„Nigdy nie odpuszczam” – wywiad z Błażejem Brzezińskim
„Zwyciężać mogą ci, którzy wierzą, że mogą” – ta myśl rzymskiego poety Wergiliusza przyświeca także Błażejowi Brzezińskiemu. Reprezentant Śląska Wrocław nigdy się nie poddaje i zawsze walczy do końca. Jego twardy i nieustępliwy charakter nie raz przysporzył mu kłopotów zdrowotnych, kilka razy zamiast zejść z trasy, wolał za wszelką cenę przekroczyć metę. Mimo, że z perspektywy czasu uważa to za błąd, to i tak możemy być pewni, że nigdy nie przerwie biegu. Duma i ambicja na to nie pozwolą.
W czwartkowe popołudnie, na kilka dni przed 40. Mistrzostwami Świata w biegach przełajowych. z Błażejem rozmawiał Mariusz Sułkowski. Przebywający na zgrupowaniu w podbydgoskiej Brzozie zawodnik opowiada m.in. o powodach zmiany trenera i celach na rok 2013.
W ubiegłym roku postanowiłeś zakończyć współpracę z trenerem Stefanko, jaki był tego powód?
W pewnym momencie poczułem, że stoję w miejscu. Grzegorz Stefanko jest dobrym trenerem i na pewno praca wykonana pod jego okiem owocuje, ale brakowało nowych bodźców. Wyniki, które osiągałem nie były adekwatne do ciężkiej pracy wykonywanej na treningach. Po długiej analizie doszedłem do wniosku, że przyszedł czas na zmiany.
Dlaczego Grzegorz Gajdus?
Przede wszystkim dlatego, że sam był świetnym biegaczem. Wie jak „smakuje” maraton. Wszystkiego doświadczył na własnej skórze (treningi, dieta itp.). Doskonale wie, jaki trening należy zaordynować przed, jak i po maratonie. Na własnym organizmie sprawdził, jak najszybciej i najskuteczniej się zregenerować.
Wprowadził istotne zmiany w Twoim planie treningowym?
Przede wszystkim nie trzyma się sztywno harmonogramu. Ważne dla niego jest zarówno samopoczucie zawodnika, jak i pogoda. Nie boi się korygować wcześniejszych założeń. Co ciekawe teraz biegam mniej niż kiedyś.
Nowością w Twoich przygotowaniach była Kenia.
Tak, ten kierunek miałem w zamyśle od dawna, aczkolwiek były pewne obawy, gdyż do tej pory nie miałem wielu okazji trenować w wysokich górach. Byłem raz w USA, ale jak wiadomo nie skończyło się to dla mnie najlepiej. Po powrocie zza oceanu miałem słabe wyniki. Postanowiłem jednak zaryzykować.
Ryzyko byłoo przeogromne, gdyż zainwestowałeś w to także swoje oszczędności.
Tak. Z PZLA miałem zagwarantowane zgrupowanie w Portugalii, jednak mnie kusiła Kenia, gdzie dużą rolę poza wysokością i ukształtowaniem terenu odgrywa także odżywianie – wszystko naturalne. Chciałem zamienić Monte Gordo na Iten, jednak nie otrzymałem na to zgody. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Całą wyprawę sfinansowałem z własnej kieszeni.
Błażej Brzeziński z medalem wojskowych mistrzostw świata w biegach przełajowych (fot. archiwum prywatne zawodnika)
Już dzień po powrocie okazało się, że to była dobra inwestycja. Nawet różnica 35 stopni nie przeszkodziła Tobie w zwycięstwie w Bydgoszczy. Ekspresowa aklimatyzacja.
Powszechnie uważa się, że dobrze się biega na drugi dzień po powrocie z dużych wysokości, lub po 14-16 dniach, a wcześniej jest dołek. W Serbii startowałem po siedmiu dniach i biegło mi się świetnie. Jeśli chodzi o Bydgoszcz to obawiałem się sporej różnicy temperatur. Odczuwało się duży dyskomfort przed i po biegu. W trakcie zawodów nie miało to dla mnie znaczenia, napędzała mnie jedna myśl: zwycięstwo. Wracając do aklimatyzacji to oczywiście kwestia indywidualna, u każdego to przebiega inaczej. Poza tym w Kenii nie ma tak wielkich różnic czasowych, jak w USA, problemem jest tylko wysokość.
W niedzielę na tej samej trasie odbędą się 40. Mistrzostwa Świata w biegach przełajowych. Czego możemy się spodziewać po niedawno koronowanym Mistrzu Polski?
Stawka zawodników jest szalenie mocna. Nie nastawiam się na konkretne miejsce, ale na pewno pobiegnę na maksymalnych obrotach. Mam taki charakter, że nigdy nie odpuszczam. Nie chcę mieć do siebie pretensji, że czegoś nie zrobiłem, że gdzieś mogłem szybciej pobiec.
Czy ta impreza jest dla Ciebie priorytetowa w tym roku?
Priorytetem jest kwietniowy maraton w Warszawie, w którym chciałbym pobiec „życiówkę”. Z trenerem zdecydowaliśmy się na przygotowania do niego poprzez biegi przełajowe. Znienacka pojawił się także start w Apatin, który skończył się dla mnie bardzo pozytywnie. Wracając do maratonu, to jestem przygotowany na szybki bieg, ale zobaczymy jak to będzie. Mam ogromny szacunek do tego dystansu. Tu musi się zgrać wiele czynników, zdrowie, samopoczucie, pogoda i szczęście również. Dopiero na linii mety dowiadujesz się, czy byłeś dobrze przygotowany.
Nurtuje mnie pytanie, dlaczego mieszkaniec Bydgoszczy reprezentuje wrocławski klub?
Niedawno komentowałem tę sytuację w bydgoskiej prasie. W odpowiedzi na moje słowa ukazało się kłamliwe sprostowanie. Przez dziewięć lat reprezentowałem różne kluby, jednak nie było żadnego poważniejszego zainteresowania moją osobą. Nie otrzymałem żadnego stypendium, choćby stu złotych.
To niezrozumiała sytuacja, zwłaszcza, że Bydgoszcz promuje się jako miasto sportu.
Tak, ale miasto wynagradza za wyniki, a nie pomaga do tych wyników dojść. Brakuje pomocy dla rozwojowych zawodników, nie stwarza im się odpowiednich warunków. Najpierw wynik, a potem nagroda. Wcześniej nikt nie poda ręki.
Słychać w Twoim głosie pewien żal.
Z jednej strony mam żal do miasta, ale z drugiej mam także świadomość, że nie miałem wielkich podstaw do tego, by się czegoś domagać. Moje wyniki nie były tak okazałe, że miasto musiałoby się o mnie bić. Szkoda jednak, że nie dano mi w ogóle szansy.
Rękę jednak wyciągnął Śląsk Wrocław.
Tak, za co jestem bardzo wdzięczny. Postawili tam na mnie i zaufali mi. Otrzymałem dobrą propozycję, dzięki której będę mógł dalej się rozwijać i podnosić swoje umiejętności. Mogę skupić się tylko na bieganiu. Jedyna droga do sukcesu to dobry sponsor, który zapewnia środki finansowe i profesjonalne warunki do biegania. Myślę, że gdyby nie wojsko, to dziś już bym nie biegał. Z zawodu jestem nauczycielem wychowania fizycznego, ale pracując zawodowo nie mógłbym się w pełni poświęcić bieganiu. Za to w wojsku mam możliwość normalnego trenowania.
Ale początki nie były tak różowe.
Kiedy zdecydowałem się na wojsko, wprowadzono obowiązkowe szkolenia. Wcześniej przysięgę składano na dywanie i było się wcielanym do wojska. Ja musiałem przejść czteromiesięczne szkolenie, na którym byłem traktowany tak jak wszyscy. Miałem standardowe zajęcia, tak jak każdy żołnierz. Było bardzo ciężko, bo nie raz o 6 rano się wyjeżdżało w teren, a o 22 wracało – a w perspektywie był jeszcze trening do wykonania.
Z wojskiem wiążą się także dodatkowe starty.
Tak, z których jestem rozliczany. Wojsko to mój chlebodawca i jak każdy pracodawca oczekuje dobrych efektów pracy i wysokich wyników. Spadek z dobrego poziomu może skończyć się usunięciem z grupy wojskowej, a na to nie mogę sobie pozwolić.
Błażej Brzeziński walczy o medal wojskowych mistrzostw świata w biegach przełajowych (fot. archiwum prywatne zawodnika)
A jak przedstawia się sytuacjami ze sponsorami. Otrzymujesz jakieś wsparcie?
Bydgoska Hurtownia Sportowa PAAK (www.paak.com.pl) zaopatruje mnie w sprzęt sportowy, natomiast dzięki uprzejmości Hotelu Brzoza mogę korzystać z odnowy biologicznej. To bardzo ważne kwestie dla mnie. Jestem bardzo wdzięczny za okazywaną mi pomoc.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na trasie 40. Mistrzostw Świata w biegach przełajowych.
Również dziękuję i zapraszam do Myślęcinka.
Niedzielne zawody są doskonałą okazją do zobaczenia w akcji czołowych długodystansowych biegaczy świata, wśród nich nie zabraknie także Polaków. Atrakcyjny Myślęcinek czeka na kibiców, a zawodnicy na gorące wsparcie. Polecamy naszą zapowiedź tych zawodów: Przełajowe emocje w Bydgoszczy. Kto zostanie mistrzem świata?