Marcin Świerc po Transvulcanii: Mam jeszcze duże rezerwy
11 maja najlepszy polski biegacz górski – Marcin Świerc zajął znakomite, 10. miejsce w mocno obsadzonym biegu na Wyspach Kanaryjskich – Transvulcania. Teraz przedstawiamy Wam rozmowę z bohaterem ostatniego weekendu oraz drugim reprezentantem Polski w Transvulcanii – Piotrem Hercogem. Obaj zdradzają swoje odczucia dotyczące samego wyścigu.
Przebieg rywalizacji
Tegoroczna Transvulcania przyniosła wspaniałe zmagania i nowy rekord trasy. Wygrał największy faworyt, Kilian Jornet z czasem 6:54:09. Drugi był Luis Alberto Henando a trzeci Sage Canaday. W biegu Pań również zwyciężyła faworytka – Emelie Forsberg, druga była Nuria Picas a trzecia Uxue Fraile.
Rewelacyjna stawka (z której w ostatniej chwili wykruszył się Tony Krupicka – złapał grypę; z powodu grypy (czyżby wspólna nocna impreza) biegu nie ukończył kumpel Tony’ego, Joe Grant) zapowiadała wielkie emocje od samego początku biegu i tak właśnie było. Czego można się było spodziewać, mocne tempo nadał Sage Canaday, przypomnijmy, legitymujący się rekordem życiowym w maratonie 2:16. Za nim biegli m.in. Cameron Clayton, Kilian Jornet i Patrick Bringer. Canday zbudował trzyminutową przewagę nad rywalami, którzy jednak doścignęli go mniej więcej w połowie dystansu. Stopniowo Bringer jak również Clayton zwalniali, mocno za to przyspieszył Luis Alberto Hernando. Ten zawodnik, przypomnijmy, specjalizuje się w biegach w bardzo trudnym technicznie terenie wysoko w górach. W ubiegłym roku Hernando był wicemistrzem, a pokonał go tylko Kilian. W tym roku przyjaciel i partner treningowy Kiliana odważniej próbuje sił w biegach ultra – przed Transvulcanią pytanie brzmiało: czy Hiszpan ma wystarczającą wytrzymałość? Gdy Canaday stracił prowadzenie, na jakiś czas objął je właśnie Hernando. Wreszcie dogonił go Kilian i na punkcie pomiaru czasu na 71 km byli razem na czele wyścigu. Kilian w końcówce nie dał szans koledze i zwyciężył, poprawiając ustanowiony rok temu przez Amerykanina Dakotę Jonesa rekord trasy. Hernando był drugi, Canaday pomimo, że dwójka Hiszpanów wyprzedziła go zachował animusz i siły oraz w rezultacie miejsce na podium. Za plecami pierwszej trójki toczono walkę o dalsze pozycje. Świetny, mądry bieg w wykonaniu Tima Olsona dał mu czwarte miejsce.
Nasza czołowa dwójka górali: Piot Hercog i Marcin Świerc rozgrywała dobre zawody. Piotr zajął ostatecznie 35. miejsce z wynikiem 9:02:12. Marcin stopniowo przesuwał się w górę stawki by w końcówce bardzo przyspieszyć i… wejść do czołowej dziesiątki! Rezultat 7:52:21 robi wielkie wrażenie.
W biegu Pań pod nieobecność popularnej Frosty rywalizację miały zdominować dwie zawodniczki: Nuria Picas i Emelie Forsberg. I tak właśnie było. Te dwie biegaczki współpracowały przez prawie cały wyścig, meldując się razem na kolejnych punktach i konsekwentnie budując przewagę nad rywalkami. W końcówce lepsza okazała się Emelie, czym odpłaciła Nurii za bezpośrednie przegrane z ubiegłego sezonu – na Zegama, Cavalls del Vent oraz Trofeo Kima. Trzecia, z dwudziestokilkuminutową stratą przybiegła Uxue Fraile.
Wywiad z polskimi zawodnikami
Kuba Krause: Jak się czujecie po biegu – fizycznie i psychicznie? Marcin, nie byłeś pewny formy w związku z kontuzją – jak się czułeś w trakcie zawodów? Piotrek, przed zawodami zapowiadałeś, że plan to miejsce około trzydziestki i tak mniej więcej wyszło – czy jesteś zadowolony?
Piotr Hercog: Fizycznie czuję się dobrze – dzisiaj wieczorkiem pójdziemy nawet na krótki trening. Natomiast co do odczuć to mam mieszane: założenia taktyczne były takie by na początku biec z dużą rezerwą (tak do 26 km), a potem przyspieszać. I do 53 km realizowałem ten plan. Niestety – tuż przed przełamaniem trasy (2426 m), tak mnie „walnęło”, że zataczałem się po krzakach – jak po dobrej imprezce. Na punkcie żywieniowym (57 km) przez chwilę zastanawiałem się nawet czy nie zejść z trasy, ale stwierdziłem, że nie po to się tyle poświeciło czasu by teraz nie kończyć zawodów. I tak zataczając się, z bólem, że nie mogę na zbiegu biec jak przystało, dotruchtałem do mety.
Start uważam za połowicznie udany: świetny trening fizyczny i psychiczny (ten szczególnie), natomiast trochę z czasu można było zejść. Ale jak to mówi przysłowie „CO NAS NIE ZABIJE TO NAS WZMOCNI”…
Czy stało się coś konkretnego – może zawiodło odżywianie czy nawadnianie?
Piotr: Myślę, że połączenie słońca, wysiłku i wysokości – i powstał lekki udar słoneczny. Miejsce koło trzydziestki jest jednak ok. Mam świadomość, że gdyby nie problemy – to sam zbieg powinienem zrobić 30-40 min szybciej – czyli czas w granicach 8:20-30 był jak najbardziej dostępny.
Marcin Świerc: Ja czuję się super. Na początku obawiałem się, że coś nie wytrzyma ale adrenalina wszystko uśpiła, skupiłem się na biegu, na sobie i jakoś poszło. Nie myślałem później o kolanie. Dzisiaj (dzień po biegu) jest zmęczenie po zawodach, ale kolana nie czuję. Mam nadzieję, że nic nie wyjdzie, teraz bardzo ważna jest odnowa.
Marcin, patrząc po zajmowanych miejscach i międzyczasach widać, że się rozpędzałeś. Czy to była taka taktyka, żeby zacząć spokojnie, czy to było spowodowane obawą o kontuzję?
Marcin: Wszystkim po trochu – kontuzja, owszem, ale i tym, że nie byłem w elicie więc musiałem się przebijać przez tłum. Na starcie było 1600 ludzi więc dobrze się ustawić to też sukces.
fot. iRunFar.com
Jak oceniacie bieg pod względem organizacyjnym, atmosfery, kibiców itd.?
Piotr: Sam bieg świetnie zorganizowany – na całej trasie mnóstwo zabezpieczenia medycznego z radiami, woda co 6-10 km. Atmosfera rewelacyjna – widać, że cała wyspa o tym mówi od kilku dni. W większości sklepów różne zniżki dla uczestników. A wśród mieszkańców nie było chyba osoby, która by nie wiedziała, że się odbywa Transvulcania.
Taka ciekawostka: na całej wyspie wyszła darmowa gazetka z całym opisem zawodów, trasy, itp., Była tam też wstawka z listą wszystkich uczestników i ich numerów startowych. Na trasie kilkanaście razy kibice szybko wyszukiwali nasze nazwisko i kibicowali nam wołając do nas po imieniu. A jak wyczytali, że to „Polonia” to szczególnie się ożywiali. Świetny doping! Tuż przed metą – jak już nie miałem siły na nic grupka miejscowych „żuli” napoiła mnie zimną wodą i kazała biec – nie iść; pomogło.
Powiedzcie, co dał Wam ten wyścig i cały wyjazd, z jakimi myślami będziecie wracali do kraju, o co „bogatsi”?
Piotr: Wyjazd i start dla mnie był świetnym treningiem – tydzień spędzony w górach powyżej 2000 m n.p.m. Druga sprawa: miało to być dla nas trochę sprawdzenie swoich możliwości i czasów z najlepszymi. Podczas bezpośredniej rywalizacji w dany dzień można wyciągnąć wnioski, zanalizować czasy, przyjrzeć się co poprawić, na czym traci się najwięcej czasu a gdzie jest w miarę ok. Mnie kilka poprawek nasuwa się już teraz, wiem gdzie iść z treningiem mocniej.
Moim głównym startem będzie dopiero etapowy Goretex TransAlpine we wrześniu oraz wcześniej MŚ w Karkonoszach i tam chciałbym osiągnąć górkę formy. Teraz był to ważny start dla nas ale nie byliśmy jeszcze w pełni przygotowani. Bieg miał dać kilka odpowiedzi na pytania.
Marcin: Ja dopiero się uczę ultra więc ciągle nie chcę ruszać za mocno. Transvulcania pokazała, że mam jeszcze duże rezerwy, że im dalej tym lepiej. Odebrałem kolejną lekcję ultra, tego się w naszym kraju nie nauczę. To bieg totalnie inny niż u nas, wszystko było lekcją: chociażby góry, wysokość, przeciwnicy – to kiedyś zaprocentuje, w kolejnych startach.
Marcin, na naszym forum prowadzisz bloga, którego jednak zbyt często nie uaktualniasz a czytelnicy z pewnością są ciekawi treningowych aspektów przygotowań. Możesz kilka słów powiedzieć na ten temat?
Marcin: Trening według mnie mógł lepiej wyglądać, nie był ustawiony stricte pod te zawody – to miało być sprawdzenie się z najlepszymi i dobry start sezonu, w którym głównym startem dla mnie jest Maraton Karkonoski. Sam sobie jestem trenerem więc moja koncepcja jest w głowie. Ciągle mam dylematy co zrobić, żeby było jeszcze lepiej, np. jak zareaguję na poszczególny trening? Trenuję sam, zupełnie sam a szkoda… Czy dobrą drogę wybiorę? Każdy trening to wybór, który trzeba na bieżąco analizować i wplatać w życie codzienne…
Piotrek, jesteś nie tylko zawodnikiem ale też organizatorem, jakie lekcje czy ciekawe obserwacje wywieziesz z Kanarów dla swoich biegów?
Piotr: Oj, podczas takich startów jest mnóstwo rzeczy na które zwracam uwagę z punktu widzenia organizatora. Takich rozwiązań/detali organizacyjnych jest bardzo dużo, a które prowadzą do jak najlepszej organizacji. Niektóre jesteśmy w stanie przenieść na nasze podwórko, inne niestety nie – jak np. budżet, wsparcie władz, wojska, policji, sponsorów. Sam jako organizator Maratonu Gór Stołowych i Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich chciałbym wprowadzić wiele organizacyjnych detali, które spotykałem startując tutaj, na Gran Canarii, Majorce czy w UTMB. Niektóre są jeszcze poza naszym zasięgiem ale niektóre będziemy wykorzystywać.
Uważam, że żeby iść do przodu z organizacją każdy z organizatorów chcący poprawiać swoje imprezy powinien od czasu do czasu startować i podglądać najlepszych. Bez tego nie będzie dostrzegał pewnych błędów u siebie. I to najlepiej startować – wtedy widzimy to oczami uczestnika – a dla niego robimy te imprezy.
Marcin: Tu było pełno kibiców. Punkty odżywcze co 5-10 km, w górach mnóstwo ludzi, którzy kibicują zawodnikom wołając ich po imieniu. Na punkcie w miasteczku oprawa muzyczna ze spikerem. Każdy dzieciak chce przybić piątkę… Pod względem atmosfery biegowego święta jesteśmy daleko w tyle. A atmosfera na mecie? Wow, nie do opisania.
Wiele z tych rzeczy warto by było przenieść do naszych zawodów, choć poziom organizacyjny ciągle rośnie. Myślę, że Piotrek wiele pomysłów zastosuje na MGS (tylko na Transvulcanii i MGS są arbuzy).
Tu w Hiszpanii bardzo dbają o zawodnika, patrz świetne traktowanie elity. Organizator dba również o poziom sportowy.
Kiedyś oglądałem filmy o Transvulcanii i marzyłem o starcie, a teraz to marzenie się spełniło. Warto wspomnieć, że cały wyjazd był możliwy dzięki firmie Salomon. Również dzięki Salomonowi będzie możliwy nasz drugi zagraniczny start w tym roku na GoreTex Transalpine.
Podczas treningów na Wyspach Kanaryjskich pewnego razu przypadkowo wpadliście na Kiliana, czy to prawda?
Piotr: Tak, choć samo spotkanie nie było zbyt długie – sami wykonywaliśmy trening (zbieg 1000 m i podbieg na 7 km) i pod koniec spotkaliśmy na treningu Kiliana z 2 towarzyszącymi mu kolegami. Kilka słów, zdjęcie. Ogólnie to miłe przeżycie spotkać kogoś, o którym się czyta i ogląda niesamowite filmy. To one nakręcają nas do działania – do realizowania marzeń i nowych celów startowych.
Dziękuję za wywiad i za emocje, które towarzyszyły nam kibicom podczas Waszego biegu. Gratulacje raz jeszcze.
Piotr i Marcin: A my dziękujemy wszystkim za kibicowanie.