IAAF broni się przed zarzutami o zaniedbania, które skutkować mogły powszechnością dopingu. W przededniu mistrzostw świata w lekkiej atletyce dyscyplina mierzy się z potencjalnie największym skandalem w historii.
Są trzy rodzaje kłamstwa: kłamstwo, bezczelne kłamstwo i statystyka – przeciwnicy IAAF sięgną pewnie po powiedzenie przypisywane Markowi Twainowi, bo federacja właśnie liczbami obstawiło swą linię obrony. Niemniej ważna od liczb jest jednak ich interpretacja – tu każda ze stron ma własną.
W oświadczeniu z 4 sierpnia IAAF podało, że:
Zleciło przeprowadzenie ponad 19 tys. badań przesiewowych krwi od 2001 r., w tym 8 tys. w latach 2001-2009.
Od 2001 r. przeprowadzono 8,8 tys. badań moczu – zarówno na zawodach, jak i poza nimi, zazwyczaj w następstwie nietypowych wyników badań krwi.
Od 2001 r. na stosowaniu EPO przyłapano 141 lekkoatletów.
Od 2009 r. federacja zgromadziła ponad 11 tys. próbek krwi w ramach prowadzenia Paszportu Biologicznego (ABP) i 7,4 tys. próbek moczu. Próbki te wprowadzono do systemu ADAMS, który pomaga w wyłapywania przypadków dopingu.
Od 2011 r. ponad 150 paszportów zostało skierowanych pod ocenę panelu eksperckiego, z czego 63 sprawy panel ten uznał jako przypadki nietypowe – 39 sportowców już ukarano, 24 czeka na decyzję.
Budżet IAAF na walkę z dopingiem w roku 2014 wyniósł ponad 2 mln USD.
Dział medyczny i antydopingowy IAAF zatrudnia 10 osób.
To – w przekonaniu IAAF – świadczy o tym, że stowarzyszenie nie bagatelizowało problemu dopingu i wespół z WADA (Światową Agencją Antydopingową, która jednoznacznie poparła stanowisko władz lekkoatletycznych) dbało o czystość w sporcie.
Posługując się jedynie liczbami, można jednak napisać, że biorąc pod uwagę liczbę uczestników MŚ z 2011 r. (prawie 2 tys.):
Nie każdy zawodnik na poziomie mistrzowskim został przebadany przynajmniej raz w roku (wykonuje się statystycznie 1357 badań rocznie)
Liczba pobranych próbek krwi rocznie od 2009 roku wyniosła średnio 1833, co w przeliczeniu na ilość zawodników startujących w MŚ daje niespełna jedno badanie rocznie – z takiej ilości niemożliwym jest stworzenie rzetelnego paszportu biologicznego. Paweł Czapiewski, rekordzista Polski na dystansie 800 m, podważa skuteczność paszportu. Zawodnik w rozmowie z bieganie.pl przyznaje, że nie był monitorowany sukcesywnie, tylko wyrywkowo. Dodatkowo podczas Mistrzostw Świata w Edmonton w 2001 r., gdzie zdobył brązowy medal, nie miał pobieranej krwi podczas badania antydopingowego, tylko mocz.
Na jednego etatowego pracownika z departamentu antydopingowego IAAF przypada statystycznie prawie 200 zawodników klasy mistrzowskiej.
Według Tomasza Lewandowskiego, brata i trenera Marcina, „porządne” badanie antydopingowe kosztuje około 1 tys. EUR. Przy budżecie antydopingowym IAAF w wysokości 2 mln USD daje to możliwość wykonania z grubsza licząc 2 tys. badań rocznie.
Dziennikarze brytyjskiego dziennika „Sunday Times” i niemieckiej stacji ARD twierdzą, że efekt jest taki, że IAAF zignorował przynajmniej 800 wyników krwi, które były nienaturalne, bądź mogły sugerować doping. Dziennikarze dotarli do 13 tys. próbek, pobranych od 5 tys. sportowców w latach 2001-2012. Według ich ustaleń, jedna trzecia medali imprez najwyższego szczebla w konkurencjach wytrzymałościowych mogła zostać zdobyta przez lekkoatletów, których można podejrzewać o przyjmowanie dopingu.
Kontrowersji dostarcza również wypowiedź szwedzkiego badacza dopingu i naukowca Bengta Saltinego: Obserwowaliśmy w latach 2008 i 2010 parametry krwi Kenijczyków przyjeżdżających na zawody do Europy. Wskaźniki są znacznie wyższe niż w latach ubiegłych, takie wskazania nie były wcześniej obserwowane, tak, więc nie ma wg mnie wątpliwości, że odbywa się tam jakaś manipulacja krwią. Parametry krwi mogą ulec zmianom na lepsze. Jest to możliwe i jak najbardziej wskazane, ale stosując naturalne metody jak np. trening wysokogórski. Gwałtowny wzrost z miesiąca na miesiąc o np. 25% hemoglobiny czy ferrytyny jest niemożliwy bez użycia zakazanych substancji i metod. Stanowi to bezsporny dowód na użycie dopingu.
Co na to oficjele? David Howman, dyrektor generalny WADA, zwrócił uwagę na fakt, że „nietypowe dane krwi, które mogą być w bazie z lat z 2009-2012, nie muszą wskazywać na doping”. Rzeczywiście, nie muszą. Często markery ulegają np. naturalnemu sfałszowaniu pod wpływem np. choroby, zmęczenia powysiłkowego itp. (więcej tutaj: „Mini przewodnik po morfologii, czyli jak krew potrafi oszukać sportowca” ). Dodatkowo na zmiany wpływa sama procedura badania próbki. Wysoka temperatura, zbyt długie przechowywanie materiału poza środowiskiem chłodniczym, niewystarczająca ilość dodanych odczynników, czy po prostu błąd ludzki to tzw. poziom błędu, który statystycznie wynosi 5 proc. Jednak laboratoria, zajmujące się próbkami, są certyfikowane i charakteryzują się najwyższymi standardami na świecie – wydaje się więc, że błędów nie może być więc aż tyle, na ile wskazują liczby, przytoczone przez „Sunday Times” i ARD. Ktoś tu sam musi być w błędzie.
IAAF oficjalnie zażądało wszystkich wyników, jakie mają w posiadaniu media, a sugerowanie dopingu określiło oczywiście jak nieodpowiedzialne, wprowadzające chaos w środowisku oraz atmosferę podejrzliwości i nieufności. Zarzuciło ponadto wyrywkową analizę pojedynczych wyników, bez rozpatrywania paszportu biologicznego zawodników.
Tomasz Lewandowski uważa że samo budowanie paszportu biologicznego przez IAAF jest jednak nieprzemyślane i wyrywkowe. O ile badanie antydopingowe może składać się z badania moczu albo krwi, o tyle tworzenie paszportu obejmuje przemyślaną serię badań krwi w ciągu roku, co, jak mówi trener Marcina Lewandowskiego, jest obecnie fikcją.
Jak jest z tym w innych federacjach sportowych? FIS (Światowa Federacja Narciarska) przeprowadza kontrole podczas każdego Pucharu Świata i innych zawodów oraz tworzy paszporty biologiczne. Monitorowanie jednego zawodnika oznacza nawet kilkanaście badań rocznie. Kontrole zdarzają się nawet wczesnym rankiem w prywatnych domach i trafiają do program ADAMS. Czyli: można.
Współczesny sport, a w szczególności lekkoatletyka to jednak bardzo dochodowy produkt marketingowy. Za pojedynczymi startami stoją koncerny farmakologiczne, reklamodawcy, sponsorzy, media i widzowie, a nagrody dla sportowców są coraz wyższe. To w końcu show, które się sprzedaje i musi robić wrażenie. Nadludzki wyczyn okupiony oszustwem? IAAF jest odpowiedzialna za czystą grę. WADA pomaga w analizie próbek, ale o tym, co zrobić z wynikami decydują już władze lekkoatletyczne.
Czy IAAF manipuluje wynikami, by zwiększyć oglądalność dyscypliny i jednocześnie osiągać większe wpływy kosztem uczciwych zawodników? Na takie pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Jedno jest pewne – dyscyplina mierzy się z potencjalnie największym skandalem w historii, a na odparcie zarzutów już nie tylko ze strony dziennikarzy, ale również zawodników (ich manifest o czystość w sporcie poniżej), potrzebować będzie solidnych dowodów.