Jak się trenuje ze Zbigniewem Królem – Henryk Szost
Kilka dni temu informowaliśmy naszych czytelników o tym, że Henryk Szost, rekordzista Polski w maratonie rozpoczął współpracę z trenerem Zbigniewem Królem. Przed wami pierwszy wywiad z Henrykiem po zmianie trenera.
Adam Klein: Co spowodowało, że przestałeś trenować z Leonidem Shvetsovem, a zacząłeś ze Zbigniewem Królem?
Henryk Szost: Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim czułem, że moje wyniki się zatrzymały. Oczywiście te wyniki, które pobiegałem z Lonią w trakcie czterech lat współpracy są bardzo dobre, ale czułem jednak, że jeszcze nie wykorzystałem swojego potencjału. Wydawało mi się, że się zatrzymałem. Jeśli zawodnik czuje, że bodźce treningowe już nie przynoszą takiego efektu to trzeba coś zmienić. Tak jak kiedyś z Grzegorzem Gajdusem już nie czułem, że możemy coś zmienić, tak poczułem i teraz.
Jak przyjął to Leonid Shvetsov?
Powiedziałem mu, że chciałbym coś zmienić, próbowaliśmy najpierw coś zmieniać w treningu ale efektów nie było. Oczywiście te słabsze wyniki nie są tylko efektem niewystarczająco dobrego treningu, czasem też różnych przypadków losowych. Na przykład Fukuoka (grudzień 2014, wyniki 2:10:22), była biegana jak gdyby z marszu, bez wystarczająco dobrych przygotowań. Zresztą Japończycy nie robią grup szybszych i wolniejszych, jest jedna grupa która leci pierwszą połowę w 1:03 i możesz się załapać lub nie, ja nie byłem wtedy gotowy na takie bieganie.
W Warszawie (ORLEN 2015, wynik 2:10:11) też nie było dobrych warunków, mocny wiatr, deszcz. Czyli nie był to tylko trening, ale jednak czułem, że nie miałem tej mocy jaką myślę, że mógłbym mieć. W jakimś momencie zacząłem myśleć o zmianie trenera. Zresztą zbyt długa współpraca pomiędzy zawodnikiem i trenerem zwłaszcza, jeśli wyniki się zatrzymują to nie jest dobra sytuacja. Lonia się ze mną zgodził, powiedział, że pewnie rzeczywiście trzeba coś zmienić.
Rok 2012, Henryk Szost wbiega na metę Lake Biwa Marathon, z nowym Rekordem Polski, 2:07:39. 6 marca 2016 znowu pobiegnie w Lake Biwa. (foto: Victah Sailer dla Bieganie.pl)
A jak to się stało, że w końcu jest trener Król?
Przyglądałem się temu całemu „rynkowi” trenerskiemu. Myślałem o trenerze Gigliottim, byłym trenerze Baldiniego, ale on nie ma czasu, jest zresztą już starszym człowiekiem ze zobowiązaniami wobec włoskiej federacji. Trenerów specjalizujących się w maratonie i mających regularne sukcesy praktycznie nie ma. Wtedy pomyślałem o rynku polskim. A jednocześnie zastanawiałem się czego przez te ostatnie lata w moim treningu brakuje czy brakowało. I stwierdziłem, że przez cztery lata pracy z Lonią ja praktycznie w ogóle nie robiłem siły biegowej. Były tam oczywiście przypadki jakichś podbiegów, ale opierałem się na długich tempach, zabawach biegowych. No i jeśli chodzi o siłę biegową to chyba nie widzę w Polsce lepszego specjalisty niż Zbigniew Król. Pracując ze średniakami ma w ogóle inne do niej podejście. Jest poza tym takim trenerem analitykiem, dużo czyta. I pomyślałem, że byłby najlepszym wyborem. I tak się ta nasza współpraca od grudnia rozpoczęła. Tak naprawdę to są dopiero początki, na ten pierwszy maraton (6 marca) to pewnie jeszcze ten trening Loni będzie głównie rzutował, ale już teraz widać zupełnie inną pracę.
Razem ustalaliście co będzie dla Ciebie najlepsze?
Całkowicie koncepcję treningową zostawiłem w rękach nowego trenera. Oczywiście rozmawialiśmy i wytłumaczyłem co dawało najlepsze rezultaty w treningu Leonida Shvetsowa a co nie.
Spotkaliście się?
Oczywiście znamy się od lat, ale tak, także się spotkaliśmy. Trener chciał zobaczyć jak obecnie wyglądam technicznie, jak biegam. Lokalizacja, to też jest zaleta, trener Król mieszka w Krakowie a ja w Muszynie, dzieli nas 150 km, wsiadłem w samochód i podjechałem na dwa dni. Trener chciał mnie zobaczyć ale i wytłumaczyć czego oczekiwałby ode mnie jeśli chodzi o siłę biegową.
No i co trener stwierdził?
Trener stwierdził, że jeśli chodzi o technikę to lepiej nic nie zmieniać bo można łatwo coś zepsuć. Jeśli chodzi o sztangę – co powiedziałem trenerowi – to w tym aspekcie jestem sceptyczny, ale siłę biegową mogę robić.
Trening siły jest dla mnie zupełnie nowym treningiem, sprawia mi to niemałe problemy, bardzo mnie spina. Ja jestem zawodnikiem, który wykorzystuje raczej dobrą technikę, swobodę biegania, duże wahadło, a tutaj, przy tej sile, jestem tak pospinany, że następnego dnia nie jestem w stanie osiągnąć żadnych szybkości.
Ale jednocześnie czuję, że daje to efekty i z czasem będzie mi to coraz mniej przeszkadzało a raczej oczywiście pomagało. Na pewno czuję się silniejszy. Z wiekiem wiadomo, że wytrzymałość się utrzymuje ale siła spada. Wydaje mi się, że to dobry kierunek.
Jakoś ingerujesz w treningi?
Ja każdemu trenerowi ufam, Nie wtrącam się do treningów. Dopiero zawody pokażą czy koncepcja była dobra czy nie.
Jak się komunikujecie?
Oczywiście dalej jest to współpraca mailowa, skype’owa.
No to co takiego robisz, co nie jest sztangą, a co powoduje, że masz potem problemy z szybkością?
Opieramy się na skipie, wieloskoku, nie robimy nic więcej. Trener mówi, że nie ma u mnie sensu poprawiać techniki tylko trzeba wzmacniać. Takiej czystej siły, czyli skipu (skipu A) i wieloskoku robię w granicach 2,5 do 3 km.
Ile czasu Ci to zajmuje?
Trening wygląda tak, że robię 100 m skipu, nawrót i od razu 100 m wieloskoku, nawrót i od razu 100 m skipu. Jest to praktycznie ciągły wysiłek, a przerwy są tylko po to, żeby dosłownie złapać powietrze.
Czyli to jest nie tylko siła ale sam trening dosyć intensywny?
Tak, to jest mocny, intensywny trening. Zresztą tu w górach robienie tego jest podwójnie ciężkie niż na dole. Jest to mocny bodziec. Zajmuje to około 40-50 minut. Dość długi trening.
Czyli trener właśnie tak chciał, żebyś to robił tak praktycznie bez przerwy, tak?
Tak, ja nigdy nie byłem zawodnikiem który coś kombinował i dokładał do treningu coś od siebie. Trener wysyła mi plany a ja się ich trzymam i nic nie kombinuję, zwłaszcza jeśli chodzi o siłę, której praktycznie nigdy nie robiłem Trochę podbiegów było jeszcze u Grzegorza Gajdusa. Skipu i wieloskoku nie robiłem ani u Grzegorza ani u Loni. To jest dla mnie coś całkowicie nowego i o to też chodziło, żeby to dla mnie było nowe, nowy bodziec.
I co innego robisz?
Mam poza tym do biegania II zakres, zabawy biegowe, tak więc ta intensywność jest dosyć duża, sporo jest w tygodniu akcentów. Gdybym miał porównywać obecny trening z treningiem u Loni, to u Loni było mniej treningów ale więcej konkretów. Tutaj na przykład zacząłem od II zakresu, siły biegowej, czterysetek i trzydziestki, to była taka czterodniówka, nakładające się na siebie zmęczenie, ciężki trening. A u Loni pierwszym akcentem były od razu trójki (czyli powtórzenia 3 kilometrowych odcinków biegane w ambitnym tempie – przyp. redakcji). Tutaj trening jest zupełnie inaczej ułożony, w tym upatruje też dodatkowych korzyści, że sama zmiana będzie już dla mojego organizmu wartościowym bodźcem który pozwoli mi wskoczyć na ten poziom poniżej 2:10.
Mówiłeś trenerowi jak ciężko się czułeś po tych treningach siłowych?
Tak, oczywiście. Mamy cały czas ze sobą na Skype kontakt. Ten trening, który tak szczególnie odczułem, to było jeszcze przed przyjazdem do Albuqerque, następnego dnia miałem jakieś czterysetki, ale trener powiedział że teraz nie będzie to już takiego natłoku akcentów i że będę się czuł lepiej, zresztą kolejny tydzień już będzie ułożony inaczej. Zależy mi oczywiście na tym, żeby ta siła nie zabijała mi szybkości startowych które mam osiągać.
A jak się czujesz wytrzymałościowo, na długich odcinkach?
Bardzo dobrze, ósmego dnia po przyjeździe tutaj pobiegłem trzydziestkę nad Rio Grande, po 3:37 na tętnie poniżej 160. Więc to pokazuje, że wszystko jest ok.
Jaką robisz teraz objętość?
Nie dużą, teraz wyszło pewnie około 120 km tygodniowo. Ale myślę, że ta objętość nie będzie duża, mam jakieś doświadczenie. Na pewno zostaną te trzydziestki, które mają przypominać organizmowi, że to jednak ma być maraton. Ale pewnie tak jak u Loni nie miałem dużej objętości, może 170, 180 to był maks, raczej 160. Raczej wolałbym przy tym zostać, żeby nie zwiększać ryzyka urazów, chyba, że trener będzie chciał tą objętość zwiększyć, to ok.
A trener jakoś zmienia założenia w zależności od tego co się dzieje, jak się czujesz? Jak mu to komunikujesz?
Trener ma dostęp do mojego profilu Garmin Connect. Kiedy pobiegłem tą trzydziestkę to nawet powiedział, że za dobrze to wygląda. Drugi dzień po przyjeździe miałem rozbieganie, dwudziestkę pobiegłem chyba po 3:48/km. Potem biegałem drugi zakres, po 3:24 na tętnie 175, jak dla mnie książkowo. Potem siłę, potem czterysetki, i trener mówił, że bardzo dobrze to wygląda.
Ja mówię: Ok, trenerze, może dobrze, ale jak zrobiłem tą siłę, to tych czterysetek nie mogłem biegać. Oczywiście jakoś to przebiegłem, miałem do zrobienia 20 x 400 m i pobiegłem to bardziej jak zabawę biegową, po 70 sek. na przerwie 1:20. Ale trener powiedział, że spokojnie, że wiedział, że tak będę pospinany, że to było planowane. Powiedział też, że teraz będę po sile miał dzień przerwy, żeby nogi się rozluźniły.
To mi się też podoba, że trener nie zmienia co chwila koncepcji, że mówi: „Oj to zrobimy inaczej, a może nie?”, że jest konsekwentny. Dlatego też poszedłem do trenera Króla, bo jest to trener, który ma dużą pewność siebie jeśli chodzi o podejście do treningu i jego planowania. Sam jestem doświadczonym zawodnikiem i gdybym pracował z trenerem, u którego widziałbym niepewność w kwestii tego co robimy dalej, że boi się, lub zmienia koncepcje bo ja się trochę ciężej czuję, to nie chciałbym z nim dalej współpracować. Muszę mieć człowieka, który jest pewny siebie, który mi nakreśli drogę jaką mam iść, mam się nie wahać. Jeśli zobaczyłbym u trenera jakąś iskierkę wahania, że trener się gubi to współpraca by się skończyła, dlatego z trenerem Królem mam duży komfort.
Ile w tym momencie wiesz do przodu co będziesz robił?
Tydzień, trener daje tygodniowy plan. To mi bardzo pasuje. U Loni miałem takie trzydniowe bloki. To też mnie trochę zmotywowało do zmiany trenera, Lonia potrafił mi dać trzydniowy trening a potem zapominał przysłać co dalej, miał tyle spraw na głowie. Od trenera oczekuję minimum zainteresowania, żeby się zapytał jak mi poszedł trening. Jestem jednak zawodnikiem na poziomie 2:07 – 2:08 – 2:09, a Lonia zapominał mi pisać planów treningowych. Ja się za to na niego nie gniewałem, nie dochodziło do jakichś sporów ale było to dla mnie niekomfortowe, często było dużo nerwów. Zdarzało się, że pojechał gdzieś na tydzień na jakiś maraton piasków czy faraonów i zapomniał mi przygotować plan. Ja nie mogę sobie na coś takiego pozwolić, że nagle nie mam planu treningowego, nie chcę szukać co to było w tamtym roku o tej porze, analizować, po to mam trenera.
Lonia mi mówił wprawdzie, żebym mu się przypominał, ale ja też nie jestem taki, żebym co chwila dzwonił i prosił o plan. Biegam jednak na jakimś poziomie i jedyną próżność jaką mam w sobie to jest to, żeby trener się interesował tym co robię i żebym ja nie musiał się prosić o trening. Ciężko jest w ten sposób współpracować myśląc o dobrych wynikach.
Ze zdrowiem wszystko ok?
Tak, ok. Tu na początku było chłodno, ale jest sucho, słoneczna pogoda, więc nie łapie się infekcji, teraz temperatura ma iść w górę, warunki bardzo dobre.
Do kiedy jesteś w Nowym Meksyku?
Do 19 lutego jestem w Stanach, 40 dni, długi czas. Potem wracam do Polski i na kilka dni przed startem jadę do Japonii.
Żadnego sprawdzianu nie będziesz biegał?
Trener chciał, żebym coś pobiegł, ale ja z moich doświadczeń wiem, że nie potrafię pobiec startu treningowo, za dużo serca i zdrowia zostawiam na takich startach.
Ale zdarzały się takie sytuacje że to wychodziło dobrze, jak zrobiłeś życiówkę w Wiedniu to trzy tygodnie wcześniej biegałeś w Warszawie.
Tak, ale może mógłbym pobiec w Wiedniu lepiej? Generalnie taktyka jest taka, że nie kombinuję i trzymam się tego co wychodzi, Jeśli przez te cztery lata nigdzie nie startowałem i maraton dobrze wychodził to nie ma powodu, żeby to zmieniać.
W głosie słyszę sporo optymizmu.
Tak, czasami człowiek jest już zmęczony relacjami międzyludzkimi, ta zmiana ma też taki efekt, że jestem bardziej zainteresowany co będzie jutro czy w kolejnym tygodniu. Nie każdy trener pewnie by się też podjął współpracy ze mną. Zresztą we wszystkich wywiadach, które trener udzielał zawsze mówił, że najłatwiejsze, to wytrenować maratończyka. [Zbigniew Król: Król polskich trenerów, Bieganie.pl, rok 2008]. Jeżeli tak jest, to ja się bardzo cieszę, że trener ma taką wiedzę. Mówię to z lekkim uśmiechem, dopiero na maratonie zobaczymy jak to będzie, ale jeśli trener mówi, że to takie łatwe to świetnie. Ma możliwość wykazania swoich umiejętności trenerskich.