Kolejny wychowanek Kipsanga wygrywa półmaraton w Ołomuńcu
Na konferencji prasowej, która odbyła się po zakończonej szóstej edycji Mattoni Półmaratonu w Ołomuńcu, dziennikarze żartowali, że tradycją biegu staje się fakt, że wygrywa go mało znany biegacz ze stajni Wilsona Kipsanga. Rok temu niespodziewanie wygrał jego pacemaker Geoffrey Ronoh, ustanawiając nowy rekord trasy (pisaliśmy o tym tutaj). W tym roku zwyciężył Josphat Kiptis.
Pretendentami do zwycięstwa w tegorocznej edycji półmaratonu w Ołomuńcu byli Wilson Kipsang (były rekordzista świata w maratonie) i Stephen Kiprotich (złoty mistrz olimpijski w maratonie z Londynu w 2012 r.). Obaj nie zdołali jednak stanąć nawet na podium. Zacznijmy jednak od początku.
W tym roku organizatorzy delikatnie zmienili trasę, pomijając kilkaset metrów, które zawodnicy pokonywali dotychczas po uciążliwej kostce brukowej. W dniu zawodów pogoda od rana była bardzo dynamiczna, deszcz, wiatr, a nawet grad nie zapowiadały wspaniałego widowiska. Na szczęście pod wieczór wyjrzało słońce i osuszyło trasę.
Ci, którzy biegli tu w roku poprzednim wiedzieli czego można się spodziewać, inni zawodnicy jak na przykład Polat Kemboi Arikan byli zupełnie zaskoczeni nierównym zabytkowym podłożem. Po biegu, w którym Arikan zajął 7. miejsce z czasem 1:02:12 wspomniał, że dla niego trasa była bardzo trudna i ciężka, nie biegło mu się tu dobrze.
Nawierzchnia brukowa nie przeszkadzała za to Mary Keitany. Kenijka wygrała bieg kobiet ze świetnym czasem 1:06:38, pokonując dotychczasowy rekord trasy o niemal 2 minuty! Mary powiedziała, że trasa jak dla niej była płaska, a kostka brukowa nie stanowiła problemu. Do 5 km zawodniczki biegły w grupie. Następnie pacemaker i zarazem mąż Mary, przyspieszył, a żona podążyła za nim. Keitany była pewna, że reszta dziewczyn podąży jej krokiem, ale tak się nie stało. Wyraźnie była zadowolona ze swojego występu, zapowiedziała, że chętnie wróci tu za rok. Jej głównym tegorocznym startem będzie jesienny maraton, czy padnie na Berlin, czy Nowy Jork, to się okaże w późniejszym terminie. Z pewnością jej celem na kolejny sezon jest udział w maratonie olimpijskim w Rio de Janeiro.
Druga wśród pań na mecie była Rose Chelimo (1:08:33), a trzecia Angela Tanui (1:08:41). Obie także z Kenii.
Przebieg rywalizacji wśród mężczyzn
Siedząc w aucie przeznaczonym dla fotoreporterów mogliśmy z bliska śledzić przebieg rywalizacji męskiej elity. Tempo pierwszych kilometrów było szarpane, zawodnicy pokonywali je w czasie 2:42 1 km (w roku ubiegłym 2:36), a kolejne pomiędzy 2:59 a 2:45. Poszczególne międzyczasy mężczyzn:
5 km – 14:10 (rekordowy międzyczas z ubiegłego roku 13:48), 10 km – 28:20 (rekordowy międzyczas z ubiegłego roku 28:16), 15 km – 42:36 (przewaga 7 sekund w stosunku do ubiegłorocznego czasu).
Ostatecznie pierwszy na mecie zameldował się Josphat Kiptis z czasem 1:00:21. Drugi był Jonathan Mayo (1:00:32), zaś trzeci Cosmas Birech (1:01:01). Wilson Kipsang po problemach żołądkowych i konieczności zatrzymania się w okolicach 10 kilometra, postanowił kontynuować bieg i uplasował się na 5 pozycji, wyprzedzając na ostatnim kilometrze jeszcze czterech swoich rywali (czas: 1:02:09). Dla Stephena Kiproticha tempo było za szybkie, zakończył on wyścig na 10 miejscu z wynikiem 1:03:07.
22-letni zwycięzca półmaratonu, nieznany dotychczas Josphat Kiptis na co dzień trenuje w grupie Wilsona Kipsanga. Od czasu szkoły, kiedy to zaczął trenować, do teraz jego coachem jest brat Colm O’Conell. Wiedząc, że będzie biegł u boku byłego rekordzisty świata w maratonie, dobrze przygotował się do startu. To był dopiero jego drugi start na dystansie półmaratonu i zależało mu na poprawieniu swojej życiówki (61:23, marzec 2015, Praga). Dość szybko, bo już w okolicach 7 kilometra zdecydował się na atak. Zapytany o to, czy nie obawiał się, że osłabnie biorąc na siebie prowadzenie biegu (w tym roku organizatorzy odeszli od udziału pacemakerów w biegu męskiej elity), odparł, że męczy go bieg za kimś. Zdecydowanie bardziej woli biec obok rywali, a najbardziej na przedzie stawki.
O ile niewiele więcej można było dowiedzieć się o Kiptisie, poza tym, że należy do RunCzech Racing Team, o tyle z Wilsonem Kipsangiem zawsze można porozmawiać i dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy, takich jak np. jakie są jego tegoroczne plany startowe, co aktualnie studiuje (dowiedzieliśmy się, że zajął się matematyką), co oznacza nazwa kalenji czy też co kryje się pod nazwiskami Kenijczyków z plemienia Kalenji.
Po zawodach w Ołomuńcu Wilson wrócił do Kenii, gdzie przez kolejne dwa miesiące zamierza skupić się na przygotowaniach do mistrzostw świata w Pekinie. Stanie tam w szranki z mocnymi rywalami, jak chociażby Dennisem Kimetto – obecnym rekordzistą świata na tym dystansie. Jego głównym celem na jesień będzie prawdopodobnie ponowny występ w nowojorskiej imprezie.
Kalenji, to najliczniejsze plemię zamieszkujące Kenię, ale swoim zasięgiem obejmuje także Ugandę i Tanzanię. Granice ich terytorium nie mają więc wiele wspólnego z wytyczonymi w epoce kolonialnej granicami państwowymi. Wilson uświadomił nas i powiedział nam, że słowo kalenji oznacza "I’m telling you". Z tego co zapamiętaliśmy z opowieści Kipsanga, a było to niezwykle zawiłe, plemię składa się z ośmiu rodów.
Geneza nadawanie dzieciom nazwisk zupełnie nas zaskoczyła. Imię nowo narodzonemu dziecku zgodnie z tradycją nadaje matka, a nazwisko ojciec. Nazwisko to określa na przykład porę roku, porę dnia, albo miejsce urodzenia i tak:
– Kipsang – oznacza urodzonego poza domem, poza wioską,
– Kipkurgat – urodzony w domu,
– Kipkoech – urodzony rano,
– Kiplagat – dziecko płci męskiej urodzone w nocy,
– Jelegat – dziecko płci żeńskiej urodzone w nocy,
– Kiprui – dziecko urodzone w trakcie jakiegoś święta.
Wilson opowiadał nam o wielu innych opcjach, ale niestety nie zapamiętaliśmy tego, bo zaczynało to przypominać już dawny spis nazwisk w książce telefonicznej. Na zakończenie yacool poruszył temat złamania bariery dwóch godzin w maratonie, na co Wilson po raz kolejny odparł, że jest to możliwe.