22 lipca 2011 Redakcja Bieganie.pl Sport

Iwona Lewandowska – od medali do doktoratu


Charakterna,  buńczuczna, (ci, co jej nie znają powiedzą: humorzasta), umie postawić na swoim. Najbardziej ją wkurza, gdy nie ma racji i musi się do tego przyznać. To cała Iwona Lewandowska. Choć bieganie to dla niej sposób na życie, to czasem nie chce się jej iść na trening. Ta wiosna należała do niej. Najpierw zdobyła srebrny medal na Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych, potem ustanowiła klasę mistrzowską w półmaratonie – 1:14:10. Na początku sezonu na bieżni zdobyła pierwszy w karierze złoty medal na 10000 m i reprezentowała Polskę na Pucharze Europy w Oslo, gdzie poprawiła swój rekord życiowy – 33:33.52. Swoją przyszłość wiąże z maratonem, bo, jak przyznaje, chciałaby się kiedyś pochwalić swoim dzieciom, że była Olimpijką. Związana z biegaczem, Michałem Bernardellim, który często pomaga jej jako „zając” na treningach. Miała romans z biegami przeszkodowymi, na których zdobywała medale Mistrzostw Polski, ale bez skrupułów je rzuciła dla „ulicy”. Choć odnosi sukcesy w sporcie, to dla niej za mało. Wkrótce zostanie doktorem Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Z Iwoną Lewandowską rozmawia Aleksandra Szmigiel.
IMG_9670.JPG
Iwona Lewandowska (fot. Ola Szmigiel)

Po raz pierwszy w karierze sięgnęłaś po złoty medal Mistrzostw Polski Seniorów.  Jak wspominasz bieg na 10000 m?

Na dobry wynik w zawodach składa się wiele czynników, tym razem nie dopisała pogoda. Trudne warunki atmosferyczne w postaci silnego wiatru i niskiej temperatury nie sprzyjały w Lidzbarku Warmińskim w osiąganiu świetnych rezultatów. Złoty medal oczywiście cieszy, gdyż wywalczony został praktycznie w samotnym biegu, z nowym rekordem życiowym, poprawionym o prawie półtorej minuty. Wspomnienia z biegu są bardzo pozytywne – zwycięzcy raczej nie mają w zwyczaju narzekać na bieg, który właśnie wygrali. Biegłam bez zmęczenia i czułam się jak na treningu. Po raz pierwszy nie przerażała mnie liczba okrążeń, które pozostały do pokonania linii mety. Gdy wyszłam na prowadzenie, postanowiłam pobiec równym, mocnym tempem. Takim sposobem z okrążenia na okrążenie zyskiwałam kolejne metry przewagi. Dzięki temu, że miałam przed sobą kolejne dublowane koleżanki, próbowałam zmobilizować się, by do końca walczyć o czas. Przed biegiem, wiadomo, każdy myśli o złotym medalu, jednak dla mnie i mojego trenera bardziej liczył się bardzo dobry bieg z „życiówką”, której nie będę musiała się wstydzić.

 Wiem, że masz taką właściwość, że po przerwie w treningu, bardzo szybko umiesz wrócić do formy. Tak było też przed Mistrzostwami na 10000 m.
Tak, bo kontuzji Achillesa i 3 tygodniach przerwy zaczęłam biegać. Miesiąc spokojnych treningów pozwolił mi na zdobycie dwóch medali srebrnych (indywidualnie i drużynowo) na  Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych w Zamościu. Od Półmaratonu Warszawskiego, gdzie poprawiłam rekord życiowy (1:14:10), zaczęłam porządnie trenować. Przed samymi mistrzostwami przebywałam na tygodniowym obozie w Szklarskiej Porębie, gdzie biegało mi się rewelacyjnie i co najważniejsze szybko. Trenowałam tam razem z koleżankami i kolegami z grupy pod okiem naszego trenera Marka Jakubowskiego. Z takimi sparingpartnerami i w takiej atmosferze aż chciało się trenować. Obóz nie był długi, ale był to pierwszy obóz od dłuższego czasu, którego nie musiałam finansować z własnych środków. Był on nagrodą od mojego klubu „Vectra-DGS” Włocławek za medal z przełajów.

2011.03.12_335.JPG
Na przełajach Iwona przegrała jedynie ze swoją klubową koleżanką, Kasią Kowalską.
(fot. Ola Szmigiel)

 Potem trenowałaś z na obozie w Sankt Moritz. Jak znosiłaś tamtejsze warunki?
Rzeczywiście, za Mistrzostwo Polski spotkała mnie miła niespodzianka od państwa Ani i Piotra Bielińskich z firmy Action, którzy bardzo pomagają mi w osiąganiu moich sportowych celów. Dzięki ich finansowemu wsparciu udało mi się pojechać na mój pierwszy, prawdziwy wysokogórski obóz. St. Moritz to piękne miejsce, nie tylko dla biegaczy, ale i dla turystów. Tutejsze krajobrazy nastrajają optymistycznie, aż chce się biegać. W wysokich górach byłam nowicjuszem, ale pokładałam pełne zaufanie w moim trenerze i jego ogromnym doświadczeniu. Przez pierwszy tydzień biegałam spokojnie. Nie było problemów z aklimatyzacją, więc można było swobodnie wejść w mocniejszy trening.  

Muszę zadać standardowe pytanie, które zwykle interesuje czytelników.  Pamiętasz jak zaczęła się twoja przygoda ze sportem?
Takich rzeczy się nie zapomina. Byłam w pierwszej klasie szkoły średniej i zostałam wystawiona do drużyny na międzyszkolne zawody lekkoatletyczne, rozgrywane na OSiR we Włocławku. Wystartowałam kilka razy na dystansie 400m i okazało się, że przegrywałam bardzo niewiele z trenującymi dziewczynami. W końcu trenerka Agnieszka Nowakowska namówiła mnie na treningi dwa razy w tygodniu. Później przeniosłam się do internatu i po roku już miałam srebrny medal na HMPJM na 1000m.

IMG_9689.JPG
(fot. Ola Szmigiel)

Biegałaś kiedyś z niezłym skutkiem na 3000 m pprz. Nie żałujesz, że już raczej nie będziesz          startować na tym dystansie?
3000m pprz to chyba nie był dystans dla mnie. Jedyne czego mogę żałować, to że nie będę startować często na 1500 m.  Szczerze mówiąc, to nigdy nie chciałam biegać „belek”, choć nigdy tak naprawdę się ich nie bałam. Uważam, że sporo kontuzji przez nie mi się przyplątało, ale wspomnienia są jak najbardziej miłe. Mogę opowiedzieć nie jedną historię o tym, jak pokonywałam przeszkody i jak przeszkody pokonywały mnie…

Trenowałaś kiedyś z trenerką Agnieszką Nowakowską, teraz jesteś podopieczną Marka Jakubowskiego. Lepiej trenuje się z kobietą, czy mężczyzną?
Trenowałam z trenerką Agnieszką od samego początku, to ona zaszczepiła we mnie tę chęć do biegania i radość z sukcesów. Można powiedzieć, że znałyśmy się jak „łyse konie”. Kiedyś nawet nie wyobrażałam sobie przejścia do innego trenera, wolałabym skończyć z bieganiem. Potrafiłyśmy żyć jak najlepsze przyjaciółki, ale i też ze względu na nasze, powiedzmy trudne charaktery, potrafiłyśmy rzucać w siebie „błyskawicami”. Przenosząc się na studia do Warszawy, uznałyśmy razem z trenerką, że tzw. trening na kartkę, czy drogą mailową związany byłby z dużymi komplikacjami i raczej nie sprawdziłby się na dłuższą metę.

Czyli w ten sposób znalazłaś się w grupie, jak w to nazywacie – Jakubowski Team. Jak się układa współpraca?
Według mnie trener Marek jest najlepszym i najbardziej doświadczonego trenerem biegów długich w Polsce. Współpraca układa się pomyślnie, bo trener jest złotym człowiekiem, bezkonfliktowym, bardzo spokojnym i opanowanym – czyli prawie dokładnie moje przeciwieństwo. Uważnie mnie słucha, obserwuje na treningu, wie jak się czuję każdego dnia, jednak do planu treningowego nie wtrącam się i nie dyskutuję. Mam do niego ogromne zaufanie i wierzę, że razem osiągniemy wiele sukcesów na arenie sportowej. No i chyba nie mniej ważna jest atmosfera na treningu. Zwykle w naszej grupie Jakubowski Team jest bardzo wesoło – przed, w trakcie, po każdym treningu i pomiędzy nimi. Czasami od śmiechu tak bolą mnie mięśnie brzucha, że wpisuję sobie do dzienniczka treningowego, że robiłam brzuszki  😉

Po twoich dobrych startach w półmaratonie, możesz powiedzieć, że lubisz biegać bardziej ulicę?
Tak, lubię startować na ulicy. Zdecydowanie lepiej biega mi się „dychę” na ulicy niż takie 25 okrążeń na stadionie. Ale zapewne tutaj dużą rolę odgrywa psychika. Jestem zawodniczką, która wychodzi ze stadionu, dlatego jestem przyzwyczajona do bieżni, do rywalizacji ramię w ramię. Podobno nawet nie mam kroku maratońskiego. Na ulicy biega się trochę inaczej, dopiero zbieram doświadczenie, gdyż za wiele tych „połówek” i „dych” nie przebiegłam w swoim życiu. Mimo to, z każdym kolejnym startem, coraz bardziej mi się to podoba – szczególnie jak wygrywam.

Przebiegłaś połówkę, czy po niej nie miałaś lekkiego stracha przed debiutem w maratonie? Czy raczej byłaś pozytywnie nastawiona?
Nazwałabym to raczej ciekawością. Lubię wyzwania, a mając za trenera Marka Jakubowskiego, żaden maraton nie był mi straszny. Traktuję to w ten sposób: nie mam nic do stracenia, a każdy wynik lepszy od mojego rekordu życiowego będzie sukcesem. Otwarcie mogę powiedzieć, że już nie mogę się doczekać kolejnego maratonu. Owszem, przed każdym startem jest i powinna być nutka stresu. Przed pierwszym maratonem raczej była to cała melodia obaw i niepewności. Mam nadzieję, że kolejnym razem też będzie odpowiadał mi jej rytm, działając na mnie mobilizująco. Koncentruję się zatem na treningach wierząc, że ciężka i wytrwała praca zaprocentuje na docelowej imprezie. Jak się jest w formie, to bieganie jest samą przyjemnością i mam nadzieję, że tak właśnie będzie na maratonie, który planuje pobiec na jesieni.

IMG_9675.JPG
(fot. Ola Szmigiel)

Czy to prawda, że niedługo zostaniesz doktorem?
Mam taki zamiar, muszę tylko zakasać rękawy.

Opowiedz w takim razie o swojej pracy doktorskiej.
Moje zainteresowania oscylują wokół biochemii wysiłku fizycznego. Wstępnym tematem mojej pracy badawczej jest: „Analiza maksymalnych powysiłkowych poziomów mleczanu we krwi u lekkoatletów a szybkości uzyskiwane w biegu przeszkodowym i biegu maratońskim”.

Właśnie, widziałam na zawodach, że robiłaś nawet badania na sportowcach!
Tak, przeprowadziłam je na zawodnikach biegających dystanse z przeszkodami,  maratony i półmaratony. Dokonywałam pomiaru mleczanu we krwi, czyli zakwaszenia, bezpośrednio po ukończonym biegu.

I po co było te kłucie?
Oznaczenie powysiłkowych stężeń mleczanu we krwi na zawodach pozwolą na uzyskanie informacji, jakie procesy energetyczne odgrywają najważniejszą rolę w badanych konkurencjach. Na tej podstawie można będzie dokonać wyboru takich środków treningowych, które optymalnie przygotują organizm do wysiłku wykonywanego w czasie zawodów, poprzez odtworzenie intensywności tego wysiłku w procesie treningowym.

Brr, brzmi bardzo specjalistycznie… A myślałaś już, co będziesz robić w życiu jak przestaniesz kiedyś biegać?
A przestanę biegać? (Śmiech)

Dobra odpowiedź 🙂 Ale na pewno czasem nie chce ci się wychodzić na trening. Jak się wtedy mobilizujesz?
Gdy nie chce mi się iść na trening, to myślę,  że są ludzie, którzy pracują, zajmują się domem, rodziną i wychodzą jeszcze na treningi. Jak im się chce, to mi ma się nie chcieć?

A w życiu Jesteś rozważna czy romantyczna?
Mam raczej skomplikowany charakter, na pewno niełatwy. Według mojej subiektywnej oceny, troszkę we mnie rozważnej i troszkę romantycznej. Tak pół na pół. Myślę, że połączenie zdrowego rozsądku z optymalną dawką emocji i uczuć to najlepsze rozwiązanie.  U mnie często przeważają emocje, ale na szczęście teraz mam kogoś rozważnego, kto potrafi nad nimi zapanować.

No właśnie, związałaś się z biegaczem. Po twoich wynikach sportowych widać, że miłość uskrzydla. A co się dzieje, jak masz zły humor?

Jak mam zły humor to Michałek ma przekichane, a na treningu stoper się przegrzewa.

REKORDY ŻYCIOWE:

MARATON – 2:41:58
PÓŁMARATON: 1:14:10
10000 M – 33:33.52
3000 M Z PRZESZKODAMI: 10:10.01
1500 M: 4:25.87

FORUM DYSKUSYJNE

Możliwość komentowania została wyłączona.