Redakcja Bieganie.pl
Ekipa Europy zdecydowanie pokonała Stany Zjednoczone – 724,5 do 601,5 w rozgrywanym w Mińsku meczu lekkoatletycznym. Finałowy dzień zmagań pokazał, że w drugiej części sezonu amerykańscy zmiennicy wielkich gwiazd nie są już tak skuteczni. Wśród startujących polskich biegaczy najlepiej zaprezentowali się zdobywcy drugich miejsc w prestiżowych wyścigach: Karolina Kołeczek na 100 m ppł i Adam Kszczot na 800 m. O swoich wrażeniach z zawodów opowiedział nam trener Piotr Maruszewski.
Czytaj również: BIJĄ AMERYKĘ – I DZIEŃ MECZU EUROPA-USA W MIŃSKU
Na stadionie Dynama Mińsk wtorek 10 września był dniem europejskim. Amerykanom nie udało się zniwelować różnicy punktowej z poniedziałku, wręcz przeciwnie – mimo pojedynczych zwycięstw systematycznie tracili dystans do reprezentacji Starego Kontynentu. Na 8 konkurencji do końca wiadomo było, że już tylko masowe „zerówki" mogłyby odebrać zwycięstwo reprezentantom Europy. Szczególnie w konkurencjach technicznych USA notowały ogromne straty punktowe, tym bardziej, że ich konkurenci uzyskiwali naprawdę świetne wyniki – jak np. w rzucie oszczepem panów (90.03 Niemca Vettera) czy skoku wzwyż pań (2.02 Ukrainki Lewczenko).
Bieg na 110 m przez płotki Europejczycy potraktowali poważnie. Zdominował go Orlando Ortega, hiszpański wicemistrz olimpijski, który przewagę zbudował sobie w drugiej części dystansu. Za nim linię mety przeciął Siergiej Szubenkow, wielokrotny medalista mistrzostw świata. Ich czasy nie powalają – 13.21 i 13.39, ale wystarczyły na wystawionych do walki Amerykanów, z których z 13.43 najlepszy był Freddie Crittenden.
Nieco wolniejsze biegi Adama Kszczota w tym sezonie i jego dalsze miejsca na mityngach Diamentowej Ligi mogą niepokoić. W Mińsku podwójny wicemistrz świata pokazał inną taktykę, niż dotychczas, kiedy próbował atakować z końca stawki. Wziął na siebie prowadzenie (około 54 sekund na 400 m oraz 1:21 na 600 m) i odparł szturm konkurentów przy wejściu w ostatni wiraż. Na plecach usiadł mu znakomicie ostatnio dysponowany Amel Tuka z Bośni i Hercegowiny, który ostatecznie zwyciężył z 1:46.77. Polak wytrzymał presję i obronił drugie miejsce przed nacierającym Isaiahem Harrisem, akademickim mistrzem USA z 2018 roku. Po biegu, w wywiadzie dla european-athletics.org nasz reprezentant mówił:
– Wyścig rozpoczął się wolno. Pobiegłem pierwsze 150 m w swoim zwykłym tempie, potem skorzystałem z tego, że prowadzę. Byłem zadowolony, że tak się złożyło. Łatwiej jest się skupić na sobie, gdy widzi się siebie na wielkim ekranie stadionowym… To było niezłe doświadczenie przed mistrzostwami świata – podsumował swój występ „Profesor" Kszczot.
800 m mężczyzn
1. TUKA Amel (BIH) 1:46.77
2. KSZCZOT Adam (POL) 1:46.89
3. HARRIS Isaiah (USA) 1:46.94
4. WEBB Jamie (GBR) 1:47.13
5. KIDDER Brannon (USA) 1:47.20
6. ABDA Harun (USA) 1:47.50
7. LANGFORD Kyle (GBR) 1:47.85
8. DOWNS Robert (USA) 1:49.06
Nie wyszedł kompletnie bieg Sofii Ennaoui. Polka zaczęła sezon późno, poświęcając pierwszą część roku na zaleczenie kontuzji. Startowała dotychczas rzadko i w kratkę. W białoruskim meczu mogła liczyć na przełamanie – w końcu dobry start na zawodach tego typu zaliczyła miesiąc temu w Bydgoszczy zwyciężając w Drużynowych Mistrzostwach Europy. W Mińsku pokonała cały dystans teoretycznie równo, ale jak sama podsumowała po biegu, nie była sobą. Zamykała stawkę i zakończyła rywalizację na przedostatnim miejscu z wynikiem 5 sekund słabszym od rekordu sezonu. Trzymamy kciuki za sympatyczną milerkę, by złapała luz przed Dohą, bo na pewno stać ją wciąż na szybsze bieganie.
Wyścig rozprowadzała Amerykanka Shannon Osika (1000 m w 2:44, a więc tempo na 4:06), która niczym w kolarstwie wyprowadziła na finisz swoją rodaczkę Kate Grace. Ta ostatnia bijąc życiówkę zamknęła świetnie drugą część sezonu, określaną w USA żartobliwie jako „tournee zemsty" – Grace przegrała bowiem na własne życzenie eliminacje krajowe do MŚ w Katarze i teraz jakoby udowadnia swoją prawdziwą wartość.
1500 m kobiet
1. GRACE Kate (USA) 4:02.49 PB
2. OSIKA Shannon (USA) 4:04.92
3. MCCOLGAN Eilish (GBR) 4:05.58
4. CRANNY Elise (USA) 4:05.83 PB
5. COURTNEY Melissa (GBR) 4:06.78
6. BARYSEVICH Daryia (BLR) 4:07.03
7. ENNAOUI Sofia (POL) 4:09.18
8. MACKEY Katie (USA) 4:12.88
Bieg od startu do mety prowadził Dave Kendziera, piąty zawodnik ostatnich mistrzostw USA. Absolutny remis odnotowano między zawodnikami na pozycji piątej (stąd dziwne 0,5 punktu w statystyce końcowej klasyfikacji meczu).
400 m ppł mężczyzn
1. KENDZIERA Dave (USA) 48.99
2. LATTIN Amere (USA) 49.12
3. VAILLANT Ludvy (FRA) 49.20
4. DOBEK Patryk (POL) 49.41
5. MCALISTER Chris (GBR) 49.49 (.481)
5. ROSSER Khallifah (USA) 49.49 (.481)
7. SMIDT Nick (NED) 50.29
8. DUTCH Johnny (USA) 52.96
W rywalizacji kobiet na tym samym dystansie potrójne zwycięstwo zaliczyły Europejki – Ukrainka Ryżykowa (55.32), Szwajcarka Sprunger (55.46) oraz Brytyjka Beesley (55.49). Do ostatniego płotka prowadziła Amerykanka Spencer, jednak brązowa medalistka mistrzostw USA (53.11 uzyskane w Des Moines) nie podniosła nogi wystarczająco wysoko i zahaczyła o listwę. Padła na tartan, a po jeden punkt za ostatnie miejsce dotarła w czasie… 1:41.14, wspierana przez swoje rywalki i publiczność. Na 3000 m przez przeszkody nie było tak dramatycznie, w niezbyt mocnej stawce bieg na własnych warunkach zaliczyła Mel Lawrence, ale jej 9:33.24 i 9 punktów dla reprezentacji USA zostało zrównoważone słabiutkim występem koleżanek (miejsca 6-8).
Komplet punktów na 200 m powinien paść łupem reprezentacji USA. W końcu w światowych TOP 10 jest aż 5 Amerykanów i 3 Amerykanki wobec pojedynczych reprezentantów Europy. U pań faktycznie 1 i 3 miejsce wywalczyły Brittanny Brown (22.61) oraz Kyra Jefferson (22.99), które rozdzieliła Beth Dobbin – brytyjska sprinterka cierpiąca na epilepsję. U mężczyzn zdeklasował jednak rywali Turek Ramil Gulijew, awizowany na gwiazdę Europy na plakatach i grafikach związanych z meczem. Jego 20.16 wyglądało mocno i lekko zarazem. Dopiero pół sekundy dalej finiszował kolejny zawodnik, którym był Włoch Desalu. Goście zza Atlantyku zajęli miejsca 3-6 z przeciętnymi czasami.
– Rozmawiałem z kilkoma trenerami i zawodnikami. Wszyscy byli zdziwieni, że w sprintach padły w Mińsku tak słabe rezultaty – skomentował dla nas, obecny na stadionie Dynama Piotr Maruszewski – Może to kwestia pogody, w każdym razie z boku biegi wyglądały na szybkie, a wyniki padały zaskakująco przeciętne.
Trener Maruszewski miał jednak na Białorusi wiele powodów do satysfakcji. W zeszłym roku mało kto wiedział o jego istnieniu w polskiej lekkiej atletyce, a swoją wiedzę zdobywał na własną rękę, inwestując w obozy, szkolenia, wyjazdy, zagraniczne konsultacje. Złamał też wiele istniejących schematów (o czym opowiadał w wywiadzie dla Bieganie.pl w czerwcu). W Mińsku otrzymał prestiżowe stanowisko trenera Europy i wspierał medalistów największych światowych imprez. Oczywiście najwięcej radości przyniosło mu drugie miejsce i kolejny świetny wynik podopiecznej – Karoliny Kołeczek. Polka, co widać analizując bieg, w połowie dystansu oderwała się od rywalek i znacznie zbliżyła do prowadzącej stawkę Shariki Nelvis – rekordzistki Ameryki w hali. Przy zejściu z ostatniego płotka jak gdyby lekko zachwiała się, ale wpadła na metę z bardzo dobrym 12.86.
– To był kolejny świetny bieg Karoliny. Mówiłem już, że naszym celem jest uzyskać regularność, by o każdej porze dnia i nocy była w stanie pobiec na poziomie 12.80, I to się w tym sezonie udaje – komentował w rozmowie telefonicznej, na kilka godzin po mityngu, Maruszewski. – Ostatnie dwa tygodnie spędziliśmy na obozie w Formii, trenując też z kadrą Włoch. Cieszę się, że tutaj Karolina pokonała zawodniczki, od których jeszcze niedawno uczyliśmy się techniki, takie jak mistrzynię Europy z Berlina Elwirę Herman.
Przed Kołeczek jeszcze jeden sprawdzian dyspozycji podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej 14.09. Potem jedzie na obóz do tureckiego Belek, skąd, jak wielu naszych czołowych lekkoatletów, przeniesie się bezpośrednio do upalnej Dohy.
100 m ppł kobiet
1. NELVIS Sharika (USA) 12.80
2. KOŁECZEK Karolina (POL) 12.86
3. HERMAN Elvira (BLR) 12.92
4. CLAYE Queen (USA) 12.95
5. KORTE Annimari (FIN) 12.98
6. BOGLIOLO Luminosa (ITA) 13.05
7. MCREYNOLDS Tiffani (USA) 13.13
8. BARBER Kaila (USA) 13.64
Najdłuższy męski dystans meczu, czyli 3000 metrów, na swoją korzyść rozstrzygnął doświadczony Ben Blankenship (7:57.48). Długowłosy Amerykanin wytrzymał psychologiczną walkę na ostatniej prostej z zawziętym Hiszpanem Mechaalem. Swoim fantastycznym finiszem nie popisał się tym razem, trzeci na mecie, zdobywca Pucharu Europy na 10000 m Włoch Crippa.
Zawody, w obliczu gigantycznej już przewagi Europy, kończyła mniej emocjonująca sztafeta. Organizatorzy wymyślili dla niej formułę prawie olimpijską. Bieg rozpoczynał mężczyzna na 200 m, ten sam odcinek pokonywała kobieta, potem kolejna zawodniczka biegła 400 m (w tym 100 po torach), wreszcie pałeczkę przejmował ośmiusetmetrowiec. W zwycięskim zespole ze Starego Kontynentu (łączny czas 3:21.13) na swoim koronnym dystansie pobiegła Iga Baumgart-Witan, a piorunujący atak na ostatniej prostej przypuścił Amel Tuka.
W ostatecznym rozrachunku Europa pokonała USA 724,5 do 601,5 punktu. Zawody w Mińsku oglądało się dobrze, chociaż były meczem dwóch reprezentacji zaplecza. Szczególnie widać to było w konkurencjach biegowych, gdzie nie zobaczyliśmy po obydwu stronach najlepszych zawodników (może z kilkoma wyjątkami w męskiej 200-tce, 800-tce oraz na wysokich płotkach). Formuła zawodów rozgrywanych na obiekcie Dynama była dynamiczna, nawet kiedy Europa odskoczyła od USA w tabeli punktowej i rywalizacja straciła impet. Widać było przy tym, że „Team Spirit" jest po stronie Amerykanów, a reprezentanci Starego Kontynentu walczą głównie o indywidualne wiktorie.
Oczywiście trudno wymagać wyśmienitych rezultatów od zawodników, którzy w taktycznych biegach bez
pacemakerów walczą o miejsca i
premie finansowe, a nie bonusy za uzyskane czasy. Jednak fakt pozostaje faktem – na Białorosi, na ponad 2 tygodnie przed katarskimi MŚ, na palcach jednej ręki można wymienić rekordy sezonu, tym bardziej życiówki. Sportowcom zaplecza pozostaje kończyć lekkoatletyczny rok, tym z wąskiej czołówki – łapać luz przed Dohą.