Redakcja Bieganie.pl
Za nami kolejny wyścig z cyklu Golden Trail World Series, tym razem zmagania przeniosły się do Włoch, a dokładniej w Dolomity. Jest tylko kilka miejsc na Ziemi, w których sielskie krajobrazy łączą się z iście piekielnymi. I to właśnie do nich te góry zdecydowanie się zaliczają!
Okolice Przełęczy Pordoi, gdzie rozgrywane są zawody, cechują się majestatycznymi oraz palącymi od słońca skalistymi podłożami o sporym nachyleniu. To właśnie na jej obszarze odbył się kolejny bieg z cyklu Golden Trail World Series. Suche liczby nie są tak okazałe – ot 21 kilometrowa trasa o sumie przewyższeń 1600 metrów nie brzmi jeszcze tak ciężko. Szczegół odkrywa się dopiero, gdy spojrzymy na profil wysokościowy, który wygląda niemal jak Rozkład Gaussa. Prawie wszystkie piony są zaliczone w pierwszej połowie trasy, a palący 8 kilometrowy nieprzerwany podbieg wynoszący 1400 metrów do góry w pełni pozwala nazwać ten wyścig piekielnym.
Rywalizację wygrał fenomenalny w tym roku Stian Angermund, który z resztą zdołał nas już do tego przyzwyczaić. Jednak sam jego triumf nie był od samego początku taki oczywisty. Na pierwszych kilometrach dość sporą przewagę zyskali dobrzy w podbiegach Szwajcar Rémi Bonnet oraz Marokańczyk Elhousine Elazzaoui. W dalszej, zbiegowej części wyścigu to jednak Stian pokazał swoją przewagę i tylko Elhousine zdołał wywalczyć drugie miejsce, mając depczącego mu po piętach Szwajcara Joeya Hadorna oraz naszego rodaka Bartłomieja Przedwojewskiego.