Redakcja Bieganie.pl
Prawdę powiedziawszy pomysł na Jungle Marathon zrodził się zupełnie niespodziewanie. Klasycznie – sobotni letni wieczór z kumplami, kilka napojów regeneracyjnych, podśmichy. Potem google i wyszukanie najcięższego biegu wszechświata. Wszelkie tropy wiodły do serca Amazonii. Dziewicza, bezlitosna dżungla i ponad 250 kilometrów w temperaturze sięgającej 40°C przy wilgotność rzędu 99 proc.
Do tego nieludzkie przewyższenia, bagna pełne aligatorów, węży, pijawek i wszelkiego robactwa rodem z Discovery. Bez zastanowienia padło na Jungle Marathon Brazil 2013 -okrzyknięty przez CNN „the World’s Toughest Endurance Race". I like! Zgłoszenie wysłane.
Rano. Ale jak? No jak? Jak się tam dostać? Jak to zrobić? Nieskończenie wiele jak.. i skoro mamy już przyjemne, to co z pożytecznym? Akurat odpowiedź na ostatnie pytanie przyszła niespodziewanie szybko. Z portalem siepomoga.pl znamy się od wielu lat. Serwis ten łączy w jednym miejscu ludzi chcących wspierać potrzebujących z organizacjami pozarządowymi, których misją jest niesienie pomocy. Mój brat Adam, jeden z założycieli i pomysłodawców portalu już dawno zaraził mnie bakcylem pomagania, dlatego bez namysłu udałem się właśnie tam z pewną propozycją. Na podolsztyńskie bagna natomiast udałem się w poszukiwaniu sponsora…
Zawsze lubiłem wyzwania. Przezwyciężanie własnych słabości i ograniczeń daje mi niesamowite uczucie – mogę wszystko! Co więcej, wszystko zależy wyłącznie ode mnie. Dlatego tak dotyka mnie nie tyle ludzka choroba, co bezsilność w jej obliczu. Na swojej drodze napotkałem dwóch wspaniałych chłopaków: Filipa i Kubę, którym pomimo heroicznej walki o życie, przyszło zobaczyć bezradnie rozłożone ręce lekarzy. Dlatego zawarłem układ – ja przejdę przez piekło, a dobrzy ludzie, którzy będą śledzić moje losy i uznają je za wystarczającą motywację, pomogą uratować im życie. Tak powstała akcja Przejdę przez piekło – dla Nich! (www.siepomaga.pl/pieklo i www.facebook.com/PrzejdePrzezPieklo).
Jako, że do startu pozostało niecałe 2 m-ce na specjalistyczne przygotowania czasu nie pozostało wiele. Na szczęście ostatni sezon w miarę był przepracowany – głównie Rajdy na orientację (RnO) oraz Rajdy przygodowe (AR), biegi górskie oraz obozy biegowe – Bieganie.pl (polecam!). O bazę kondycyjną aż tak bardzo się nie martwiłem (błędne myślenie, ale o tym miałem się dowiedzieć już podczas biegu). Gorzej zdecydowanie było z logistyką przedstartową/ekwipunkiem/etc. Dzięki nieocenionemu wsparciu firmy MILD w błyskawicznym tempie udało mi się załatwić wszelkie formalności, jak i uporać z całą zawieruchą związaną z przygotowaniami do biegu. Dlatego nim się nie obejrzałem siedziałem sobie niewygodnie w fotelu samolotu spoglądając na coraz szybciej niknące w chmurach miniaturki cywilizacji. I will miss you POLAND!!!
Welcome to the Jungle
Dzień przed startem odbyło się szkolenie z dżungli, zwierzaków i robaków. Dowiedziałem się między innymi, że patenty a’la Indiana Jones i wysysanie jadu po ugryzienia węża niekoniecznie będą optymalnym wyjściem z sytuacji, natomiast w przypadku napotkania jaguara przyjęcie pozycji groźnej oraz wydanie agresywnego "ŁAAAAA!" powinno skutecznie odstraszyć kociaka. Do tego nie zaczepiamy małp, a pobyt w zbiornikach wodnych ograniczamy do niezbędnego minimum. Strategia na wyścig wydała się prosta – czołówka rozgania zwierzaki plus wygniata szlak, ja zaraz na zapleczu spokojnie czekam na swój moment ataku na 250 kilometrze. Brzmiało nieźle. W teorii. Rzeczywistość miała okazać się nieco mniej optymistyczna.
Typowy poranek obozowy. Jak wyglądał? Kto był harcerzem, powinien mieć mniej więcej obraz. Składał się z kilku następujących po sobie rutynowych czynności: pakowanie hamaka, liofilizowana owsianka, latryna (tudzież sławojka), przeganianie pająków z butów, smarowanie wazelinowe oraz przeciwkomarowe, zalewanie płynów i w oczekiwaniu na linię startu.
Wyścig!
Naprawdę imprezę można porównać do Marathon des Sables (MdS), z tą tylko różnicą, iż trasa JM wiedzie przez istne amazońskie piekło. Z resztą z ust zawodników, którzy w ramach treningu do zawodów ukończyli właśnie MdS, co rusz podczas biegu wydobywały się grymasy typu: „This is absolute hell” , „this place is insane”, czy „I’m outta here”. Takie stwierdzenia tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że dobrze trafiłem – nie ma trudniejszego biegu.
Tegoroczna edycja Jugle Marathon odbyła się w Floresta National de Tapajos, prowincja Para, Brazil, między 6 a 12 października 2013. Jako, że JM to etapówka, trasa podzielona była na 6 jednodniowych odcinków: 23km, 25km, 34km, 42km, 108km oraz 22km.
Cały ekwipunek tj. wyposażenie niezbędne do przeżycia 6-7 dni w dżungli każdy z zawodników, objuczony niczym wół, zmuszony był taszczyć na placach. Całość ważyło nieco ponad 10kg, ale wraz z upływem trasy miało spaść. Aż do około 5kg na mecie.
Co musiał mieć każdy z zawodników, aby być dopuszczonym do startu?
Lista – sprzęt:
Lista – apteczka (zawartość w oryginale):
MOKRO. Bagna, rzeki i strumienie.
Mój bilans strat w trakcie i po biegu sprowadził się ostatecznie jedynie do wymiany 4 paznokci (2 jeszcze trzymają), zerwanego mięśnia międzyżebrowego (za duża rotacja i niedoszacowanie wysokości przy skokach ze statku) oraz złuszczenia/wymiany skóry wierzchniej (brak kremu z filtrem).
Ostatecznie do mety dotarła nieco ponad połowa z 65-ciu zawodników z 19-tu krajów świata. Tegoroczną edycję po raz pierwszy wygrał Brazylijczyk – Marcelo Sinoca (NorthFace Brazil).
Filip i Kuba – oni potrzebują Waszego wsparcia
…Pomożecie?