28 sierpnia 2011 Redakcja Bieganie.pl Sport

Mo Farah: Ibrahim Jeilan? Nie mam zielonego pojęcia kto to jest.


farah 5401
Mo Farah po biegu
foto: Dorota Pietrewicz, World Photo Agency

Jadąc do koreańskiego Daegu marzył o medalu, bez znaczenia jakiego koloru. Gdy zdobył srebro, powiedział, że zbyt blisko było złoto, by nie żałować. Brytyjczyk, świeżo upieczony wicemistrz świata na 10 000 m, Mo Farah zaskakuje nie tylko kibiców, ale i siebie. 

Do Korei przyleciał z najlepszym tegorocznym wynikiem na świecie. Nie powinno zatem dziwić, że stanął na podium. To jego największy sukces w karierze. 
Spodziewałeś się, że będzie trzeba tak szybko pobiec? 
Mo Farah: W tej chwili w ogóle nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Przygotowanie się do mistrzostw świata to jedna sprawa, udział w nich inna, a jeszcze co innego zdobyć medal. Musi współgrać tyle czynników, że nie wiem jak udało mi się to osiągnąć. Spodziewałem się, że będzie to bardzo trudny bieg, ale myślałem, że o wiele więcej pokażą Kenijczycy.
Zaskoczył za to Etiopczyk. 
M.F.: Ale nie ten, którego się spodziewałem. Myślałem, że silny może być Imane Merga, nie wiedziałem w jakiej dyspozycji będzie po kontuzji Kenenisa Bekele, ale Ibrahim Jeilan? Nie mam zielonego pojęcia kto to jest.  
Który moment w tym biegu był decydujący? 
M.F.: Na dwa okrążenia do mety podkręciłem tempo. Znakomicie się czułem. I jeśli mam być szczery na 300 m do mety byłem pewny, że mam złoto. Nagle tuż za swoim barkiem widzę Jeilana. Myślę sobie: wow. W głowie powtarzałem sobie tylko: zachowaj spokój, zachowaj spokój. Wiedziałem, że mogę jeszcze powalczyć, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Kiedy przekroczyłem linię mety, nie mogłem uwierzyć, że jestem drugi, Czułem się przecież już zwycięzcą. 
Wtedy właśnie pojawiło się rozczarowanie?
M.F.: Zdecydowanie tak. Umówmy się – co innego skończyć bieg na drugim miejscu, a co innego przybiec za czyimiś plecami. W każdym sporcie liczy się wyłącznie zwycięzca i powie to każdy zawodnik. Muszę być zawiedziony. Ale nie ma co gdybać. Wygrał najszybszy w tym momencie biegacz i tylko mu pogratulować. 

farah merga 540
Od lewej: Ibrahim Jeilan, Mo Farah, Imane Merga – medaliści biegu na 10000m
foto: Dorota Pietrewicz, World Photo Agency
A nie widzisz niczego pozytywnego w tym biegu? 
M.F.: Nie przesadzajmy. Jestem wicemistrzem globu. Po raz pierwszy w karierze, więc ogromnie się cieszę, ale uwierzcie – nie ma nic wspanialszego na świecie niż przekroczenie linii mety jako pierwszy. Tego uczucia niestety nie doświadczyłem. Może następnym razem…  
Jakie plany zatem na najbliższe dni? 
M.F.: Położę się na kanapie i będę analizował swój bieg. Nie chcę przegapić najmniejszego szczegółu. Jestem pewny, że mój trener znajdzie mnóstwo momentów, w których można było zachować się inaczej. 
Z Twoich słów wynika, że trener to bardzo ważna postać w Twoich przygotowaniach i ufa mu bezgranicznie. Jak układa się współpraca z Alberto Salazarem?
M.F.: Alberto to niesamowity trener i człowiek. Ale nie chodzi tylko o niego. Współpracuje ze wspaniałymi ludźmi. Mamy w teamie psychologa, mamy osoby, które zajmują się analizą techniki biegu. Pracujemy nad niezliczoną ilością aspektów, które mogą wpłynąć na końcowy wynik. 
Jakie są zatem największe zmiany w treningu? 
M.F.: Nie chodzi tylko o sam trening. Zmieniłem trochę dietę, wprowadziliśmy parę elementów niekoniecznie bezpośrednio związanych z bieganiem. Miałem na przykład treningi pod wodą. Mamy specjalny sprzęt, który umożliwia nam zrobienie dodatkowych kilometrów, bez tak dużego ryzyka odniesienie kontuzji, jak na normalnej bieżni, czy w terenie. 
Czy srebro pozytywnie wpłynie na Twoje przygotowania do igrzysk olimpijskich w Londynie? 
M.F.: Zdecydowanie tak. Jestem bardziej zmotywowany niż kiedykolwiek wcześniej. Widzę, że trening przynosi efekty. Oczywiście mam o czym teraz myśleć. Muszę patrzeć w tył, by nie popełniać tych samych błędów. Przede wszystkim należy ciężko pracować, nie znaczy to wcale, że teraz tego nie robiłem, ale widocznie trzeba jeszcze mocniej, skoro nie mam złota. Poza tym jeszcze wiele do zrobienia mam w taktyce biegu. 
W Daegu jesteś zgłoszony także na 5000 m. Czy uda Ci się w ciągu trzech dni zregenerować siły? 
M.F.: Myślę, że tak. Trzy dni to naprawdę sporo czasu. Fizykoterapeuci i masażyści na pewno będą pracować na wysokich obrotach. 
Czyli pobiegniesz?
M.F.: Ja bym chciał, ale to nie jest moja decyzja. Podporządkuję się trenerowi. Przede wszystkim muszą odpocząć moje nogi. Myślałem, że będę mniej zmęczony, okazało się, że dostałem nieźle w kość. 

Możliwość komentowania została wyłączona.