Krzysztof Brągiel
Biega od 1999 roku i nadal niczego nie wygrał. Absolwent II LO im. Mikołaja Kopernika w Kędzierzynie-Koźlu. Mieszka na Warmii. Najbardziej lubi startować na 800 metrów i leżeć na mecie.
No i lipa. Skończyło się działanie w strukturach biegowego państwa podziemnego. Już nie jesteśmy elementem wywrotowym, zaplutymi karłami reakcji, wrogami ludu, godnymi pożałowania reakcjonistami. Wszystko co dobre, szybko się kończy. To były naprawdę ekscytujące i jedyne w swoim rodzaju tygodnie, ale od poniedziałku – znowu można biegać.
Jeszcze nie tak dawno strugało się bohatera na rozbieganiach. Co bardziej hardzi prowokowali piesze patrole rytmówkami. Najwięksi przypałowcy ostentacyjnie rozciągali się na skraju lasu. A wszystko bez większych konsekwencji. Żadnego pałowania, ani łamania palców w opuszczonych piwnicach przy otumaniającym świetle lampy skierowanej przez oprawcę prosto w twarz. Co najwyżej jakieś pouczenie, w ostateczności mandat. Jeszcze nigdy nie można było tak wiele kozaczyć, tak niewiele mając do stracenia – parafrazując Churchilla.
Od kilku dni ponownie jesteśmy jednak zwykłymi nudziarzami. Tą dziwną sektą skreczujących piętami po płytach chodnikowych i mozolnie układających wzrokiem kostkę brukową. Pstrokatą organizacją o beznamiętnych spojrzeniach. Nieformalnym stowarzyszeniem o obniżonym BMI. Znowu nikomu nie przeszkadzamy. A jeśli już ktoś nas wytknie palcem, to najpewniej przez te obcisłe rajtuzy. Kiedyś wkurzaliśmy przynajmniej kierowców, blokując główne ulice biegami masowymi – ale teraz?
Nagle z pozycji morderczego zagrożenia, staliśmy się ledwo dostrzegalnym pyłkiem. Już nikt nie chce nas zaszantażować emocjonalnie pytaniem: „Czy nie możecie sobie odpuścić, przecież umierają ludzie?!” Gdzie się podziały te dyskredytujące materiały telewizyjne? Gdzie te bezinteresowne zaczepki pań na balkonach? Złowrogie spojrzenia przechodniów, ten dreszcz podczas mijania miejskiego monitoringu? Wszystko urwało się jak pamiętny kostium Janet Jackson przy okazji występu z Justinem Timberlakem na Super Bowl. Tak gwałtownie i bez zapowiedzi.
I kiedy wydawało się, że będzie można jeszcze chojraczyć sprzeciwem wobec maseczek… Rząd – pomimo wolnej niedzieli – wyplenił wirusa z lasów i uznał, że w otoczeniu drzew możemy to robić z gołą twarzą. Jak tak dalej pójdzie, to nawet po pustym chodniku pozwolą za jakiś czas biegać ze sterczącym nosem na wierzchu. Tym sposobem zamkną nam ostatnią furtkę, żeby wrócić na usta wszystkich, jako – niedostosowani, egoistyczni i nieodpowiedzialni. Nie traćmy jednak ducha, może Państwo znowu nas… naszych tęsknot wysłucha.
Bo tak jak niemal z dnia na dzień podjęto decyzję, że można się przemieszczać. Tak, jak z zaskoczenia otworzono lasy. Dokładnie tak, jak pozwolono przebywać w nich w celach rekreacyjnych bez maseczek. Tak samo – można znowu wszystkiego zabronić.
Bo przecież może się okazać, że w lasach wirus wciąż jednak pomieszkuje. Że zarażamy innych oddychając na totalnym pustkowiu. Że bez maski stajemy się elementem niebezpiecznym. Że dla dobra ludzkości każdy musi ograniczyć sobie dostęp do tlenu chustą, szalikiem czy inną szmatką. I w ogóle, że najlepiej zostać w domu i przyjąć naświetlania głowy promieniami z kineskopu.
Dlatego nie zamartwiajcie się i rąk nie załamujcie. Jeszcze może być strasznie… głupio.
____________________
Krzysztof Brągiel – biegacz, tynkarz, akrobata. Specjalizacja: suchy montaż i czerstwe żarty. Ulubiony film: „Pętla”. Ulubiony aktor: Marian Kociniak. Ulubiony trening: świński trucht. W przyszłości planuje napisać książkę o wszystkim. Jeśliby się nie udało, całkiem możliwe, że narysuje stopą komiks. Bycie niepoważnym pozwala mu przetrwać. Kazał wszystkich pozdrowić i życzyć miłego dnia.