Adam Klein
Redaktor Naczelny bieganie.pl w latach 2007-2019
Czasami chciałbym przywrócić słowom ich znaczenie. „Bieganie naturalne” jest takim tworem, który znaczy to, co w danym momencie mówca chce, aby znaczyło. Mówią nam: „biegaj naturalnie” ale jednocześnie okazuje się, że mimo, że wybierasz najbardziej naturalny dla Ciebie styl biegu to nie jest on wystarczająco… naturalny.
W zakresie „biegania naturalnego” praca nad techniką biegu przybiera często kuriozalne kształty. Technika biegu, póki w nią nie ingerujemy, jest naturalnym wizualnym przedstawieniem tego, jakimi jesteśmy biegaczami. Nazywam ją cechą trzeciorzędną. Pierwszorzędna to moim zdaniem – tempo, drugorzędna – tętno, a trzeciorzędna to właśnie między innymi styl naszego ruchu. Jeśli chcemy coś zmienić, to powinniśmy sprawić, aby ta zmiana przyszła naturalnie. Bo zmieniły się warunki. Tymczasem zawodnicy koncentrują się na trzeciorzędnych cechach, będących efektem tego kim są i próbują je zmieniać. Czyli próbują zmieniać te trzeciorzędne cechy bez próby wcześniejszego zmienienia siebie.
Typowym przykładem jest kadencja. Patrzymy na świetnych zawodników i próbujemy ich naśladować. Zazwyczaj przeczytaliśmy tak w kilku książkach, np. Romanova, Danielsa. Zawsze kiedy słyszę o tym, że za wzór służy nam topowy wyczynowy zawodnik to się pytam: Czy jesteś pewna/pewien, że jesteś do tego zawodnika podobny?
Romanov i inni prorocy biegania naturalnego (nie mówię o Danielsie) nauczają, że trzeba szybko unieść nogę, że powinna ona spędzać na ziemi jak najmniej czasu. Gwarantuję Wam, że Kenijczycy się na takich sprawach nie skupiają, kiedy są młodzi nie myślą o kadencji, co nie znaczy, że nie robią treningów w trakcie, których technika jest dla nich jednym z priorytetów. I jeśli zdarzy im się wtedy naśladować starszego kolegę to jest to jeden trening w tygodniu a nie ciągłe naśladowanie w celu dojścia do wzorca 180 kroków na minutę.
Bo 180 kroków u Kenijczyka nie wynika z tego, że on sobie to wymyślił ale dlatego, że jest naturalnie do takiego ruchu zbudowany. Jeśli Wy biegacie z częstotliwością 160 kroków to robicie tak dlatego, że jest to dla Was naturalne. Dla Kenijczyka naturalne jest 180 kroków. Czym się od Kenijczyka różnicie? Chyba to widać gołym okiem.
Choćby masą ciała, rozłożeniem tej masy na ciele. Spójrzcie jak szczupły jest dobry zawodnik kenijski, a jak wyglądamy my, biali zawodnicy amatorscy, czy nawet wyczynowi. Tego nie da się przeskoczyć… pardon – obiec.
Dobry zawodnik z Afryki ma nie tylko mniej tłuszczu, ale i często mniejszą masę mięśniową, która jest rozłożona na jego ciele znacznie bliżej jego najmocniejszych mięśni w pasie lędźwiowo biodrowym. W dodatku mięśnie zawodników Kenijskich biegających szybko są na pewno lepiej przygotowane do ciężkiej, dynamicznej pracy niż nasze. W związku z tym jest mu znacznie łatwiej szybko ruszać nogą niż nam. Nasze nogi są nie tylko cięższe, mamy znacznie gorszą relację masy ciała do siły, ale dystrybucja mięśni jest mniej korzystna. Przyjrzyjcie się jak wyglądają łydki zawodników kenijskich i białych zawodników. Im większa masa skupiona dalej od miejsca gdzie przyłożona jest siła tym większa bezwładność i tym większy wysiłek musimy włożyć w ruch.
Do czego zmierzam? Próbowanie kopiowania takiej trzeciorzędnej cechy, jaką jest kadencja, jest drogą nie do życiówki ale do frustracji. Ja przynajmniej nie wierzę w to, że to może nam przynieść jakieś korzyści. Przeczy temu logika. Musimy pracować nad wytrzymałością, motoryką, siłą, rozciągnięciem. Ale nie nad kadencją.
Próba równania do wzorca zamiast biegania w taki sposób jaki jest dla nas w danej chwili naturalny jest w przypadku biegaczy wg mnie szkodliwa. W latach ’70 XX wieku odbył się eksperyment zrobiony przez biomechanika Petera Cavanagha. Próbował poprawić pracę rąk u Billa Rodgersa, jednego z najlepszych wówczas maratończyków. Bill miał taki styl, że zawijał prawą ręką przed siebie zamiast prowadzić ją wzdłuż ciała. Cavanagh przekonał Billa do zmiany. Ta zmiana spowodowała, że przy tej samej prędkości Bill zużywał więcej tlenu a zatem był mniej efektywny.
Na zdjęciu łydka czołowego polskiego zawodnika i łydka zawodnika kenijskiego znajdujące się w tym samym stadium biegu.
Alberto Salazar czasem mówi, że przyglądając się jak biegnie Mo czy Rupp myśli jak zmienić to, czy tamto. Ale on musi ryzykować, bo on rzeźbi w krańcowych możliwościach ludzkiego organizmu.
Reasumując – pracujmy nad sobą, a nie nad trzeciorzędnymi cechami. Nie biegajmy w sposób wymuszony. Biegajmy – naturalnie! 😉