8 stycznia 2016 Redakcja Bieganie.pl Sport

Zimowy Maraton Bieszczadzki – maraton górski na koniec stycznia


Mimo że najwięcej imprez biegowych organizowanych jest wiosną i jesienią, to biegów zimowych także nie brakuje. Ciekawą propozycją dla fanów biegania w śniegu jest Zimowy Maraton Bieszczadzki, którego druga edycja odbędzie się 31 stycznia. Na kilkadziesiąt dni przed zawodami rozmawiamy z jego organizatorem – Mirosławem Bienieckim.

Bieganie.pl: Zimowe biegi zyskują coraz większą popularność i jest ich coraz więcej w kalendarzu. Zimowy Maraton Bieszczadzki nie dość, że pozwala zaznać biegania zimą, to jeszcze oferuje zmagania na pełnym dystansie maratońskim i to w górach. Skąd taki pomysł?

Mirek: Pomysł przede wszystkim stąd, że dotychczas w zimie prawie nikt nie biegał, to był taki martwy okres. Okres trenowania, podbudowy, ale nie startów. Czuliśmy jednak, że znajdą się chętni, by pobiegać zimą. Po rozmowach z miejscowymi w Cisnej stwierdziliśmy, że ferie to taki okres, kiedy w Bieszczadach jest pusto i im także zależałoby na tym, żeby właśnie wtedy ściągnąć ludzi w Bieszczady. Można było tego dokonać organizując fajną imprezę, a że w tym terminie nie było jeszcze w Polsce żadnego zimowego biegu, dawało to szansę ściągnięcia wielu biegaczy z całego kraju i – być może – namówienia ich, żeby zostali w Bieszczadach trochę dłużej, na ferie.

Czy to jest typowy wyścig, czy impreza bardziej towarzyska?

Nie traktowałbym tego biegu jako wyścigu, choć jakiś tam element ścigania się w nim jest, ale to kolejna z naszych imprez, w której nie do końca chodzi o wygrywanie z innymi, a bardziej o wygrywanie ze sobą. Jest to przede wszystkim zimowa zabawa w bieganie po górach. Może nawet lepiej byłoby powiedzieć, że to  bieganie „w górach”, a nie „po górach.” To nie jest bowiem typowy górski maraton, ale bieg, który rozgrywa się przede wszystkim na drogach asfaltowych i szutrowych. Z założenia ma on przebiegać w zimowej scenerii, po śniegu, ale nie przez góry – GOPR jest mocno przeciwny pomysłowi, żeby przyzwyczajać ludzi do biegania w głębokim śniegu w górach – a poza tym w Bieszczadach praktycznie nie da się biegać, jak jest śnieg. Jak już jest, to jest na ogół zbyt głęboki na bieganie.

Czyli mamy specyficzne warunki: nie jest to typowy bieg po życiówkę, nie odbywa się na wiosnę/jesień, jego założeniem nie jest zgromadzenie jak najmocniejszej stawki ścigantów w koszulkach bez rękawków. Nie ma płaskiej trasy bez zakrętów… Jakie więc atrakcje oferujecie biegaczom „w zamian” za warunki dogodne do ustanawiania rekordów?

Przede wszystkim jest to taki pretekst do wyrwania się w góry na chwilę, a to jest zawsze fajne. Staramy się przyciągnąć biegaczy oprawą biegu, fajnie przygotowanymi punktami i takim kontrastem zbudowanym pomiędzy biegiem górskim a biegiem miejskim, bo w pewnym sensie staramy się tak organizować ten maraton, jakby odbywał się on w mieście: oznaczamy wszystkie kilometry, stawiamy punkty odżywcze co 5 kilometrów… A dodatkowo wprowadzamy  takie atrakcje, jak przebiegnięcie przez karczmę „Brzeziniak”, w której serwujemy różnego rodzaju specjały, nalewki, grzane piwo…

Na którym kilometrze to jest?

Trzydziesty któryś… W poprzedniej edycji rzeczywiście kilka osób uznało na tym punkcie, że dalej nie biegną, że właściwie tam już można zostać. Także przede wszystkim ważny jest klimat, bieszczadzkie bieganie zawsze ma swój specyficzny klimat. Ten bieg dodatkowo łączy warunki biegu górskiego z możliwością biegania szybko, zwycięzca miał na mecie czas około 3:20, a to było prawie 45 kilometrów, w tym 12 w dość głębokim śniegu. Słowem: jest to taki bieg kontrastów.

Powiedz jeszcze kilka słów o trasie. Wiemy, że nie prowadzi szlakami, bo są zbyt mocno zasypane śniegiem…

…a jednak mamy nadzieję, że będzie to bieg po śniegu, zresztą dzień przed zawodami staramy się odśnieżyć trasę, tzn. przygotować ją tak, żeby była biała, ale żeby to nie był śnieg kopny. 

A ile jest przewyższenia?

Do 800 metrów w górę. Są takie momenty, że trzeba się trochę natrudzić.

Mówisz, że organizujecie bieg w swoim stylu, czyli nie nastawiacie się na zebranie jak najmocniejszej elity, ale stworzenie najlepszej atmosfery dla wszystkich uczestników i okazji na poczucie klimatu Bieszczadów.

Zdecydowanie tak, ale podobnie jak w jesiennym Ultramaratonie Bieszczadzkim mamy nagrody finansowe i sporo nagród rzeczowych w kategoriach, więc trochę stymulujemy ściganie się w górach. To nie jest tak, jak w Rzeźniku, gdzie wręcz zniechęcamy tych, którzy chcą jak najszybciej biegać po górach, a przynajmniej ich nie zachęcamy. Tu nagradzamy najszybszych i próbujemy im stworzyć warunki, żeby mogli pobiec szybko. Jak to jednak bywa w naszych biegach, zwracamy po prostu taką samą uwagę na najszybszych jak na tych, którzy są z tyłu stawki. 

Jak wygląda kwestia limitu czasu? Start jest o wschodzie słońca, ale dzień jest krótki. Czy wszyscy zdążą przed zachodem do mety?
Bieg jest dość szybki, jak już wspomniałem najszybszy miał ostatnio 3:30 na mecie. Start jest o wschodzie Słońca. Przy tej edycji biegu zarządziliśmy, że wschód ma być o 7:20 [śmiech]. Największą bolączką zimowych biegów jest obawa, że ktoś zostanie w nocy w górach, a to grozi tragedią, więc staramy się tego uniknąć. Tym niemniej limit czasu wynosi 8 godzin, więc nawet wolniejsi biegacze mają sporo czasu na dotarcie do mety.

Czy zapisy jeszcze trwają? Co oferujecie chętnym na start w Zimowym Maratonie Bieszczadzkim?

Zapisy trwają od ponad miesiąca. W pakiecie startowym znajdzie się kilka niespodzianek, ale ja nie lubię reklamować pakietów, bo uważam, że nie dla pakietu bierze się udział w takich biegach. Będzie dobre grzane piwo, dobre zupy na trasie, uśmiechnięci ludzie – miejscowi i przyjezdni. Staramy się jak zwykle o świetną oprawę muzyczną i parę takich elementów, które tradycyjnie kojarzą się z naszymi biegami, jak choćby występ Wiewiórki na Drzewie. 

Czy jest jakiś limit zgłoszeń, czy przewidujecie losowanie w przypadku nadmiaru chętnych?

Na razie jest ponad dziewięćset zapisanych osób, ale sporo nieopłaconych i do limitu jest jeszcze zapas. Zgłoszenia przyjmujemy na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy.” 

Co ciekawe, dzień przed naszym biegiem odbywa się bieg narciarski „Tropem Wilka”, organizowany przez Nadleśnictwo Cisna – nadleśnictwo jest naszym dobrym partnerem i współpracujemy z nimi przy organizacji obu imprez. Bardzo ważnym elementem jest również zaangażowanie miejscowych, a szczególnie – miejscowej młodzieży, która nie tylko biega na nartach, to jeszcze zaczęła startować w naszych biegach, więc są też biegi dla dzieci i młodzieży, w fajnej oprawie Fundacji Aktywne Trzemeszno. 

zmb kalendarz

Możliwość komentowania została wyłączona.