Redakcja Bieganie.pl
A w czym ci jest najwygodniej? Która z tych dyscyplin jest ci jest najbliższa?
Powiem, w czym mi jest najprzyjemniej. Na pewno najlepiej się czuję uprawiając narciarstwo wysokogórskie. Daje mi to niesamowicie dużo satysfakcji, poczucie wolności. Można iść w góry i za każdym razem zjechać inną trasą, wybrać inny wariant. To w tym sporcie czuję się najlepiej i najbardziej swobodnie.
Z tego, co wiem, to jesteś też trenerem i stąd masz szerszą perspektywę. Jak w tej roli się odnajdujesz?
Pracuję w Klubie Sportowym „Pieniny” od piętnastu lat i bardzo dobrze czuję się w roli trenera. Ta praca daje mi bardzo dużo satysfakcji. Na treningach kajakowych jest zupełnie inny kontakt z młodzieżą. Jest dużo zaangażowanych zdolnych chłopaków, którzy poświęcają każdą wolną chwilę, jak ja kiedyś, żeby się realizować w tym sporcie. Swoją pracą i wynikami, jakie osiągają zawodnicy udowodniłem, że kajakarstwo w Szczawnicy, można wyprowadzić na wysoki poziom. Od piętnastu lat właściwie nie wracamy z ważnych imprez sportowych bez medalu, są to głównie Mistrzostwa Polski młodzików, juniorów i seniorów, ale zdarzały się też medale mistrzostw świata i Europy. Specyfika w klubie jest niestety taka, że szkolimy młodzież do poziomu juniorskiego, czyli do 18-20 roku życia. Potem chłopcy, jeśli chcą się dalej rozwijać zmieniają kluby. W Szczawnicy jest trudna sytuacja finansowa, nie mamy warunków, żeby na wysokim poziomie przygotować zawodnika.
Jak trenuje w takim razie Jacek Żebracki? Poproszę też o jakieś fajne ćwiczenie dla czytelników.
W sezonie przedstartowym mam swój ulubiony trening. Próbuję się zajechać na interwałach. Jest takie powiedzenie w slangu sportowców, że organizm musi zobaczyć, kto tu rządzi. Lubię się tak do końca wypompować. Wykonuję „trzyminutówki” na dużych intensywnościach, a dokładnie ponad progiem.
W lipcu 2015 wbiegłeś na Mont Blanc ustalając rekordowy dotychczas w Polsce czas 4 godzin 17 minut*. Jak zdobywa się Białą Górę w takim tempie?
Do końca nie wierzyłem, że uda mi się wybiec. Wiemy, jak jest w górach. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby trafić na dobre warunki, przede wszystkim pogodowe i to jeszcze musi się połączyć z dobrą dyspozycją w danym dniu. Na pewno trzeba być dobrze przygotowanym kondycyjnie, bez tego nie ma szans.
*[Jacek Żebracki 15 lipca 2015 roku wbiegł na szczyt Mont Blanc, 4810 m n.p.m. z miejscowości Les Houches w 4 h 17 min, zbiegł w dwie godziny. Całość zajęła mu 6 h 31 min. – przyp. red.]
Jak długo trzeba się przygotowywać, by wejść na dach Europy tak szybko?
Pod względem kondycyjnym takie przygotowanie zajęło mi kilka lat. A etap taktyczny, topograficzny i aklimatyzacja to były dwa tygodnie. To nie odległość jest problemem tutaj, nie samo przewyższenie, ale wysokość powyżej 4000 metrów. Rozrzedzone powietrze, mniej tlenu, gorsze zdolności motoryczne i wytrzymałościowe. Wcześniej byłem tam na szkoleniu z GOPRu, w międzyczasie chodziliśmy po lodowcu w rejonie Aiguille du Midi, spaliśmy kilka nocy na wysokości 3500-3600 m. Tam się dobrze zaaklimatyzowałem i byłem zdziwiony, że mój organizm tak dobrze zniósł wysiłek na wysokościach powyżej 4000 m. Właściwie nie odczuwałem tej wysokości. Bardzo dobrze mi się szło, ponieważ strome odcinki trzeba było iść, natomiast nawet na wysokości Dôme du Goûter (4200 m n.p.m.) byłem w stanie biec. Wcześniej musiałem przygotować się również taktycznie do tego wszystkiego: co wziąć, żeby było jak najlżej oraz topograficznie. Zaczynałem bieg, kiedy było jeszcze ciemno, musiałem znać każdy zakręt tej ścieżki. Dwa dni wcześniej przeszedłem dolny odcinek trasy, a trzy dni wcześniej byłem na Mont Blancu z moim kolegą z GOPRu. 15 lipca 2015 to było moje czwarte wyjście na Mont Blanc. Pokonywałem tą górę w różnych kierunkach i z różnych stron, wiedziałem co może mnie spotkać.
Takie „zabawy” są inspirujące dla innych. Niejeden z nas sobie pomyśli: też bym tak chciał, na pewno też tak mogę. Co byś powiedział, radził takie osobie? Jako goprowiec – studziłbyś ten zapał, czy wręcz przeciwnie? A jako sportowiec?
Jako ratownik górski na pewno bym studził zapał. Są pewne etapy przygotowania. Należy poznać przede wszystkim swój organizm i to, jak zachowuje się na dużych wysokościach. Trzeba posiąść nie tylko umiejętność biegania, ale i umiejętność przebywania w górach. Trzeba umieć posługiwać się czekanem i rakami, wiedzieć jak się zachować jak jest duża ekspozycja, jest ślisko, są szczeliny…To są podstawy. Nie trzeba jechać w Alpy, żeby te umiejętności posiąść. Bardzo dużo jest szkoleń u nas w Tatrach, gdzie można się nauczyć tych podstaw i wykorzystać je w naszych górach, a dopiero potem jechać dalej, mogą to być Alpy czy Kaukaz. Jako sportowiec z kolei zdaję sobie sprawę, że takie duże wyzwania mogą być inspiracją. Trzeba próbować realizować swoje marzenia, ale trzeba to dobrze przemyśleć, żeby było bezpiecznie. Nie narażać się niepotrzebnie.
Nie ciągnie cię pójście ta droga? Zdobywać w ten sposób szczyty – jak Killian, jak Egloff?
Bardzo mnie ciągnie… Jest jednak problem, czasowy i finansowy. Można to zrealizować w trochę innej formie. Dziesięć dni po moim wbiegnięciu na Mont Blanc razem z Anią Figurą zrealizowaliśmy fajny projekt. Przebiegliśmy i przeszliśmy cztery najwyższe szczyty w Tatrach* w bardzo dobrym czasie. W ten sposób też chciałbym się realizować, mam różne pomysły na takie wyczyny w Tatrach. Chociaż nie ukrywam, jakby była okazja, chciałbym wyjechać w wyższe góry. Uważam, że stać mnie na to, jako sportowca.
*[Ania Figura i Jacek Żebracki przebiegli „Wielką Czwórkę”, czyli Gerlach, Lodowy Szczyt, Durny Szczyt i Łomnicę w dniu 22.07.2015 w 8 h 45 minut starując w Wyżnich Hagach, a kończąc w Tatrzańskiej Łomnicy. Trasa liczyła 22 km i 3500 m przewyższenia oraz posiadała różne trudności, w tym trójkowe odcinki grani – przyp. red.]
Góry najwyższe. Byłeś tam już, nie chcesz wrócić? Zdobywać ośmiotysięczniki?
W 2013 roku byłem pod Dhaulagiri. Chciałbym jeszcze raz spróbować. Wtedy pogoda nie dawała szans na to, żeby wejść na górę. W wyższych partiach codziennie wiał wiatr ok. 100 km/h, uniemożliwiając już nie tylko wyjście na szczyt, ale skuteczną aklimatyzację. Jeśli chodzi o ośmiotysięczniki, to już poważna organizacyjnie i finansowo wyprawa.
A bieganie – jesteś w tym bardzo dobry, choć tak jak Ania Figura, którą trenujesz, nie trenujesz pod bieganie lecz pod narty. Nie ciągnie cię, by częściej startować i wygrywać?
Sezon letni raczej traktuję jako sezon przygotowawczy do zimy. Staram się wybrać dwa, trzy, czasem cztery starty, na więcej nie mam czasu ze względów zawodowych. Na wiosnę rozpoczyna się sezon kajakowy. Już od połowy kwietnia często jest tak, że zawody są co weekend, a ja z racji swojej pracy jestem na nich obecny. Zdaję sobie również sprawę, że nie byłbym w stanie przez cały rok utrzymywać wysokiej formy. Wolę się przygotować do zimy, wtedy mam trochę więcej czasu, a okres letni i jesienny to okres przygotowawczy do sezonu narciarskiego.
Trochę o GOPRze. Jak patrzysz na nas, na turystów, to jacy jesteśmy: niesforna gromadka ceprów, którzy nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństw czyhających w górach czy może jednak dostrzegasz w nas więcej rozwagi i rozsądku? Jak to się zmienia? Czy w ogóle się zmienia? Obserwujesz wzrost świadomości wśród turystów? Co cię najbardziej denerwuje – jako goprowca – w turystach?
W ostatnich latach jest znaczna poprawa jeśli chodzi o świadomość górską w Polsce. Coraz więcej jest ludzi przygotowanych do chodzenia po górach. Oczywiście, zdarzają się ludzie kompletnie nieprzygotowani, idą w góry się opalać, na nogach mają klapki, ręcznik na ramionach, a tu nagle pogoda się zmienia. Takie sytuacje się zdarzają. Jednak przebywając w Tatrach widzę naprawdę dużo osób na szkoleniach z podstaw turystki, zwłaszcza zimowej. Co mnie najbardziej denerwuje? Zmienia się pogoda, zaczyna padać deszcz, są błyskawice, a ludzie mimo wszystko dalej idą do góry, z klapkami na oczach, bo ich celem jest tylko wyjść na szczyt. Ostatniego lata widziałem kilka razy, gdy zbliżała się burza, a ludzie nie zważając na to, co się dzieje, szli w górę. Cel mieli jasno określony, a że się warunki zmieniły, jakoś się nie przejmowali. Różnie się to kończy.
Czyli pokory nigdy za dużo, a sztuka odpuszczania jest wciąż unikatowa. Uczysz WF-u, masz codziennie kontakt z dziećmi, już starszymi. Widzisz tam jakiś talent, następcę Żebrackiego, Bargiela, Sobczyka –pozwól, że wymienię tych, którzy biegają i realizują się w narciarstwie wysokogórskim?
Trudno jest z tą młodzieżą. Trudno ją zachęcić do uprawiania sportu. Łatwiej jest może przekonać młodzież do gier zespołowych, gdzie jest więcej rozrywki. Natomiast sporty, o których mówisz, wymagają systematycznej pracy nad sobą. Kiedy dzieci słyszą o dystansie powyżej 1,5 km, załamują się, jest to dla nich nieosiągalne. Jest też parę perełek, z których kiedyś mogą wyrosnąć osoby wybitne wytrzymałościowe. Miałem niedawno bardzo dobrego kajakarza pod swoją opieką, Wiktora Czaję, który rok temu przerzucił się na narciarstwo biegowe i odnosi sukcesy na arenie ogólnopolskiej. Jakieś talenty i perełki są, ale wszystko wymaga pracy. Nie można się zachwycać, że ktoś mając 12-13 lat jest świetny i może spocząć na laurach. Ciężko dzieci przekonać, że to musi być systematyczna praca, bez względu na pogodę i samopoczucie.
Czyli jak wychować dobrego sportowca? Jak z młodego talentu da się zbudować sportowca wyczynowego? Czy dzieci sport zawodniczy w ogóle interesuje?
Myślę, że przede wszystkim nie ma się z czym śpieszyć. Nieraz jest tak, że „złą robotę” wykonują rodzice. Myślą, że z młodej osoby, w wieku kilkunastu lat zrobią od razu mistrza świata. Z tym trzeba powoli, bo potem przynosi to odwrotne skutki. Taka młoda osoba, która jest namawiana czy przymuszana do uprawiania ciężkiej dyscypliny i treningów, potem się od tego odsuwa. Musi być dużo zabawy, frajdy, rywalizacji z rówieśnikami o podobnych umiejętnościach. Nie należy za wcześnie wchodzić w wysokie obciążenie. Są wyjątki potwierdzające regułę, jak Andrzej Bargiel, który podczas treningu w wieku 18-19 lat potrafił zrobić 4000-5000 metrów przewyższenia. To był już trening na poziomie Kiliana.
Jakie plany na ten sezon?
Na pewno będę się realizował sportowo tu, na miejscu. W tym roku raczej odpuszczę ściganie się ze względu na problemy z nerwem kulszowym, które nękały mnie całą zimę ale jest już lepiej więc zabieram się do pracy. W czerwcu natomiast razem z Michałem Jaroszem organizujemy eskapadę biegową wokół Tatr oraz obóz Tatry Run Academy.
Bieg wokół Tatr? Coś nowego, opowiedz więcej?
Razem z uczestnikami obozu będziemy chcieli w tydzień obiec Tatry dookoła. Myślę, że to bardzo fajna inicjatywa, której jeszcze nikt dotąd nie robił. Turystyka biegowa ma coraz więcej zwolenników, a my chcemy wyjść do tych ludzi z taką właśnie ofertą. Trasy przygotowaliśmy tak, aby ludzie, którzy są w stanie biec w tempie 6.30/km i mają w swoich nogach chociaż jeden maraton mogli uczestniczyć w tym obozie.
Więcej na temat wyprawy wokół Tatr i obozu Tatry Run Academy w oddzielnych tekstach:
Kuszące wyzwanie. Dziękuję ci za rozmowę i życzę powodzenia!
rozmawiała: Małgorzata Jachacz-Łopata
www.e.ultratrailrunner.pl