2 czerwca 2015 Redakcja Bieganie.pl Sprzęt

Zbliża się rewolucja w zakresie doboru butów biegowych


Zapytaliśmy się jakiś czas temu na katalogbiegowy.pl:

„Czy wybierając buty do biegania bierzecie pod uwagę pronację?”

Wyniki były następujące:

29 głosów, że TAK, 21 że NIE.

Myślę, że czytelnicy katalogbiegowy.pl i bieganie.pl to średnio bardziej świadoma grupa biegowego społeczeństwa. Więc ich odpowiedzi nie należy traktować jako wskaźnika tego, co naprawdę myśli typowy biegacz-amator. Wg mnie ta proporcja jest w rzeczywistości bardziej przechylona w stronę na TAK. Środowisko biegowe przez 30 lat było przekonywane do tej idei, w sposób masowy, bardzo przemyślany. Myślę, że początkujący biegacz nawet nie jest w stanie czasem nazwać, że chodzi o pronację. Słyszał tylko, że musi gdzieś pójść, żeby „dobrali mu buty”. Powstał nawet swego rodzaju przemysł mający pomagać nam „dobrać najlepsze buty do biegania”.

Biegacz, który trochę już liznął biegania, obiegał kilka par butów staje się ekspertem w stosunku do kolegi czy koleżanki którzy w bieganie wchodzą. Pierwsze pytania zazwyczaj związane są z butami.

Przemysł biegowy ukuł w naszych głowach konieczność profesjonalnego doboru butów, pomocy specjalisty, przekonując, że jeśli zrobimy to niewłaściwie narażamy się na poważne problemy. Przejawem takiego myślenia było kilka komentarzy pod wspomnianą wyżej ankietą (czy należy się kierowac stopniem pronacji):

– To chyba logiczne dla każdego kto nie chce sobie zrobić kuku 😉
– Tak to bardzo ważne aby dobrze dobrać obuwie
– Tak, nie jestem super doświadczony, ale myślę że to ważne.
– Co za pytanie! Pewnie że tak!

Mogę się założyć, że nawet, jeśli znaczna większość nie myśli o pojęciu pronacji, to myśli tak, że tak zwany „profesjonalny dobór butów” jest niezwykle ważny, bo pozwoli zminimalizować ryzyko kontuzji.

Stan obecny

Wydaje mi się, że sklepy zdają sobie sprawę z tego, że ten „profesjonalny dobór butów” i występowanie wobec klienta w roli specjalisty od biomechaniki, fizjoterapii, medycyny to gra, teatr. Teatr ukierunkowany na przekonanie klienta do tego, żeby kupił buty, bo poczuł się niezwykle dopieszczony i dzięki doborowi butów w tym sklepie zyskał wiele wartości dodanej, poleci sklep kolejnym biegaczom szukających najlepszego specjalisty od doboru butów.

Problem jest jednak takiej natury, że ten końcowy klient oczekuje fajerwerków. Przemysł biegowy opracował dla niego wiele fajerwerków i klient w nie wierzy.

Na pewno znacie te fajerwerki, czyli metody, które wyglądają pozornie bardzo różnie, ale w efekcie mają dać wam wrażenie najbardziej profesjonalnej obsługi i doboru buta jaki możecie sobie wyobrazić:

  • ktoś ocenia waszą stopę po kształcie odcisku, tzw „mokry ślad” (ta metoda faktycznie nie wygląda bardzo profesjonalnie, ale w internecie jest często polecana, prosta, skupia się na wykryciu płaskostopia podłużnego, podczas, kiedy wszystkie dalej wymienione metody skupiają się na wykryciu odchylenia pięty, ścięgna achillesa od pionu)
  • ktoś inny ocenia po strefach starcia podeszwy zewnętrznej (metoda wymyślona kiedyś przez Stevena Subotnicka)
  • ktoś inny ocenia układ ścięgna achillesa, ogląda wasze stopy, kostki
  • ktoś inny stawia was na bieżni, filmuje, analizuje (popularna w wielu sklepach wideo analiza)
  • ktoś inny każe wam wykonać zestaw ćwiczeń, na podstawie których powstaje rekomendacja (metodologia Currex.de, dostępna w kilku sklepach w Polsce)
  • ktoś inny każe wam przebiegać przez specjalną bieżnię-skaner (metoda dostępna raczej w niektórych przychodniach sportowych)
  • ktoś inny postawi was na podometrze (też raczej w przychodniach)
  • ktoś inny wstawi waszą stopę do podologicznego skanera 3D (np. Asics Foot ID)
  • ktoś inny włoży wam do butów pod stopy specjalne sensory w kształcie wkładek (znam dwie przychodnie)

Dochodzi czasem nawet na naszym rynku do paradoksów. Kilka lat temu Magazyn Bieganie robił autorski przegląd najlepszych ich zdaniem sklepów dla biegaczy. Jednym z punktowanych elementów była video analiza, mająca pokazać, czy po założeniu buta otrzymujemy pożądany efekt w postaci lepszej, skorygowanej mechaniki stawu skokowego. Z tego co wiem, to odpowiedzialnym za przygotowanie metodologii oceny był kolega, który sam jest dystrybutorem butów firmy, która w swoim kodzie DNA ma awersję do wszelkich metod korekcji przez buta czegokolwiek i we wszelkich prywatnych rozmowach on również tą awersję prezentuje. Ale punkty za videoanalizę przyznawał.

Pewnie trochę narazimy się części „przemysłu doboru butów biegowych” – ale 99% tego co w tym momencie ten przemysł robi nie ma sensu. Mamy na to mocne dowody, które postaramy się wam przedstawić w odrębnym artykule, bo inaczej ten byłby zbyt długi.

Wiemy, że sami macie poważne wątpliwości, czy ta pseudonaukowa, medyczna metodologia ma sens. Ale jako środowisko (sprzedawców) boicie się tego, że jeśli nie będziecie oferowac tych fajerwerków klientowi to on pójdzie do konkurencji.

Wyobrażam sobie, że rozmowa z klientem może wyglądać w ten sposób:

– Dzień dobry, przyszedłem do państwa dobrać buty
– Szosowe czy terenowe? I raczej do dłuższych czy szybszych treningów?
– Szosowe, do długich
– Ok, zaraz przyniosę panu…
– A nie zbada mi Pan stóp?
– Nie, to nie ma sensu, są naukowe dowody pokazujące, że…
– Eeee, nie tam, Panie, u Pana konkurencji mają videoanalizę, u innych mają jakiś skaner, u innych jakieś specjalne pudełko i tam widzę, że robią to poważnie, chce mi Pan powiedzieć, że to co robią jest bez sensu?
– My też mamy bieżnię, na której sugerujemy żeby się Pan w wybranych butach przebiegł ale poza tym, tak, to co robią nie ma żadnego sensownego uzasadnienia, poza takim, żeby poczuł się Pan dopieszczony

Boicie się, że część klientów jednak pójdzie do konkurencji. Namawiam was, żebyście skupili się na tym, co macie na wyciągnięcie ręki, czyi na produkcie, a nie na tym, o czym jako sklepy nie macie pojęcia, czyli na medycynie.

Dzisiaj kiedy klient przychodzi chcąc kupić buta, sprzedawca może mu się wydawać kimś z personelu medycznego. Dlaczego? Bo wiele lat temu wpojono nam, że odpowiednio dobrane buty biegowe zapobiegną kontuzji lub zmniejszą ryzyko jej wystąpienia.

To wnioskowanie pochodziło wprost od podiatrów, czyli ludzi zajmujących się stopami. Z tym, że podiatrzy przez całe lata zajmowali się stopami w chodzie, a nie w biegu. Każda stopa zachowuje się w chodzie praktycznie tak samo: pięta, przetoczenie, palce. Tempo nie ma wielkiego znaczenia, krok i tak zawsze jest taki sam. Nawet, gdyby ktoś chciał celowo zmienic styl chodu, to właściwie nie ma takich możliwości. Tymczasem w bieganiu jest mnóstwo zmiennych, które nie upoważniają do przeniesienia wnioskowania z chodu. Tempo biegu zmienia sposób obciążania stopy, my sami możemy świadomie zmieniać sposób stawiania stopy, sposób obciążania zależy także od twardości i typu nawierzchni. Czyli analizując człowieka biegnącego boso możemy być pewni, że będzie inaczej biegł w butach, analizując go w jednych butach możemy być pewni, że będzie inaczej biegł w drugich butach.

W ostatnich latach pojawiło się kilka całkiem poważnych badań pokazujących, że nie ma żadnej korelacji pomiędzy stopniem pronacji a kontuzjami. Więcej, pokazały się badania poddające w wątpliwość stosowanie dedykowanych wkładek do butów do biegania.

Ścieżka preferowanego ruchu

Jedne z najciekawszych badań opublikował pewien Szwajcar, z wykształcenia fizyk, z zawodu biomechanik z Uniwersytetu w Calgary: Benno Nigg. Jego zespół analizował wpływ jaki miały różne sposoby korygowania pronacji na odchylenia stawów skokowego, kolanowego oraz na aktywność mięśni. I doszli do bardzo ciekawych wniosków. Że pomimo wkładania do butów różnego rodzaju usztywnień ich wpływ na rzeczywistą korekcję pronacji był niewielki, często żaden. To jest zresztą efekt jaki sprzedawcy obserwują na co dzień w swojej pracy, że pomimo wybrania buta stabilizującego ta stabilizacja wcale nie zachodzi, nawet, jeśli but posiada jakiś bezdyskusyjnie usztywniający od środka element. To co jednak zauważyli, to bardzo duża zmiana w aktywności mięśni. Ale w taki sposób, jak gdyby mięśnie starały się skorygować te utwardzenia i utrzymać kończynę w naturalnie wybranym sposobie biegu. Biomechanicy z Calgary zaproponowali wówczas koncepcję: „Preferred movement path” (ścieżka preferowanego ruchu), która mówi o tym, że każdy człowiek ma pewien w danym momencie preferowany sposób ruchu, biegu, który jest optymalny z punktu widzenia wykorzystania energii.

benno

Benno Nigg

To podejście powoli zaczyna zyskiwać zainteresowanie, nie tylko w kręgach naukowców ale i producentów.

Twierdzę, że prawdopodobnie całkiem szybko czeka nas nowa (po tej z 2009  roku) rewolucja. Rewolucja w zakresie doboru butów biegowych. Prawdopodobnie pojawi się też znacznie więcej butów neutralnych, ale buty stabilizujące będą nadal potrzebne tym, którzy czują się w nich lepiej. Bo taka jest końcowa teza zespołu Benno Nigga – że podstawa to wygoda i nasze subiektywne odczucia.

Czy rewolucja może nastąpić szybko? To zależy od kilku czynników. Czynnik pierwszy, to świadomość biegaczy. W tym momencie w głowach biegaczy panuje wiara w potęgę profesjonalnego doboru butów poprzez analizę biomechaniki i ewentualną korekcję pronacji. Nawet jeśli po roku 2009 producenci poczuli, że „stabilizacja” jest chwilowo niemodna i chcieli ją w butach zamaskować, skutkowało to od razu wynikami w sprzedaży. Wielu klientów, przez 30 lat uczonych, że muszą biegać w bucie stabilizującym po prostu szukało widocznych oznak stabilizowania.

Na świadomość biegaczy oddziaływać będą sprzedawcy. Sprzedawcy będą jednak w nieco niezręcznej roli. Przez lata opowiadali jak korygowanie pronacji jest ważne, robili analizy na bieżni. I nagle okaże się, że to wszystko nie miało sensu? Mogę pocieszyć sprzedawców, że w gorszym położeniu są producenci. Bodziec do zmian musi przyjść od nich a w dodatku oni przez lata głosili dogmat, że pronację trzeba stabilizować i produkowali odpowiednie dla tego celu buty. I nagle okaże się, że się pomylili? Producenci będą mieli tutaj sporo gimnastyki do wykonania. Ale ponieważ bezpośrednio z klientem styka się sprzedawca, więc to pewnie jednak na nim skupią się ewentualne pretensje. (Jako bieganie.pl już przepraszałem, że my też się myliliśmy.)

Czy zatem rewolucja nastąpi szybko? Pamiętacie, w którym roku Nike zaczęło produkować Nike Free? W 2004. Dopiero jednak od 2009 (w efekcie minimalistycznej rewolucji) zyskały one w środowisku miano pełnoprawnego buta biegowego. Producenci, którzy deklarowali, że nigdy nie wyprodukują nic „minimalistycznego” potrafili tak gwałtownie zmienić front, że można było mieć wrażenie, że są awangardą minimalizmu.

Teraz sytuacja jest inna. Także dlatego, że producenci zobaczyli jak szybko może rewolucja nastąpić i że lepiej być tym pierwszym niż ostatnim.  I z tego co wiem, najwięksi producenci szykują się do wielkiego skoku, na pewno na początku przyszłego roku.  Ale kto wie, czy nie wcześniej?

Więcej:

Konsekwencje patentu Dr. Subotnicka>>>
Jak wybrać buty biegowe>>>

Możliwość komentowania została wyłączona.