Redakcja Bieganie.pl
Bieganie.pl: Czy jesteś gotowy obronić tytułu najszybszego biegacza polskich Tatr? Czujesz się mocniejszy niż przed dwoma laty, kiedy pokonałeś tę trasę w 9 godzin i 9 minut?
Przemek Sobczyk: Przekonamy się już w sobotę. Nie jestem osobą, która lubi dużo mówić przed robotą. Mam do wykonania robotę i tyle, trzeba ją wykonać. Na pewno nie leżałem przez ten czas, tylko ciężko trenowałem. Przygotowany jestem, ale na ile to wystarczy, przekonamy się podczas biegu. Nie ma się, nad czym specjalnie rozwodzić.
Czy masz jakieś specjalne pomysły na te niezwykle wysokie temperatury, które ostatnio panują? Wygląda na to, że podczas Grani, będzie podobnie.
Nie mam żadnych pomysłów. W takich warunkach trzeba po prostu trenować i przyzwyczajać organizm do temperatury, w której przyjdzie się nam ścigać. Nic więcej zrobić się nie da.
Podczas Chudego Wawrzyńca było bardzo mało punktów kontrolnych i niektórym zawodnikom brakowało wody, bowiem żar lał się z nieba. Tutaj będzie podobnie, zatem czy weźmiesz ze sobą większy zapas na plecy?
Będą tylko trzy punkty, trzeba sobie radzić, taka jest specyfika tego biegu. Każdy wie, na co go stać. Trzeba się zabezpieczyć i dobrać tak strategię, aby wszystkiego wystarczyło. W górach nie można tylko na innych, trzeba też liczyć tylko na siebie. Każdy powinien wiedzieć ile wody potrzebuje, to jest matematyka – wystarczy to wszystko policzyć i to ze sobą nieść. Będzie ciężko, bowiem na pierwszych dwóch etapach wody nie ma w ogóle, na potoki i stawy można liczyć dopiero na ostatnim etapie. Trzeba liczyć na własne plecy, tym bardziej że będzie podobnie jak przed dwoma laty i nie będzie można korzystać z pomocy z zewnątrz, poza punktami. Na pewno przy takim upale i słońcu niektóre organizmy będą odmawiać posłuszeństwa, bowiem przegrzanie może być czasem gorsze od przemarznięcia. Trzeba było się do takich warunków przygotowywać. To jest bardzo trudny bieg, a wiadomo było, że pogoda odegra kluczową rolę. Wystarczy sięgnąć pamięcią do ME w Barcelonie i do biegu maratońskiego, było bardzo gorąco i połowa zawodników zeszła z trasy. Jeżeli zatem ktoś przeceni swoje możliwości, może to boleśnie odczuć, tym bardziej, że powietrze po prostu stoi.
Czy gdy trenuje się do wysokogórskiego biegu wystarczy po górach chodzić, czy bez dużego kilometrażu biegowego się nie obejdzie? Co odgrywa Twoim zdaniem większą rolę. Umiejętne chodzenie po szczytach, czy też nabijanie kilometrów?
Dziewięćdziesiąt procent ludzi tę trasę przejdzie, a nie przebiegnie. Przeciętny zawodnik 80% tej trasy będzie szedł, zatem odpowiedź jest jasna. Może to nie są zbyt popularne słowa, ale w Polsce tego typu zawody to są raczej rajdy piesze niż bieganie. Niestety taka jest prawda. Biegnie może 20-30 pierwszych zawodników, a reszta idzie. Jest to może trochę brutalne, ale prawdziwe. W limicie się trzeba zmieścić, ale jest on taki, że weźmiemy sobie średnią np. 11 minut na kilometr i wyjdzie nam wymagany czas. No to, czy to jest tempo biegowe? Robiąc Rzeźnika udało nam się uzyskać średnią prędkość 6:06 min/km, zatem można powiedzieć, że to było bieganie po górach. Tutaj miałem tempo pod 8 min/km, zatem też ostre ściany szedłem. Kiedy byłem na mistrzostwach świata to na podobnej trasie zwycięzca poruszał się tempem około 5 minut na kilometr, a było 85 km i 5300 metrów przewyższenia, ale to jest już zupełnie inny poziom. My jesteśmy amatorami, normalnie pracujemy, a dopiero potem trenujemy, w Polsce zawsze będziemy tylko nimi. Ale fajnie, że nam się chce, że czerpiemy z tego radość i te 350 osób się zbierze i wystartuje.
Czy istnieje ryzyko, że dużo zawodników jednak nie ukończy, bo trasa szczytami tatrzańskimi nie należy do najbezpieczniejszych?
Dwa lata temu tak się wydawało, a jednak nie było selekcji na trasie. Jeśli już ktoś będzie miał problemy to uważam, że jest to jeden z najlepiej zabezpieczonych biegów na świecie, jest mnóstwo wolontariuszy, bardzo dużo ratowników medycznych, zatem każdy może liczyć na pomoc praktycznie na całej trasie. Mam nadzieję, że wszyscy się będą dobrze bawić i nikomu nic złego się nie stanie.
Dość rzadko można Cię oglądać na górskich trasach. Z czego to wynika, że startujesz tak rzadko? Specjalny plan czy raczej brak większych aspiracji?
Jestem amatorem po prostu. Prowadzę dwie firmy, zatrudniam osiemnaście osób. A jak się pracuje z ludźmi to czasem zwyczajnie nie da się gdzieś wystartować. Albo trzeba kogoś zastąpić, albo są kłopoty dnia powszedniego – bywa różnie. Ja żyję z pracy, a nie z mojego biegania. To jest proza życia. Rodzina, pieniądze, a nie jakaś tam kariera, której i tak nie będzie, bo jestem już za stary, aby cokolwiek osiągnąć. Biegam dla przyjemności, ale do garnka trzeba coś przecież włożyć. Poza tym ja często startuję na Słowacji, o której w mediach się nie pisze. Tam są ciekawe biegi, gdzie za kilka euro dostaje się gulasz, piwo oraz koszulkę i nie trzeba płacić 400 czy 500 złotych, aby przebiec się 70 kilometrów po Bieszczadach (Rzeźnik). Tak to mniej więcej wygląda. Byłem w tym roku na MŚ, ale pękła mi kostka. Mocno biegliśmy z Kamilem Leśniakiem, ale on pokaleczył się o druty kolczaste, a ja złamałem nogę i wylądowałem w szpitalu, a była szansa na bardzo dobry wynik. Ale cóż, takie jest życia. Poza tym uważam, że jak ktoś tak często startuje w ultra to nie zrobi progresu. Trzeba się szanować. Ja też mam już prawie 40 lat i nie mogę startować tak często, bo mój organizm tego nie wytrzyma.
A czy jest jakieś sportowe marzenie na przyszłość? Np. Western States albo Leadville?
Każdy ma jakieś biegowe marzenie, ale należy mierzyć siły na zamiary. Mam tam jakiś cichy plan, ale powiem wtedy jak już będę stać na starcie. A teraz to ja nie wiem, co będzie następnego dnia. Wolę być w cieniu, nie należę do ludzi, którzy chcą się pokazać. Rzadko się wypowiadam, nie mam żadnego Fanpage’a, ani nic z tych rzeczy. Wolę u siebie w knajpce w Zakopanem poklepać kotlety, pogadać z biegaczami, którzy się spotykają, pościgać się trochę na nartach zimą. Prowadzę też obozy biegowe, gdzie wymieniam się doświadczeniami i to jest fajne, to sprawia mi przyjemność, cieszę się tym, co robię. Nie chcę być na świeczniku, szkoda na to czasu.
Bieg Granią Tatr rozpocznie się już w sobotę, 15 sierpnia. Bieganie.pl przygotowało dla kibiców tego biegu wyjątkową relację na żywo, ponieważ aż 70 zawodników otrzyma lokalizatory GPS, dzięki którym od startu do mety będzie można śledzić ich dokładną pozycję. Mapa będzie dostępna on-line na stronie Bieganie.pl a także na mecie, gdzie zostanie ustawiony ekran.