Redakcja Bieganie.pl
Tym razem chcielibyśmy przedstawić rozmowę z trenerem Krzysztofem Janikiem, współtwórcą naszego portalu i powstałej niedawno firmy Running Performance. Krzysiek od dawna pisze wartościowe teksty treningowe dla portalu, jest organizatorem i trenerem obozów biegowych z rekordzistą polski w maratonie Grzegorzem Gajdusem. Prowadzi w Krakowie profesjonalną grupę biegaczy wyczynowych, a także grupy amatorskie, szkolenia i treningi dla firm i teamów biegowych.
Bartosz Rymkiewicz: Krzysiek, treningiem zajmujesz się od dawna ale dopiero teraz zdecydowałeś się założyć własna firmę?
Krzysztof Janik: Tak, zaczęło się pojawiać dosyć dużo zapytań od różnych osób, pomyślałem żeby to jednak jakoś sformalizować.
Co to znaczy być zawodowym trenerem?
No właśnie, nie jest to takie jednoznaczne. Czy oznacza to mieć trenerskie papiery czy oznacza to trenować zawodników? Czy aktualnie trenować czy kiedyś trenować? I czy trener lekkiej atletyki to jednoznacznie najlepszy trener od biegania? I czy…
Poczekaj, sporo pytań, zacznijmy po kolei. Ty wiem, że masz papiery, jakie?
Ukończyłem Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie na kierunku Wychowanie Fizyczne oraz specjalizację z lekkiej atletyki na tejże uczelni.
Ile to lat, pięć? To dużo czasu, dla osoby takiej jak ja, która nie miała do czynienia ze studiami sportowymi nie jest do końca jasne czego wy się tam właściwie uczycie.
Tak, pięć. Oprócz szerokiego spektrum przedmiotów praktycznych, dotyczących różnych form aktywności sportowej, były też takie jak: fizjologia, biochemia, biomechanika, medycyna sportowa, anatomia, dietetyka i wiele innych.
To sporo różnorodnej wiedzy. Potem specjalizacja z lekkiej atletyki?
Tak.
Czyli z czego? Z biegania, z rzutu oszczepem, skoku wzwyż?
Tak, ze wszystkich konkurencji, czyli lekkiej atletyki.
Oszczędny w słowach jesteś. Czy bieganie jest tam potraktowane jakoś dogłębnie, ciekawie?
Niestety nie i to jest największy problem takich szkoleń. Tak samo jest niestety na wszystkich polskich uczelniach sportowych. Po pierwsze masz zajęcia z grupą ludzi, których interesują zupełnie różne kwestie, różne konkurencje. Nie udawajmy, że pchnięcie kulą i bieg długodystansowy mają jakiekolwiek części wspólne. Po drugie w trakcie całej specjalizacji można odnieść wrażenie, że nie ma tam nic sensownego w kwestiach, które Cię interesują. Jesteś młodym człowiekiem, łakniesz wiedzy, a tymczasem to jest po prostu strata czasu. Nie same studia, bo wiele zajęć teoretycznych, które wymieniłem było bardzo ciekawych ale właśnie lekkoatletyka. Absolutny marazm intelektualno-praktyczny. Wydaje mi się że wynika to z programu nauczania, bo osoby które to prowadzą wydają się doświadczone.
No, to nie brzmi ciekawie. Skąd się zatem biorą trenerzy?
Z pasji, zazwyczaj to byli zawodnicy, którzy na sobie doświadczyli mnóstwo eksperymentów jakie były im przez lata przez ich trenerów serwowane, czasem z lepszym czasem gorszym skutkiem. I w jakimś momencie stwierdzają, że bardziej interesuje ich trenowanie kogoś niż siebie. Czasem jest to już konieczność, bo zawodnik który zdecyduje się zakończyć karierę w wieku lat czterdziestu pewnie nie ma wielu alternatyw. Ja też mam za sobą jakiś czas treningu nazwijmy to wyczynowego, biegałem biegi średnie.
No to skąd Ty się wszystkiego uczyłeś? Byłem na prowadzonych przez Ciebie zajęciach, słyszałem też opinie innych trenerów, którzy wypowiadali się pochlebnie.
W treningu nie ma takiego momentu, że przestajesz się uczyć, tak jest zresztą pewnie ze wszystkim. Trening biegowy to teoretycznie prosta sprawa, jest określona, ograniczona liczba bodźców, pomysłów, ćwiczeń. Ale to, w jaki sposób na dany bodziec zareaguje dany zawodnik to jest już sprawa niezbadana, rodzajów reakcji jest pewnie nieskończona liczba. Niestety fizjologia nadal nie daje nam żadnych sensownych narzędzi, którymi możemy sprawdzić jak dany bodziec oddziałuje na zawodnika. Chociaż znajdziesz oczywiście ludzi, którzy ze 100 procentową pewnością wyłuszczą Ci, że wszystko zależy od progu mleczanowego, vo2max czy innych parametrów, że wystarczy tylko zmierzyć to czy to i mamy rozwiązanie. To niestety tak nie działa, człowiek i jego reakcje na wysiłek są nadal dla badaczy zbyt niedostępne. Dlatego zawsze mówię moim zawodnikom, że przede wszystkim muszą zrozumieć jakie informacje przekazuje im ich własne ciało. Zawodnik jest swoim najlepszym miernikiem, nikt nie wie o nim samym tyle co on. Ja mogę być co najwyżej jakimś drogowskazem, pomóc mu interpretować jego odczucia ale on sam musi zrozumieć co się z nim dzieje. A w kwestii tego, że nadal się uczę. Przecież wielce szanowany przez nas wszystkich Jack Daniels pokazuje, że mimo tego, że ma już osiemdziesiąt lat to nadal się uczy, co widać, choćby poprzez zmiany w kolejnych wersjach jego książki. Alberto Salazar też się uczy, Canova się uczy, sam przyznał ostatnio, że gdyby dzisiaj miał napisać książkę, którą wydał 10 lat temu byłaby w 50% inna. Każdy nowy zawodnik uczy nas czegoś nowego.
Każdy nowy zawodnik wyczynowy ? Czy amatorski też?
I ten i ten. Ze światem amatorskim to jest w ogóle bardzo ciekawa sprawa. Przecież wielu amatorów trenuje tak samo poważnie jak wyczynowcy. A mam wrażenie, że świat wyczynowy traktuje ich trochę protekcjonalnie, czasem ironicznie. „Ech, to przecież amator”- tak czasem słyszę, jako wytłumaczenie faktu, że nie warto się czasem jakimś amatorskim zawodnikiem zajmować. Bo biega wolniej, bo nigdy pewnie nie wystartuje na wielkich lekkoatletycznych zawodach. Tymczasem świat amatorski jest niezwykle ciekawy. Jedyna różnica pomiędzy wyczynowcem, a amatorem to sprawność fizyczna. Wyczynowiec ma ją na bardzo wysokim poziomie, a amator dąży do jego osiągnięcia. Musze przyznać, że grupa amatorskich biegaczy daje olbrzymi komfort, ponieważ dużo mądrzej podchodzi do realizacji treningu, krótko mówiąc – myślą co robią i jak to na nich oddziałuje. Wyczynowcy czasami wykonują trening bez zastanowienia.
No dobra, czyli po pierwsze komfort pracy.
Tak, ale tych korzyści dla trenera jest więcej. Od biegaczy amatorskich, bazując na tym jak zareaguje ich organizm często można nauczyć się rzeczy, których nie można nauczyć się od biegaczy wyczynowych. Biegacze wyczynowi to grupa fizycznie spójna – sprawni, silni, szybcy lub wytrzymali. Tymczasem biegacz amator to różnorodności. Od szczupłego dwudziestolatka ze sportową przeszłością po otyłego pięćdziesięciolatka z trzydziestoletnią biurkową przeszłością. Praca z ludźmi o tak różnym poziomie sprawności daje wiele nowych doświadczeń. Cała szkoła trenerska, bazuje na „wyczynie”, bo z „wyczynu” wyrosła. Tymczasem metody szkoły wyczynowej przesadzone wprost na grunt amatorski, mogą mieć często efekty katastrofalne. Myślę, że Jerzy Skarżyński tez kilka lat się uczył poprawnie rozumieć ciało amatora.
Jest jeszcze coś?
Tak, trzecia sprawa. Trening z amatorem daje wiele satysfakcji bo niestety prawie każdy zawodnik wyczynowy trenuje głównie z myślą o wielkich sukcesach, medalach. Młody zawodnik wyczynowy, może jednak rzucić trening z dnia na dzień jeśli nagle stwierdzi, że nie zostanie mistrzem świata. Tymczasem trening wyczynowca, to jest często poprawianie jego możliwości krańcowych, w każdym razie na dany moment. Często balansuje się na granicy zdrowia. I mimo, że są dobre chęci po stronie zawodnika i trenera, to jeśli zastępuje regres lub brak postępu pojawia się olbrzymia presja, która kończy się często zakończeniem współpracy. Ja na razie jeszcze tego na sobie nie doświadczyłem ale to nie jest przyjemne. Są przecież takie sytuacje, że przez x lat wkładasz serce i czas w trening z zawodnikiem, praktycznie całe Twoje życie mu podporządkowujesz i nagle zawodnik mówi do widzenia. Najbardziej znany przykład ostatnich dni z naszego podwórka, to Marcin Chabowski i Zbigniew Rolbiecki. Trener Rolbiecki wychował Marcina można powiedzieć, że „od małego”, tyle tytułów Mistrza Polski razem, a teraz Marcin zdecydował o zmianie trenera. Nie znam kulisów, ale podejrzewam, że trener Rolbiecki nie jest teraz w dobrym nastroju. Z drugiej strony, nie można mieć pretensji do Marcina. Jeśli czuł, że w tym duecie nie będzie się rozwijał w taki sposób jaki wydaje mu się, że byłby możliwy z innym trenerem to jego zachowanie jest po prostu racjonalne. Myślę, że wszyscy kibice będą teraz z uwagą śledzić, czy i jak będzie mu się wiodło pod skrzydłami nowego trenera.
Tymczasem zawodnik amatorski to zupełnie inna sprawa. Po pierwsze jest bardzo daleko od swoich możliwości krańcowych, więc wytrenowanie go na relatywnie dobry wynik, jest prostsze i przynoszące satysfakcję zarówno trenerowi i zawodnikowi. Oczywiście trzeba uważać, żeby nie przegiąć bo o kontuzję lub przetrenowanie także u amatora nie trudno. Ale zawodnik amatorski trenuje z myślą przede wszystkim o samodoskonaleniu, bez presji na Mistrzostwo Świata. To olbrzymia różnica, determinująca podejście do treningu.
Ale przecież lubisz trenować wyczynowców?
Oczywiście. Ale głównie dlatego, że z nim mogę zrobić pewne pomysły, których z biegaczem amatorem jest zrobić trudno. Wg mknie chcąc być dobrym trenerem, rozwijać się, powinieneś mieć dostęp do pełnego spektrum zawodników, bo tylko wtedy, można według mnie w pełni realizować się zawodowo.
Wróćmy do tego szkolenia. Jak rozumiem jest słabe. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że trener lekkiej atletyki w uszach amatora, choćby moich, to nadal brzmi poważnie. Na równi z astrofizyk.
No cóż, to może muszę się cieszyć? Ale myślę, że niejedna uczelnia sportowa sporo by skorzystała, gdyby specjalizację popularnie zwaną lekkoatletyką jakoś zmodernizowała. Jeśli powód, dla którego biegacze mają wspólne zajęcia z miotaczami jest taki, że procesami w mięśniach sterują te same mechanizmy biochemiczne, to przecież to samo można powiedzieć o każdym innym sporcie. Więc to jest słaby argument. Uczelnia powinna naprawdę chcieć zrobić specjalizację bardzo konkretną, sprecyzowaną, wychodzącą znacznie ponad to co jest tam nauczane w tym momencie. Przecież to nie poważne, żeby na sportowej uczelni uczyli 1% wartościowych rzeczy jakie można przeczytać w internecie. Dla bieganie.pl to oczywiście dobre, bo w tym momencie wszyscy trenerzy jeśli chcą się czegokolwiek nauczyć muszą wejść na stronę ale przyznasz, że nie powinno tak być.
Przyznam. Ale ja widzę, że mnóstwo ludzi chce się teraz uczyć, chcą zostać trenerami, chcą doskonalić swój warsztat.
Ale tu mamy zupełnie różne grupy ludzi. Jest grupa pierwsza, która z
jakichś powodów postanowiła zrobić tak zwane papiery instruktora czy
trenera. To ma często związek z tym, że jest wymagane, aby prowadzący miał tak zwane uprawnienia, organizatorzy są wtedy spokojni,
że nikt im nie zarzuci, że zatrudnili kogoś nieodpowiedniego. Papier to
rzecz święta. Ale to nie ma nic wspólnego z drugą grupą, już od lat trenującą zawodników, chcącą
doskonalić warsztat czy wiedzę. Bo na tych zajęciach, gdzie zdobywa się
papier, poziom jest jeszcze niższy niż na specjalizacji z lekkiej
atletyki na uczelniach. Ale druga grupa, ludzi o wieloletnim
bogatym doświadczeniu nie ma gdzie podnosić swoich kwalifikacji.
No to może PZLA powinno szkolić?
Może powinno i czasem próbuje ale nie wiem dlaczego te próby są nieudane, o jednej z nich pisałem już dwa lata temu.
A Ty podnosisz swoje kwalifikacje?
Staram się.
Jak?
Internet to jest dziś oczywiście pierwsze źródło informacji o tym, że gdzieś dzieje się coś ważnego, coś ciekawego. Oczywiście większość informacji jest w języku angielskim. Myślę, że mam dużą bibliotekę różnych publikacji z wielu dziedzin związanych z treningiem, medycyną, czy dziedzin pokrewnych. Co ciekawe, zazwyczaj książki angielskojęzyczne są znacznie lepsze niż polskie. Są napisane w taki sposób, że widać, że autorowi zależy na tym, żebyś zrozumiał co chce przekazać. Tymczasem książki polskie są często napisane w taki sposób, jak gdyby miały udowodnić jakim mądrym człowiekiem jest autor. W kwestii podnoszenia kwalifikacji dochodzą oczywiście czasem ciekawe kursy branżowe, na które zdarza mi się pojechać. Ostatnim elementem i chyba najważniejszym jest to, że staram się myśleć, rozmawiać. A trenując zawodników w różnych miejscach m.in. w Krakowie, mam okazje do bardzo ciekawych rozmów i konfrontacji z innymi trenerami, którzy trenują najlepszych zawodników w Polsce.
Ale właściwie z rozmowy z Tobą wnoszę, że ten tak zwany papier nie jest potrzebny? Mógłbym zostać zatem od jutra trenerem?
Pewnie mógłbyś ale nie każdy kto się bierze za trenowanie będzie miał sukcesy. Jest w historii sporo przykładów, że ludzie bez papierów mają rezultaty. Z polskiego podwórka z ostatnich lat jest choćby ojciec Michała Smalca, który nie mając żadnych trenerskich papierów wytrenował go na wynik poniżej 29 minut na 10 tys m i poniżej 14 minut na 5 tys m. Michał to akurat zawodnik nietypowy, bo poza bieganiem jest też farmaceutą.
No ale gdybym już zaczął kogoś trenować, to by oznaczało, że jestem trenerem?
Właściwie tak. Nie miałbyś papierów ale gdyby Twój zawodnik osiągnął jakiś wynik, nikt o papiery by się nie zapytał, a przecież z formalnego punktu widzenia nic by się nie zmieniło. Ale jeśli wytrenujesz jedną osobę to nie oznacza, że tymi samymi sposobami wytrenujesz wszystkich. Mniejsze obawy we mnie budzą osoby, o których wiem, że znają chociaż podstawowe zależności i procesy kierujące działaniem naszego organizmu, niż „szarlatanów”, którzy proponują jakieś ekstrema dla innych bez świadomości co mogą tym spowodować.
To dlaczego ludzie powinni chcieć przyjść trenować do Ciebie?
Moje działania trenerskie to nie tylko wiedza z zakresu treningu ale także wielu dziedzin pokrewnych. Widzę różnice pomiędzy organizmami wyczynowców i amatorów. Staram się dopasować trening do zawodnika, a nie zawodnika do treningu. Używam nieszablonowych rozwiązań trenerskich. Korzystam z doświadczeń różnych szkół treningowych. Płynnie poruszam się po intensywnościach i środkach treningowych, wszystko po to aby dopasować trening do danej osoby, a także po to aby się nim nie znudziła. Większość szkół treningowych wywodzi się z wyczynu. Niektóre środki treningowe dla amatorów są zbyt słabe, a inne zbyt mocne. Trzeba rozumieć te zależności, odpowiednio je dobierać i stosować.
Możesz podać jakiś przykład?
Oczywiście że tak. Prosty przykład z polskiej szkoły treningowej. Każdy trening musi nas męczyć, jeden mniej inny więcej. Tymczasem trening w zakresie OWB 1, wzięty wprost z wyczynu, zdefiniowany jako nie wyżej niż 75%HRmax co dla wielu amatorów, zwłaszcza początkujących nie będzie treningiem męczącym. Dlaczego? Bo jeśli mamy wyczynowca i początkującego amatora, to jeden ma tętno spoczynkowe 40 a drugi 90. Czyli zaczynają wysiłek z zupełnie innego poziomu, mają zupełnie inną rezerwę tętna i to kiedy zaczynają się męczyć nie zależy tylko od tętna maksymalnego. Ten amator może pewnie zrobić godzinny trening w rejonie 80-85% HRmax i jego subiektywne odczuwanie zmęczenia będzie na tym samym poziomie co u wyczynowca. To są takie niuanse. Ale w każdej szkole treningowej można znaleźć kilka takich. Dlatego ważne żeby trener to rozumiał i wiedział jak to zastosować.
Przedstawiłeś przykład ze szkoły polskiej, to znaczy że na niej opierasz swoje plany treningowe?
Nie trzymam się „szkół”. Wybieram środki treningowe, które przynoszą moim zdaniem najlepsze efekty. Jeśli chodzi o trening stricte biegowy to zazwyczaj do danego bodźca przypisuję konkretnie prędkości, dobrane do poziomu zawodnika. To wg mnie sposób bezpieczniejszy, dokładniejszy niż tętno. Określam jakiemu wysiłkowi-intensywności one odpowiadają, co chcemy nimi wytrenować. Choć musi tutaj być sprzężenie zwrotne z zawodnikiem. Jeśli trening wykonywany jest w niesprzyjających warunkach atmosferycznych, na podłożu czy nachyleniu innym niż w zamyśle trenera to zawodnik musi rozumieć jak się zachować aby trening miał sens. Rozmawiamy o tym. To jeden z czynników, który odróżnia bezpośrednią współpracą z trenerem od gotowych planów. Dodatkowo, poznaję słabe i mocne strony danej osoby, przygotowuję plan działania, którego celem jest poprawienie obszarów zaniedbanych. Zazwyczaj są to specjalnie dobrane ćwiczenia wzmacniające, rozciągające, motoryczne. Pamiętam o tym, czym dysponuje wokół siebie zawodnik. Nie wymyślam treningów czy ćwiczeń, których wykonanie będzie nie możliwe lub będziesz musiał jechać 100 km, żeby znaleźć odpowiedni teren chcąc je wykonać. Praktycznie każdy bodziec treningowy ma swój odpowiednik w innym ćwiczeniu.
A w jaki sposób można z Tobą współpracować ?
Współpraca może przebiegać na wielu płaszczyznach. Running Performance to sformalizowana oferta trenowania nie tylko wirtualnie, ale także realnie, „face to face”. Organizuję wyjazdy biegowe, spotkania, wykłady, spotkania treningowe dla firm, grup biegowych, korporacji. Kolejne pole współpracy to analiza problemów biomechanicznych i technicznych, jakie występują u konkretnego biegacza i wyznaczanie drogi do ich poprawy. Trening motoryczny, zarówno dla biegaczy jak i zawodników innych sportów, którzy często zaniedbują ten bardzo ważny element, bez którego ich rozwój często jest hamowany. Wszystkie informacje można znaleźć na mojej stronie www.runningperformance.pl
Dziękuję za rozmowę.