Redakcja Bieganie.pl
Myślę, że w Redakcji Bieganie.pl mamy jedną z bogatszych bibliotek literatury biegowej. Szczególnie ciekawe są jednak te pozycje, która ukazywały się wiele lat temu, dziś są już raczej nie dostępne, chyba, że przez amerykańskie antykwariaty.
Będziemy się czasami starali pokazać wam niezwykle ciekawe historie, jakie są w tych książkach opisane.
Tym razem, niejako na początek, chciałbym opowiedzieć wam historię, która jest jednocześnie swego rodzaju zajawką materiału, który ukaże się jutro, czyli 2 grudnia 2014. Nagraliśmy w Centrum McFIT instruktaż – pięć ćwiczeń siłowych dla biegacza. Po nagraniu, przyszedł mi do głowy australijski trener Percy Cerutty (dlaczego, o tym jutro).
Percy był osobą niezwykłą. W pozytywnym ale i negatywnym sensie. Był bardzo twórczy. Z poziomu zupełnego amatora w ciągu kilku lat stał się czołowym trenerem, jednym z największych światowych autorytetów. Jego wychowanek Herb Elliot był Rekordzistą Świata na 1500m w latach 1958 – 1967 (bił Rekord Świata dwukrotnie).
Percy był też wielkim autokratą i megalomanem. Podobno słowo "przepraszam" nie mogło przejść mu przez gardło. Jedna z ciekawszych książek, obrazujących jego historię to książka Graema Simsa, wydana nie tak dawno, bo w 2003 roku ale nie było dodruków i jest dziś trudno dostępna. Oczywiście wszystko to kwestia ceny, ale 100 USD za 300 stronicową książkę, to przyznajcie, nie mało. A takie są od lat jej ceny na wtórnym rynku. Tytuł: "Why die? – czyli "Po co umierać?".
Historia, którą chciałem opowiedzieć, miała miejsce w trakcie Igrzysk Olimpijskich w Helsinkach w 1952 roku. Cerutty przyjechał na Igrzyska jako oficjalny trener reprezentacji Australii. Na dystansie 1500m miał mieć dwóch zawodników: Johna Landyego (który dwa lata później stał się drugim po Rogerze Bannisterze człowiekiem w historii, który na dystansie 1 mili zszedł poniżej 4 minut, ustanawiając przy okazji nowy Rekord Świata) oraz Dona Macmillana.
Do finału zakwalifikował się jednak tylko teoretycznie słabszy Macmillan. Znany był z tego, że miał piorunująco mocny finisz. Wiedział, że musi trzymać kontakt z prowadzącą grupą i zaatakować na ostatniej prostej jeśli poważnie myśli o medalu.
Wieczorem, na dzień przed finałem, kiedy relaksowali się w swoich pokojach, odwiedził ich Profesor Frank Cotton, fizjolog z Sydney, bardzo szanowany i lubiany.
" – Jaką zaplanowałeś rozgrzewkę ? – zapytał sie Profesor Macmillana.
Macmillan opisał, że będzie robił to co działa na niego zazwyczaj najlepiej, czyli truchtanie, stopniowe rozciąganie się i truchtanie.
– Naprawdę, powinieneś pomyśleć o kontrolowanej rozgrzewce – powiedział Cotton.
– To znaczy ? – zapytał się Don
– Takiej, jaką robimy z pływakami – kontynuował Profesor – wkładamy ich do gorącej kąpieli i trzymamy tak długo, aż temperatura ich ciała wzrośnie do 38 stopni. To podnosi ich tętno do 115/116. To oznacza, że są gotowi do startu bez marnotrawienia energii na całą tą rozgrzewkę.
– I to działa ? – spytał się Don
– Zapewniam Cię, że tak – powiedział profesor – powinieneś tego spróbować.
– Ale jak zrobiłbyś to z biegaczem? – zapytał przysłuchujący się Percy
– Ubrałbym go w dwa grube dresy, owinął głowę ręcznikiem, żeby ciepło nie uciekało przez głowę. Około 45minut do godziny przed startem, kazałbym mu lekko truchtać. Co pięć minut zmierzył bym mu temperaturę i tętno, i kiedy osiągnąłby właściwy poziom byłby gotowy do startu. Uważam, że mógłbym niesamowicie poprawić wasze wyniki.
Percy spojrzał na Dona – I co myślisz?
– Ja nie wiem – powiedział Don – Co Ty myślisz?
Razem stwierdzili, że spróbują.
I tak się przygotowywali do finału. Percy, który był generalnie przeciwny rozgrzewkom miał decydować o czymś, czego wcześniej jeszcze żaden biegacz nie próbował.
Przed finałem, Don zaczął truchtać na tyłach stadionu ubrany w grube dresy i z głową owinięta ręcznikiem. To był gorący dzień, i szybko zaczął się pocić. Kontynuowali dopóki, Cotton nie kazał mu się położyć, żeby sprawdzić parametry. Powtarzali to kilkukrotnie do momentu kiedy padły słowa: "Ok, jest gotowy".
Macmillan przebrał się w suche ubranie i tak czy inaczej, w trakcie, kiedy szedł przez tunel na stadion całe ciepło, nad którym pracowali ulotniło się.
Na bieżni byli już zawodnicy, między innymi Bannister.
– Powodzenia Don – powiedział
Macmillan chciał coś odpowiedzieć, ale zamiast tego coś zaskrzeczał. Był tak odwodniony, że nie mógł mówić.
Kiedy padł strzał startera, wiedział od razu, że nie będzie dobrze. Nogi nie chciały działać. Wg jego wspomnień, pierwsze trzy koła biegł razem z dwoma zawodnikami, których nie znał. Jeden to był Robert McMillen ze Stanów a drugi Josy Barthel z Luxemburga. Wielcy faworyci walczyli z przodu: Fin Dennis Johansson, Niemiec Walter Lueg i Bannister. Na ostatnim kole jego partnerzy przyspieszyli i łatwo się oderwali, a on nie był w stanie dotrzymać im kroku. Skończyło się na tym, że Barthel wygrał jedyne w historii złoto dla Luksemburga a McMilleen srebro. Don był dziewiąty.
Był strasznie rozczarowany, zdołowany. Był pewien swojego finiszu. Słabe miejsce zrzucał oczywiście na karb absurdalnej rozgrzewki i wywołanego przez nią odwodnienia. Dziś, oglądając ten bieg, nie wygląda to dokładnie tak jak opowiadał Macmillan (biegła raczej zwarta grupa). Pomimo złego samopoczucia zrobił w tym biegu życiówkę, ale jeśli rzeczywiście czuł się słabo to można zrozumieć jego frustrację.
Po biegu Percy ochrzanił Profesora: "Wy akademicy, używacie moich biegaczy niczym świnek doświadczalnych. Byli u mnie amerykańscy trenerzy i pytali się, dlaczego Profesor Cotton przeprowadza doświadczenia na zawodnikach na Igrzyskach a nie w Australii". Profesora ochrzanił, ale zawodnika przepraszać nie miał zamiaru. A przecież ta decyzja to była jego wina. Eksperymenty tuż przed być może najważniejszym startem w życiu jego
zawodnika, dowodzą jakiejś wielkiej niefrasobliwości trenera.
Mimo to, Cerutty był bez wątpienia wielkim trenerem i pojedynki jego podopiecznych przez wiele lat przykuwały uwagę kibiców LA.
Poniżej – wspomniany bieg.