Redakcja Bieganie.pl
Krzysztof Woliński, mimo tego, że wychował kilku olimpijczyków, był przede wszystkim trenerem – wychowawcą. Osiągnął też sukces sportowy – znalazł i trenował przez wiele lat najlepszych polskich zawodników – Wiolettę Frankiewicz, Rafała Wójcika, Artura Osmana i innych. Wioletta Frankiewicz w Pekinie, podczas Igrzysk Olimpijskich, biegła z czarną krepą naszytą na reprezentacyjną koszulkę – na znak żałoby po Krzysztofie Wolińskim.
Krzysztof Woliński był przez wiele lat trenerem w klubie Granat oraz STS Skarżysko Kamienna. Był też radnym w tym mieście. Poza tym – nauczycielem wychowania fizycznego i lokalnym animatorem sportu. Świętokrzyski Związek Lekkiej Atletyki wybrał go trenerem 60-lecia, należał do Centralnej Rady Trenerów Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. W 2004 roku otrzymał nagrodę Ministra Edukacji Narodowej i Sportu za osiągnięcia trenerskie. W chwili śmierci, na obozie sportowym, na którym prowadził kolejną grupę młodych sportowców, miał zaledwie 50 lat.
Oto, co mówi na temat trenera Wolińskiego Wioleta Frankiewicz, jego najmocniejsza zawodniczka: – "Tak szczerze mówiąc, jest mi ciężko mówić o Krzyśku, jako o osobie, która odeszła. Ja się jeszcze z Jego odejściem nie pogodziłam. Na 2 dni przed moim odlotem do Pekinu Krzysiek był na moim treningu w Spale i pamiętam, że Jego obecność (jak zawsze zresztą) dodała mi energii i w jakiś sposób zmobilizowała do zrobienia go w sposób perfekcyjny, bez grymasu zmęczenia na twarzy. Pamiętam jak po ukończeniu treningu podeszłam do Niego i w skupieniu wysłuchałam jego opinii: "Frania, wiedz, że to nie był za ciężki dla ciebie trening. Przyznam, że aż oko cieszy, patrząc, jak biegasz."
Po tych słowach wiedziałam, że trener Król dobrze mnie przygotował do igrzysk i spokojnie mogę lecieć do Pekinu. Następnego dnia popijając kawę z Krzyśkiem wspominaliśmy stare, dobre czasy, zawodników, trenerów i opowiadał mi o swoich obecnych zawodnikach ,z dumą chwaląc ich charaktery i chęć do pracy.
Szczerze muszę przyznać, że myśląc o Krzyśku, myślę najpierw o Krzyśku-przyjacielu, na którym nigdy się nie zawiodłam i który przede wszystkim mnie wychowywał na dobrego człowieka. Pilnował, aby drogi wszystkich jego zawodników były prawe, wpajał nam życiowe prawdy. Dopiero potem myślę Krzysku- trenerze. Trener, jakich niestety w Polsce już nie ma… A przynajmniej ja takich nie znam.
Zawsze powtarzał mi: "Frania zrozum, ja nie chcę, żebyś ty teraz biła rekordy Polski, trenując bardzo ciężko, ty masz je bić będąc seniorką, na wielkich imprezach , a teraz masz się sportem bawic i ma cię on uczyć jak być twardym, silnym zawodnikiem, a przede wszystkim wykształcić w tobie mocny, waleczny charakter, który Ci pomoże w sporcie, ale przede wszystkim w ŻYCIU". Tych słów mu nigdy nie zapomnę. To dzięki niemu jestem uparta (czasem twierdzą, że za bardzo;)), zawsze dążę do wyznaczonego celu i nigdy nie jest to dążenie do celu po trupach.
Wspomnę jeszcze, że po skończeniu z nim współpracy zaprzyjaźniliśmy się bardzo, również z Jolą, Jego żoną. Wiem jedno, że nie musiał odejść, bym doceniła jakim był człowiekiem! Jego zdanie, opinie zawsze dla mnie były ważne. Podczas finału olimpijskiego słyszałam jak na 200m do mety gwizdnął, co oznaczało "nie czekaj, zapierniczaj, ile Bozia sił w nogach dała!" Dla mnie On wciąż jest obecny…teraz duchem…i tak już pozostanie.
Szanowałam Go jako Wielkiego Trenera, a kochałam jak Ojca.
Wśród wychowanków Wolińskiego jest też Jacek Wosiek, obecnie również trener, m.in. srebrnej medalistki tegorocznych MP na 10000m, Agnieszki Ciołek: – "
"O tej smutnej wiadomości
dowiedziałem się podczas obozu w Szklarskiej Porębie, był to dla
mnie wielki cios. Tego samego dnia spotkałem się z Rafałem
Wójcikiem, który przebywał na zgrupowaniu w
Jakuszycach i powspominaliśmy dobre, stare czasy. Wspomnienia
bardzo mi pomogły, pozwoliły łatwiej przejść przez tą tragedię. Za moich czasów, kiedy
trenowałem w Skarżysku, była spora grupa biegaczy o bardzo dobrych
rekordach życiowych. Mimo, iż byłem medalistą MP moje rekordy
życiowe na tle grupy nie robiły żadnego wrażenia.
Niesamowicie szanowaliśmy naszego
Trenera. Wielu z nas, mieszkając w internacie, spędzało z Nim
więcej czasu niż z rodzicami. Trening mieliśmy zawsze o 14.30.
Pamiętam, że gdy kończyliśmy lekcje o 12, to nie szwendaliśmy
się po mieście, tylko jechaliśmy do Niego do szkoły, gdzie
pracował jako nauczyciel w-f i czekaliśmy na trening – zawsze
było o czym pogadać. Krzysiek bardzo lubił nas uświadamiać w
sprawach treningowych, uwielbiałem słuchać o treningu – co, jak i
dlaczego. Efekt był taki, że na studiach z przedmiotów
związanych z teoria treningu bez żadnego przygotowania i nauki
miałem najwyższą ocenę. Na zgrupowaniach lubił nam pokazać
wszystkie atrakcyjne miejsca w okolicy – trening był nie tylko
związany z wysiłkiem ale i przygodą. Mało jest teraz takich
trenerów.
Co do treningu, to uważam, że
eksperymentował, nie zamykał się w jakimś całkowitym
schemacie…Nie kopiował obciążeń z roku na rok, tylko starał
się dodać coś nowego. Olimpijczycy świadczą, że praca była
dobra. Z naszych sukcesów pamiętam doskonale zwycięstwo w
klasyfikacji drużynowej na przełajowych MP w 1994 roku. Nasz mały
klub zdobył 4 medale – 3 złote i 1 brązowy oraz kilka dobrze
punktowanych miejsc. Krzysiek Woliński pojechał wtedy jako trener
na przełajowe MŚ do Budapesztu. Potrafił po wykonanej pracy
doskonale ocenić kto na jaki wynik jest przygotowany. Nie bał się
powiedzieć – „słuchaj poprawisz dziś rekord Janka
Kowalskiego,uzyskasz taki a taki wynik”. Nie mieliśmy podstaw by
mu nie ufać i się udawało. Raz podczas zgrupowania w Spale
wystartowaliśmy w zawodach – Trener powiedział, że każdemu kto
poprawi rekord życiowy w biegu na 1500m postawi colę – było nas
chyba z 11 osób i wszyscy zrobili życiówki:) Był
bardzo pozytywną, uśmiechnięta osobą – taką na zawsze pozostanie
w mojej pamięci. Dziękuję za wszystko…
– "Był dla mnie zawsze wielkim autorytetem, wspaniałym człowiekiem, ale także wtedy, kiedy trzeba było – przyjacielem – wspomina kolejny wychowanek, Damian Noga – Zawsze będę pamiętał go zarówno z twardej, ale jakże rozsądnej ręki na treningu, za co z całego serca chceęmu podziękować. Będę go pamiętał jako jednego z pierwszych trenerów, któremu zawdzięczam ogromnie wiele. Kiedy przyglądałem się na niego z boku, za młodych lat, widziałem, ile serca wkładał w każdy najmniejszy trening swoich podopiecznych, widziałem także, jak wielką satysfakcję sprawiały mu sukcesy zawodników. Był to człowiek o ogromnej wiedzy sportowej jak i wielkim doświadczeniu życiowym. Zawsze można było zgłosić się do niego z największym problemem życiowym, a on przyjacielskim głosem starał się wyjaśnić, jak powinienem postąpić w danej sytuacji. Wydaje mi się, że świętokrzyski jak i polski sport zawdzięczają mu ogromnie dużo. Jest mi bardzo ciężko pisać te słowa, ale muszę stwierdzić, że śmierć trenera jest wielką tragedią, przez co z całego serca chce złożyć szczere kondolencje jego rodzinie, zawodnikom i przyjaciołom…"
Krzysztof Woliński odszedł młodo, ale tak, jak zawsze żył – trenując zawodników. Podopieczni z jego ostatniego obozu w Spale mówią, że od kilku dni czuł się źle, skarżył się na ciśnienie. Feralnego dnia nie zszedł na śniadanie, poprosił je do pokoju. Nie wyszedł już na trening, a kiedy zaniepokojeni zawodnicy otworzyli drzwi jego pokoju, znaleźli zmarłego trenera pod prysznicem.
– Krzysztofa Wolińskiego poznałem jako zawodnik chyba 16-letni na obozie
kadry olimpijskiej C (tak się to dumnie kiedyś nazywało) – wspomina
Sławomir Szydłowski, obecnie trener – Miał zapał do pracy i co
najważniejsze, wiedział, jak poprowadzić zawodnika, aby ten osiągnął
sukces sportowy na miarę jego możliwości. Jednak trening to jedna
sprawa – druga to wychowanie młodego człowieka – to właśnie
Krzysztof Woliński robił: przede wszystkim wychowywał.
Potrafił i chyba lubił przebywać z młodymi ludźmi, opowiadać o bieganiu i w ogóle o sporcie.
Los sprawił, iż miałem tę
przyjemność poznać go po raz drugi – sam zostałem trenerem i bywałem już po tej drugiej stronie na
wspólnych obozach. Zawsze był chętny do rozmowy – odniosłem
wrażenie, że mimo sukcesów jego zawodników zawsze miał ochotę, aby dowiedzieć się czegoś nowego, jak pracują inni . To cecha, którą posiadło niewielu trenerów. Mówi się, że od każdego trenera można
się czegoś nauczyć: od dobrego tych najlepszych cech, a od złego: jak nie należy pracować. Krzysztof był jednym z mistrzów swojego fachu.
I takim go zapamiętamy.