Redakcja Bieganie.pl
Mistrzostwa Polski na 10 tys m to impreza dosyć nietypowa bo koncentruje się wokół jednego tylko dystansu. Zapytasz się czytelniku – dlaczego ? Otóż gdyby rozgrywać ten bieg na „normalnych” Mistrzostwach Polski, na których odbywają się też biegi na innych dystansach – mielibyśmy małą obsadę na jednym z dwóch głównych długich biegów – 5 i 10 000m. Mamy po prostu mało zawodników. I dlatego już dawno zdecydowano się, że 10000m będzie rozgrywane oddzielnie w innym terminie, zazwyczaj w okolicach pierwszego majowego weekendu.
Zawodników mężczyzn jest zazwyczaj znacznie więcej niż kobiet i wynik rywalizacji mniej przewidywalny. Wśród kobiet w ostatnich latach niezagrożenie wygrywa jedna faworytka z dużą przewagą. Dwa lata temu była to Lidia Chojecka, rok temu Wioletta Frankiewicz, w tym roku była to Katarzyna Kowalska. Walkę o srebrny medal stoczyły Ola Jakubczak i Maja Maj, z pojedynku zwycięsko wyszła pierwsza z nich a Maja zajęła trzecie miejsce.
Po biegu powiedziały nam:
Katarzyna Kowalska – Mistrzyni Polski na 10 km, zawodniczka Vectry Włocławek, podopieczna trenera Mariana Nowakowskiego.
Wyszłam na prowadzenie od samego początku, gdyż nie liczyłam, że któraś z dziewczyn była zdolna współpracować ze mną w tym biegu. Pobiłam rekord życiowy, ale mam mały niedosyt, bo wydaje mi się, że gdyby wystartowały takie zawodniczki jak Wiola Janowska i Lidka Chojecka, to bieg mógłby wyglądać całkowicie inaczej, czyli zmotywować mnie do mocniejszego biegania. Tydzień temu wystartowałam w biegu na 6 km w Kwidzynie i to było przetarciem do MP. Najtrudniejszym momentem biegu była dla mnie końcówka, bo dała mi znać nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, dlatego, że byłam już zmęczona bieganiem sama. Nie wiem czemu, ale nie czułam prędkości. Nie mogłam nic przyspieszyć, biegłam bardzo równo po około 1.19 na okrążenie. Jest to więc dla mnie jednak takim „małym rozczarowaniem”. Teraz wylatuję na zgrupowanie do Font Romeu, a po powrocie mam zaplanowany start na Festiwalu Sztafet w Bydgoszczy na swoim koronnym dystansie – 3km pprz.
Ola Jakubczak – wicemistrzyni Polski na 10 km, zawodniczka Agrosu Zamość, podopieczna trenera Marcina Nagórka.
Był to mój debiut, ale wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana. Chciałam jednak spokojnie i asekuracyjnie pobiec, również z myślą o medalu. Wiedziałam, że Kasia planowała mocno „pójść”, a dla mnie było to jednak za mocne tempo, aby ją przytrzymać, więc biegłam w drugiej grupie po srebrny medal. Planuje teraz pobiec na lidze seniorów na 800 metrów oraz w sztafecie 4x400m, może jest to się wydawać lekkim zaskoczeniem, ale nie żegnam się jeszcze z średnimi dystansami.
Maria Maj-Rokosz- brązowa medalistka MP na 10 km, zawodniczka KS Wejher Wejherowo, podopieczna trenera Zbigniewa Rolbieckiego.
Bardzo cieszę się z medalu, gdyż nie sądziłam, że go zdobędę. Mam jednak niedosyt odnośnie swojego wyniku, gdyż planowałam pobiec poniżej 35 minut, jednakże rywalki nie pozwoliły mi na to, musiałam sama prowadzić bieg. Ale i tak jestem zadowolona, bo medal to medal.
Teraz będę przygotowywać się do startu na MP na 5km. W tym sezonie skróciłam swój trening, ponieważ uważam, że w tym roku potrzebuję więcej szybkości. W planach mam start jesienią w maratonie, więc starty na krótszych dystansach bardzo mi się przydają.
Wśród mężczyzn wynik był zdecydowanie bardziej zagadkowy. Wśród faworytów upatrywano Marcina Chabowskiego (zeszłorocznego Mistrza Polski i Wicemistrza sprzed dwóch lat), Henryka Szosta (naszego czołowego maratończyka) i Artura Kozłowskiego (dobrze rokującego zawodnika, regularnie się poprawiającego).
Tuż po starcie od razu rzuciła się w oczy świetna współpraca prowadzącej grupki, zwłaszcza Chabowskiego, Szosta i Kozłowskiego, zmieniali się po każdym kole i brali na siebie prowadzenie. Widać było, że zależy im na dobrym wyniku a nie po prostu na wysokim miejscu wywalczonym po mocnym finiszu z wolnego biegu.
Artur Kozłowski po odpadnięciu z czołowej dwójki trafił na Michała Smalca z którym przegrał na tym dystansie rok temu i z nimi toczył główny bój (z przodu biegł jeszcze Tomasz Szymkowiak)
Radek Kłeczek (nr 14) przez kilka okrążeń za głównego przeciwnika miał Marcina Błazińskiego, debiutującego na bieżni, nieoczekiwanego zwycięzcę tegorocznych przełajów w Olszynie (na krótkim dystansie) z którym wówczas przegrał i teraz miał okazję do rewanżu.
Zwycięzcą biegu i Mistrzem Polski został w końcu Marcin Chabowski ustanawiający rekord życiowy (28:27:59) przed Henrykiem Szostem (28:31:90 – też życiówka) i Arturem Kozłowskim (28:48:74 – życiówka). Wynik lepszy niż 28:27 ostatnim razem został pobiegnięty przez Polaka 19 lat temu przez Sławomira Majusiaka (28:11 w Brukseli) a w Polsce 20 lat temu przez Jana Huruka (28:18).
Po biegu powiedzieli nam:
Jak ten bieg wyglądał z Twojego punktu widzenia? Widziałem, że się zmienialiście, pracowaliście razem nad tym wynikiem.
Jakie masz plany w tym sezonie?
A nie 5000 m ?
Biegłeś w Kędzierzynie cały w sprzęcie Asicsa, masz z nimi jakiś kontrakt ?
Henryk Szost- wicemistrz Polski na 10 km, zawodnik WKS-u Grunwaldu Poznań, podopieczny trenera Grzegorza Gajdusa.
Wydaje mi się, że na pewno Marcin Chabowski był głównym faworytem do złota, gdyż już był Mistrzem Polski i startował wiele razy na tym dystansie, tak więc on tu był numerem jeden, a ja dwa lub trzy. Odegrałem w tym biegu swoja rolę, byłem drugi. Jestem bardzo zadowolony z czasu, bieg od 6 km do mety był prowadzony na przemian przeze mnie i Marcina, dzięki czemu udało mi się zrobić, jak dla mnie, wartościowy wynik.
Biegło mi się dość dobrze, choć nie czułem takiego dużego „luzu”. Wiedziałem, że nogi mam bardzo mocne i szły do przodu, więc z tego się cieszyłem. Kryzysów wielkich nie miałem, dzięki temu, że praktycznie co koło zmienialiśmy się na prowadzeniu, utrzymując mniej więcej 68-69 sekund na okrążenie. Czasem było trochę szybciej, od czwartego kilometra współpracowałem właściwie do końca jedynie z Marcinem. W momencie, kiedy Marcin ruszył, próbowałem go gonić, ale jednocześnie w tym momencie wiedziałem, że zbyt wiele szybkości z moich nóg nie dam rady wykrzesać. Przed MP współpracowałem dość krótko ze Zbigniewem Królem nad siłą. Ta technika na pewno mi się przydała, bo nie „nabiłem” sobie, jak zazwyczaj, łydek na bieżni. Miałem tendencję do „skakania”, a teraz starałem się przesuwać biodro do przodu i to mi wychodziło. Jestem więc pełen optymizmu, bo czuję, że stać mnie na więcej, gdyż skończyłem bieg niezbyt zmęczony. Myślę, że brakuje mi kilku startów do optymalnej formy, i że jestem skłonny urwać jeszcze z 10 sekund na 10 km.
Artur Kozłowski- brązowy medalista MP na 10 km, zawodnik MULKS MOS-u Sieradz, podopieczny trenera Tomasza Kozłowskiego.
Moje osobiste założenia przed biegiem były takie, że chciałem złamać 29 minut, bądź zrobić klasę mistrzowską. Tak się stało, choć przed biegiem wszystko było niepewne, gdyż nie wiadomo było czy będzie zrobiony szybki bieg. Nikt raczej nie był skłonny do tego, aby poprowadzić i ustalić coś przed biegiem. Wyszło jednak tak, że prowadziłem na zmianę parę okrążeń z Heniem i Marcinem, no ale niestety później nie wytrzymałem. Jednak muszę przyznać, że jestem i tak zadowolony z tego co udało mi się razem pobiec z chłopakami. Po prostu byli mocniejsi. Wydaje mi się, że mogłem urwać jeszcze parę sekund. Razem z trenerem Tomaszem Kozłowskim, stwierdziliśmy, że brakowało mi przetarcia przed tym startem, gdyż nie biegałem zawodów i sprawdzianów, lecz tylko treningi. Tu może być rezerwa. Ogólnie rzecz biorąc, dobrze biegało mi się przed MP na 10km, myślę, że jestem w dobrej formie. Przyznaje także, że trudno mi się było przestawić z biegania ulicznego na bieżnię, z butów na kolce i przede wszystkim na inna prędkość. Niby między 3 min na km a 2.50 nie widać na pierwszy rzut oka różnicy, ale tak naprawdę to się odczuwa. Pierwszy trening w tym sezonie w kolcach był dla mnie szokiem! Nie wiedziałem jak mam stawiać nogi. Tak więc te pierwsze przejście z ulicy na bieżnię było dla mnie trudną sprawą.
Cieszę się, że na MP wszystko się dla mnie „zgrało”. Pogoda była dobra, bieg szybki i miałem doping ze strony rodziny. Trener był zadowolony, przybył kolejny medal, więc trzeba się z tego cieszyć. Jestem bardzo zadowolony, że na finiszu wygrałem z Tomkiem Szymkowiakiem, co jest, jak dla mnie, nie lada wyczynem, bo jak wiadomo nie jestem zbyt szybki. Jestem więc bardzo zadowolony z mojego rezultatu.