Rynek butów do biegania puchnie coraz bardziej i zalewa nas kolorowymi, pachnącymi cudeńkami dopracowanymi w każdym szczególe. Obojętnie czy mini czy maxi buty, żeby przebić się przez marketingowy chaos muszą do nas głośno krzyczeć… niekiedy za tym krzykiem kryje się jakaś treść, a niekiedy wystarczy sama forma. Nie jest dzisiaj łatwe życie buta sportowego na sklepowej półce. Szczególnie takiego, o jakim za chwilę wam opowiem.
Buty, o których Wam opowiem są sygnowane chińską marką Do-Win. Model został ochrzczony porywającą nazwą M9300B, która dla mnie równie dobrze mogłaby być nazwą jakiegoś ciała niebieskiego na skraju naszej galaktyki albo karabinu maszynowego. Historia tych kapci przypomina trochę bajkę o brzydkim kaczątku. Nikt chyba nie zarywał nocek nad ich projektem ani nikt się specjalnie nie wysila, żeby je sprzedać. Ale gdy ktoś już mniejszym lub większym zbiegiem okoliczności je kupi to prawdopodobnie będzie zadowolony.
Siła prostoty
To nie pierwsza para Do-Winów, w której biegam. Parę lat temu szarpnąłem się na bliźniaczy model
M9303B, który różni się jedynie odrobinę cholewką. Oba modele charakteryzują się nokautującą w pierwszej rundzie prostotą. Nie jestem pewien, czy twórcy tego modelu z premedytacją podążali za najnowszymi trendami rynkowymi, ale udało im się stworzyć nieprzekombinowane buty biegowe, które idealnie wpasowują się nurt minimalistyczny.
Dzięki temu, że nie ma nich żadnych wspomagaczy Do-Winy możemy zaliczyć do wagi iście piórkowej – jeden but waży w okolicach 165 gramów! Takim wynikiem nasz zawodnik rozkłada na łopatki większość o wiele droższej konkurencji. W podeszwie nie ma żadnych “przeszkadzajek” więc bez problemu możemy ją wyginać i wykręcać, co oznacza, że w czasie biegu również nie będzie nam ona niczego narzucała.
Do-Win to firma bardzo tajemnicza, która niechętnie dzieli się informacjami na temat swoich produktów i nawet ich polski dystrybutor (firma Polanik) nie był w stanie zbyt wiele mi powiedzieć. Podeszwa jest mocno odchudzona, a drop jeżeli w ogóle jakiś jest to minimalny. Podeszwa to pianka EVA, która zapewnia nam minimum amortyzacji. Na pięcie podeszwa wzmocniona jest kawałkami twardszej gumy bardziej odpornej na ścieranie. Przednia część podeszwy to za to nietypowy “jeżyk”. Pod przodostopiem mamy gęsto rozsiane malutkie wypustki, które przynajmniej mi przywodzą na myśl kolce. Bardzo fajnie łapią one podłoże, zapewniając dobrą przyczepność i jednocześnie zachęcają do lądowania właśnie na tej części stopy.
Cholewka też niczym nas nie zaskoczy. Ot trochę siateczki tu i ówdzie urozmaiconej materiałem w dotyku przypominającym trochę zamsz. Materiał jest przyjemnie przewiewny przez co Do-Winy idealnie nadają się na lato. Cholewka tak samo jak podeszwa nie jest w żaden sposób udziwniana. W okolicach pięty materiał jest trochę grubszy i bardzo przyjemnie otula stopę.
Do-Winy to z pewnością nie są buty, który sprawią, że po wyjęciu z pudełka szczęka opadnie nam na ziemię. Z czysto technicznego punktu widzenia nie ma w nich nic nadzwyczajnego, a design… no cóż, sami widzicie. Można by powiedzieć, że niemodny, ale ja powiem, że jest hipsterski.
Biorąc Do-Winy do ręki nie mamy wrażenia, że obcujemy z przedmiotem, którego wykonaniu ktoś poświęcił nadmiernie dużo uwagi. W zasadzie oprócz jakiejś okazjonalnie wystającej nitki nie można tym butom nic zarzucić, ale wrażenie że wykorzystane materiały nie pochodzą z najwyższej półki jest chyba czymś więcej niż tylko uprzedzeniem do produktu made in China. Zresztą, nie ma się co uprzedzać, bo kto dzisiaj nie produkuje w Chinach?
W biegu
Do-Winy są o wiele wygodniejsze niż można się tego spodziewać po ich wyglądzie. Są bardzo fajnie dopasowane – stopa w okolicach pięty i śródstopia jest stabilna, a cholewka ściśle ją okala; z przodu za to palce mają sporo miejsca, tak jak to być powinno w dobrych butach minimalistycznych. Język jest dłuższy niż w większości butów biegowych i jest przyjemnie miękki, dzięki czemu nawet wysokie podbicie nie stanowi problemu.
W “Emkach” biega się fajnie. Ich prosta konstrukcja oraz bardzo niska waga sprawiają, że w czasie biegu mogę o nich całkowicie zapomnieć i odpłynąć myślami gdzieś daleko. Podstawowe zadanie, które stoi przed butami minimalistycznymi to nie przeszkadzać i trzeba stwierdzić, że Do-Winy wywiązują się z niego znakomicie. Wszystko co dostajemy to ochrona przed podłożem oraz odrobina amortyzacji, a reszta zależy już od nas. Jeżeli więc do tej pory mieliście do czynienia głównie z “żelazkami” to te kapcie mogą okazać się wymagającym nauczycielem.
M93 to typowe szosówki, dla których opuszczenie przyjaznego asfaltowego środowiska może okazać się śmiertelne. W mojej pierwszej parze zaryzykowałem i nawet bieg po mało wymagającej leśnej ścieżce odcisnął na podeszwie swoje wyraźne piętno. Podeszwa jest zupełnie nieodporna na kontakt z kamieniami, korzeniami, szyszkami itp. Ich naturalne środowisko to miasto, chodniki i drogi.
Na twardych nawierzchniach spisują się jednak bardzo dobrze, są dynamiczne i chce się w nich szybko biec. “Jeżyk” pod palcami zapewnia dobrą przyczepność nawet kiedy jest mokro. W moich “starych” Do-Winach gumowe wypustki trzymały się nadzwyczaj dobrze. W tym modelu ścierają się jakby trochę szybciej i widzę, że już są lekko starte w miejscu lądowania.
To właśnie trwałość jest moim głównym zarzutem wobec Do-Winów. Z jednej strony są one dosyć tanie bo kosztują niecałe 160 zł, ale z drugiej musimy pamiętać, że jeżeli robimy tygodniowo duży kilometraż to nie będą to buty, które długo nam posłużą.
Dla kogo i do czego
Polecałbym je osobom, które chcą spróbować biegania minimalistycznego i nie kręci ich wydanie paru stówek na buty. Można potraktować je również jako obuwie uzupełniające do pracy nad techniką. M93 sprawdzą się również dobrze w roli startówek. Są lekkie, mają niski profil i dobrze trzymają stopę, więc można w nich pobiec szybką dychę.
Chińczycy znani są ze swojego zamiłowania do kopiarstwa. Nie wiem na kim wzorowali się w tym przypadku, ale wyszły im całkiem przyzwoite kapcie. Bez fajerwerków, ale fajne. Co prawda, na różnych promocjach można upolować markowe buty w niewiele wyższej cenie, ale jeżeli ktoś miałby ochotę spróbować pobiegać w mniej znanych butach, to może szarpnąć się na taki eksperyment.
Więcej o samej marce Do-Win oraz jej polskim dystrybutorze – firmie POLANIK – która jest również producentem odzieży i sprzętu sportowego znajdziecie
TUTAJ, a pełną ofertę obuwia Do-Win dostępnego w Polsce znajdziecie w
sklepie internetowym Polanika.
Paweł Ignac