Robert Korzeniowski: trzeba metodycznej pracy nad techniką w chodzie
Polscy chodziarze wypadli poniżej oczekiwań w chodzie na 50 kilometrów podczas mistrzostw świata w Pekinie. O przyczynach takiego stanu rzeczy i szansach na renesans tej konkurencji w Polsce z Robertem Korzeniowskim, multimedalistą Igrzysk Olimpijskich w chodzie, rozmawiał w Ptasim Gnieździe Tomasz Więcławski.
Rosjanie są przetrzebieni przez bezpardonową walkę z dopingiem. Co zrobić, żeby nasi reprezentanci potrafili walczyć w stawce rywali z innych państw o najwyższe lokaty?
Z tymi zawodnikami wystarczy popracować od jutra – nad techniką i taktyką – a już na początku nowego sezonu letniego będzie widać tego efekty. Nie uważam, że powinni, tak jak zrobili dzisiaj, brać na siebie od początku ciężar prowadzenia w grupie pościgowej. 50 kilometrów to bardzo zdradliwy dystans i szarpanie od początku wcale nie musi przynieść spodziewanego efektu. Wiem, że Ilja Markow prowadził konsultacje przed startem z Łukaszem Nowakiem.
Podobno miał pan coś z tym wspólnego?
Ilja mnie pytał czy powinien to zrobić. Powiedziałem, że mało czasu zostało, ale zawsze warto spróbować. Przepracowali razem pięć dni. To za mało. Nie da się w tak krótkim czasie naprawić techniki. Można zidentyfikować jedynie problem.
Czyli w jego dzisiejszej dyskwalifikacji nie powinniśmy się dopatrywać złośliwości sędziów?
Łukasz popełnia błąd techniczny, bez wątpienia. Jedną nogą robi ruch, który wynika z braków w sprawności. Cieszę się, że jest tego świadom i nie obraża się na cały świat i arbitrów. Bardzo mi się podoba taka postawa. Szuka błędów u siebie i to jest pierwszy krok do ich wyeliminowania. Takich rozwiązań doraźnych, które pozwolą mu zająć wysokie miejsce w Rio, trzeba będzie poszukać.
Ale ten błąd techniczny jest duży?
Nie. To są kłopoty sprawnościowe. Robiąc rachunek sumienia swojej gibkości w stosunku do wzrostu musi pracować dwa razy ciężej niż ci mniejsi gabarytowo. Byli jednak w przeszłości zawodnicy wysocy, którzy nie mieli kłopotów technicznych. Biomechanicznych przeszkód nie ma, ale trzeba się za to wziąć w sposób metodyczny, a nie tylko mówić: „doprostuj kolano”. Zawsze jest jakiś powód, dlaczego ono się nie prostuje.
Też miewał pan kłopoty techniczne, ale chyba innej natury?
Niedoprost kolana to częsty problem u zawodnika, który nie jest odpowiednio zrelaksowany. Wiem, że to dziwnie brzmi w kontekście startu na 50 kilometrów. Ale to jest cała sztuka, żeby wykonywać pracę wytrzymałościowo-siłową i znaleźć relaks. Ja tego szukałem i też miewałam takie kłopoty. Proste instrukcje nie są dobre. Rozmawiałem z Łukaszem odnośnie jego sprawności ocenianej testem FMS. To obiektywna metoda badania sprawności. Robert Lewandowski ma w tym teście wynik 21. Łukasz ma 17. Ja miałem niedawno 18 nie będąc zawodnikiem trenującym. Są więc spore rezerwy.
A co z przyszłością pana koronnej konkurencji?
Będziemy musieli zadbać o zbudowanie dobrej sztafety. Trzeba będzie pojechać do małych miasteczek i wyłowić czternasto i piętnastolatków. Trzeba znaleźć tych, którzy chcą dotknąć wielkiej lekkoatletyki. A tacy ludzie są. W kolarstwie pokazaliśmy, że po latach przerwy znów doczekaliśmy się mistrza świata. Tego samego doczekamy się w chodzie. Inne konkurencje lekkoatletyczne pokazują, że to proces, który musi trwać jakiś czas.
IAAF i WADA wzięły się za doping w Rosji. Chodziarze automatycznie zostali „odstrzeleni”. Przed Rio de Janeiro pewnie też tak będzie. To jest szansa dla Polski?
Oczywiście, ogromna. Bardzo dobrze, że trwa zacięta walka z oszustami w sporcie. Nasi zawodnicy nie są żelaznymi kandydatami do medali, ale mają szanse na solidne miejsca w ścisłej czołówce. To bardo ważne, żeby w Brazylii dobrze się zaprezentować. Bo jeżeli ma się 26 lat, to w perspektywie jest także olimpiada w Tokio. Jeżeli Adrian Błocki zajmie miejsce w ósemce w Rio, to powiem, że już coś wygraliśmy.