7 stycznia 2010 Redakcja Bieganie.pl Sport

Pierwszy maraton? A może by do … Rzymu? Przeczytaj rzymską opowieść.


maratona_gif.gifJuż 21 marca maraton w Rzymie. Jeśli masz wątpliwości czy Rzym to dobre miejsce do biegania – przeczytaj naszą opowieść. Na koniec – konkurs. Możesz wygrać dwa plecaki Asicsa.

rome_coliseum.jpg

Wspaniałą sprawą w Rzymie jest to, że nigdy nie jest tu naprawdę zimno. Zimą we Włoszech życie poza domem nie ogranicza się do przemykania ze sklepu do sklepu i do domu. Na otwartej przestrzeni można spokojnie żyć. I biegać.

Dwudziestego czwartego grudnia. Święta w Rzymie, we wszystkich kościołach palą się światła, ludzie przechadzają się ulicami bez pośpiechu. W jednej ręce torby z zakupami, w drugiej mąż lub żona. Ktoś nawet je lody.

Wracam do mieszkania i dzwonię do rodziców. W Gdańsku minus dwanaście, śnieg. Myślę, że jeśli mieszkać w Rzymie oznacza odmówić sobie uszek z grzybami, to muszę jakoś to zrekompensować. Pobiegam w Święta. Odkryje, jako runner świątecznie przystrojone zakątki mojego drugiego domu.

mapa_trasy_rome_200.jpg
Moja 12km trasa po Rzymie

Zaczynam niedaleko domu od Murów Aureliana. Chcąc nastroić się całkowicie po włosku do tego biegu, wrzucam do iPoda „Felicita’”, „Acapulco” i „Azzurro”. Pięćset metrów dalej spotykam zamierzchłe czasy. Oto Mury, które mają osiemnaście wieków na karku. Zostały zbudowane przez cesarza Aureliana około 270 r. p. n.e., mają 13 km i otaczają całe miasto. Następnym razem muszę o tym pamiętać przy biegu na czas.

Spokojnie przebiegam na lewo od Term Karakalli, słońce zachodzi za moimi plecami i rzuca długi cień. Jest czwarta trzydzieści, w około wielu biegaczy, są nieźli. Cholera, do Maratonu Rzymskiego jeszcze trzy miesiące, a oni już są w formie!

rome_kalikula.jpg
Termy Karakalli

Zaraz po Termach Wielki Cyrk. Biegnę wyższą krawędzią: trochę pod górkę, ale za to, jaki widok na Palatyn. Na szczycie zatrzymuję się przy fontannie. Oddycham. U mych stóp arena, nade mną Palatyn. Zamieszkany od 1000 r. p.n.e. to centrum archeologiczne miasta.

Wracam do biegu, teraz mam z górki. Po prawej Usta Prawdy i turyści stojący w kolejce, aby je zobaczyć. Jestem Polką, ale to miasto mnie przyjęło, po części czuję się rzymianką. Lubię turystów.

Kilka kroków i jestem nad Tybrem, biegnę na południe, przekraczam most Sublicio i podziwiam ostatnie refleksy światła na wodzie. Po lewej Porta Portese. „Muszę tu wpaść w niedzielę-myślę- organizują wspaniały pchli targ. Od jedzenia po antyki, wszystko za grosze. Nic dziwnego, że Rzymianie go uwielbiają.” I kiedy rozmyślam o winylach vintage i o przyprawach do spaghetti docieram na Zatybrze.

trastevere.jpg

Dzielnica jest zachwycająca. Brukowane uliczki, małe placyki, ciche zaułki i kafejki. Wieczorem coś niesamowitego. Już jestem na placu Santa Maria in Trastevere, gdzie znajduje się kościół o tej samej nazwie, z resztą jeden z najstarszych w mieście. Mozaika na fasadzie zapiera dech w piersiach. Plac już jest pełen ludzi. Chętnie bym się tu zatrzymała, ale mimo wszystko jest zima, muszę biec dalej.

Znów docieram do Tybru, mijam kolejne mosty, na wprost kopuła Bazyliki Św. Piotra. Ściemnia się i kościół oświetlają tysiące świateł. Wbiegam na via di Conciliazione, po lewej Bazylika, mijam ludzi w płaszczach, z pakunkami w rękach. Pośrodku placu, kilka metrów ode mnie stoi ogromna choinka. Znów kieruję się w stronę rzeki, mijam Zamek Świętego Anioła, który wygląda jak wielki brązowy tort. Patrzę na Most Anioła, jego białe rzeźby, jakby zawieszone w zimowym powietrzu. Patrzy na mnie dzielnica Prati, centrum handlowe Rzymu. Opieram się jednak pokusie, w tej chwili muszę biec. Za dwie godziny prysznic, kubek herbaty i z przyjemnością przejdę się po sklepach. Tymczasem już jestem na Corso Vittorio Emanuele, jednej z najważniejszych ulic starego miasta. Tu dopiero widać Święta. Czuję się silna mijając sklepy zdecydowanym krokiem.

Skręcam w lewo i już jestem na Piazza Navona. Muszę przyznać, zatrzymuję się. Rozmigotane stargany walczą o uwagę przechodnia z karuzelą, świątecznymi dekoracjami i barokową architekturą placu. Wyjmuję dwa euro, kupuję torrone i zatrzymuję się pod drzwiami kościoła św Agnieszki. Jestem zmęczona i potrzebuję węglowodanów. Całe szczęście w Święta ich nie brakuje. Łyk wody, spojrzenie na Fontanne Czterech Rzek i na skwer. Ludzie zaczynają wylegać na ulice, wszyscy wydają się tacy szczęśliwi, a ja muszę wracać do domu wymijając coraz więcej przechodniów. Eh ci Włosi, tylko świętowanie im w głowie!

rome_bikila.jpg
Bikila Abebe zbliżający się do Łuku Konstantyna

Przecinam Plac Wenecki i wychodzę na via dei Fori Imperiali. Często tu przychodzę. Maraton Rzymski, w marcu, zaczyna się i kończy właśnie tu. Sceneria nie mogłaby być piękniejsza: Rynek Trajana z jednej, Forum Romanum z drugiej strony. Nie mogę jednak skupić się na architekturze, myślę tylko o prysznicu, ciepłej herbacie i chlebie z nutellą. Kontynuuję, niesamowite jak na każdym kroku odkrywa się tu zabytki. Nawet teraz, chciałam skoncentrować się na wysiłku, ale…wyrosło przede mną Koloseum. Wielkie, nieruchome, podświetlone, dookoła mało ludzi. Już jest moje. Mijam Łuk Konstantyna i czuję się jak Bikila na olimpiadzie w Rzymie z sześćdziesiątego roku. Tyle, że wyższa i jaśniejsza. Odnajduje ostatnie siły. Taki syndrom Sthendala: zamiast cię dobić, zagrzewa do dalszej walki. Dalej, do domu tylko dwa kilometry, szybko pójdzie, staram się nie myśleć. Czuję się jak Juliusz Cezar, Bikila, Dorando Pietri, jestem miastem i moim wysiłkiem…jestem na schodach do domu, już czuję ciepły ciąg powietrza.

Muszę napisać maila do siostry do Warszawy, wszystkich mi bardzo brakuje, ale w Rzymie nikt nie jest tak do końca sam.

I rzeczywiście, znajduję sms-a. Dziś środa, ale kto by się tym przejmował? Sms od Franceski:

– „Kochana, masz wolny wieczór? Wyskoczymy gdzieś? Lampka wina, jakiś makaron?

Waham się, ale…e tam, zasłużyłam sobie.

– „Zobaczymy się o ósmej. Ciao bella”

baner_rzym.jpg
W KONKURSIE Plecaki wygrali

 

Bartłomiej Rosołowski
Marcin „Alien’ Sójka

Gratulujemy

plecaki_2.jpg

WĄTEK NA FORUM

Możliwość komentowania została wyłączona.