Redakcja Bieganie.pl
Rafał Omelko zabrał głos w sprawie startu męskiej sztafety 4 x 400 metrów na ostatnich Halowych Mistrzostwach Europy. Sprinter wypunktował błędne według niego posunięcia trenerów oraz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Jego przejrzyście zaprezentowane stanowisko komentuje dla nas dyrektor sportowy PZLA.
Halowe Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce zakończyły się sukcesem polskiej reprezentacji, która zwyciężyła w klasyfikacji medalowej. Wśród 7 medali wywalczonych między 1 a 3 marca w Glasgow nie było krążka męskiej sztafety 4 x 400 metrów. Czwarte miejsce sprinterów nie stało się może tragedią narodową, jednak zastanawia, gdyż nasi reprezentanci w biegu rozstawnym przystępowali do mistrzostw jako obrońcy tytułu i zarazem halowi rekordziści świata.
6-1-1+1=4×400
Zwracał uwagę fakt, że do Szkocji, na najważniejsze w końcu zawody pierwszej części sezonu, poleciało tylko 4 czterystumetrowców. Byli to Karol Zalewski, Rafał Omelko, Dariusz Kowaluk oraz Tymoteusz Zimny. Z początku awizowano również udział doświadczonego Jakuba Krzewiny, który rok temu doprowadził Polaków do rekordu świata na globalnym czempionacie w Birmingham. Na kilka dni przed wylotem do Glasgow (26 lutego b.r.) Polski Związek Lekkiej Atletyki ogłosił, że ostatecznie ze względu na uraz, Krzewina na mistrzostwa nie poleci. Nie podano jednocześnie żadnego „zmiennika” na jego miejsce.
I tutaj trzeba zagłębić się nieco w niuanse zawodów lekkoatletycznych. Zazwyczaj sztafety przystępują do tak ważnych zawodów w składach 6-osobowych. Rezerwowi mogą wskoczyć na miejsce niedysponowanych zawodników podstawowych, co jest istotne szczególnie, gdy któryś z nich ma w planach również starty indywidualne. Trzeba przy tym zaznaczyć, że podczas tegorocznych HME indywidualnie rywalizował tylko Karol Zalewski, a program mistrzostw umożliwiał łączenie jego startu z biegiem sztafety. W Glasgow, dzięki nowemu systemowi kwalifikacji, miał się odbyć tylko finał biegu rozstawnego 4 x 400 m, więc odpadł kolejny czynnik ryzyka, którym mogłyby być kontuzjogenne eliminacje sztafet. I wszystko skończyłoby się pewnie medalowo, gdyby nie uraz w indywidualnej rywalizacji Zalewskiego. W tej sytuacji, 3 marca 2019 Polskę reprezentowała sztafeta, w której obok Omelki, Kowaluka i Zimnego pobiegł, będący na miejscu, specjalista od kompletnie innej konkurencji – 60 m przez płotki – Damian Czykier.
W finale HME nasi sprinterzy walczyli ambitnie, na ostatniej zmianie Czykier długo bronił brązowego medalu. I zapewne, w atmosferze ogólnej euforii po udanych mistrzostwach, część opinii publicznej oraz kibiców przeszłaby do porządku dziennego nad czwartą lokatą polskiej sztafety.
Rafał punktuje i pyta
Głos zabrał jednak nieformalny kapitan czterystumetrowców Rafał Omelko. Jako jedyny reprezentował w Glasgow „starą” sztafetę z Belgradu i z ostatnich, rekordowych MŚ w hali w Birmingham. Na swoim oficjalnym profilu instagramowym w środę 6 marca zamieścił wpis, który przytaczamy w oryginalnej wersji:
"Emocje po mistrzostwach pomału opadają i pora na kilka słów podsumowania. Jeszcze raz chciałem podziękować Darkowi, Tymkowi i Damianowi za świetną postawę. Myślę że udało nam się wyjść z tej trudnej sytuacji z twarzą. No właśnie, ale co doprowadziło do tego że zamiast bronić tytułu musieliśmy walczyć o honor? Jako najstarszy ze składu czuję że powinienem zabrać głos aby w przyszłości tak kuriozalne sytuacje nie miały miejsca. Otóż doprowadził do tego szereg błędnych i niezrozumiałych dla mnie decyzji:
1. Nie powołanie maksymalnej możliwej liczby rezerwowych do składu sztafety.
2. Wnioskowanie o usunięcie ze składu lekko kontuzjowanego zawodnika, który nie raz, nie dwa, pomimo swoich problemów ze zdrowiem pokazywał na najważniejszych imprezach, że bardzo szybko potrafi wrócić do dyspozycji i być w pełni gotowy do biegu… Męska sztafeta 4x400m nie może być polem dla prywatnych rozgrywek i animozji.
3. Podejmowanie działań personalnych o składzie sztafety bez znajomości regulaminu. Nie można wycofać jednego zawodnika i powołać na jego miejsce innego już po wysłaniu oficjalnych zgłoszeń, na niespełna tydzień przed mistrzostwami.
4. Pochopne komunikowanie decyzji mediom przez związek. Sytuacja kiedy po niecałej godzinie od wyjścia z gabinetu lekarskiego pojawiają się informacje medialne jest karygodna. Zamyka jakiekolwiek pole do przemyślenia działania i zachowania twarzy przy ewentualnej zmianie decyzji.
Niektóre sytuacje, takie jak kontuzja w biegu indywidualnym przewidzieć ciężej. Ale profesjonalny zespół musi być gotowy również na taki wariant i dlatego na mistrzostwa powołuje się rezerwowych.
Jako reprezentacja przeżywamy teraz bardzo dobry okres i w gąszczu medali jakie zdobywamy, być może brak jednego krążka nie jest dla kibiców aż tak bolesny. Ale czy na prawdę stać nas na to żeby marnować jakąkolwiek szansę medalową? Pomijając fakt, że my, zawodnicy wkładamy w przygotowania ogrom pracy, potu i łez, to nasze przygotowania kosztują. Czy w przededniu wyjazdu na Halowe Mistrzostwa Europy szukanie oszczędności to na prawdę odpowiedni moment?
Mam nadzieję, że trener i działacze wyciągną wnioski z tej sytuacji."
W krótkiej rozmowie z nami Rafał podtrzymał swoje stanowisko w całości i powiedział, że nie ma w tym momencie nic do dodania. Wyraził nadzieję, że jego opinia pomoże w uniknięciu podobnych sytuacji w przyszłości.
Z pięciu zostało trzech
Krzysztof Kęcki, dyrektor sportowy w Polskim Związku Lekkiej Atletyki porozmawiał z nami i spróbował odnieść się do stanowiska Rafała Omelki.
– Mogę wypowiadać się na ten temat z punktu widzenia szkoleniowego. Nie mam w zwyczaju czytać po zawodach takich wypowiedzi, ale też uważam, że każdy ma prawo wyrazić swoje emocje i odczucia. Chociaż Rafał ze mną akurat o swoich przemyśleniach nie rozmawiał, to myślę, że to pozytywne, że zawodnik potrafi coś napisać od siebie i powie, co go boli – zaznacza na wstępie.
Na pytania, dlaczego do Glasgow powołano tylko 5 zawodników i jak to się ma do regulaminu zgłoszeń na HME, dyrektor sportowy PZLA wypowiada się jednoznacznie.
– Decyzja zarządu o powołaniu 5 zawodników znana była na długo przed imprezą. Została podjęta w ciągu tygodnia po Halowych Mistrzostwach Polski, między innymi na podstawie osiągniętych tam wyników. Szkoleniowiec kadry wnioskuje w takich wypadkach o 5 albo 6 zawodników, zgodnie z określonymi kryteriami przygotowanymi przez Polski Związek Lekkiej Atletyki. Doświadczony i mający odpowiednią wiedzę trener sztafety Józef Lisowski wytypował piątkę (Zalewski, Omelko, Krzewina, Kowaluk, Zimny – przyp.red). Konsultował się wcześniej z innymi trenerami. W niektórych wypadkach 400-metrowcy z dalszych miejsc mistrzostw Polski nie planowali po prostu kontynuować sezonu halowego i, jak w przypadku płotkarza Patryka Dobka, chcieli już skupić się na przygotowaniach do sezonu letniego. Skład zaproponowany przez trenera Lisowskiego został przedstawiony do trenera bloku konkurencji Sławomira Landyszkowskiego i po pozytywnej opinii zespołu szkoleniowego przekazano go do Zarządu. Zarząd jako ostatnia instancja decydująca o tym, kto jedzie na dane zawody, zatwierdził taką decyzję – opowiada Kęcki.
O tym, że Karol Zalewski dozna w Glasgow urazu w eliminacjach biegu indywidualnego, zdecydował przypadek, jednak wydaje się, że w sztafetach takie ryzyko jest spore i na mistrzostwa powinna polecieć mimo wszystko większa grupa 400-metrowców. Do składu reprezentacji w biegu rozstawnym kobiet zgłoszono w końcu 6 zawodniczek. W swoim podsumowaniu Omelko sugeruje, że błąd został popełniony wcześniej, gdy z reprezentacji na kilka dni przed wylotem na HME został wycofany Jakub Krzewina. Decyzja miała być podjęta pospiesznie, bez znajomości regulaminu europejskiej federacji, była zbyt szybko podana do wiadomości mediów i miała według Rafała uzasadnienie personalne.
– Tego nie będę komentował. Powiem tylko, że regulamin jest nam dobrze znany. Jednoznacznie mówi, że przy finalnym zgłoszeniu, które zamyka system, możemy podać tą liczbę zawodników, którą zaakceptował zarząd. Regulamin EA mówi, że nie można dokooptować dodatkowych zawodników po finalnym zgłoszeniu – tłumaczy Krzysztof Kęcki. – My ze względu na wyjątkową sytuację podjęliśmy mimo to próbę i wysłaliśmy prośbę, choć regulamin tego nie przewiduje, do European Athletics, żeby dokooptować zawodnika do składu sztafety. Odmówiono nam, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że są małe szanse na pozytywne rozpatrzenie takiego wniosku.
Działacz podkreśla przy tym, że informację od lekarza dotyczącą złego stanu zdrowia Krzewiny, potraktował zero-jedynkowo.
– Nie mogę i nie chcę wysyłać niezdolnego zawodnika na mistrzostwa. Orzeczenie o niezdolności przedstawił dyplomowany lekarz, w tym wypadku doktor Marek Krochmalski, na podstawie wyników, między innymi USG. Dostaliśmy jednoznaczną informację, że zawodnik jest niezdolny do udziału w HME. Nie podważamy decyzji lekarzy.
Zapytaliśmy, czy z perspektywy czasu związek mógł zrobić coś lepiej, by szanse medalowe sztafety wzrosły. Start na ostatniej zmianie płotkarza z 60 metrów był dla wielu obserwatorów i kibiców zaskakujący.
– Na podstawie poziomu wynikowego w Polsce (szósty zawodnik finału MP w hali osiągnął wynik 48.62 – przyp.red.) i w kontekście tych dwóch kontuzji był to optymalny skład. Proszę pamiętać, że na wynik sztafety, 4. miejsce w Europie, składały się wyniki zmian nie tylko Damiana Czykiera, ale i pozostałych członków sztafety. W momencie kontuzji Karola niestety było jasne, że nasi chłopacy biegną głównie, aby zaliczyć finał. Damian pobiegł bardzo dobrze i z perspektywy czasu widać, że sprawdził się na ostatniej zmianie. Wiedzieliśmy, że w wieku juniora miał predyspozycje do przejścia na 400 metrów (rekord życiowy 47.72 – przyp. red.). Na samych mistrzostwach był rozważany w składzie jeszcze 800-metrowiec Mateusz Borkowski, ale słusznie zauważono, że w hali decyduje pierwsze 200 metrów. Rafał Omelko po części również uzgadniał z trenerem Lisowskim, kto w sytuacji kontuzji Karola w Glsgow, może pobiec na ostatniej zmianie – podsumowuje dyrektor sportowy związku.
Uczmy się na błędach
Stanowisko Rafała Omelki wydaje się wyważone i przemyślane. Na pewno sprinter ma większą wiedzę od niejednego eksperta, a tym bardziej kibiców, na temat procesu eliminacji do sztafety, chronologii zdarzeń i nastrojów panujących w reprezentacyjnej sztafecie. Czuć, że zależy mu nie na „robieniu afery”, ale na kolejnych sukcesach lisowczyków. Pomiędzy wierszami jego wypowiedzi można czytać, że główny ciężar krytyki związany jest z odwołaniem z mistrzostw Krzewiny (w nie do końca jasnych okolicznościach) i brakiem powołania w jego miejsce rezerwowego. PZLA w odpowiedzi wyjaśnia krok po kroku kwestie regulaminowe i tłumaczy, że na niektóre decyzje było już za późno, a na podbramkową sytuację miały w głównej mierze wpływ przyczyny losowe.
Jak na razie dyskusja jest prowadzona spokojnie. Redakcja bieganie.pl nie stara się być w niej mediatorem. Liczymy jednak na to, że wnioski Rafała, szczególnie te konstruktywne, spotkają się ze zrozumieniem w środowisku PZLA i zaowocują po prostu lepszą komunikacją. Być może jest szansa, by rola samych zawodników w procesie doboru składu sztafety była większa.
Medale na imprezach mistrzowskich zależą nie tylko od dobrego treningu, formy własnej i przeciwników oraz waleczności. W sztafetach szczególnie mocno liczy się dobra atmosfera w zespole i wokół niego. Na miano potęgi lekkiej atletyki składa się dużo więcej, niż odgrywane Mazurki Dąbrowskiego.