I Zimowy Ultramaraton Karkonoski za nami – ale widoki!
I Zimowy Ultramaraton Karkonoski przeszedł do historii. 52 – kilometrowy bieg odbył się 8 marca 2014 r. Wydarzenie było poświęcone pamięci Tomka Kowalskiego, który zginął w marcu zeszłego roku, podczas wyprawy na Broad Peak.
fot. G. Lisowski
W przeddzień biegu po odprawie technicznej, został wyświetlony film o Tomku, dzięki czemu zawodnicy bliżej poznali zarówno sylwetkę patrona biegu, który sam był ultramaratończykiem, jak i ideę Zimowego Ultramaratonu.
W dniu biegu o 5 rano na starcie zjawiło się 147 zawodników, w tym 20 kobiet. Warunki na trasie były bardzo dobre, o czym świadczy m.in. wynik najlepszego zawodnika – Bartka Gorczycy, który przybiegł na metę w czasie 4h 34 min. Najszybsza kobieta, Sabina Giełzak, pokonała trasę w czasie 5h 34 min. Co prawda w tym roku nie było spektakularnych warunków zimowych, jak zwykle bywa w marcu w Karkonoszach, ale piękna pogoda i niesamowita widoczność z pewnością zapadną na długo w pamięci zawodników. Chwilę po wschodzie słońca czołowi zawodnicy osiągnęli Przełęcz Okraj, skąd ruszyli Czarnym Grzbietem w kierunku najwyższego wzniesienia na trasie – Śnieżki, dalej przez Przełęcz Karkonoską, Śnieżne Kotły i Halę Szrenicką, na metę ulokowaną na Polanie Jakuszyckiej.
fot. G. Lisowski
Na ceremonii wręczenia nagród stawiła się zdecydowana większość zawodników, tworząc niesamowitą atmosferę i gromkimi brawami gratulując zwycięzcom. Nagrody wręczali m. in. rodzice i brat Tomka Kowalskiego, wiceburmistrz Karpacza, Ryszard Rzepczyński oraz naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR, Olaf Grębowicz oraz organizatorzy biegu – Agnieszka Korpal, Ania Kautz i Grzegorz Łuczko. Po wręczeniu nagród zawodnicy i wolontariusze wspólnie bawili się na przyjęciu integracyjnym w atmosferze sprzyjającej wymianie wrażeń i doświadczeń biegowych zawodników.
Osobne, wielkie podziękowania należą się ponad 80 wolontariuszom. To dzięki ich zaangażowaniu i dobrej energii zawody zostały sprawnie przeprowadzone oraz bardzo pozytywnie odebrane przez zawodników.
fot. Piotr Dymus
Warto dodać, że Zimowy Ultramaraton Karkonoski im. Tomka Kowalskiego odbył się dzięki wsparciu i przy pomocy sponsorów i partnerów, którzy zaufali debiutującej imprezie – za co serdecznie dziękujemy.
Mamy nadzieję do zobaczenia za rok!
Wyniki I Zimowego Ultramaratonu Karkonoskiego
Mężczyźni
1. Bartosz Gorczyca – 4:34:30.329
2. Piotr Karolczak – 4:53:16.827
3. Piotr Bętkowski – 4:55:17.805
4. Daniel Chojnacki – 5:05:32.325
5. Piotr Paszyński – 5:09:13.808
6. Łukasz Belowski – 5:10:59.651
7. Kamil Grudzień – 5:11:51.373
8. Maciej Marcjanek – 5:15:05.838
9. Andrzej Dąbrowa – 5:15:16.543
10. Grzegorz Uramek – 5:18:28.875
Kobiety
1. Sabina Giełzak – 5:34:22
2. Ewelina Pisarek – 6:06:39
3. Justyna Żyszkowska – 6:09:41
fot. Piotr Dymus
Relacja Sabiny Giełzak
Jeżeli chcesz rozbawić Boga, opowiedz mu o swoich planach – tak Agnieszka Korpal zachęcała do udziału w Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim – memoriale Tomka Kowalskiego. Chociaż często, stojąc na linii startu biegów górskich, zadaję sobie pytanie o sens takiego biegania, tym razem żadnych wątpliwości nie było i odkąd pojawiła się informacja, że takie zawody zostaną zorganizowane, wiedziałam, że chcę tam wystartować.
Start biegu został zaplanowany na godzinę piątą rano – to pora, o której częściej chodzę spać niż wstaję. Większość uczestników to jednak chyba ranne ptaszki, bo po sygnale startu spora grupa zawodników rusza tempem spłoszonych antylop. Co to ma być? – No jak to, wyścig pod kościół. Po około kilometrze asfaltu szlak skręca w las, zaczyna się wyprzedzanie.
fot. Michał Dudek
Biegi górskie to taktyka. Buty z kolcami czy bez? Jakie nachylenia mam podbiegać, a jakie podchodzić? Jak sobie podzielić trasę, w którym momencie przyspieszyć? Dla mnie trasa biegu dzieli się na dwie części: krótszą do Śnieżki (22 km) i resztę (30 km). Pierwotne założenie było takie, że ściganie zaczynam od szczytu Śnieżki. Na pierwszym kilometrze zmieniam strategię. Bo bieg jest krótki, warunki są dobre. Jak się nie pobiegnie mocno na początku, to potem nie ma gdzie nadrabiać. Podbiegi w pierwszej części trasy są dyskusyjne – zwykle, zwłaszcza w początkowej fazie zawodów, nie biegam takich nachyleń, tylko w większości podchodzę. Zwykle jednak startuję w nieco dłuższych zawodach. Tylko dziewczynko, żebyś później była konsekwentna i w drugiej części trasy też biegała takie podbiegi.
Z pierwszej części trasy najbardziej podoba mi się zbieg wyschniętym strumieniem za Budnikami. Robi mi się też trochę ciepło. No, to kiedy ostatnio trenowałaś w górach? A te podbiegi ostatnio to czemu odpuściłaś? Pilnuję, żeby przynajmniej raz na godzinę włożyć sobie do ust kawałek Kinder Czekolady i w miarę często pić. Jak się ścigasz, to nie narzekaj, że masz pod górę. Nie na tym biegu.
fot. Piotr Dymus
Śnieżka. Ktoś z obsługi biegu mówi, żeby uważać, bo za zakrętem zaczyna się lód. Przecież te zbiegi to moja szansa, tutaj nie mogę zamarudzić tylko dlatego, że jest ślisko. Łapię się łańcuchów i zbiegam. Chyba dobrze, bo chłopaki, z którymi zaczęłam ten zbieg, zostają w tyle. W Domu Śląskim uzupełniam picie w bidonach. I co teraz, dziewczę? Miałaś przyspieszyć… – Eeee… to może koło Odrodzenia? Brakuje mi teraz dokładnej znajomości profilu trasy. Wiem, że gdzieś jest jeszcze kilka pomniejszych podbiegów, ale nie umiem ich dokładnie umiejscowić. Szczęśliwie widoczność jest dobra, więc siłami gospodaruję w zależności od tego, co widzę przed sobą. Tylko co zrobić, jak się przed sobą na grani Karkonoszy widzi krasnala ogrodowego z oznaczeniem trasy przyczepionym do gipsowej czapeczki? Pewnie jest najszczęśliwszym krasnalem ogrodowym na świecie, skoro ma taki duży ogródek z widokiem na okolicę. A może mi się tylko wydawało, że na szlaku w śniegu stał krasnal ogrodowy…. Oglądam się za siebie, krasnal stoi jak stał. Tylko sobie dziewczynko teraz wymówek nie szukaj, w domu wpiszesz w Google i na pewno coś tam znajdziesz o tym krasnalu. Właśnie teraz jest moment na konsekwentną realizację tego, co wymyśliłam na starcie. W zasadzie się udaje. Kolejny dowód na to, że jestem dzieckiem szczęścia.
Płaski odcinek przed Szrenicą biegnę razem z Arturem Gruszczyńskim. Mijałam się z nim od domu Śląskiego i na płaskich odcinkach mi uciekał, ale z uwagi na przybliżającą się metę decyduję zacisnąć zęby i się tym razem nie dać. Na Hali Szrenickiej jest ostatni punkt żywieniowy, ale pomimo tego, że picie mi się kończy, omijam schronisko i skręcam od razu w lewo w kierunku Jakuszyc. Skoro jest 15 km w dół, to chyba jakoś to przebiegnę i bez wody… Znowu odczuwam skutki niezapamiętania profilu trasy. Wprawdzie mapa z wyposażenia obowiązkowego jest w plecaku, ale myślę sobie, że lepiej już będzie zrobić jakąś głupotę na zbiegu niż tracić czas na wyjęcie tej mapy. Od biegnącego obok kolegi dowiaduję się, że jest jeszcze jakiś podbieg na asfalcie. Na jakim asfalcie? W Karkonoszach byłam ostatnio chyba 5 lat temu na Przejściu Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej. Wstyd się przyznać, ale w Jakuszycach nie byłam nigdy.
fot. Piotr Dymus
Gdy wybiegam na asfalt, sędzia mówi mi, że został kilometr. Jak to kilometr!? Niedokładnie zapoznałam się z przebiegiem trasy, w wyniku czego wmówiłam sobie, że trasa ma 55 km. W okolicach mety nigdy nie byłam, więc nie orientuję się, że coś nie gra z tymi 55 km. Myśląc, że do mety mam jeszcze kilka kilometrów i spodziewając się, że tyły mam dość bezpieczne, rezygnuję z podbiegania górek na krętej szutrówce prowadzącej do mety. W ten sposób dogania mnie Artur Gruszczyński, który zdecydował się na skorzystanie z punktu odżywczego na Hali Szrenickiej. No dobra, skoro on biegnie, to ja chyba też muszę. Patrzę sobie na garmina, kilometr od sędziego na asfalcie dawno już minął. No, to gdzie jest ta meta? Na skarpie przy ostatnim zakręcie siedzi koleżanka z rajdów – Inga Wyroślak, mówi, że zostało 100 metrów. Za zakrętem okazuje się oczywiście, że metrów jest ze 200 :).
Bieg skończyłam z czasem 5h 34 min na 17 miejscu w klasyfikacji generalnej. Na mecie czułam się, jakbym w Dungeons & Dragons wyrzuciła dwie dwudziestki – po pierwszym kilometrze zmieniłam założenia na bieg, a patrząc na swoje poczynania biegowe w miesiącu lutym to wysypanie się w okolicach połowy trasy było bardzo realne. Od Hali Szrenickiej biegłam z pustymi bidonami i nawet tego nie odczułam. Sprzętu też chyba lepiej dobrać nie mogłam. Tylko w Googlach nie było nic o tym krasnalu. „Kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty.”
fot. G. Liskowski i P. Dymus
Zwycięzca w kategorii mężczyzn przybiegł na metę równą godzinę wcześniej, uzyskując wynik, który pewnie długo pozostanie rekordem trasy. Rzadko kiedy zimą na grani Karkonoszy nie wieje wiatr i jest na tyle ciepło, że można się zgrzać, biegając bez kurtki. Śnieg leżał tylko na grani, lód był wyłącznie na zbiegu ze Śnieżki. Dla mnie te zimowe warunki, które były teraz, okazały się chyba nawet lepsze niż w lecie, bo po ubitym śniegu biegało się przyjemnie, czego już nie można powiedzieć o zalegających na grani i odsłoniętych latem kamieniach.
Pod względem organizacyjnym impreza zasługuje na miano debiutu roku (jestem tego pewna pomimo tego, że rok się dopiero zaczął) – Agnieszce i jej ekipie należą się duże brawa zarówno za sam bieg, jak i za atmosferę zakończenia i późniejszej imprezy integracyjnej.