26 czerwca 2010 Redakcja Bieganie.pl Sport

Wakacyjne kierunki biegowe – Północne Włochy – Garda, Tremosine


Tę historię chciałem opowiedzieć od dawna. Kiedy zacząłem ją spisywać okazało się, że pierwsza część, zupełnie nie związana z bieganiem jest dłuższa niż część biegowa. No cóż, mam nadzieje, że mi czytelnicy wybaczą, zwłaszcza, że pokazuje ona ile ewentualnie będą musieli przejść za pierwszym razem Ci, którzy zapragną pojechać na biegowe wakacje tam gdzie byłem ja.

Część pierwsza – droga do Tremosine
Dlaczego biegasz? – To pytanie, które czasami ktoś biegaczowi zadaje.

U mnie, oprócz wszystkich dosyć oczywistych fizjologiczno-zdrowotnych aspektów pojawia się aspekt turystyczny. I bynajmniej nie chodzi mi o turystykę startową, bo jak może niektórzy z was wiedzą, starty w zawodach generalnie nie interesują mnie zbytnio. Bieganie jest dla mnie najciekawsze, kiedy mogę obserwować, porozmawiać. A na wyścigach, jeśli podchodzi się do nich ambitnie, czasu na obserwowanie ani rozmowy nie ma.

Dlatego ten turystyczny aspekt jest dla mnie niezwykle ważny. Ilekroć gdzieś pojadę staram się eksplorować okolice właśnie biegając, bo dzięki bieganiu mam większy zasięg. Mógłbym wziąć rower czy samochód, ale zwłaszcza samochód nie daje takiej swobody poruszania się i włażenia w każdy zakamarek.

Kiedy wyjeżdżam na wakacje, zawsze zastanawiam się czy będą tam fajne tereny do biegania?

Z taką myślą, jechałem kilka lat temu do północnych Włoch nad jezioro Garda. Sprawdziłem, że sama miejscowość Riva del Garda (popularnie zwana Gardą), to mekka kolarstwa górskiego północnych Włoch (i windserfingu). Skoro da się tam jeździć na rowerze to tym bardziej da się biegać – taka była moja myśl.

W samej Gardzie mieszkać nie chciałem. Po kilkudniowej analizie w internecie, wielogodzinnych poszukiwaniach i zachwytach nad pięknem krajobrazu uznałem, że są tam ładniejsze miejsca. W końcu wybrałem niezwykle wyglądającą, wg mapy położoną nad jeziorem malutką miejscowość Tremosine. Zaplanowałem, że do Gardy będę ewentualnie dojeżdżał samochodem na bieganie (na mapie to tylko 20 km).

tremosine 1
Riva del Garda – w górnej części jeziora, oddalona od Tremosine o około 20 km.

Z Warszawy wyruszyliśmy jednym samochodem z parą moich znajomych (parą w dosłownym sensie, chłopakiem i dziewczyną) i moim psem. Prowadziłem całą drogę (znajomi nie do końca pewnie czuli się za kierownicą). W końcu dotarliśmy nad Gardę.

– Pięknie – pomyślałem.

Poleżeliśmy chwilę nad jeziorem, ale nadszedł czas poszukiwania naszego miejsca docelowego – Tremosine. Wg mapy powinniśmy pojechać jakieś 20 kilometrów wzdłuż brzegu i dotrzeć, do bajkowo położonego nad jeziorem Tremosine.

Ruszyliśmy. Po wyjeździe z Gardy tunel, kilka kilometrów za tunelem wjeżdżamy do pięknej miejscowości Limone i nagle – drogowskaz do Tremosine pokazuje ostry skręt w prawo w góry.

– Co jest ??? – myślę – miało być nad jeziorem.

No dobra, hotel w Tremosine mamy zarezerwowany, więc jedziemy. Ostro pod górę, cały czas na dwójce, samochód lekko wyje (stara Toyota), ale daje radę. W pewnym momencie zbliżamy się do zakrętu w prawo, nie widzę, co jest za zakrętem, bo jedziemy dosyć ostro pod górę a na zakręcie rosną jakieś drzewa. Podjeżdżam do zakrętu, skręcam…….woooops, Hamuj! Silnik gaśnie (to dowód na słabość kierowcy). Zakręt w prawo owszem, jest, ale praktycznie w miejscu, prawie, że trzeba się obrócić wokół własnej osi i  jeszcze mocniej pod górę aż o 180 stopni! Jadąc w dotychczasowym tempie nie wyrobiłbym się na zakręcie i wyjechał na drugi pas, po którym pędzą z góry niefrasobliwi Włosi. (później kiedy już się nauczyłem, jedyna szansa na poprawne przejechanie
tego zakrętu była na jedynce). Spociłem się. No dobra, trzeba ruszyć. Ręczny, luz, zapalam silnik, sprzęgło, jedynka, prawa ręka na ręczny, lewa na kierownicę, dużo gazu, popuszczam ręczny, lekko poszczam sprzęgło, ruszamy i kręcę jak szalony lewą ręką, żeby się tylko wyrobić na naszym pasie……….uff udało się.

– Co to k…….a jest?!!! Jak można robić takie drogi – myślę na głos.

Jedziemy, drogowskazy na Tremosine, czyli niby w porządku, ale po całonocnej jeździe jestem już zmęczony a ta przeprawa zdenerwowała mnie na tyle, że mam już ochotę wysiadać.

Droga jednak wiedzie dalej, już nie tak stromo do góry, ale za to wije się coraz bardziej, robi się coraz węziej, z samochodami z naprzeciwka mijamy się naprawdę na centymetry a co mnie szczególnie denerwuje to to, że oni w ogóle nie zwalniają. Od wyjazdu z Gardy jedziemy już dobre 40 minut. Nagle – mały, wyrąbany w skale tunel. Ok, jadę, za nim zakręt, ale zbocze góry zasłania, co jest za nim – po pustce, która rozciąga się przede mną wnioskuję, że przed nami jest przepaść, skręcam trzymając się prawej ściany jak najbliżej, od przepaści odgradza nas niski murek. A za zakrętem? Okazuje się, że w okolicach tunelu dwa samochody mogły się jeszcze wyminąć, ale teraz jest to absolutnie niemożliwe!!! Co robić?

tremosine_4.jpg
Droga od strony Tremosine

Znowu mam ochotę wysiadać, jednak poczucie odpowiedzialności za przyjaciół i psa (z całej czwórki na pewno byłem najlepszym kierowcą) każe mi jechać. Co będzie, jeśli?…no i wykrakałem. Przede mną samochód. Za nim nie widać żadnej szansy na mijanie a zatem skoro ja mam stosunkowo niedaleko do "około tunelowej mijanki" domyślnie należy przyjąć, że cofać się muszę ja. Cofnijcie się na bardzo wąskiej drodze o 50 m, gdzie praktycznie nie widzicie drogi za sobą , wjechanie w murek z całą pewnością byłoby waszą ostatnią kolizją w życiu? Próbowaliście tego? Chciałem nawet żeby kolega wysiadł i prowadził mnie – ale nie miał gdzie wysiąść! Musiałby wysiąść na murek za którym była nicość. Jestem mokry, cofam się tempem ślimaka, aż dziw, że nie szoruję bokiem samochodu po zboczu góry. Dojeżdżam tyłem do tunelu, uśmiechnięty Włoch z naprzeciwka macha mi ręką, mija mnie – i droga wolna. No nie, drugi raz nie wytrzymam, nie cofnę się. Ruszam szybko, żeby jak najszybciej znaleźć się jak najdalej i mieć jak najlepsza pozycję negocjacyjną z kolejnym samochodem z naprzeciwka. Na szczęście, do rozszerzenia się drogi żadnego nie spotykamy. Jestem wykończony. Wjeżdżamy do jakiejś maleńkiej wyglądającej na podupadającą miejscowości: Comune di Tremosine!!!! Teraz tylko znaleźć nasz hotel. Hotel Lucia. Jedziemy. Jeeeest!. Ale podjazd to niezwykle wąska stromo wiodąca w górę droga otoczona murem, znowu musimy się tyłem cofać, bo z góry zjeżdża posapujący autokar (jestem pełen podziwy jak on tu w ogóle wjechał), w końcu wtaczamy się na parking. Wyłączam silnik.

Cisza. Okolica bajkowa, ale jestem tak absolutnie wykończony tą ostatnią godziną (20 km zajęło nam dokładnie godzinę), że mam plan, nie ruszać się z miejsca przez cały czas naszego pobytu. Porostu nie wyobrażam sobie jazdy po tutejszych drogach. Koniec

tremosine 5
Śniadanie przed naszą Villa Bianca

Część druga – bieganie w Tremosine

Z mapy okazało się jednak, że wokół samego Tremosine, także są całkiem fajne szlaki rowerowe. Dołączył do nas jeszcze jeden znajomy z Polski i w końcu w hotelu Lucia mieszkaliśmy w czwórkę (nie licząc psa). Marcin i Karolina w jednym pokoju a ja z Michałem w drugim, w małżeńskim łożu (obydwaj byliśmy wtedy jeszcze stanu wolnego).

Pamiętam trzy biegowe dni.

Dzień 1 – Kolarze łatwo nie mają
Namówiłem znajomych na wycieczkę.
„ – Wy weźmiecie rowery a ja będę biegł, to jest w górach, więc przewagi mieć nie będziecie i powinniśmy naturalnie poruszać się w podobnym tempie.”
Wypożyczyliśmy dla nich rowery. Szybko jednak okazało się, że to, co dla biegacza czy piechura jest stosunkowo łatwa trasą – dla niewprawionego rowerzysty już taką nie jest.

tremosine 6
Znajomi zniechęceni do jazdy na rowerze

Po pierwszym podejściu znajomi, zniechęcili się i dalej biegłem już sam. Piękna, długa trasa, po rowerowym szlaku – około 22 km, wzniesienia raczej łagodne, ale długo, długo kamienistą drogą pod górę, a potem szosą w dół, przez okoliczne łąki, pola i wsie dotarłem szczęśliwie do hotelu. Poniżej – fotki z trasy.

tremosine 8

tremosine 7

Dzień 2 – Stadion
Jednak odważyłem się jeździć samochodem. Wszystko to kwestia wprawy i już na drugi dzień drogi nie wydawały mi się tak straszne a podróżowanie nimi było nawet zabawne. Pojechaliśmy z kolegą do Gardy. Przekonałem go, żeby mnie tam zostawił i że sam sobie wrócę (chciałem pobiec tą samą drogą, którą jechaliśmy do Tremosine samochodem). W Gardzie planowałem kupić buty Salomon Ride, o których w 2002 roku czytałem na bieganie.pl 🙂 (tekst Radka Wieliczki) – pomyślałem, że skoro Garda to taka sportowa mekka – może tam będą je mieli.

Mieli. Mnóstwo, mnóstwo różnego rodzaju butów do biegania po górach. Ten Salomon Ride był w dwóch kolorach, kupiłem żółte. Wielce szczęśliwy zobaczyłem, że prawie naprzeciwko sklepu jest stadion. Tam też przechodząc przez płot zrobiłem trening 8x800m, po którym odechciało mi się dalej biegać. Ale do Tremosine trzeba było wrócić. Promem dotarłem do podnóża góry, zapakowałem wszystko do plecaka i….na szczęście napatoczył się wracający z Gardy kolega, który zabrał mnie do hotelu. Noc i widoki były piękne.

tremosine 9
Basen na terenie naszego hotelu, niestety w maju jeszcze zbyt zimny

Dzień 3 – Nieodpowiedzialność
Cały dzień planowałem, że wybiegnę. Ale ciągle coś się nie układało. W końcu namówiłem znajomych żeby podwieźli mnie kilkanaście kilometrów do podnóża jednego z rowerowych szlaków, wg mapy miała być to trasa około 35 km. Do miejscowości Tignale dotarliśmy około 15:00, spacer po wymarłym właściwie miasteczku,  około 16: 00 Marcin klepnął mnie w plecy i  pobiegłem. Trasa fajna. Ale po około 50 minutach biegowej wspinaczki zdałem sobie sprawę z mojej nieodpowiedzialności. Nieduży obiad zjadłem dawno, chyba nawet przed 12:00, miałem ze sobą jednego banana i jakiś mały energetyczny żel. To był maj, ciemno robiło sie około 19:00. Absolutne pustki. Po około 90 minutach braki energetyczne zaczęły dawać o sobie znać. Banan, potem żel – przeszedłem w szybki marsz. Około 18:30 dotarłem do jakiegoś wąwozu, w którym wijąca się kamienista wąska droga prowadziła cały czas w dół. To był wyścig z czasem. Jeśli nie zszedłbym z tej drogi do zapadnięcia ciemności – musiałbym tam zostać na noc, po bokach było zbyt stromo, żeby iść po ciemku. Na szczęście – udało się. Około 19:30. Już po ciemku doszedłem do jakiejś szosy i ruszyłem w kierunku hotelu. Braki energetyczne niestety znowu się odezwały i był to raczej marszobieg niż bieg. Do tego wszystkiego lunął deszcz. Kiedy około 20:30 wszedłem do pokoju – Marcin powiedział: „Kurcze, stary – podziwiam Cię?”:) – Nigdy od niego takich słów nie słyszałem. (fan Pride, MMA itd)

Reasumując. Są to naprawdę piękne tereny, myślę, że każdy biegacz będący w stanie wytrzymać w ciągłym biegu przez przynajmniej 2 godziny powinien już tam sobie poradzić a tras z nastawieniem wprawdzie na rowerzystów jest dużo. Dużo jest oznaczonych tras dosyć dobrze opisanych.

Wkurzały mnie tam generalnie dwie sprawy. Pierwsza – wszyscy Włosi zakładają, że jesteś Niemcem i mówią do Ciebie od razu po niemiecku. Druga – to kuchnia, nastawiona na niemieckich turystów, – czyli „sznitzel i kartoflen” zamiast „pasta i mamma mia”.  Ale i tak wszystkim polecam.

Poniżej kilka fotek i informacji.
Strona Internetowa magazynu Lago di Garda

Przykład profilu jednej trasy:

tremosine 10

Tremosine – niby nad jeziorem, ale nie do końca. Większa część leży na urwiskach 300-400 m nad poziomem wody

tremosine 12

Nad Gardą jest naprawdę bajkowo. Najlepiej jednak nie jechać tam w szczycie sezonu urlopowego bo to wtedy bardzo popularne miejsce i ceny znacznie wyższe.

tremosine 13

Dla zainteresowanych – poniżej film.


FORUM DYSKUSYJNE

Możliwość komentowania została wyłączona.