było robione wedle zasady Wirtualnego Trenera – czyli, że zaczynać trzeba bardzo wolno. Oczywiście bieganie w grupce a zwłaszcza po tak pięknych okolicach jak Szklarska Poręba bardzo pomaga w podniesieniu atrakcyjności treningu – ale dla chcącego nic trudnego.
Kinga i Agnieszka wyjeżdżające ze Szklarskiej wyglądały już jak dziewczyny zarażone bieganiem.
Przypadek drugi – Martyna (lubieszpilki)
Za bieganie
zabierałam się już chyba z miliard razy i zazwyczaj kończyło się po 1-2
treningach. Tym bardziej, że naprawdę nie byłam w stanie biec dłużej niż
te 3-4 minuty, co mimo najszczerszych chęci, demotywowało mnie
kosmicznie!
A tu -niespodzianka! Wczoraj naczytałam się o tym
szuraniu i poszłam dzisiaj z rana poszurać. Ale naprawdę POSZURAĆ! Tempo
ślimaczo-żółwie – mój szur równał się tempu moich rodziców, którzy szli
bardzo szybkim marszem.
I przeszurałam tak 30 MINUT! W życiu tyle
nie biegłam, no never ever. Jestem z siebie tak dumna, że chociaż od
mojego biegania minęło dobre 2 godziny to uśmiech z twarzy mi nie
schodzi.
I teraz już wiem,że po prostu zaczynałam ze zbyt dużym
rozmachem. Że lepiej być ślimakiem i szurać 30 minut, niż być 3 minutową
wyścigówką. No po prostu nie mogłam zacząć lepiej!
Ah, cały mój
trening trwał godzinę, najpierw 15 minut szybkiego marszu, 30 minut
szurania i znowu 15 minut szybkiego marszu. I wcale nie byłam
sapiąco-wykończona, chociaż koszulka się nieźle do mnie przykleiła a i
czoło do najbardziej suchych nie należało 😉 No i czuję "nogi".
Nie
mogę się wprost doczekać jutrzejszego treningu!
Przypadek trzeci – historia Michała (fajtera) z naszego forum.
Najtrudniejszy (…) mam za sobą. W sumie to moje drugie podejście. Pierwsze było ciężkie bo oczywiście chciałem dać z siebie wszystko od razu i skończyło się tym, że padałem po minucie biegu – potem choróbsko i z biegania nici. To było dwa lata temu.
Teraz ósemka na wadze z przodu pchnęła mnie do podejścia nr dwa. Zacząłem kombinować z planami może 10tyg może 6tyg może plan na odchudzanie, aż trafiłem na "wirtualnego trenera" i pomyślałem – no jasne! Więc wczoraj poszurałem z nastawieniem – będę szurał tak długo jak będę mógł a potem pomaszeruję. I tak szurałem, minutę, drugą piątą, dwudziestą… i myślę sobie ki diabieł? Przecież od 15 lat jedyna forma aktywności fizycznej to trzaskanie drzwiami od samochodu, a tu dwadzieścia minut szurania- no to sobie przyspieszę. I tak sobie trochę przyspieszyłem z ładnym akcentem na "fazę lotu" a jak nie dawałem rady to wracałem do szurania. Wiadro potu z siebie wylałem.
Oczywiście potem szybko do domu i trochę matematyki.
Obliczyłem sobie długość pętli i ot co mi wyszło: 1,05 km pętla 1 – 11:10; pętla 2- 13:03; pętla 3 – 08:24, średnio – 10:52 / km i ani razu nie musiałem maszerować.
Co więcej dzisiaj czuję tylko lekkie bóle mięśni a nie jakieś mega zakwasy. Nic mnie w płucach nie kłuło i nie paliło. Więc jako "świerzak" poradzę innym "świerzakom" – WOLNIEJ.
Jutro znowu idę poszurać!!