walczyk
19 maja 2023 Jakub Jelonek Sport

Kamil Walczyk – od 90 kilogramów do zwycięzcy największych biegów w Polsce


Przez całe życie palił i nie prowadził się zbyt zdrowo. Chcąc rzucić papierosy, dość mocno przytył, więc postanowił zacząć treningi biegania, by wrócić do dawnej masy ciała. Miał już wtedy 30 lat, ale bieganie na tyle go wciągnęło, że postanowił poświęcić mu więcej czasu. Praca zmianowa nie sprzyjała treningom, do tego doszły problemy zdrowotne, ale z miesiąca na miesiąc poprawiał swoje wyniki i zaczął wygrywać kolejne biegi. W każdym sezonie przesuwa kolejne granice, a rekordy życiowe doprowadził już do 1:05:47 w półmaratonie i 30:45 na 10 km. Wygrał też m.in. tegoroczny Półmaraton Rzeszowski, mimo że nigdy nie był na obozie sportowym i nie miał nigdy na nogach kolców. Nie trenuje też w ogóle na stadionie. O planach na maraton, łączeniu pracy fizycznej 6-7 razy w tygodniu z treningiem, ambicjach wygrywania i swoim treningu 36-latni biegacz opowiada w wywiadzie przeprowadzonym przez Jakuba Jelonka.

Jakub Jelonek: Kiedy rozpocząłeś treningi biegania i jak to się wszystko zaczęło?

Kamil Walczyk: Nie było to w moim przypadku jak u sportowców, którzy zaczynali trenować od dziecka, choć sporo osób tak właśnie ma, że zaczyna biegać, żeby się odchudzić. Tak było u mnie. Najpierw wprowadziłem dietę, a później zacząłem po prostu truchtać. To była połowa 2017 roku. Moi znajomi startowali w różnych biegach, choć ja nigdy nie spodziewałem się, że pójdę w bieganie. Zawsze byłem za sportem, ale bardziej takim, w którym są piłki. Za dzieciaka jeździłem na zawody w tenisa stołowego z niezłymi sukcesami. Później była piłka nożna, która jest najbliższa mojemu sercu i miałem nawet mały epizod w B klasie. Biegać nie lubiłem, mimo że w szkole jeździłem na zawody, właśnie na te dłuższe dystanse.

Pierwsze zawody zaplanowałem na listopadowy bieg niepodległościowy w 2017 r. w Radomiu. Ale jeszcze dzień wcześniej wyszedłem wieczorem na dwór na papierosa, bo od dziecka paliłem. Słyszę, że coś się dzieje na dworze. Pytam żonę, która wyjaśniła mi: zapomniałam ci powiedzieć, że jest jakiś bieg w Skaryszewie. Tak właśnie zaczęła się ta przygoda. Nie zastanawiałem się zbyt długo, ubraliśmy się dość szybko i pojechaliśmy. Oczywiście obyło się bez rozgrzewki. Pierwsze mojej zdziwienie było o to, jak inni się ubrali. Ja byłem grubo, bo nie cierpię zimna, a chłopaki w koszulkach na ramiączkach. Bieg był na około 5 km. Wyniku nie pamiętam, ale wiem, że było ciężko. Na drugi dzień był wspomniany bieg niepodległościowy w Radomiu i tam pobiegłem na 10 km 43:17, po drodze zawiązując sznurówkę.

FB IMG 1624808308661

Od tego czasu wziąłeś się za treningi?

Trenowałem dalej, choć to za duże słowo. Gdy miałem pierwszą zmianę, to częściej. Jak miałem drugą zmianę, to zdarzało się, że raz czy dwa w tygodniu albo w ogóle nie wychodziłem. Niedaleko mnie jest amatorska drużyna Zabiegany Skaryszew i zacząłem w niej biegać. Robiliśmy różne zabawy biegowe. Ale poza tym moje treningi wciąż wyglądały tak, że wychodziłem sobie jedynie pobiegać, kiedy miałem ochotę i czas. Pamiętam, że w tym czasie takie interwały sobie robiłem, bo nie interesowałem się tym, jak biegać. Nie wiedziałem, jak mam w ogóle trenować i że tak daleko to wszystko zajdzie. Jechał za mną samochód, więc sobie myślałem: do następnego drzewa, słupa – kto będzie szybciej. I tak biegłem wolniej – szybciej. Z takich treningów oraz tych w grupie biegowej po roku potrafiłem biegać niespełna 36 min na 10 km i 1:20 w półmaratonie.

Jak wspomniałem wcześniej, zacząłem treningi w 2017 roku, a więc miałem równe 30 lat. Praktycznie od dziecka palenie papierosów, ogólnie taki imprezowy styl życia prowadziłem, ale w 2016 roku wziąłem ślub, w 2017 urodził się Kacperek i to sporo zmieniło w moim życiu.

A palenie udało ci się zrzucić z dnia na dzień?

Próbowałem rzucić wiele razy. Udawało się na kilka miesięcy, ale później wracałem. Najdłużej wytrzymałem 9 miesięcy przed narodzinami syna. Zazwyczaj byłem chudy, ale rzucenie nałogu swoje zrobiło, waga wskazywała prawie 90 kg. Po czasie wiem, że dobrze się stało, bo inaczej nigdy nie zacząłbym biegać. Niestety już biegając, zacząłem znowu palić: kończąc bieg chowałem się między samochodami i dymiłem. Palenie na dobre rzuciłem dopiero w 2019 roku kiedy zatrudniłem trenera Rafała Czarneckiego, czyli po półtora roku takiego mojego truchtania.

Jak poznałeś swojego trenera – Rafała Czarneckiego?

On jest ze świętokrzyskiego, z Bliżyna, a ja z Makowa, okolice Radomia. Pamiętam, że przyjeżdżał na biegi do nas do Skaryszewa i tam właśnie się zapoznaliśmy. Dziwił się, że rok z kawałkiem biegam, nie mam konkretnych planów treningowych i tak dobrze mi wychodzi. Był najbliżej można powiedzieć, widziałem jego sukcesy i dlatego wybrałem właśnie jego. Wiem, że dobrze trafiłem, bo wyniki poszły w górę i nadal idą, bo to szósty rok biegowy i każdy z progresem. Do tego mam niełatwy charakter i nie każdy potrafiłby go okiełznać. Ale myślę, że właśnie ta upartość, dążenie do celu za wszelką cenę doprowadziły mnie do tych moich sukcesów, pomimo krętej drogi. Jak to mówi Rafał: ja uwielbiam show.

W zeszłym roku zimę trenowałem sam, a pod koniec przygotowań miałem problemy z kręgosłupem, które mam praktycznie od początku mojej przygody z bieganiem. Ale w tamtym roku była kumulacja. Odezwałem się znów do Rafała, bo potrzebowałem wsparcia, chyba bardziej takiego psychicznego. Trenujemy wspólnie, każdy ma swoje pomysły, ale mamy jeden cel – nadal się poprawiać.

Jak godzisz pracę fizyczną na pełen etat z bieganiem?

Pracuję fizycznie tydzień w tydzień, 6 dni w tygodniu, zdarza się i nawet 7. Bywa tak, że prosto z pracy jadę na zawody, czy wracam z zawodów i idę do pracy. Niestety, chcąc nie chcąc zaniedbuję niektóre rzeczy, które są tak samo ważne jak trening biegowy. O regenerację w pełni też ciężko. Dlatego mimo wyników (10 km – 30:45, półmaraton – 1:05:47) nazywam siebie amatorem, choć niektórzy z tym się nie zgadzają.

Masz jakichś sponsorów albo trenujesz innych, żeby dorobić?

Nie mam, bo się nigdy o nich nie starałem. Kiedyś miałem propozycję, ale chciałem być niezależny i podziękowałem. Po czasie chyba żałowałem, bo to była można powiedzieć lukratywna oferta sponsorska, jak na standardy biegowe.

Nie trenuję innych, ale chodzi mi to po głowie. Kilka osób pytało mnie o to, ale zawsze mówiłem, że teraz chcę zająć się w 100% sobą. Jednak mam swoje lata, a gdy się to skończy, na pewno będzie mi brakowało tych emocji, więc można je przeżywać inaczej, ale w tym samym kierunku. Teraz jest mnóstwo trenerów, dwudziestoparoletnich czy trenerów posiadających trenerów, przez co nie jest łatwo się przebić.

Bywasz w ogóle na obozach sportowych?

Nigdy nie byłem na obozie. Trenuję sam, praktycznie pod domem. Mam swoją pętlę 4750 metrów z przedłużeniem do 6 kilometrów. Odcinki krótkie robię na wahadle. Na stadionie byłem może ze dwa razy w życiu. Szkoda mi czasu na dojazdy. Rok temu polecieliśmy do Barcelony, ale na wakacje. Choć udało się tak wszystko zgrać, że zaliczyliśmy trzy w jednym. Wakacje, mecz i bieg, w którym udało się wykręcić życiówkę i dobiec drugi na metę.

Jaki jest twój ulubiony dystans?

Półmaraton. Od 2020 roku przebiegłem ich 21 w różnych województwach. 10 wygrałem, 19 razy byłem na podium, dwa razy dobiegłem 4. Tylko w dwóch pobiegłem powyżej 1:10, ale nie było potrzeby szybciej, bo je wygrywałem. Najszybszy start to wygrany Półmaraton Rzeszowski w tym roku 1:05:47, Tychy w zeszłym roku 1:06:15 i drugie miejsce oraz Radzymin w upale – zwycięstwo z 1:06:52 pokonując m.in Bogdana Semenovicha.

Biegałeś już kiedyś maraton lub planujesz w nim wystartować?

Biegłem go jedyny raz w 2019 roku, ale nie chcę go pamiętać, mimo że wygrałem z czasem 2:49:21. Tym bardziej że był to maraton leśny. Byłem wtedy na deficycie kalorycznym – nie wziąłem żadnych żeli, niczego. Po 25 km nie pamiętałem, jak się nazywam. Dobiegłem tylko dlatego, że miałem dużą przewagę i na mecie czekała na mnie rodzina i znajomi z klubu. Planowałem w tym roku można powiedzieć debiut w maratonie na ulicy, brałem pod uwagę Kraków, ale z obawy na swój kręgosłup zrezygnowałem. Wrócę do tematu pod koniec roku.

Jakie przykładowe treningi robisz?

Każdy potrzebuje innego bodźca. Ja najlepiej reaguję na treningi progowe i okołoprogowe, na przykład 2×6 km czy 10×1 km. Tempo jest uzależnione od formy, okresu przygotowań czy pogody. Pilnuję tętna. W moim planie są też biegi zmienne, podbiegi, za którymi nie przepadam i oczywiście interwały 10/20×200/800 m. W okresie zimowym wykonuję dwa lub trzy treningi jakościowe w tygodniu, kilometraż wynosi 140–160 km, a w okresie startowym do 130 km.

Dziękuję za rozmowę i powodzenia w kolejnych startach!

Zdjęcia: Kamil Walczyk / Facebook

Możliwość komentowania została wyłączona.

Jakub Jelonek
Jakub Jelonek

Były chodziarz, który nieustannie dokądś zmierza (wielokrotny reprezentant Polski i dwukrotny olimpijczyk – z Pekinu i Rio). Współautor biografii Henryka Szosta, Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota oraz książki „Trening mistrzów". Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracownik Uniwersytetu Jana Długosza, a także trener lekkoatletycznych klas sportowych w IV L.O. w Częstochowie. Działa też jako sędzia i organizator imprez, nie tylko sportowych.