Redakcja Bieganie.pl
Podczas finałowego spotkania cyklu Running Recode, 20 marca w warszawskiej siedzibie adidas Runners, odbyło się spotkanie z Marcinem Lewandowskim. Zwycięzca ostatnich Halowych Mistrzostw Europy na 1500 m opowiadał o swojej karierze na bieżni, planach na przyszłość i o tym, co go napędza do walki. Jako redakcja bieganie.pl pogadaliśmy z nim także chwilę o tym, co go wkurza.
W dyskusji prowadzonej przez Łukasza Panfila Marcin otwarcie i na luzie opowiadał o swojej karierze i ludziach, którzy pomagają mu w osiąganiu sukcesów, m.in. o Tomku Lewandowskim. Nasz utytułowany biegacz powiedział, że chociaż to smutne, traktuje swojego brata w pierwszym rzędzie jak trenera. Mówił o roli trenowania w grupie, w której znajdują się między innymi Angelika Cichocka, Czech Jakub Holusa (r. ż. na 1500 m 3.32,49), Ukrainka Olga Liachowa (1:58.64 na 800 m) oraz od niedawna Patrycja Wyciszkiewicz. Marcin wspomniał też o współpracy z psychologiem Dariuszem Nowickim.
Czołowy średniodystansowiec świata próbował ponad stu obecnym na spotkaniu kibicom wytłumaczyć, jak udaje mu się utrzymywać na topie od 2001 roku. Wspomniał też o swojej 3-miesięcznej przerwie pod koniec sezonu 2015, kiedy to porzucił bieganie na rzecz regularnych treningów MMA.
– W tamtym momencie sam czułem, że potrzebowałem zmiany i że takie treningi przyniosą efekt na bieżni. Faktycznie, w następnym sezonie pokazałem swoją waleczność. W trakcie tej przerwy przytyłem jednak 8 kilogramów i potem na pierwszych treningach nie było mi łatwo – śmiał się Marcin.
Aktualny mistrz Europy na 1500 m przyznał, że jego sportowym autorytetem był na początku kariery Paweł Czapiewski. Zapytany o swoje „przedłużanie się” mówił, że na razie „odpycha te myśli od siebie”, jednak podejrzewa, że stać by go było na przygotowanie się na rezultat 13.15 na 5000 m. Spytany o plan odparł, że igrzyska olimpijskie w Tokio będą jego ostatnimi, ale karierę prawdopodobnie będzie kontynuował aż do Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu w 2021 roku.
„Lewy” odpowiadał chętnie na pytania z sali, puścił w obieg swój złoty medal z HME i kilkanaście minut pozował do zdjęć z kibicami na ściance AR. Zaraził wszystkich uczestników spotkania pozytywną energią. My zapytaliśmy go trochę przekornie o to, co aktualnie go denerwuje we współczesnej lekkiej atletyce.
Uczestniczysz w obradach komisji zawodniczej European Athletics, do której zostałeś wybrany głosami zawodników (z najlepszym wynikiem w historii takich głosowań). Obradowaliście tam na temat nowego sposobu kwalifikacji olimpijskich? Co o nim sądzisz?
Nie tylko ja, ale wielu zawodników było przeciwko projektowi rankingu, w postaci, jak planował to IAAF. Uważam, że nie jest dobry. Weźmy mój przykład – w myśl nowych przepisów nie mógłbym w zeszłym roku pojechać na Mistrzostwa Europy do Berlina. Wystartowałem na 1500 m raz, na Diamentowej Lidzie w Rabacie, tylko po to, by zrobić na tą imprezę minimum kwalifikacyjne Dzięki temu mogłem budować formę pod docelowe zawody i zdobyć srebrny medal dla Polski. W myśl planowanych zmian zabrakłoby mi pewnie punktów w rankingu i bym do Berlina nie mógł w ogóle jechać.
Czy doping Cię wkurza?
To jedna z tych rzeczy, przez które chyba nie będę chciał zostać w sporcie wyczynowym po zakończeniu kariery. Bardzo mnie to frustruje. Otwarcie o tym mówię, bo jestem takim zawodnikiem, który mówi szczerze, co myśli. Wiem, że to nierealne, ale w idealnym świecie osoby oszukujące w ten sposób – które są dla mnie zwykłymi złodziejami – wzywałbym przed sąd, na przykład w Lozannie i, jeśli okażą się winne, wysyłał do kamieniołomów.