Kuba Pawlak
Naczelny szafiarz Bieganie.pl. Często ryzykuje karierę redaktora dla dodatkowych 15 minut drzemki. Mając na szali sportową formę i czipsy, zawsze wybiera paprykowe. Biega dla pięknych i wygodnych butów. Naczelny szafiarz na Instagramie
Zegarki należące do serii Suunto 5 w coraz większej mierze przypominają swoich wypasionych kuzynów spod szyldu Suunto 9. Choć nowy Suunto 5 Peak miał premierę kilka dni temu, ja z dużym wyprzedzeniem otrzymałem sposobność, aby szczegółowo zapoznać się z jego możliwościami. Dzięki temu jestem w stanie pomóc wam odpowiedzieć na dręczące wielu biegaczy pytanie – czy warto rozpatrywać go jako alternatywę dla napakowanego bajerami flagowca? Zapraszam na mój test Suunto 5 Peak.
Dożyliśmy czasów, w których najlepsze multisportowe zegarki liczbą funkcji niejednokrotnie przekraczają możliwości poznawcze i zapotrzebowanie swoich właścicieli. Zegarek biegacza to nie tylko maszynka do monitorowania procesu treningowego, ale również regeneracji, poziomu stresu, parametrów zdrowia i snu. Przenośny komputerek, wyposażony w szereg czujników, który mieści się na nadgarstku, udziela porad treningowych, spełnia funkcję DJ-a, umożliwia płatności, jest przewodnikiem w terenie, a także sekretarką, która łączy rozmówców i agreguje spływające do nas wiadomości z komunikatorów. Konsekwencją tego „wyścigu zbrojeń” jest fakt, że w rubryce „cena” często możemy przy nich zaobserwować już kwoty grubo przekraczające średnią krajową.
Zastanawiając się więc czy aby na pewno chcemy inwestować tyle gotówki w zegarek, z którego połowa funkcji będzie raczej ciekawostką lub gadżetem, a nie praktyczną pomocą treningową, możemy spróbować oderwać na chwilę wzrok od flagowych, najbardziej uzbrojonych modeli. W przypadku fińskiej marki Suunto, taką alternatywą dla wielu biegaczy może okazać się nowy Suunto 5 Peak. Świetnie wyglądający, lekki i praktyczny zegarek, który depcze po piętach Suunto 9, a w dniu premiery kosztuje 1379 złotych.
Mój test rozpoczynam od wrażeń estetycznych związanych z pierwszym kontaktem z zegarkiem. Po wyjęciu z pudełka uderza dbałość o detale i design, z którego marka jest znana.
Cechą charakterystyczną Suunto 5 Peak jest bardzo niska masa. Przy przekątnej 43 milimetry otrzymujemy produkt o wadze jedynie 39 gramów! To sprawia, że na nadgarstku praktycznie nie będziemy go czuli.
Jeżeli już mowa o zakładaniu na nadgarstek to warto zwrócić uwagę na metalowy pin – rozwiązanie zapożyczone z serii 9 – który odpowiada za mocowanie końcówki silikonowego paska. Ten detal bardzo mi się podoba, jest praktyczny i nie stwarza żadnych problemów przy użytkowaniu.
Mi trafił się egzemplarz z żółtym paskiem, ale wybór kolorów jest duży, a jego wymiany dokonacie samodzielnie, dzięki prostemu systemowi montażu. Lubiący różnorodność mogą więc dostosowywać kolor do okoliczności lub humoru.
Koperta i szkiełko wykonane są z tworzywa sztucznego, co prawdopodobnie stanowi kompromis na jaki decydujemy się wybierając serię 5. Jednak najbardziej narażony na uszkodzenia bezel, czyli pierścień okalający kopertę jest już wykonany ze stali nierdzewnej. Testowany egzemplarz podczas całego czasu użytkowania nie dorobił się żadnych widocznych rys pomimo kilku drobnych przycierek.
Obsługa Suunto 5 Peak odbywa się za pomocą pięciu przycisków. W jego przypadku nie zastosowano dotykowego ekranu, który ma prawdopodobnie zbliżoną liczbę zwolenników co przeciwników.
Sterowanie zegarkiem jest bardzo intuicyjne, a płynne poruszanie się po podstawowych funkcjach przyszło mi z dużą łatwością.
Cechą, którą mógłbym nazwać mankamentem, jest brak skoku przycisków. W połączeniu z opóźnieniem w reakcji ekranu stanowiło to dla mnie pewne utrudnienie, zwłaszcza gdy chciałem skorzystać z nich w trakcie biegu. Kilkukrotnie zdarzyło mi się też zaobserwować, że zegarek przełączył ekran, gdyż zareagował na przypadkowe naciśnięcie przycisku przez krawędź rękawiczki lub rękaw bluzy. Na szczęście chodziło jedynie o zmianę widoku, a nie zatrzymanie treningu skutkujące przykrą dla biegacza utratą danych z części treningu.
Fabryczny widok ekranu treningu na głównym polu wyświetla chwilowe tempo. To informacja, z której rzadko korzystam w praktyce, bo obarczona jest sporym ryzykiem błędu. Ustawienia tarczy oczywiście można zmienić, jednak taki obraz sprawił, że podczas kilku treningów uważniej przypatrywałem się jak zmienia się ten parametr. Muszę przyznać, że Suunto 5 Peak zaskoczył mnie w tym aspekcie i ma duży plus za dokładność pomiaru.
Na jakość odczytu parametrów duży wpływ ma dokładny GPS. Podczas analizy ścieżek zaobserwowałem jedynie niewielkie odchylenia od faktycznej trasy biegu, które zdarzają się równie rzadko i z niewielkim przekłamaniem, jak w najwyższych modelach dostępnych na rynku.
Czas pracy baterii w trybie oszczędnościowym to według producenta 100 godzin… ale kto trenuje w takim trybie? W praktyce, ustawiając najdokładniejszy tryb, przy codziennym treningu bateria wystarczyła na około pól tygodnia. Jej ponowne naładowanie jest bardzo szybkie i trwa niecałą godzinę.
Ekran Suunto 5 Peak ma 218×218 px. Plastikowe szkiełko ma tendencje do odbijania promieni słonecznych w bezchmurne dni. W połączeniu z niewielkim rozmiarem może to powodować, że odczytanie pobocznych informacji wyświetlane na ekranie, może wymagać dłuższej chwili.
Testowany model oferuje bardzo dużą liczbę funkcji. Dobrze sprawdza się nawigacja oraz tryb biegacza „ducha”, z którym możemy rywalizować w trakcie treningu. Na ogromy plus zasługuje też aplikacja Suunto, będąca naturalnym środowiskiem współpracy z zegarkiem. Z łatwością dotrzemy dzięki niej do najbardziej wyszukanych statystyk, które podane są w sposób przejrzysty i bardzo atrakcyjny wizualnie. Bardzo pomocna może okazać się możliwość planowania tras treningu za pomocą rysowania po mapie lub „podglądania” popularnych destynacji innych trenujących.
Zegarek umożliwia wybór ponad 80 trybów sportowych. Można dzięki niemu sterować muzyką, której jednak nie zgramy do urządzenia. Nie ma również możliwości dokonania za jego pomocą płatności.
Testowany model zaskoczył mnie bardzo dobrym monitoringiem tętna z nadgarstka. W czasie spoczynku jest to już standard, natomiast rzadko zdarza się, aby wykres tętna z treningu tak dokładnie pokrywał się z równoczesnym pomiarem z paska na klatkę piersiową. Drobne różnice pojawiały się jedynie na początku oraz przy dużych skokach wynikających z szybkiej zmiany intensywności. Rozbieżności były jednak znikome, co było dla mnie bardzo zaskakujące.
Jeśli zależy ci na dokładności podstawowych funkcji monitoringu treningu, to Suunto 5 Peak z pewnością spełni twoje oczekiwania. Ma bardzo precyzyjny GPS, czujnik tętna oraz wszystko czego potrzebuje nawet zaawansowany biegacz.
Równocześnie jest to zegarek lekki, ładny i bardzo intuicyjny w obsłudze. Będzie dobrym rozwiązaniem dla osób, które szukają mniejszej alternatywy dla przerośniętych flagowców, które równocześnie bywają naszpikowane zbędnymi lub rzadko używanymi funkcjami.
Czy niższa cena musi przekładać się na niższą jakość? Suunto 5 Peak udowadnia, że niekoniecznie. Ten zegarek nie zawiedzie nas przy treningowej pracy, a jego wygląd i lekkość mocno pracują na jego korzyść również w codziennym użytkowaniu.